niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 4

~Jenny~

Spojrzałam na niego. Dłonie zacisnął w pięści i stał nieruchomo. Chciałam już odejść, ale poczułam ucisk w nadgarstku. Dan zaciągnął mnie do jakiegoś ciemnego rogu. 
-Możesz mi powiedzieć, jesteśmy chyba przyjaciółmi?-powiedziałam patrząc mu w oczy
-Jesteśmy...-przytulił mnie-W dzień, w którym zginąłem dziewczyna ze mną zerwała, to były walentynki... zostawiła mnie dla mojego przyjaciela... to mnie bardzo zabolało... chciałem się jej wtedy oświadczyć, a ona tak po prostu mnie wyśmiała...-mówił załamanym głosem
-Nadal ją kochasz?
-Nie, udało mi się o niej zapomnieć, ale dzisiaj kiedy zobaczyłem ciebie i Liam'a całujących się, zabolał mnie ten widok...-puścił mnie z uścisku-Wy jesteście razem?
-Co? Nie, to był tylko taki impuls...-zawstydziłam się
-A chciałabyś z nim chodzić?
Czy chciałabym? Nie wiem... ale? Może to jakoś wyminę...
-Dla mnie to jeszcze za wcześnie, aby stwierdzić czy jestem w nim zakochana.
-Nie pytałem czy jesteś zakochana, czy podoba ci się Liam?
-No wiesz jest przystojny, ale...
-Ale?
-No...
-Powiedz po prostu, że ci się podoba!
-No dobra! Podoba mi się! Dziękuję przyjaciółko...
-Chyba przyjacielu.
-Nie, bo zachowujesz się jak dziewczyna!
-Ej!-szturchnął mnie w ramię
-No co? Nie słyszałam żeby chłopak i dziewczyna rozmawiali o chłopaku, który podoba się dziewczynie.
-Widzisz, jestem wyjątkowy!
-Co racja to racja.-uśmiechnęłam się szeroko
-Chodź tu!-"otworzył" ręce do uścisku
Zachichotałam i przytuliłam się do Dan'a. Nagle zadzwonił dzwonek. Ruszyliśmy do budynku szkolnego. Ja skończyłam już zajęcia, ale nie Dan. Odprowadziłam go do klasy i poszłam do zagrody. Nie tylko Rose chciała zdobyć zaufanie jednorożca. Po drodze wzięłam dwie marchewki i jedno jabłko. Podeszłam do odpowiedniej zagrody. Spojrzałam na śpiące zwierzę. Otworzyłam drzwiczki od zagrody. Jednorożec otworzył szybko oczy i wstał. Patrzył na mnie ze strachem. Uniosłam rękę z marchewką i położyłam podarunek na ziemi po czym delikatnie je pokulałam, aby wylądowało blisko zwierzęcia. Niepewnie powąchał marchewkę i zjadł. 
-Zapomniałaś otworzyć umysłu i serca.-usłyszałam za sobą
Delikatnie się wzdrygnęłam i obróciłam w stronę osoby stojącej za mną. 
-Wystraszyłeś mnie Zayn...-westchnęłam-Jak mam otworzyć serce i umysł?
-Normalnie, weź głęboki oddech i rozluźnij się.
-No dobra...-zrobiłam jak kazał
Wystawiłam powoli rękę z jabłkiem. Zwierzę niepewnie podeszło do ręki i powąchało owoc. Chwycił podarunek i zjadł go. Uśmiechnęłam się do siebie.
-A teraz spróbuj go pogłaskać, wystaw rękę.
Zrobiłam jak chciał. Jednorożec przystawił swoją głowę do mojej dłoni i lekko ją potarł.
-To chyba jedyny taki egzemplarz.-zaśmiał się
-Dlaczego?-zapytałam zdziwiona 
-Na ogół jednorożce to bardzo nieufne zwierzęta, ciężko się z nimi zaprzyjaźnić, jestem trochę podobny do nich...-uśmiechnął się
-Nie ufasz nikomu?
-Tak, życie nauczyło mnie aby trzymać dystans do innych...
-Nie wszyscy są fałszywi.
-Ale większość tak, w tym świecie nie można nikomu ufać, bo każdy cię może zdradzić.
-Patrzysz na wszystko pesymistycznie, ale jesteś uśmiechnięty.
