sobota, 31 października 2015

Ważne !!!

Cześć Wszystkim, z tej strony Little Lies, muszę Wam z przykrością stwierdzić, że to opowiadanie zostało zakończone już jakiś czas temu. 
Muszę przyznać, że sama nie wiem dlaczego, ponieważ nie mam w ogóle kontaktu z Avelen, już od dłuższego czasu nie odpisuje na moje wiadomości, dlatego jestem zmuszona umieścić tutaj taką, a nie inną notatkę. 




Jednak to nie jest koniec mojej przygody z blogosferą, dlatego zapraszam Was serdecznie pod ten adres:

Gdzie znajdziecie mój nowy projekt... i coś jeszcze. 
Serdecznie zapraszam :D
Kocham, Little Lies 

czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 24

~Jennifer~

Zamglonym wzrokiem śledziłam chodzącego w kółko chłopaka. Byłam tak bardzo zdezorientowana, jak on. Collin Fray. Wrócił. On wrócił, do tego ranny. To jego widziałam podczas wigilii w wizji. Teraz wszystko stało się jasne. Odkryli go, musiał uciekać, ale go znaleźli i postanowili zgładzić, jednak... ten napis na jego ręce
Rasa należąca do wieczności...
Odrębna rasa? Kolejne tajemnice zostały odkryte, lecz dalej nie wytłumaczone. Szukaliśmy czegokolwiek w księdze Upadłych, ale nic na ten temat nie wiadomo. Postanowiliśmy jednak utrzymać to tylko pomiędzy nami. Gdyby ktokolwiek z rady się o tym dowiedział... nie byłoby łatwo. Przesłuchania, badanie pierścieniem, a na końcu sąd - wolałabym tego uniknąć. Jedyną naszą nadzieją na poznanie prawdy pozostał Collin, choć nie mieliśmy do niego dostępu. Sztylet, którym został zraniony nie dość, że był złoty, na dodatek nasączono eliksirem snu. Pogrążony w śpiączce nie dawał nam szans na jakikolwiek kontakt. Musieliśmy czekać, ale ja czułam, że już nie mamy na to czasu.
- Jego rana się goi, co dziwne w szybkim tempie... bynajmniej szybszym niż u normalnego anioła. - usłyszałam głos pani Cynthie.
- Możliwe, że kiedyś się wybudzi? - spytał Dan.
- Są duże szansę, wystarczy mieć nadzieję. - odparła z pocieszającym uśmiechem, następnie się oddalając.
Blondyn schował twarz w dłonie ciężko wzdychając. Jego też to przerastało, miał dość. Czułam to... emanowało od niego dziwnym niepokojem. Sama pewnie nie byłam lepsza. Wiecznie przerażona przyszłością...
~ Boję się Jen...
~ Ja też Dan... ten dzień...
~ Proszę, nie kończ, nie chcę o tym myśleć.
~ Wybacz, ale musimy pogodzić się z rzeczywistością...
~ Zostało nie wiele czasu... wiem.


~Dan~

Bezczynnie patrzyłem w okno. Od kilku minut siedziałem na parapecie czekając na wschód słońca. Wszystko wokół mnie się waliło. Nie myślę tu teraz wyłącznie o tym dniu, ale o dosłownie wszystkim. Więź z Rose coraz bardziej mnie przytłaczała, ale ciekawe, że tylko mnie. Ją praktycznie nie dotykała lub nie zwracała na nią szczególnej uwagi. Kolejny z moich problemów to Jennifer. Niby się przyjaźniliśmy, ale te conocne spotkania przy tym cholernym źródle na mnie podziałały. Ona na szczęście opanowała sytuację, jedynym tego minusem było ignorowanie mojej osoby. Bez niej odczuwałem taką pustkę. Oczywiście kochałem Olivię, i to bardzo. Była, jest i zawsze będzie dla mnie niesamowicie ważna, gdyby jej zabrakło, mojego słońca... 
~ Dlaczego tak się wszystkim przejmujesz? - usłyszałem głos Rose.
Od kilku dni nie komunikowaliśmy się ze sobą. Ogólnie po jej powrocie mało rozmawialiśmy, a ja chciałem utrzymać nasze relację - jednym z głównych powodów była nasza więź. Ale ona zawsze mówiła, że jest za bardzo zajęta. 
~ Nie mam innego wyboru, to mnie przytłacza, wiesz?
~ Czuję. Mnie też, i to bardzo.
~ Może to przez moje zmęczenie, ale chcę się tego pozbyć.
~ Czego?
~ Nas. Naszej więzi. 
Cisza. Zaskoczyłem ją, zdaję sobie z tego sprawę, ale mam tego po dziurki w nosie! Mam gdzieś tą cholerną pseudo więź, która mnie tylko doprowadza do szału. 
~ To powoli robi z nas jedną osobę w dwóch ciałach, problem w tym, że to ja w większości zanikam...
~ A ja przejmuję nad tobą kontrolę.

***

Gdy tylko Rose wraz z Zayn'em wróciła zaczęliśmy poszukiwania jak pozbyć się naszej więzi. Trochę to potrwało, przez co mój wujek... Collin odzyskał trochę sił, a jego rana zniknęła na dobre. Nadal pozostawał jednak w śpiączce i nic nie wskazywało na jego wybudzenie się. Powracając jednak do tej przeklętej więzi znaleźliśmy w księdze coś co załagodziło jej pogłębienie się. Rose próbuje odszukać czegoś wraz z Stefan'em, ale na razie nie przynosi to efektów, a czas się kończy. Mój czas się kończy.

~ Jennifer ~

Kolejną noc spędzam na poszukiwaniach księgi w najróżniejszych bibliotekach każdego wymiaru. Robię to sama, dodatkowo w nocy, aby inni mogli zregenerować siły i chociaż trochę odwlec się od tej chorej sytuacji. Nikt na szczęście nie zwracał na mnie szczególnej uwagi, więc mogłam spokojnie wykonywać powierzone mi zadanie. Dzięki moim zdolnością bez problemu przeszukiwałam kolejne półki, a to, że jestem mieszańcem ułatwia sprawę jeszcze bardziej. Bez zbędnych formalności mogę przemieszczać się przez wymiary. Dziś postanowiłam zejść na ziemię, do San Valentino we Włoszech. W jednym z kościołów, a właściwie w jego podziemiach znajduje się biblioteka średniowiecznych aniołów z czasów panowania cesarza Ottona I. Z tego co mówiła Rose można tam znaleźć księgi w pradawnym języku. Bez żadnego oświetlenia przemierzałam przez kolejne alejki wąskich półek z książkami. Z zachwytem przeglądałam się każdej książce obitej w skórzaną okładkę. Stały idealnie ułożone nie tknięte nawet najdrobniejszą warstwą kurzu. Złote tytuły na brzegach lśniły ukazując swoją potęgę zawartej w nich wieczystej historii. Choć zdecydowana większość napisana była w archaicznym języku, rozumiałam wszystko, gdyż w ręce trzymałam mój "klucz do wszystkiego" zamieniony w złote pióro. Nagle gdy przeszłam obok małej szafeczki, stającej pod obrazem archanioła Rafael'a, pióro samo musnęło książkę leżącą na tej szafeczce. Na księdze pojawił się napis: "Wieczność ukryta w ciele", a poniżej ten sam znak co na przedramieniu Collin'a. Przejechałam opuszkami palców po okładce zaintrygowana całą sytuacją. Udało znaleźć mi się coś, co choć trochę pomogło by nam w uchyleniu rąbka tajemnicy. Nareszcie jeden z problemów rozwiązałby się, a my mielibyśmy trochę mniej na głowie. Szybko pochwyciłam książkę w dłoń i schowałam do torby. Gdy zmierzałam do wyjścia usłyszałam jak ktoś ląduje na dachu kościoła. Nerwowo założyłam kosmyk włosów za ucho, aby lepiej słyszeć. Kolejna osoba stanęła, jednak tym razem na wierzy budowli. Po chwili ktoś ciężko wylądował na jednej z dachówek, która z łoskotem odbiła się od innych i zatrzymując się na krawędzi. Metaliczny zapach, delikatnie stłumiony dotarł do moich nozdrzy. Trzeci osobnik został raniony, ale kilka godzin temu, ponieważ był opatrzony. Szybko przybrałam niewidzialną postać oraz próbowałam nawiązać z kimś kontakt. Na szczęście udało mi się dostać do umysłu Liam'a.
~ Liam! Liam! Payne! - krzyczałam w jego głowie.
~ Co jest Jen?! - jego głos był pełen obawy o najgorsze.
~ Otwórz mi bramę albo przeteleportuj! Natychmiast! 
~ Okay, poczekaj chwilę...
Poczułam delikatny wstrząs, a po sekundzie obok mnie pojawił się portal. Nie czekając na jakąkolwiek informacje o możliwości bezpiecznego przejścia wskoczyłam w mieniącą się ścianę. Wiedziałam, że postąpiłam zbyt pochopnie, ale nie miałam innego wyjścia. Wiązało się to z ryzykiem zdrowotnym dla mnie. Niestety podjęłam je i przez to straciłam przytomność zaraz po wyjściu z portalu. Jedyne co usłyszałam przed pochłonięciem przez ciemność nieświadomości to wołanie mojego imienia.

~Rose~

- Co będzie, jeżeli na czas nie uda nam się przerwać tej chorej więzi? - chwyciłam kolejną z ksiąg do ręki i sprawdzając jej zawartość.
- Przestanie samodzielnie funkcjonować, będziesz miała wpływ na wszystko co robi oraz na wszelakie decyzje, które podejmie. Bez ciebie nie będzie w stanie nic zrobić. Właśnie ta więź zniszczyła siostry. - Stefan ściągnął kurz z księgi, po czym zaczął się jej przypatrywać.
- A co jeśli...
- Mam - szepnął, przez co szybko odwróciłam się w jego stronę. Podeszłam do mężczyzny przyglądając się księdze. To Księga Nieumarłych. Otworzył ją, a mym oczom ukazała się cała gama pięknych kolorów. - Tu nic nie ma - mruknął, na co zmarszczyłam brwi.
- Jest... jest wszystko - wyrwałam mu księgę z ręki i zaczęłam ją przeglądać. Czułam jej siłę, która tak słodko i przyjemnie wypełniała mój umysł, duszę i ciało.
- Rose.. - wyciągnął w moim kierunku dłoń, na co prychnęłam rozzłoszczona.
- Zostaw - warknęłam, uniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich opanowanie i ... niepewność?
- Oddaj mi ją Rose - warknął groźnie.
- Niby dlaczego? Nawet nie wiesz co w  niej jest, a uwierz mi jest wiele - pokręciłam głową uśmiechając się.
- Posłuchaj mnie, ta księga ma urok, pod którym teraz jesteś. Skoncentruj się Rose i złam go - mówił spokojnie, opanowanie, z troską. Gdzieś zobaczyłam promyk w moim umyśle, jakby promyk nadziei. Zamknęłam oczy, jednak poczułam jakby moje ciało płonęło, tyle, że to było całkiem przyjemne uczucie.
- Rose, no dalej maleńka - poczułam jego oddech na twarzy. Otworzyłam gwałtownie oczy.
- Pomóż mi - wyrwało mi się nim targnął mną dreszcz. Niepewnie podszedł do mnie. Dotknął mej twarzy, chwycił ją w obie dłonie. Spojrzałam w jego oczy, a w następnej chwili poczułam jego usta na swoich!? Zszokowana poczułam jak przejmuję kontrolę nad moim ciałem, a moje oczy z każdą chwilą stawały się coraz większe. Co!?
- Co tu się, do cholery, dzieje? - przerażona spojrzałam na Stefana. W jego oczach panował spokój. Jednak wiedziałam, że osoba, która za mną stała chciała mnie rozszarpać.

~Niall~ 

Siedziałem na jednej z ławek w ogrodzie przyglądając się oczku wodnemu położonemu w jego centrum. Nie mogę uwierzyć, jak wielkim kretynem jestem.
- Horan! - spojrzałem w kierunku, skąd dobiegał tak znajomy mi głos.
- Aaron - mruknąłem w jego kierunku, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Ty mały przebrzydły, karaluchu!!! Gdzieś ty się podziewał tyle czasu? - warknął, po czym, jak gdyby nigdy nic, uderzył mnie pięściom w twarz. Pociągnąłem za wargę, z której jak poczułem zaczęła się sączyć krew.
- Ja w porównaniu do ciebie przynajmniej coś robię - warknąłem - jak jeszcze raz podniesiesz na mnie rękę, przysięgam, że własnoręcznie cię ukatrupię - splunąłem.
- Przestań się bawić w podchody, bo ja też tu mam swoich ludzi - posłał mi piorunujące spojrzenie.
- Nie bądź śmieszny, wiesz, że oni i tak nie są ci do nieczego potrzebni. Marne namiastki Aniołów, myślące, że są kimś, co w rzeczywistości nie jest prawdą.
- Uważaj, obserwujemy cię, jeszcze jeden zły ruch, a zobaczysz...
- Grozisz mi? - zaśmiałem się ironicznie.
- Myślisz, że kim ty jesteś? - podszedł do mnie kilka kroków. Uśmiechnąłem się gorzko.
- Twoim największym koszmarem - zobaczyłem jak wzdryga się pod naporem mojego spojrzenia i jakby kuli w sobie.
- Wybacz, panie. Wszyscy mówią, że straciłeś siebie, przez tą dziewczynę. Wiedz, że nie możesz jej ufać, ona to wykorzysta, pewnie już wie kim jesteś...
- Zamilcz i nie mów mi co mam robić.
- Ktoś musi, panie. Pan Apollo ciebie oczekuje - wyznał.
- Powiedz mu, że na razie nie mogę. Musi czekać.
- Nie każ mu zbyt długo czekać - powiedział, po czym zniknął z moich oczu szybciej niż się pojawił.
- Co teraz? - szepnąłem do siebie, siadając na ławce i chowając twarz w dłonie.

------------------------------------------------------------------------------------------------
Najdrożsi Czytelnicy!!!!
Chciałybyśmy Was bardzo przeprosić, za tak długą nieobecność. Jednakże natłok obowiązków nie pozwalał nam na napisanie kolejnej części historii.
Oczywiście obiecujemy poprawę xDD
PS. Pamięta ktoś jeszcze o nas?? Jeżeli tak, to prosimy o krótki komentarz, że jednak jesteście z nami :D
Kochamy,
Little Lies i Avelen Xx

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 23

~Rose~ 

Poranek był dla mnie niezwykle przyjemny, mimo tego wszystkiego co zaszło w nocy. Czułam się jakoś inaczej, tak... dobrze. To chyba dobre słowo, nie?
Wstałam z łóżka, po czym z wielkim ociąganiem weszłam do łazienki. Wzięłam piżamę, po czym weszłam pod prysznic. Pozwoliłam aby ciepłe strumienie wody spływały po moim ciele, odpowiednio je rozbudzając. Zastanawiałam się jak to teraz będzie. Pokręciłam głową. Mamy święta, nie czas na to wszystko - pomyślałam. Zakręciłam wodę, ściągnęłam ręcznik z drzwi kabiny, a następnie owinęłam się nim. Wyszłam zostawiając mokre ślady na podłodze. Wyszłam do pokoju skąd zabrałam ubrania, które planowałam dziś założyć. Wróciłam do łazienki, gdzie wykonałam wszystkie poranne czynności.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Byłam w stu procentach pewna, że to Zayn, tylko on jeszcze nie pojechał do rodziców.
- Rose? - usłyszałam jego głos.
- W łazience - odpowiedziałam, nie przerywając nakładania makijażu na twarz.
- Mam dla ciebie propo... WOW.. Rose? To ty? - zdziwienie jakie malowało się na jego twarzy, wywołało uśmiech na mojej - co ci się stało?
- Nic mi nie jest, Zayn - odłożyłam kosmetyki na swoje miejsce, po czym chwyciłam chłopaka za rękę, prowadząc go do pokoju, gdzie zajęliśmy miejsca naprzeciwko siebie, siadając na łóżku.
- Jakiś czas temu opowiadałam ci o mojej przemianie, o moim naznaczeniu - pokiwał głową - myślałam, że będzie ono wyglądało jak to Jenny, jednak jak widzisz, wyglądało o inaczej. To wszystko działo się w mojej głowie... ugh... brzmię jak wariatka, co? - zapytałam.
- Hej, posłuchaj, rozumiem, że to wszystko jest dla ciebie trudne, dla nas wszystkich jest. Szczerze to się nawet cieszę, że przeszłaś ją bezproblemowo - uśmiechnęłam się do niego szeroko. Podniosłam się z miejsca, po czym usiadłam na jego udach, mocno wtulając się w jego ciało. Odwzajemnił uścisk, chowając głowę w moich włosach.
Odsunęłam się lekko patrząc w cudowne czekoladowe tęczówki.
- Kocham cię - powiedziałam z ustami przy jego.
- Ja ciebie też maleńka - szepnął, po czym połączył nasze usta w długim, gorącym i pełnym uczuć pocałunku.