-Niektóre uśmiechy są sztuczne i nieprawdziwe.-zaśmiał się
-A ten?
-Ten akurat prawdziwy.
-Nie jesteś taki jak myślałam na początku...
-Czyli jaki?
-No... wiecznie smutny i opryskliwy, samotnik...
-A teraz co o mnie myślisz?
-Że nie dopuszczasz do siebie dużo osób jeśli nie zrobią na tobie jakiegoś wrażenia i mimo twojego pesymizmu jesteś wesołym gościem.
-Dziękuję?-uśmiechnął się 
-Może jednak się zaprzyjaźnimy?
-Może.-westchnął z uśmiechem
Odwzajemniłam jego uśmiech i razem wyszliśmy z zagrody.

*18:35*
Siedziałam w pokoju czytając książkę "Niezgodna". Przekartkowałam stronę i zauważyłam napis: "Spotkajmy się za pięć minut w alejce z różami - Zgadnij ;*". Szybko zamknęłam książkę i odłożyłam ją na półkę. Ubrałam koszulę i wyszłam z pokoju. Okrążyłam budynek i weszłam do ogrodu. Przeszłam przez parę alejek. Nagle usłyszałam jak ktoś się kłóci. Przystanęłam chowając się za krzakiem. Przybrałam niewidzialną postać i podeszłam bliżej. Dziś było wyjątkowo ciemno, ponieważ był nów.
-Przemyślałeś wszystko?
-Tak.
-I? Zgadzasz się?
-Nie, nie mam najmniejszego zamiaru się na to zgadzać.
-Twój ojciec nie byłby zadowolony...
-Mam go w dupie! Nie obchodzi mnie jego osoba! 
-Gdy nadejdzie czas, zginiesz jako pierwszy...- powiedział i odleciał
Podeszłam bliżej zarazem kopiąc jakiś kamień. Drugi osobnik słysząc to odleciał. Podbiegłam do miejsca, przy którym jeszcze przed chwilą stali. Rozejrzałam się wokoło i powróciłam do widzialnej postaci. Nagle usłyszałam jakiś słodki i melodyjny głos. Wsłuchując się w niego powieki powoli mi się zamykały. Nie poddałam się i zatkałam uszy palcami. Zaczęłam biec w kierunku alejki z różami. Na ławce siedzieli Rose i Zayn. Moją pierwszą myślą było "uuu!", ale potem zorientowałam się, że już leże na ziemi. Zanim zasnęłam usłyszałam jeszcze wołanie mojego imienia.

*Następny dzień*
Otworzyłam powoli powieki. Obraz był zamazany. Przed sobą widziałam niewyraźne sylwetki.
-Co.. co się stało? Gd-d-z-iee ja jestem?-zapytałam przymrużając oczy
-Spokojnie Jen, jesteś u Liam'a w pokoju, zemdlałaś w ogrodzie, więc Zayn i Liam cię tu przenieśli.-powiedział Rose
-Nic nie pamiętam... po co miałam iść do ogrodu?
-Poszłaś tam bo chciałem się z tobą spotkać, aby przekazać ci ważną wiadomość i porozmawiać o...-powiedział Liam chrząknął na końcu
Zrozumiałam co chciał mi przez to chrząkniecie przekazać. Podniosłam się pozycji siedzącej i rozejrzałam się po jego pokoju.
-Która jest godzina?
-7:23-odpowiedział-Rose zostawisz nas samych?-brunetka skinęła głową i wyszła
-O czym chciałeś porozmawiać mnie poinformować?
-O tym, że za dwa dni zobaczysz rodziców.
-Tak?!-krzyknęłam z radości, ale od razu tego pożałowałam
Chwyciłam się za czoło i syknęłam z bólu.
-Ej, bądź spokojna, nieźle wczoraj się walnęłaś i głowa może cię boleć...
-Okej, okej... a będę mogła z nimi porozmawiać?
-Nie wiem, chyba nie, mogą przecież dostać szoku, ich córka zmarła, a teraz pojawia się w domu? Trochę nienormalne.
-Masz rację, ale bardzo bym chciała...
-Może da się coś wykombinować. Miałaś chłopaka zanim umarłaś?
-Nie jeszcze nie miałam, a co to ma do rzeczy?
-Nic i coś, chciałem po prostu wiedzieć, czyli byłem pierwszy?
-Pierwszy w czym?
-Pierwszy w całowaniu cię?
-No tak...-zarumieniłam się
-Znaczyło to coś dla ciebie?
-A dla ciebie?
-Pierwszy spytałem.
-No nie wiem... ale był przyjemny, bardzo...-ostanie słowa wypowiedziałam bardzo cicho-Liam, to dla mnie za wcześnie... wolałabym cię bliżej poznać.
-Dobrze, nic na siłę.-uśmiechnął się promiennie
-Wiesz, ja już lepiej pójdę do siebie...
-Okej, odprowadzić cię?
-Nie, nie trzeba.-wstałam-Dziękuję i do zobaczenia.-podeszłam do drzwi i wyszłam
Udałam się w stronę swojej komnaty. Pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej biały t-shirt, białą spódniczkę, niebieską bluzę z czarnym sercem i białe convers'y za kostkę. Wzięłam szybki prysznic i spakowałam się na odpowiednie zajęcia. Wyszłam z budynku i szłam powoli przez kampus. Do mnie dołączył się Dan.
-Jen! Poczekaj!-złapał mnie za ramię
-Cześć Dan, co jest?
-Chciałem cię przeprosić...
-Za co?-zdziwiłam się
-Przeze mnie wczoraj zemdlałaś...
-Po co to zrobiłeś?!-chwyciłam się za czoło gdyż znowu rozbolała mnie głowa
-Nie wiedziałem, że tam jesteś i zaśpiewałem pieśń usypiającą...
-Po co?!
-Bo słyszałem wczoraj jak ktoś z kimś rozmawia i chciałem ich złapać...
-Bo ci uwierzę! Jesteś zazdrosny! Miałam się wczoraj w ogrodzie spotkać z Liam'em i ty o tym wiedziałeś! Jesteś zazdrosny!
-Nie jestem zazdrosny! Nie mam o co! Naprawdę tak było jak mówiłem!
-Porozmawiamy później, kiedy będę trochę spokojniejsza i przestanie mnie głowa boleć.-powiedziałam i przyśpieszyłam kroku
Weszłam do budynku szkolnego i udałam się do stołówki. Wzięłam dwie kanapki z szynką i sałatą oraz sok pomarańczowy i usiadłam przy stole gdzie siedziała Rose.

~Rose~
Siedziałam właśnie w pokoju, pochłonięta czytaniem "Pamiętników Wampirów", kiedy do drzwi ktoś zapukał. Odłożyłam książkę na szafkę nocną i poszłam otworzyć. Stał tam Zayn, we własnej osobie.
- Co cie do mnie sprowadza o.. - spojrzałam na zegarek - 20?
- Chcę cię wyciągnąć na spacer. Co ty na to? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- No nie wiem, nie wiem. - zaśmiałam się - zaczekaj chwilkę.
Wzięłam telefon, który schowałam do kieszeni, wyłączyłam lampkę i wyszłam z pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i wraz z Mulatem udałam się na spacer. Wyszliśmy z budynku i podążyliśmy w kierunku ogrodu. Spacerowaliśmy alejkami idąc obok siebie, w całkowitej ciszy, która nie była ani trochę krępująca, wręcz przyjemna. Usiedliśmy na ławce gdzie wpatrywaliśmy się w gwiazdy.
- Chyba przeze mnie przestaniesz być samotnikiem i może nawet znajdziesz przyjaciół. - uśmiechnęłam się.
- Skoro będziesz jednym z nich, wcale mi to nie przeszkadza. - zaśmiał się.
- Jesteś dziwny. - stwierdziłam, śmiejąc się głośno.
- Wiem. - wyszczerzył się. - I za to mnie uwielbiasz.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo. - cmoknęłam.
- Nie wyobrażam, ja tylko prawdę mówię. - powtórzył moją czynność, wywołując u mnie śmiech.
- Opowiedz mi coś o sobie - odezwałam się po dłuższej chwili.
- Ale co? - spojrzał na mnie. Wzruszyłam ramionami.
- Cokolwiek, chcę się czegoś o tobie dowiedzieć.