- Na jakiej zasadzie nastąpiła ta przemiana? - bawiłam się palcami Zayna, leżąc w jego ramionach, mimo że on powinien już być w domu.
- Jako, że byłam po jakiejś części po stronie Upadłych, ale i Aniołów, musiałam dokonać wyboru poprzez naznaczenie.
- To nielogiczne - zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- Chodzi tu o moje korzenie, sama tego nie rozumiem, ale postaram się dowiedzieć wszystkiego od Stefana. Teraz jestem w połowie Archaniołem, a w połowie...
- Upadłym Demonem?
- Skąd wiesz? - spojrzałam na niego, z zaciekawieniem.
- Czytałem kiedyś o tym, w notatkach mojego ojca.
- Rozumiem, ale co w nich było?
- Nie do końca pamiętam, ale możemy je przejrzeć, wieczorem.
- Wieczorem?
- Tak, chciałbym żebyś te święta spędziła razem ze mną.
- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł - spojrzałam na niego.
- A ja myślę, że jak najbardziej. Nikt nie powinien świąt spędzać sam - pogładził mnie po policzku, a ja wtuliłam twarz w jego dłoń - proszę.
- Okey - pokiwałam głową, lekko się uśmiechnęłam.
- Dobra, to idź się przygotuj - pocałował mnie w czoło i wstał z łóżka.
- Okey? - mruknęłam bardziej od siebie, niż do niego. Podążyłam jego śladem, stając przed szafą, aby wybrać odpowiednią sukienkę na wieczór. Wzięłam czarną, której plecy były wykonane z koronki oraz czarne szpilki.  Weszłam do łazienki, po szybkim prysznicu ubrałam wybrane ciuchy, po czym nałożyłam makijaż. Pokreśliłam oczy kredką, a rzęsy tuszem. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, założyłam buty i wyszłam z pomieszczenia. W pokoju stał już Zayn w białej koszuli i czarnych spodniach, co razem świetnie się komponowało. Biel doskonale podkreślała czarny tusz, który zdobił jego ręce. Na mój widok uśmiechnął się, a w oczach pojawił się tajemniczy błysk. Odwzajemniłam gest podchodząc do niego i podając mu swą dłoń. Pocałował ją, jak przystało na dżentelmena, co skwitowałam śmiechem.
- Madame, czy zgodzi się pani mi towarzyszyć? - ukłonił się. Z uśmiechem przytaknęłam po czym razem skierowaliśmy się do wyjścia. Od razu znaleźliśmy się pod posiadłością Malików, tak przypuszczałam. Otworzył drzwi i pozwoliłam mi pójść przodem, co z chęcią uczyniłam, wiedziałam, że chce popatrzeć na moje pośladki, przez co z premedytacją nimi zabujałam. Usłyszałam jak wciąga powietrze, a następnie obejmuje mnie w talii.
- Zayn! Rose! - spojrzałam w stronę skąd dochodził głos, w drzwiach prowadzących, jak mi się wydaje, salonu stanęła pani Malik, ze swoim szerokim uśmiechem i otwartymi ramionami.
- Dobry Wieczór - przywitałam się, uśmiechając mimowolnie.
- Rose? Kochanie, jak się zmieniłaś, nie mogę uwierzyć, że wyrosłaś aż na tak piękną kobietę - zarumieniłam się na jej słowa, przez co kobieta zaśmiała się lekko, chwytając mnie w ramiona.
- Dziękuję bardzo, cieszę się, że znów mogliśmy się spotkać - odpowiedziałam beztrosko, starając się opanować moje rumieńce.
- Nie ma za co. Zayn! Skarbie, jak ja cię dawno nie widziałam - podeszła do syna po czym przytuliła go, zostawiając na jego policzku ślad po szmince.
Po burzliwym przywitaniu z resztą rodziny, usiedliśmy do stołu, gdzie pani Malik, podała kolację. Atmosfera, jak i jedzenie była doskonała. Natomiast towarzystwo doborowe. Uwielbiałam każdą z sióstr mojego chłopaka, za sposób być, za podejście do życia. Muszę przyznać, że nie wiele różniły się od brata. Kiedy słuchałam opowieści o nim, oczywiście z dzieciństwa, nie mogłam uwierzyć, że był on takim narwańcem.
Kolacja minęła szybko, za szybko jak dla mnie. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi, po czym udaliśmy się na górę, gdzie mieścił się pokój chłopaka. Mimo to, nie weszliśmy do niego, a skierowaliśmy się do pomieszczenia położonego na samym końcu korytarza, gdzie, jak się okazało, znajdował się stary gabinet ojca Zayna, w którym trzymano wszystkie dokumenty i tym podobne.
Pomieszczenie nie było duże, aczkolwiek na tyle, aby pomieścić wszystkie ważne przedmioty. Na środku stało biurko, z fotelem obitym skórą, pod ścianą biblioteczka, a naprzeciwko półka z papierami. Pierwsze gdzie podeszłam to biblioteczka. Przejechałam dłonią po twardych okładkach ksiąg, starając się odczytać to, co było zapisane językiem Upadłych. Zmarszczyłam brwi, widząc tytuł jednej z nich... prapoczątek. Sięgnęłam po nią ręką i wyciągnęłam z pomiędzy dwóch innych. Wypadła z niej kartka oraz zdjęcie. Widniał na nim Stefan, jak przypuszczam z baratem. Zdawało się jakby wykonane niedawno. Odwróciłam je, jednak na odwrócie nic nie było. Spojrzałam na kartkę, której treść zmieniła światło, padające na tę przygodę. On jest bliżej niż myślisz. Spojrzałam raz jeszcze na zdjęcie, jednak widniał na nim mężczyzna. Jego twarz była jakby demoniczna, a oczy płonęły ogniem. Były czarne, jak bezgwiezdna noc. Na ustach widniał lekki, aczkolwiek złowieszczy uśmiech. Nagle, jakby magicznie, pojawił się na nim napis : już niedługo się spotkamy. 

~Jennifer~

Wieczór stawał się coraz zimniejszy, a ja nawet tego nie czułam nadal siedząc na dzwonnicy akademii. Wpatrywałam się w purpurowe niebo, które robiło się stopniowo ciemniejsze. Z każdym dniem spędzałam tu większą ilość czasu. Czy oddalałam się od przyjaciół? Nie, wcale, ale czasem wolałam pobyć sama. Pomyśleć, analizując każdy szczegół z dnia i wyciągając wnioski. Potrzebowałam tego, chciałam czuć się dzięki temu bezpieczniejsza, ponieważ narastał we mnie niepokój. Bałam się o kolejny dzień, o to co po nim nastanie. Czy dalej spokojnie będę uczęszczała na zajęcia i dzieliła wolne godziny z przyjaciółmi, czy może Upadli zaatakują szkołę i rozpocznie się wojna. Ścisnęłam w dłoń w pięść, a do moich oczu napłynęły łzy. Z minuty na minutę bałam się coraz bardziej, traciłam siły przez starch. Wzięłam głęboki oddech, spojrzałam w niebo. Dwie gwiazdy obok siebie zamigotały, a moją rękę oblał biały blask. Poczułam delikatne obciążenie w dłoni. Otworzyłam ją i ujrzałam kamień, ale z kawałkami kolorowych diamentów. Pod skałą poczułam pieczenie, które przerodziło się w napis: "Oto klucz do wszystkiego, korzystaj z niego córeczko, tata xx". Wstrzymałam oddech. Obróciłam w palcach niewielki kamyczek ze łzami w oczach.
Oni mnie widzą... obserwują każdego dnia? Kontaktują się ze mną nawet tam, po drugiej stronie? 
Nagle usłyszałam trzepotanie skrzydeł, a następnie poczułam dłoń na ramieniu. Szybko schowałam kamień. Nie chciałam, aby ktoś wiedział o nim oprócz mnie. Moim towarzyszem okazał się Dan. Ostatnio dużo go ignorowałam, niestety musiałam, źródło przy którym przesiadywaliśmy mogło na nas zadziałać, a na to nie mogłam pozwolić. Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy usiadł obok mnie.
- Znowu doskwiera ci bezsenność? - spytałam patrząc w błękit jego oczu.
- Tobie będzie doskwierać przez wieczność, więc tak. - zaśmiał się ponuro. - Mam straszne koszmary, nie mam ochoty na ich ciąg dalszy. - przewrócił oczami.
- Często je miewasz. - stwierdziłam podliczając w myślach którą noc spędza nie przespaną. - Wykończysz się bez snu przez ponad 2 tygodnie, jak nie więcej.
- Spokojnie, kiedy przechodziłaś przemianę spałem w nocy aż 5 dni. - zapewnił szturchając mnie lekko w ramię.
- Ach, czyli to moja wina? - zachichotałam.
- Ja tego nie powiedziałem, ale kto wie... - udał zamyślonego, przez co oberwał ode mnie w ramię. - Okay, okay! Nie bij więcej! Bo to naprawdę boli. - trzymał się za bolące miejsce z grymasem na twarzy.
- Oj bez przesady... - przewróciłam oczami.
- Moja droga, najwidoczniej muszę cię uświadomić, że nie jesteś już taka słaba i jak przywalisz porządniej to ktoś może pofrunąć bez pomocy skrzydeł. - odparł poważnym tonem, a później się roześmiał.
- Więc lepiej mnie nie wkurzać. - skwitowałam z zwycięskim uśmiechem.
Blondyn westchnął ciężko, a ja oparłam głowę o jego ramię, którym sekundę później mnie przytulił. W jego uścisku czułam się bezpieczna, a to uczucie przestało mi od jakiegoś czasu towarzyszyć. Choć kryłam w sobie niezwykłą siłę fizyczną, byłam słaba psychicznie. Jeden błąd mógł mnie zniszczyć doszczętnie.
Nagle do moich uszu dotarł dźwięk trzepotania skrzydeł z akompaniamentem jęków wypełnionych bólem. Wstałam z miejsca i spojrzałam w niebo. Nic nie dostrzegłam, a odgłosy były coraz bardziej słyszalne.
- Jen, co się dzieje? - spytał wstając.
- Słyszę coś, jakby ktoś ranny leciał w naszą stronę. - odpowiedziałam lekko przestraszona.
Weź się w garść! Nie bój się wszystkiego na każdym kroku! 
Przeszłam obok dzwonu, aby przedostać się na drugą stronę. Spojrzałam w niebo z każdego łuku dzwonnicy, ale nie widziałam nikogo. Gdy Dan słyszał już tak samo wyraźnie te dźwięki jak ja, coś a nawet ktoś uderzył o spiczasty dach i powoli się z niego zsuwając. Zdjęłam swoją kurtkę łapiąc się krawędzi dachu. Sekundę później stałam na pochyłej powierzchni, a ciało nadal bezwładnie spadało. Pochwyciłam mężczyznę za nadgarstek, ale niestety straciłam równowagę w efekcie czego  oboje osunęliśmy się po krawędzi. W samą porę Dan złapał nas i wciągnął do środka. Upadłam obok mężczyzny na betonowej podłodze. Na mojej bluzce dostrzegłam krew, a jej zapach drażnił moje nozdrza. Ciężko przełknęłam ślinę próbując opanować żądze krwi.
- Co z nim? - wychrypiałam odchodząc kilka kroków od rannego.
- Ma dużą rozległą ranę, a co gorsze, wcale się nie goi... prawdopodobnie został dźgnięty niejednokrotnie złotym nożem albo srebrnym sztyletem Upadłych, kto wie czy ta broń była czymś nasączona. - ocenił niczym lekarz.
- Upadły czy Anioł? - zapytałam już spokojniejsza.
- Na przedramieniu ma jakiś napis ze znakiem, ale nie wiem co on oznacza. - podeszłam do nich.
- Dan, ale nic tu nie ma. - stwierdziłam siadając blisko chłopaka.
- Jak to nie? No przecież widzę! Erra Menicus Sellsa Cenis Henireria Transekspo Villan Qestriano Archangelus Narenix
- Erra to po prastaremu rasa, Menicus - należący, Sellsa - wieczność, Cenis - pochłonięty albo uwięziony, a Archangelus to po łacinie Archanioł.
- Czyli; Rasa należąca do wieczności uwięziona, coś tam coś tam, Archanioł... tsa, brzmi to naprawdę sensownie. - prychnął.
- Zajmij się tym krwotokiem, ja to jakoś rozszyfruje... - podniosłam przedramie mężczyzny na wysokość mojej twarzy.
Dan twierdził, że jest tu jakiś znak, ale ja go nie widziałam. Może dlatego, że nie jestem do końca aniołem?
Wpadłam jednak na pewnien pomysł. Wyciągnęłam kamień, który dostałam od taty. Zacisnęłam go w dłoni, w której po chwili poczułam mrowienie. Kamień zmienił się w małe złote pióro. Jego puchem przetarłam po przedramieniu, a znak wraz z napisem ukazał się moim oczom. Tym razem tekst był przetłumaczony na współczesny język, a brzmiał on: " Rasa należąca do wieczności utrzymana pomiędzy wybrańcami Archaniołów i Upadłych aniołów, którzy zajmą należne im miejsce ". Sam znak przedstawiał koronę z skrzydłami, a pod nimi dwie róże, jedna czarna, a druga biała.
Wybrańcy? Należne miejsce? Rasa? Wszystko z każdym dniem coraz bardziej się komplikowało. Co to wszystko miało znaczyć?
- Ej, Jennifer... - usłyszałam głos Dan'a.
Przeniosłam wzrok na niego. Jego twarz wyrażała istne przerażenie. Oczy miał skierowane na głowę mężczyzny,  więc możliwym było, że strach opanował go gdy spojrzał i rozpoznał szatyna. Podobnie zareagowałam.
Nie... od kilku tygodni nie dawał znaku życia! Jego pojawienie się nie jest przypadkiem... zzwiastuje to tylko jedno. Dzień, którego najbardziej się obawiam nadchodzi, na dodatek wielkimi krokami. 

**************

Kolejny rozdział pojawiający się z wielkim opóźnieniem, za co naprawdę przepraszamy. Czas niestety nie jest dla nas łaskawy, a nie wspomnę już o innych rzeczach. Kolejne wymówki typu szkoła, nadal będą się pojawiały, ale niestety jest coś nawet gorszego. Mamy plany na następne rozdziały, ale nie wiemy jak to określić w słowa. Wszystko jest zapalanowane w przyszłość, ale trzeba to jakoś usadowić w rozdziałach. Postaramy się jak najszybciej napisać i dodać nowy wpis, który prawdopodobnie pojawi się na końcu kwietnia i początku maja. Prosimy o wybaczenie za zwlekanie.
Zapraszamy jednocześnie do zagłosowanie na Akademie w blogu miesiąca do której została nominowana!

Avelen Xx & Little Lies 

(P.s. rozdział nie sprawdzany, mogą pojawiać się błędy)

sobota, 7 marca 2015

Rozdział 22

~Jennifer~


Otworzyłam gwałtownie powieki, a ciemność wraz z głuchą ciszą przywitała mnie w skrzydle szpitalnym. Poczułam jak ktoś ściska moją dłoń. Otwieram delikatnie usta i nagle coś atakuje moją głowę. Wspomnienia. Wszystkie wspomnienia wróciły, lecz te dawne nadal tliły się w umyśle. Przeszłam przemianę, ale oddycham. To chyba plus? Czuję i słyszę jak w moich żyłach płynie krew. Czy tak powinno być? Jednak nie odczuwam chłodu oraz ciepła. Nie wielki ubytek. Widzę teraz o wiele lepiej, potrafię dostrzec najmniejszy szczegół. Słyszę więcej, jestem w stanie usłyszeć to co dzieje się po drugiej stronie szkoły. Czuje o wiele gorzej, to niezbyt dobrze. Niektóre zmysły się wyostrzyły, a niektóre osłabły lub całkowicie zanikły. Podniosłam się ostrożnie na łokciach. Ból w łopatkach dał o sobie znać. Spojrzałam na prawą rękę. Była w nią wbita igła z kroplówką, a może raczej z krwią. Przeniosłam wzrok na śpiącego osobnika, którym był Liam. Uśmiechnęłam się na ten widok, ale z końca pomieszczenia usłyszałam jak ktoś wstał. Na szczęście był to tylko Dan, który zauważył, że się wybudziłam.
- Hej... - wykrztusiłam słabym głosem.
- Hej, wesołych świąt. - ujął dłoń przypiętą do kroplówki.
- To już święta? - spytałam szeptem, aby nie obudzić Liam'a.
- Dziś wigilia. - uśmiechnął się.  - Napędziłaś nam niezłego stracha, martwiłe... znaczy martwiliśmy się.
- Nie było o co, zwykła przemiana... - parsknęłam śmiechem.
- Jesteś blada, ale ciepła, oddychasz, masz czerwone tęczówki... dziwny z ciebie wampir.
- Może dlatego, że jestem nim w połowie? - uniosłam brew.
- Cieszę się, że jesteś znowu z nami, ale będzie mi brakować twoich niebieskich oczu, były takie piękne.
- Nie piękniejsze niż twoje... - szepnęłam zanim ugryzłam się w język. - Minął prawie miesiąc, nadal się nie przyzwyczaiłeś? - spytałam jakby to co powiedziałam wcześniej nie wyszło z moich ust.
- Nie, chyba nie będę potrafił. - odpowiedział wstając. - Reszta zaraz się tu zjawi, macie 5 minut na rozmowę. - poklepał bruneta po ramieniu.  - Wstawaj stary, nasz wampirek już nie śpi i jeszcze długo nie będzie. - potrząsnął nim delikatnie, a ten leniwie podniósł głowę.
Dan wyszedł zostawiając nas samych. Liam ścisnął mocniej moją dłoń zwiewając.
- Cześć kochanie, jak się czujesz? - zapytał powoli się przebudzając.
- Hej, dobrze, bardzo dobrze. - uśmiechnęłam się widząc jak się przeciąga.
- Wybacz skarbie za mój stan, ale nie spałem odkąd tu jesteś. - uśmiechnął się delikatnie.
Faktycznie, nie wyglądał najlepiej. Przekrwione oczy, wory pod nimi, blady odcień skóry, kilku dniowy zarost, popękane wargi... i to moja wina. Przeze mnie tak wygląda. Nie odchodził ode mnie nawet o krok. Kurcze, a dziś wigilia...
- Liam, musisz się przespać, bo będzie z tobą źle... - pogłaskałam kciukiem jego szorstki policzek.
- Teraz mogę się trochę ogarnąć wiedząc, że jesteś znowu wśród żywych. - parsknęliśmy głośnym śmiechem.
- Określenie "żywych" chyba marnie tu pasuje. - powiedziałam gdy już się uspokoiliśmy.
- Masz rację. - cmoknął mnie w czoło.
- Wiesz, że cię kocham, ale idź się odśwież, dobrze? - uśmiech nie schodził ani z mojej ani z jego twarzy.
- Dobrze, zobaczymy się za kilka godzin. - pocałował wierzch mojej dłoni, następnie wychodząc.
***
Spojrzałam w lustro, aby dokładnie się sobie przyjrzeć. Ubrałam granatową sukienkę, która u dołu była rozkloszowana, a stopy wsunęłam w czarne szpilki, włosy związałam w kłosa. Makijaż zrobiłam delikatny, ponieważ podkręciłam rzęsy, choć dodałam do tego czerwoną szminke. Wyjęłam z pudełka znajdującego się na szafie prezenty dla moich przyjaciół. Mieliśmy się spotkać u Liam'a, gdyż chciał zostać gospodarzem przed swoim wyjazdem, choć Zayn i Olivia również jadą do rodziny na święta, ale pomogli mu wszystko przygotować. Wzięłam podarki i wyszłam. Skierowałam się do pokoju mojego chłopaka. Będąc niedaleko celu spostrzegłam Fabian'a.
- O! Fabian! - krzyknęłam zbliżając się do niego.
- Hej, Jen. - przytulił mnie z uśmiechem na ustach.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytałam patrząc na walizki stojące za nim.
- Jadę do rodziców, w końcu są święta. - wzruszył ramionami, a ja zmarszczyłam brwi.
- Przecież nic nie pamiętają...
- Victorius wszystko załatwił, zresztą jak co roku dla ludzi bez skazy. - uśmiechnął się promiennie.
- Wesołych Świąt Fabian. - uściskałam go na pożegnanie.
- Wesołych Świąt Jennifer. - cmoknął mnie w czoło.
Wziął swoje bagaże i udał się do wyjścia. Spojrzałam ostatni raz na chłopaka, następnie skierowałam się do pokoju Liam'a. Weszłam do niego bezpukania, ponieważ słyszałam iż większość już jest. Moim oczom ukazała się piękna iluzja. Znajdowałam się w dużym salonie z kominkiem, przy którym stała prześliczna choinka, ogromnym okrągłym stołem z sporą ilością jedzenia, a wszystko udekorowane było świątecznymi ozdobami. Było tu tak przytulnie.
***
- Czas na prezenty! - pisnęłyśmy z Liv jednocześnie.
Wszyscy po kolei zaczęliśmy brać swoje prezenty z pod choinki, po czym zasiedzliśmy na całkiem dużej kanapie. Spojrzałam na najmniejsze pudełko: " Od Dan'a xx". Otworzyłam je ostrożnie, następnie wyjmując z niego przepiękny pierścionek z diamentem. Natychmiast założyłam go na palec, a kolor diamentu się zmienił. Z białego w zielony, co było naprawdę niesamowite! Zawsze chciałam mieć taki pierścionek! Uśmiechnęłam się do blondyna, który to odwzajemnił. Wstałam na równe nogi i przytuliłam się do niego szeptając mu do ucha "dziękuję". Nagle coś mnie zamroczyło. Słyszałam jakieś szepty, a urywki obrazów pojawiły się przed oczami. Odsunęłam się gwałtownie od Dan'a, wprawiając wszystkich w osłupienie. Teraz widziałam wszystko o wiele lepiej. Mężczyzna stał na dzwonnicy, ale nie wiem gdzie. Wokół panował mrok. Po chwili pojawił się inny mężczyzna, który zaatakował pierwszego. Zaczęli ze sobą walczyć, a z nieba wydostawały się pioruny. W pewnym momencie ujrzałam znajome mi twarze, jednak nie mogłam przypomnieć sobie kim są. Kiedy ten drugi ugodził czymś pierwszego przez uszy przeszedł mi przeraźliwy krzyk przepełniony bólem.
Znowu jakaś wizja, ale tym razem bezbolesna. Oczy zgromadzonych były skierowane w moją stronę. Oddychałam szybko, za szybko, a ich piekący wzrok nie pomagał. Dan złapał mnie za ramię i spojrzał gęboko w moje oczy.
~ Co widziałaś?
~ Jak ktoś ze sobą walczy, chyba nawet wiem kto... Dan, to nie wróży nic dobrego...


~Rose~ 

- Co wy kombinujecie? - zapytał John, kiedy siedziałam u niego w gabinecie.
- To, nie twoja sprawa - odpowiedziałam i rozłożyłam się na fotelu.
- Dopóki jesteście na terenie szkoły, to jest jak najbardziej moja sprawa - warknął, a ja spojrzałam na niego spod uniesionych brwi.
- W takim razie mogę się wynieść - wstałam i nie zważając na jego krzyki wyszłam z gabinetu. Podążyłam na stołówkę, była pora lunchu. Wzięłam sobie sałatkę z grillowanym kurczakiem oraz kawę. Podeszłam do naszego stolika, po czym zajęłam miejsce obok mojego chłopaka.
- Co chciał? - zapytał mnie całując w czoło.
- Twierdzi, że coś kombinujemy, a on się dowie o co chodzi - wzruszyłam ramionami, zabierając się za jedzenie.
- Czyli przestajemy w poszukiwaniach? - Liv spojrzała na mnie zaciekawiona.
- Nie - pokręciłam głową - jak na razie nawet nie wiem gdzie szukać. Muszę przeczytać księgę Upadłych.
- Szukałem czegoś na jej temat, wiesz, na temat tych, którzy ją czytali i muszę przyznać, że wszystkie księgi podają to samo - powiedział Niall.
- To znaczy?
- Każdego kto czyta księgę Upadłych, jej moc zmienia.
- Bujda - mruknęłam - no bo co to ma znaczyć? Że nagle stanę się zła i będę zabijała z zimną krwią?
- Możesz zawsze być jeszcze większą suką - uśmiechnął się Niall, na co oblałam go sokiem.
- Też cię kocham, Rose - cmoknął, na co wywróciłam oczami.
- Wal się, Horan - warknęłam zirytowana.

~*~

Moja frustracja sięgała zenitu, a język jakim księga została napisana sprawiał mi nie bywałe trudności. To niebywałe. To wszystko było tak trudne, takie niewyobrażalne. Czułam jakbym była w innym świecie, pełnym ciemności i zła. Tak jakbym nie należała już do tego, w którym żyję.

Stoję pośród ludzi, którym znałam jedynie z opowiadań i legend. Wszyscy wpatrują się we mnie wyczekująco. Nie wiem co mam robić. Nie wiem, dlaczego oni tu są, czego chcą. 
- Czas naznaczenia nadszedł, Rosalie - mówi Greta Gonzales, przywódczyni radu sprzed trzech tysięcy lat. 
- Co mam robić? - spoglądam w pełne życia oczy taty. To tak jakby był obok mnie. 
- W krótkim czasie straciłaś i zabiłaś Archanioła i Upadłego. Jesteś potomkinią Stefana Apollo, który mimo swego przeznaczenia czynił dobro - powiedział tata, na co wytrzeszczyłam oczy. 
- To prawda Rose, Stefan od początku walczył po naszej stronie, mimo tego co się wydarzyło - Greta uśmiechnęła się do mnie. 
- Co z nim? 
- Jest z nami - spojrzałam w tym samym kierunku co ona. Zobaczyłam wysokiego bruneta o pięknych jasnoniebieskich oczach, kształtnych ustach, idealnie wyeksponowanych kościach policzkowych i niesamowicie piękniej żuchwie. Widać było, że tego ciało jest wysportowane, biała koszulka podkreślała mięśnie ramion oraz tors. Widać było z jaką łatwością ciemne spodnie zwisają mu na biodrach. Chodząca perfekcja. 
- Rose - kiwnął głową. 
- Stefan - powtórzyłam jego gest. 
- Już czas księżniczko - uśmiechnął się półgębkiem. 
 - Co to znaczy? Dla mnie? Dla nas? 
- Nas? 
- Jesteś jakby częścią mnie, nie uważasz? Jesteś zawsze tam gdzie ja.
- Jestem twoim stróżem Rose, a zarazem cząstką ciebie. 

- Myślałam, że cię nie ma - marszczę brwi zdezorientowana. 
- Ja jestem, teraz - podchodzi do mnie kładąc dłoń na mym policzku - jestem w twojej głowie, mała. 
- Kiedy dokonam wyboru znikniesz? - pytam spoglądając w jasnoniebieskie tęczówki. 
- Nie, maleńka wciąż tu będę, zawsze kiedy będziesz mnie potrzebowała. 
- Tylko w mojej głowie? NIe będę mogła cię widzieć? 
- Powrócę w dzień kiedy będzie czas aby wszystko zakończyć, wiedz, że skoro ja jestem z tobą, a ty jesteś nasza. Oznacza to, że drugi z nas musi być u Upadłych, Rose.
- Jak mam się naznaczyć? 
- Posiadasz niewyobrażalnie wielką moc, taką która może być równa z siłą prastarych. 
- Dlaczego? 
- Pochodzisz z rodziny, której korzenie sięgają czasów początków i matka, i ojciec pochodzą od ludzi z tego okresu. To twoja siła. Po prostu zdecyduj po czyjej stronie chcesz stać. 
- Nie chcę wybierać,  chcę aby nie było już podziału. 
- Nie rób tego, Rosalio - odwracam się i słyszę Gretę, która patrzy na mnie błagalnie, a zarazem wyniośle. 
- Czego? 
- Jeżeli wprowadzisz równość, nie będziemy mogli już nic zrobić. 
- Wszyscy jesteśmy równi, Greto. Mówisz to zrozumieć, czas aby świat był równy. Tak jak za czasów Wilhelma. - otworzyła szeroko oczy. 
- Nie - szepnęła i odsunęła się na sam koniec, jakby ma bliskość robiła jej krzywdę. 
- Dalej maleńka - Stefan uśmiecha się do mnie zachęcająco. 
- Nie lubię kiedy to robisz - mruczę po czym zamykam oczy. Czuję jak wypełnia mnie magia, przepełniona przeznaczeniem. Chcę aby tak było zawsze, aby nie było ani mroku, ani zła. Czas na nową erę. Erę pokoju. 

~*~

Otworzyłam gwałtownie oczy, po czym rozglądnęłam się dookoła. Nie wiedziałam gdzie jestem, ani co się dzieje. Wewnątrz czułam ciepło które wypełniało mnie całą. Wstałam z łóżka, po czym weszłam do łazienki. Musiałam odetchnąć i przemyć twarz zimną wodą. Podeszłam do umywalki odkręcając kurek. Napełniłam dłonie wodą, po czym przyłożyłam ją do policzków pozwalając aby swobodnie spływała po mojej twarzy. Wzięłam do ręki ręcznik i przyłożyłam go do skóry. Podniosłam głowę do góry. Przetarłam twarz, wzdychając. Spojrzałam w lustro i przeżyłam szok.
Moje oczy, które już jakiś czas temu zmieniły kolor, teraz są błyszczące, jakby magiczne. Skóra ma ciemniejszy odcień, a włosy stały się miękkie i jedwabiście gładkie. Moje policzki jakby pełniejsze, a ramiona wyraźniejsze. Wyglądałam agresywniej, a zarazem pięknie i nieskazitelnie.
~Powitaj nową siebie, maleńka - szepnął Stefan w mojej głowie.
- Witaj Rose - szepnęłam uśmiechając się.

----------------------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie to opóźnienie, które jest przede wszystkim moją winą. Nie miałam czasu, ani weny aby cokolwiek napisać. 
Mam nadzieję, a właściwie to mamy, że wam się spodoba ten rozdział. Do następnego.
Skruszona Little Lies i Avelen Xx

sobota, 14 lutego 2015

Zwiastun nr 2

Tak, więc dzisiaj mi się nudziło i postanowiłam spróbować swoich sił w zwiastunach :P
Avelen Xx powiedziała, że jej się podoba, moja kuzynka też, więc postanowiłam dodać go i tutaj:



środa, 4 lutego 2015

Rozdział 21

~Rose~

- Jak myślicie, długo to wszystko jeszcze potrwa? Te poszukiwania? - zapytał Niall, na co wzruszyłam jedynie ramionami.
- Nie zadawaj głupich pytań, Niall - mruknęła Olivia, po czym podeszła do kolejnej półki.
- Mnie tam zaraz szlag trafi - powiedziałam pod nosem.
- Nie tylko ciebie, Rose - Jen i jej świetny słuch, fantastycznie. Przyglądałam się kolejnej już  półce, a w uszach wciąż dzwoniły mi słowa napisane w dzienniku - "Wejście jest oczywiste, a zarazem trudne, należy pamiętać o możliwości zmiany". Chwyciłam jedną z książek, która jak się mi wydawało różniła się od pozostałych. Wyciągnęłam, ją a wielka półka zaczęła się rozsuwać. Wszyscy stanęliśmy przed przejściem. Intuicja mnie nie zawiodła.
- Wchodzimy? - zapytał Dan.
- Nie mamy wyjścia, jeśli odnajdziemy księgę Upadłych, będziemy w połowie drogi do księgi Archaniołów - ruszyłam w głąb korytarza, który ukazywał swoją mroczną naturę. Ściany pokryte były licznymi znakami, które odczytywałam.
- Co to za język? - zapytał Zayn. Przejechałam dłonią po jednym z nich, a w mojej dłoni wytworzył się ogień.
- To język Archaniołów - odpowiadam - prastary. Każdy z nich oznacza inne słowo.
- Skąd to wiesz?
- Ja... nauczyłam się go. - podeszłam do kolejnego znaku.
- Ten oznacza pokój - wskazałam na pierwszy z symboli - ten to siła.
- A ten? - spojrzałam nas Nialla, który wskazywał symbol niebezpieczeństwa.
- To nie bezpieczeństwo, zło i ciemność - symbol Upadłych - podeszłam do niego. Wytworzyłam ogień, dzięki czemu mogłam dostrzec znacznie więcej.
- Aby przejście się otworzyło musimy wskazać drogę prosto do najjaśniejszego z serc. Przez najczarniejsze do najjaśniejszego - powiedziałam - to właśnie oznaczają te symbole.
- Spójrzcie - podeszłam do Liv, która stała we wnętrzu koła opisanego wytrwałość.
- To nie chodzi o uczynki - zaczęłam podchodząc do następnego - tu chodzi o nasze największe zalety, te które sprawiają, że jesteśmy lepsi. Zayn podejdź tutaj - pokazałam mu gdzie stanąć a on wykonał moją prośbę. To samo zrobiłam z resztą. Tak, więc Liv stała na męstwie, Jennifer na lojalności, Niall na sprycie, Zayn na honorze, Dan na braterstwie, a ja na rozwadze.
Przyłożyłam dłoń do ściany, w całym korytarzu zaczęła rozbłyskiwać smuga światła, która prowadziła w głąb niego. Spojrzałam na swoich towarzyszy i uśmiechnęłam się lekko.
- Chodźmy - ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam dokąd on prowadzi, ale nie bez powodu był ukryty. Rozglądałam się uważnie dookoła, nie wiedząc czego się spodziewać.
~To już tak blisko, jestem z ciebie dumny, Rose - odwróciłam się gwałtownie. Wszyscy spojrzeli na mnie z szokowanymi minami. Nie wiedzieli co się dzieje. Sama nie wiedziałam.
~ No chyba się mnie nie boisz, co kochana?
- Stefan - szepnęłam.
~Bingo, kotku. A teraz do rzeczy. Wiesz, że to od początku chodziło o ciebie? Nie bez powodu wybrałem właśnie potomka Bowna. Jego rób jest silny i niebezpieczny. 
~Dlaczego, teraz? Dlaczego, dopiero teraz o tym wszystkim mówisz, kiedy jestem tak blisko? 
~Bo to właśnie teraz musisz wykazać się siłą, musisz zrozumieć, że to cię może zabić. 
~Co? 
~Nie co, a kto, kochanie. Andrew Wolverwood, coś ci mówi? 
~Ojciec Jen? 
~Jest strażnikiem skarbu - już go jakby nie słyszałam. Spojrzałam na przyjaciół.
- Rose, twoje oczy - szepnęła Liv, zmarszczyłam brwi i zamrugałam kilkakrotnie. Czułam, że to nic nie dało.
- Tak już chyba zostanie - powiedział Niall, po czym do mnie podszedł. Złapał mój podbródek, dokładnie oglądając moje tęczówki.
- O co chodzi? - zapytałam zdziwiona jego gestem.
- W tym naturalnych szaleją ci jakby języki ognia - wyjaśnił. Zamknęłam oczy i odsunęłam się kawałek.
- Chodźmy dalej, nie mamy czasu. - ruszyłam przed siebie. Oglądałam wszystko z najmniejszą dokładnością. Doszliśmy do jego końca. Przed nami był portal. Niezwykły portal. Niall podszedł do niego bliżej przyglądając się zaciekawiony.
- To działa jak lilia wodna - odezwał się.
- Wiedziałam, że to byłoby za łatwe. - mruknęłam.
- Lilia wodna? - spojrzałam na Dana.
- Lilie wodne służą za przedmioty do teleportacji, niezwykle skutecznej. Kiedyś się je przede wszystkim stosowało. Teraz od tego odeszli.
- Dlaczego?
- Bo lilie rozczepiają. Co prawda nie zawsze, ale najczęściej. Po prostu trzeba wiedzieć jak przez nie przechodzić. - wyjaśnił Niall. Nie zważałam na nich i szybko przekroczyłam portal.
Znalazłam się w głębi puszczy. W okół mnie rozchodził się piękny las. Przede mną znajdowała się jaskinia. Gotowa do walki, ruszyłam w jej kierunku. Obserwowałam wszystko dookoła doszukując się pułapek. Nie nieuniknione, że one tu są.
- Kim jesteś? - rozbrzmiał głos. Spojrzałam w kierunku jego źródła. Przede mną stał Andrew Wolverwood, we własnej osobie.
- Rosalia Brown - odpowiedziałam, zatrzymałam się mierząc się z mężczyzną wzrokiem.
- Widzę, że już przemiana się dokonuje - powiedział.
- Przemiana? - zapytałam, nie opuszczając wzroku.
- Tak, pamiętasz? Tylko osoba, która jest niby ich, a tak naprawdę nasza może ją otrzymać. - pokiwałam głową.
- Czyli, że będę jedną z nim?
- Po części, będziesz ich i nasza. Będziesz pół Archaniołem, pół Upadłym Demonem.
- Upadłym demonem? - zmarszczyłam brwi, pierwszy raz o czymś takim słyszałam.
- Upadłe demony to Upadli, którzy zawarli pakt z diabłem.
- Myślałam, że on nie istnieje, skoro...
- Skoro nie ma kogoś takiego jak Bóg? To nie do końca tak działa, to my Aniołowie i Archaniołowie dbamy o ludzi, to my jesteśmy tym w co tak nieustępliwie wierzą. Diabeł, to najpodlejszy ze wszystkich. Nikt go tak na prawdę nie zna i nie widzi. Tylko najważniejsi z Rady.
- Co to oznacza dla mnie?
- Czas na prawdę trudny. Kiedy ona nastąpi będziesz znała język Demonów. A zarazem Archaniołów. Nie mówię tutaj o czytaniu znaków, tylko o posługiwanie się nim.
- Co teraz? Jestem tu po wskazówki?
- Nie, mam to czego poszukujesz. W czasie naszej rozmowy zdążyłem prześledzić twoje życie i twoje serce. Powiem ci jedno, Rose. Nigdy nie gub miłości, to może cię zniszczyć. - uśmiechnęłam się lekko - chodź za mną.
Ruszyłam za mężczyzną, przede mną pojawiła się ta sama gablotka, ta o której tyle czytałam, ta która skrywa jedną z największych tajemnic.
- To wszystko teraz jest twoje, Rose - podeszłam do niej niepewnie i położyłam dłoń. Cała jej konstrukcja rozbłysnęła oślepiającym światłem, po czym w moich dłoniach znalazła się księga Upadłych.
- Rose? Mogę mieć jeszcze do ciebie prośbę? - odwróciłam się w kierunku mężczyzny i pokiwałam głową. - Powiedz Jen, że ją kochamy. Ja i Alffie , dobrze?
- Będzie szczęśliwa. - uśmiechnęłam się.
- Powinnaś już iść Rose, czas ucieka. - pomachałam mu i ruszyłam w kierunku wyjścia. Znalazłam się na zewnątrz, ale po portalu nie było śladu. Podeszłam do miejsca, z którego ruszyłam. Spojrzałam na to miejsce i zauważyłam jak łamie się w nim światło. Wzięłam głęboki oddech i przekroczyłam go.
Spojrzałam na twarze przyjaciół, po czym moją twarz wykrzywił ból. Upadłam na ziemię. Podbiegli do mnie natychmiastowo. Zayn wziął mnie na ręce.
- Zayn, musisz zabrać księgę i schować - syknęłam z bólu.
- Dobrze, a teraz idziemy do pielęgniarki - pokiwałam głową, po czym widziałam już tylko ciemność.
***
Leniwie podniosłam powieki, rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym rozpoznałam skrzydło szpitalne. Poczułam uścisk na dłoni. Spojrzałam na jego przyczynę. Zauważyłam czekoladowe tęczówki, które wyrażały miłość, a zarazem ulgę.
- Co się stało? - zapytałam, mój głos był nieprzyjemnie zdeformowany.
- Rozszczepiłaś się, Rose. Przy barku i pachwinie. - przymknęłam oczy, kiwając głową, w geście zrozumienia. Uszyłam ciche rozmowy, przez co ponownie uchyliłam powieki.
- Rose, dzięki Bogu, obudziłaś się - spojrzałam na Liv, która uśmiechała się do mnie ciepło. Odwzajemniłam gest. Spojrzałam na każdego z przyjaciół. Wśród nich był Liam. Ile ja dni spałam?
- 4 - Dan jakby czytał mi w myślach. Cholerna bliźniacza więź.
- A co z księgą? - zapytałam.
- Ukryta nie martw się - uśmiech ozdobił twarz Liama.
- Jak ci poszło?
- Dostałem się - uśmiechnął się, na co pokiwałam głową.
- Gratuluję - oblizałam spierzchnięte wargi - Jen? Księgi strzegł twój ojciec, wiesz? Powiedział, że to znaczy, prosił, żebym powiedziała ci, że on i twoja mama cię bardzo kochają.
Spojrzałam na nią, a w jej oczach zbierały się łzy.
- Dziękuję Rose - podeszła do mnie i lekko uścisnęła.
- Nie płacz, głupia bo ja też zacznę - zaśmiałyśmy się. Czasem chwila z przyjaciółmi pozwala zapomnieć o problemach.


 - Jennifer~


Minęły 2 dni od obudzenia się Rose. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co powiedziała. Widziała moich rodziców, a oni powiedzieli, że mnie kochają! Dodatkowo Liam wrócił i się dostał! Czy ten tydzień mógłby być lepszy? 
Siedziałam na lekcji obrony przed czarną magią. Ćwiczyliśmy dzisiaj w praktyce. Każdy walczył z kimś stosując czary obronne. Pani profesor O'Nelie wywołała nazwisko moje i Fabian'a. Stanęliśmy na przeciwko siebie. Spojrzałam w jego oczy, które były pełne adrenaliny, ponieważ jeszcze nigdy tego nie robił. Po chwili zaczęliśmy rzucać zaklęciami. Nasze uniki wyglądały jakbyśmy tańczyli. Ruchy były płynne, a zapał do dalszej walki ogromny. Przed oczami miałam mroczki jednak postanowiłam to zignorować, lecz do tego dołączyły duszności. Obraz się rozmazał, po czym powrócił będąc inny. Stałam po środku jakiegoś salonu. Nie miał okien, a schody prowadzące na górę wykute były w skale, całe pomieszczenie oświetlał piękny, srebrnobiały i ogromny żyrandol ozdabiony kryształami. Pokój wyglądał jakby znajdował się w gigantycznej jaskini. Z daleka można było słyszeć szum wody obijającej się o skały. Nagle z schodów zaczęła schodzić mama ciągnąca mnie za rękę, a za nami także tata trzymający dwie stare walizki. 
- Mamusiu? - rodzicielka tylko skinęła głową. - Dlaczego jadę do cioci i wujka, a wy nie? 
- Kochanie... bo my z tatą mamy ważne rzeczy do załatwienia, wiesz? - uśmiechnęła się słabo. 
Tata podszedł do mnie i przykucnął. Włoźył kosmyk moich kręconych włosów za ucho, a to samo stało się z moimi. Podeszłam bliżej, aby im się przyjrzeć. Tata miał w oczach łzy, podobnie jak mama, która powoli szlochała. Serce mnie bolało patrząc na ich cierpienie. Przeżywali rozłąkę ze mną. Chciałam ich jakoś pocieszyć, przytulić, zrobić cokolwiek, aby byli szczęśliwi. Tata cmoknął małą mnie w czoło, co także poczułam. 
- Kochamy Cię słoneczko. - uśmiechnął się gładząc mój policzek. - Przepraszam Jenie. - samotna łza wypłynęła z jego kryształowych oczu. Położył dłoń na mojej głowie.
Obraz ponownie się rozmazał. Widok sali treningowej powrócił. Momentalnie poczułam ból w klatce piersiowej oraz jak upadam. 
- Cholera jasna! - syknęłam czując uporczywy ból głowy.
- Jen! Nic ci nie jest?! - krzyknął Fabian podbiegając do mnie.
Podniósłszy się na łokciach spojrzałam na niego. 
- Nie, wszystko w porządku. - przymrużyłam delikatnie oczy próbując się podnieść.
Nadal czułam ból, ale na szczęście ustępował. Fabian pomógł mi dojść do ławki i usiąść.