- Dobrze, a więc... mam na imię Zayn, mam 17 niebiańskich lat, czyli około 172 ludzkich. Pochodzę z Bradford, gdzie mieszkałem wraz z rodzicami i trzema siostrami. Moja mama oraz siostry są Aniołami, jednak ja i ojciec należymy do upadłych. - wziął głęboki oddech - Stało się to gdzie miałem 15 lat. Pewnie wiesz, aby stać się upadłym trzeba dokonać naprawdę poważnych rzeczy, ja... przeze mnie nie żyją cztery osoby, dwa anioły i dwoje ludzi. Największą zbrodnią jest zabicie anioła, ja to zrobiłem. Byłem wtedy pod wpływem silnej kontroli umysłu. Kiedy najwyżsi badali tę sprawę, nie znaleźli nic co by na to wskazywało. Zostałem wyrzucony z najwyższych sfer, do zwykłego życia jako jeden z ludzi na ziemi. Dopiero teraz, kiedy znów zbadali to wszystko, znaleźli dowody, że jestem niewinny. Niestety... kiedy raz skaże się Anioła na wygnanie i potępienie, nie da się tego cofnąć. Chociaż da, w jeden sposób... należy znaleźć i zabić tego, który cię do tego zmusił. Nie pamiętam tej osoby, wiem tylko jedno, była to kobieta. - nie wiedziałam co mam powiedzieć, byłam w szoku. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Nic nie mówiąc przytuliłam chłopaka, a ten schował twarz w zagłębieniu mojej szyi. Mocniej objęłam jego ciało, co sprawiło, że czułam się bezpiecznie. Zapach jego perfum pobudził mój umysł.
- Dziękuję, że mi powiedziałeś. - wyszeptałam mu do ucha i poczułam jakby przeszedł go dreszcz, albo mi się tylko wydawało.
- Kto, jak kto, ale ty zasługujesz na poznanie prawdy. - uśmiechnął się, znaczy czułam, że się uśmiechnął.
- Skoro ty mi opowiedziałeś o sobie to teraz może moja kolej. - westchnęłam - może życie nie jest tak emocjonujące jak twoje - chłopak się zaśmiał i spojrzał w oczy. - Cóż jak wiesz nazywam się Rose, mam 17  lat, ludzkich jak i niebiańskich. Pochodzę z Londynu, jednak przez całe życie mieszkałam w Trydencie. Do siedemnastych urodzin, prowadziłam normalne, spokojne życie zwykłej dziewczyny. Nigdy nie byłam specjalnie lubiana, ale to chyba z powodu mojej nieśmiałości. Miałam dwie przyjaciółki, na które zawsze mogłam liczyć. W dniu 17-tych urodzin dowiedziałam się czym, a właściwie kim jestem. Później znalazłam się tutaj.. Niezbyt interesująca historia. - uśmiechnęłam się.
- Dlaczego, przynajmniej dowiedziałem się czegoś o tobie. - objął mnie ramieniem, więc położyłam na nim głowę i wpatrywałam się w nocne niebo.
- Mogę mieć do ciebie prośbę? - usłyszałam obok ucha, podniosłam głowę i spojrzałam w jego piękne czekoladowe oczy.
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się.
- Poszłabyś ze mną na bal? - zapytał, a ja zaniemówiłam.
- Jaki bal?
- Urządzany raz na 100 lat przez rodzinę Salvadorów. Co ty na to? - zapytał z błyskiem w oku.
- O mamusiu, ja... ja... - spojrzał na mnie błagalnie - No dobrze, pójdę z tobą.
- Dziękuję - szepnął i musnął mój policzek, niebezpiecznie blisko ust, które mimowolnie uniosły się do góry.
- Nie ma za co.
*następny dzień*
Obudziłam się poprzez wpadające światło do pokoju. Zamrugałam kilka razy i poczułam jak moja "poduszka" się rusza. Zdziwiona podniosłam się i zobaczyłam pogrążonego we śnie Mulata. Zmarszczyłam brwi próbując przypomnieć sobie jak to się stało. Jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Po chwili obudził się i mój towarzysz. Spojrzał na mnie z uśmiechem na ustach.
- Dzień dobry - jego zachrypnięty i zaspany głos sprawił, że na rękach pojawiła się gęsia skórka.
- Hej.. yy... Zayn... powiedz mi... jak... - nie wiedziałam jak sformułować pytanie.
- Spokojnie, zasnęłaś kiedy siedzieliśmy w ogrodzie, więc wziąłem cię na ręce i przyniosłem tutaj. A zważywszy na to, że mnie wypuścić nie chciałaś zostałem zmuszony do pozostania z tobą i czuwania nas twoim spokojnym snem. - powiedział, a ja poczułam jak moje policzki robią się czerwone.
- O matko, tak cię przepraszam... ja... - nie wiedziałam co powiedzieć.
- Spokojnie, nie powiedziałem, że było mi źle, wręcz przeciwnie. - powiedział, a ja poczułam jak poje policzki teraz płoną. Podniósł się na rękach i odgarnął moje włosy, która opadły mi na twarz.
- Jesteś urocza, kiedy się tak rumienisz - szepnął i cmoknął mnie w nos. Uśmiechnęłam się. Spojrzałam na zegarek w telefonie. 7.09. Czas wstawać, mimo, że lekcje zaczynam o 8.30. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i stanęłam wpatrując się w ubrania. Poczułam ciepły oddech na karku, gdzie mimowolnie pojawiła się gęsia skórka.
- Załóż to - podał mi białe rurki, i zieloną prześwitującą bluzkę z kołnierzykiem.
- Ta bluzka to nie mój styl - mruknęłam.
- To po co ci ona w szafie? - zapytał, a ja zastanowiłam się nad jego pytaniem. Fakt, kupiłam ją, bo mi się podobała.
- Dobra, daj. - zabrałam rzeczy, do tego bielizna z szafki i weszłam do łazienki. Ściągnęłam ubrania i weszłam pod prysznic. Pozwoliłam aby ciepłe strumienie wody spływało po mojej twarz, dając w pewnym sensie wolność. Sama nie wiem ile tam tak stałam. Wyszłam z kabiny i wytarłam się w miękki ręcznik. Wysuszyłam włosy, którym pozwoliłam aby swobodnie opadały na moje ramiona. Ubrałam się w przygotowane ciuchy, zrobiłam lekki makijaż i wyszłam z pomieszczenia. Na moim łóżku siedział Zayn, już przebrany i gotowy. Spojrzałam na zegarek była 7.58, nieźle się zasiedziałam.
- Gotowa? - zapytał mnie Zayn stojąc przy drzwiach, nawet nie wiem kiedy się tam znalazł. Kiwnęłam głową i zabrawszy swoją torbę opuściłam pokój w towarzystwie chłopaka. Udaliśmy się na stołówkę, gdzie wybrałam sobie naleśniki z owocami oraz koktajl bananowy.
- Mówiłem ci, że ślicznie wyglądasz? - usłyszałam szept Mulata tuż przy uchu.
- Nie, ale dziękuję. - uśmiechnęłam się. Zabrałam swój posiłek i udałam się do stolika, przy którym siedzieli już Jenny, Liv, Liam i Danny.
- Hej - przywitałam się, a Malik skinął im głową.
- Cześć - odpowiedzieli chórem, na co się zaśmiałam.
- Rose, wiesz, że jutro zobaczę moich rodziców - powiedziała radośnie Jen.
- Jak? - zapytałam i spojrzałam na Liama.
- Nie wiem dlaczego na mnie patrzysz.. - stwierdził, a ja przekrzywiłam głowę w bok. - okey... porozmawiałem z dyrektorem i może pójść, jednak im się nie pokazywać. A ja idę z nią jako..
- opiekun - prychnął Dan, a ja się zaśmiałam.
~Zazdrośnik - powiedziałam. Posłał mi smutny uśmiech. On naprawdę jest zazdrosny!
~Pogadamy? - zapytałam, ten ledwo widocznie skinął głową. Na szczęście mamy teraz razem lekcje.
- Dobra, ja już idę, jak się znów spóźnię na obronę, to profesor Sandidge mnie zabije. Dan, idziesz? - zapytałam chłopaka. Skinął głową i razem wyszliśmy ze stołówki.
- Mów co cie  trafi - powiedziałam. Westchnął.
- Miałaś kiedyś coś takiego, że czułaś coś do osoby, do której nie powinnaś? - zapytał, a mi przed oczami pojawił się obraz Zayna.
- Tak - odpowiedziałam po chwili.
- Więc wiesz co czuję. - próbował się uśmiechnąć, lecz wyszedł mu ledwo widoczny grymas.
- Może to tylko zauroczenie? - zapytałam.