***
Krajobraz był już całkowicie pogrążony w mroku, światło księżyca dostawało się pokoju przez niezasłonięte okno. Po raz kolejny przewróciłam się na drugi bok zaciskając mocniej powieki. W końcu wstałam z łóżka. Narzuciłam na ramiona szarą bluzę należącą Liam'a. Wsunęłam stopy w białe trampki otwierając powoli drzwi. Wyszłam na korytarz, następnie zamykając za sobą drewnianą powłokę. Przybrałam niewidzialną postać, aby nikt mnie nie zauważył. Skierowawszy się do ogrodu podążyłam  dróżką prowadzącą do źródełka. Zadarłam głowę patrząc na gwiazdy. Tej nocy było ich wyjątkowo wiele, świeciły jaśniej niż zwykle. Nie raz zastanawiałam się czy te wszystkie gwiazdy to duszę tych, których już nie ma. Patrzą na swoich bliskich towarzysząc im każdej nocy. W pewnym momencie dwie iskierki, położone blisko siebie zamrugały. Uśmiechnęłam się mówiąc nieme "ja was też".
Dotarłszy na miejsce spostrzegłam zakapturzoną postać siedzącą niedaleko oczka wodnego. Podeszłam nieco bliżej. Dostrzegłam blond kosmyki ustawione ku górze wychodzące z ciemnego kaptura. Powróciłam do widzialnego wyglądu wiedząc kim jest osobnik siedzący niedaleko mnie.
- Nie tylko ja nie mogę zasnąć? - spytałam podchodząc trochę bliżej.
- Najwyraźniej. - mruknął nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
Usiadłam obok niego. Zdjęłam jego kaptur unosząc delikatnie kąciki ust. Oparłam głowę o ramię blondyna. Siedzieliśmy w ciszy patrząc w nieruchomą taflę wody, od której odbijał się blask księżyca. Dan przyłożył usta do czubka mojej głowy spokojnie dysząc.
- Dlaczego wszystko musi być tak cholernie trudne? - szepnął, jednakże usłyszałam każde słowo.
- Nie raz zadaję sobie to samo pytanie. - spojrzałam na niego kątem oka.
- Jen... ja już nie daję rady... to wszystko spadło na mnie tak nagle. - mruczy w moje włosy, wyczułam w jego głosie lęk powiązany ze smutkiem.
- Wiem Dan, ja też.  - spuszczam delikatnie głowę. - Boję się, boję się jak nigdy wcześniej. - mój ton staje się cichszy. Palce Dan'a splatają się z moimi, a nasz wzrok się krzyżuje. - Boję się, że kiedy dojdzie do tego dnia stracę wszystko, stracę kogoś z was... - głos mi się łamał z każdą chwilą.
Dan objął mnie ramionami, wtuliłam się w jego klatkę piersiową zaciągając się jego zapachem. Wszystko działo się tak szybko. Z każdym kolejnym dniem czułam coraz większy niepokój. Z każdą kolejną chwilą czułam, że zbliża się ten dzień, dzień ostateczny.

***
Kolejna nieprzespana noc. Mam tak już od tygodnia,  podobnie jak Dan. Siedzimy wtedy razem, w absolutnej ciszy, od czasu do czasu przerywanej krótką wymianą zdań lub wyznaniami. Czułam się przy nim bezpieczna . Mimo bezsennych nocy nie odczuwam jakiegoś zmęczenia. Można powiedzieć, że nabrałam przez to więcej energii niż podczas snu, ale czy to w ogóle możliwe?
- Jenie? - głos mojego chłopaka wyrywa mnie z zamyśleń.
- Słucham. - mruczę cicho zmieniając pozycję tak aby moja głowa leżała na jego kolanach.
- Mam coś dla ciebie. - unosił kąciki ust wyciągając podłużne białe pudełko z kieszeni bluzy. Podaje mi je, a ja od razu otwieram. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Mimo woli moje usta wykrzywiły się w literę "o" widząc podarek od Liam'a. Był to piękny srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie kłów wypełnionych czerwonymi diamencikami ze skrzydłami również wypełnionymi cyrkoniami, lecz białymi. Moje oczy się zaszkliły, a oddech ugrzązł w gardle.
- Jest przepiękny. - wyszeptałam w końcu.
- Taki prezent na święta. - uśmiecha się, a ja wyjmuje naszyjnik.
- Ale święta dopiero za kilka dni. - obracam zawieszkę, a po drugiej stronie widnieje napis "mojemu anielskiemu wampirkowi xx".
- Niestety nie będzie mnie wtedy w akademii, jadę do rodziców. - podrapał się po karku. - Założyć ci go?
Skinęłam głową twierdząco. Odwróciłam się odgarniając włosy na lewy bok. Chłopak ubrał mi naszyjnik, po czym go zapiął. Dotknęłam zawieszki spoczywającej nad moim dekoltem. Poczułam na szyi wargi Liam'a, odchyliłam głowę w lewo dając mu więcej przestrzeni. Zaczął kierować swoje pocałunki coraz niżej aż do ramienia, które odsłonił delikatnie je cmokając. Przeniósł swoje usta na moje łącząc je w namiętny pocałunek.
~ Nigdy go nie zdejmę, obiecuję.
~ Wiem mój anielski wampirku...
Kochałam jego czekoladowe oczy, jego uroczy uśmiech,  jego romantyzm, którym nie raz mnie zaskakiwał. Po prostu kochałam go całego.

***
Spędzałyśmy wieczór w wesołej atmosferze. Śmiałyśmy się nie raz do rozpuku aż tak głośno, że Claryssa z pokoju obok na nas się wydzierała, bo nie dajemy jej w spokoju czytać książki.
- To jeszcze nie koniec moje drogie! - powiedziała Liv. - Później Trevor odwiózł mnie do domu po tej koszmarnej randce, kiedy staliśmy przed drzwiami on chciał mnie pocałować na do widzenia, ale mój brat wyszedł w tym momencie i zapytał "Nie za późno trochę? Jak chcieliście się bzykać w aucie to mogliście chociaż szybciej wyjść z tej kręgielni. "
- Zazdroszczę ci brata, Fabian jakby zobaczył, że trzymam się za ręce z jakimś chłopakiem... o matko, już bym mu współczuła! - zaśmiałam się, a moje towarzyszki zrobiły to samo.
Wzięłam z jednej z miseczek żelka, kiedy chciałam go zjeść poczułam ostry ból głowy. Upuściłam przekąskę łapiąc się za głowę. Z moich trójek wysuwały się kły, co sprawiło mi ogromny ból. Zacisnęłam powieki próbując wstać z łóżka Rose. Dziewczyny mi pomogły.
- Jen! Matko! Co się dzieje?! - wrzasnęła Olivia.
Nie miałam siły, aby odpowiedzieć. Czułam jak z każdą chwilą coraz bardziej słabnę. Pot spływał kroplami po moim czole, oddech stawał się płytszy.
- Chyba przechodzi przemianę. - usłyszałam głos Rose jakby przez mgłę. - Zanieśmy ją do skrzydła szpitalnego. - otworzyła drzwi, następnie wychodząc ze mną na korytarz. - Przeteleportujmy się, będzie szybciej. - stwierdziła, lecz nie zdążyła tego wykonać, gdyż upadłam na podłogę.
Podniosłam dotąd zamknięte powieki. Obraz przed moimi oczami rozmazywał się. Nagle poczułam pieczenie w okolicach łopatek. Moja koszula uległa rozerwaniu pod wpływem rozkładających się skrzydeł. Spróbowałam się podnieść, lecz straciłam przytomność.