- Być może, mam taką nadzieję. - zadzwonił dzwonek i weszliśmy do klasy. Posłałam profesorce przesłodzony uśmiech i usiadłam wraz z chłopakiem w ławce. Przez całą lekcję, rozmawialiśmy, śmialiśmy i wygłupialiśmy się. 
Moja następna lekcja to latanie. Ugh... po tym co mówiła Jen, już nie chcę tam iść. Przebrałam się i poszłam na boisko. Związałam moje długie włosy i stanęłam przy całej grupie. Poczułam czyjeś dłonie na talli i ciepły oddech na karku. Chciałam się wyrwać, lecz kiedy poczułam znajome perfumy ... Zayn. Odwróciłam się i zobaczyłam piękny uśmiech na jego twarzy. 
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam.
- Jak to co? Lekcje mam, nie? - zaśmiał się. 
- Ale jak przecież, miałeś mieć teraz uzdrawianie. - zmarszczyłam brwi, a ten się jedynie głupio szczerzył - Nie zrobiłeś tego! 
- Zależy o czym mówimy. - zaśmiał się. 
- Mówię o mąceniu w głowie sekretarce, ugh... jesteś okropny. - zaśmiał się i cmoknął mnie w nos. To takie urocze, poczułam jak robi mi się cieplej na sercu. 
- Brown! Malik! Nie czas teraz na flirtowanie. - powiedziała profesor Marsch. 
- Jak kto lubi - szepnął mi do ucha, na co się zaśmiałam. 
- Panie Malik, widzę, że świetnie się pan bawi. Zapraszam, niech nam pan pokaże swoje umiejętności. - chłopak niechętnie oderwał się ode mnie. Skąd wiem, że niechętnie? Mruknął w jej stronę jakieś obelgi i ruszył. Rozłożył skrzydła, które były całe czarne z przebłyskami złotego koloru, a zarazem takie piękne. 
- Masz znieść się wysoko, na oko 100 metrów, następnie swobodne spadanie w dół i unik przy samej ziemi. - powiedziała, na co chłopak skinął głową. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Zagryzłam wargę, żeby się nie roześmiać. Wzbił się w górę, tak jak mówiła profesorka , następnie spadał w dół, by przy samej ziemi odbić do góry. Wyglądał nieziemsko. Wylądował, schował skrzydła i ukłonił się z lekką złośliwością. Pokręciłam głową. Podszedł do mnie i cmoknął mnie w policzek. Och, czułam ten zabójczy wzrok na sobie. 
- Panno Brown, teraz pani kolej. - powiedziała. Pokiwałam głową i spojrzałam na Mulata. Uśmiechnął się do mnie pocieszająco, wiedział, że jeszcze nigdy nie latałam. 
- Zaufał samej sobie, swojej zaradności i inteligencji. Dasz radę - szepnął mi do ucha. Podeszłam na środek. Poczułam dziwne ukucie w okolicach łopatek i moim oczom ukazały się piękne, duże skrzydła, które co dziwne były zakończone złotym kolorem oraz były przeplatane czarnym. Zdziwienie wymalowane było na każdej twarzy. Nawet nauczycielki. 
- Dobrze, proszę powtórzyć to samo co pan Malik - pokiwałam głową i wzbiłam się do góry. Wyliczyłam na oko 100 metrów, po czym swobodnie spadając w dół, odbijam do góry przy samej ziemi. Ląduję, lekki ukłon i staję obok mojego przyjaciela. 
Po lekcji udaliśmy się na stołówkę, gdyż była pora lunchu. Wzięłam sobie jedynie mus jagodowy i usiedliśmy przy stoliku. Miałam dziwne przeczucie. 
- Zayn? - chłopak spojrzał na mnie pytająco. - To nie jest normalne, prawda? 
- Nie wiem, Rose. Na prawdę. Po raz pierwszy widzę coś takiego. - wyznał mi, co wcale mnie nie ucieszyło. - Będzie dobrze. 
Obok nas znalazła się profesor Sandidge. Spojrzałam na nią. 
- Rose, pozwól ze mną - uśmiechnęła się lekko. Posłałam chłopakowi niepewny wzrok, a on mi pocieszający uśmiech. Podążyłam za profesorką do gabinetu dyrektora, w którym byli wszyscy najważniejsi nauczyciele. O co chodzi?

1 komentarz:

  1. Rozdział zajebisty!
    Ta sprawa to na temat jej skrzydeł ale o co konkretnie?
    Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń