niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 20

~Jennifer~


Wskazałam na łóżko, aby usiadł, po czym sama to zrobiłam. Spojrzałam na niego i chciałam coś powiedzieć, ale Dan mnie uprzedził:
- Chciałem pogadać o tym co się między nami stało...-westchnął pocierając kark.
- Przecież obiecałam, że nikomu nie powiem.-wzruszyłam ramionami.
- Nie o to mi chodzi... po prostu czuję, że między nami jest niezręcznie po tej sytuacji... 
- Może faktycznie tak jest, ale masz jakiś pomysł, aby to zmienić?
- Tak, pomyślałem, że mogę użyć perswazji żebyś o tym zapomniała.
- Ale co w takim razie z tobą? Ty nie chcesz zapomnieć?
- Poproszę Rose, ale martwi mnie jedno...
- A mianowicie?
- Czy w momencie, w którym wiesz do czego doszło, ona nie robiła czasem czegoś ważnego i może o tym zapomnieć.
- Może tak się nie stanie, to mało prawdopodobne, odczuwacie tylko więź fizyczną.
- Właśnie, nie. W tym tkwi problem. Wczuwamy też więź emocjonalną, często jest tak, że ja jestem szczęśliwy i ona także, ale tego nie chcę. Potrafimy czytać sobie w myślach, nawet z barierą. Rozumiemy się bez słów...
- Jesteście jakby jedną osobą w dwóch ciałach.
- Tak, chyba można tak powiedzieć.
- Czyli jak cię kopnę to Rose też poczuje ból?
- Tak, ale nie rób tego.-uśmiechnął się promiennie.
- Okay...-zachichotałam.- To trochę dziwne...
- Nie wiesz co jest jeszcze dziwniejsze. Prawdopodobnie ta więź się pogłębia.
- Jak to pogłębia?!
- Jakiś czas temu czuliśmy tylko wspólny ból, a teraz prawie wszystko.
- Da się to jakoś zatrzymać?
- Nie mam pojęcia.
Na jego słowa zamarłam. Co się stanie kiedy będą odczuwali to samo? Czy da się to zatrzymać? Czy da się to zniszczyć? Jeśli tak to w jaki sposób? Następne pytania bez odpowiedzi przedostały się do mojej głowy.

*następnego dnia*

Delikatne promienie słoneczne próbujące wydostać się z ciemnego nieba, obudziły mnie. Podeszłam do okna, otworzyłam je szeroko. Przywitał mnie rześki, ale jakże zimny powiew wiatru. Zaciągnęłam się porannym powietrzem.
Zamrugałam kilkukrotnie, a przed oczami nie miałam już widoku na kampus i budynek akademii, lecz ogród, którego nigdy wcześniej nie widziałam, a zdawał się być taki znajomy. Niedaleko przede mną stało drzewo, zaraz za nim przykucnęła mała dziewczynka. Miała śliczne karmelowe włosy, opadające kaskadami na ramiona, czerwone, a wręcz szkarłatne oczy, małe usteczka wykrzywiające się w uśmiechu oraz delikatnie różowe policzki. Nagle do dziewczynki podeszła kobieta. Miała takie same włosy jak ona, lecz jej tęczówki były złote. Dziewczynka wzięła do ręki niebieski kwiat i pokazała kobiecie.
- Patrz mamusiu! Robi się czerwony!-zachwycała się.
- Widzę skarbie.-uśmiechnęła się delikatnie.
Nagle do ogrodu przybiegł mężczyzna. Był ubrany w biel, włosy miał rozczochrane, a twarz wyrażającą niepokój. 
- Affie, nie jest dobrze.
Affie? Moja mama! A ten facet to mój tata! Czyli... tą małą dziewczynką jestem ja?
- Oni już wiedzą.-dodał zaciskając dłonie w pięści.
Mama zerwała się gwałtownie, zabierając 'małą' mnie ze sobą. Obraz się rozmazał.
Poczułam dłoń na ramieniu oraz słyszałam coraz głośniejsze wołanie mojego imienia. Widok stawał się wyraźniejszy.
- Jen! Halo! Powrót do nieba!-blondyn lekko mną potrząsnął.
Mruknąwszy cicho, zabrałam jego ręce z ramion.
- Już myślałem, że odpłynęłaś.-zaśmiał się.
- Po części.
- Znowu miałaś przepowieść albo wizję?
- Lepiej! Dan! Widziałam swoich rodziców!-rzuciłam mu się na szyję.
- To znaczy, że odzyskujesz wspomnienia?-spojrzał mi w oczy z uśmiechem na ustach.
- Tak! Właśnie to znaczy!-wtuliłam się w niego.
- Cieszę się.-objął mnie niepewnie.
***

Wzięłam do ręki miseczkę z owocami, po czym udałam się w stronę naszego stolika. Liv trzymała kurczowo dłoń Dan'a, Horan siedział na przeciw zamyślonej Rose, którą obejmował Zayn. Brakowało mi Fabian'a oraz Liam'a, ale bardziej mojego chłopaka.  Minął zaledwie jeden dzień, a ja już czułam pustkę. Usiadłam obok Niall'a witając się z wszystkimi. Zajęłam się jedzeniem. Uniosłam wzrok, po czym zaczęłam dławić się truskawką. Zaskoczony blondyn poklepał mnie po plecach aż przestałam się krztusić.
- Jen, okay?-spytał Zayn.
- Tak.-mruknęłam ponuro wpatrując się w stolik niedaleko nas.- Dlaczego Fabian siedzi z tą wywłoką?
- Wiesz... nie chciałem cię denerwować, bo nie wiadomo co byś zrobiła, ale oni spotykają się od kilku tygodni.-odpowiedział niepewnie Dan.
- Świetnie, cały dzień zniszczony...-warknęłam.
- Oj przesadzasz! Nie jest aż tak źle! Chyba naprawdę się lubią! Monic nie jest już taka sama,  jej uśmiech nie jest już wredny oraz jest całkowicie miła!-Liv próbowała mnie przekonać.
- Ona czegoś chce, nie zmieniła by się od tak.-ciągnęłam dalej swoje.
- Niall, Zayn, musimy się zbierać trening nie poczeka.-powiedział po chwili Dan.
- Racja.-przytaknęli i poszli.
Rose dalej trwała w bezruchu i milczeniu. Przeniosłam wzrok na stolik, przy którym siedzieli Fabian i Monic, ale obraz zaczął się rozmazywać.
Przed oczami miałam jakiś gabinet. Pełno papierów było porozrzucanych na podłodze, sterta książek leżała w kącie. Nagle klamka poruszyła się gwałtownie, a do środka wszedł... tata. Zrzucił kolejne papiery na ziemie, które znajdowały się na biurku, ale najwyraźniej nie znalazł tego czego szukał. Podszedł do biblioteczki, przeglądał dokładnie każdą książkę, a nie właściwe zrzucał. Zdenerwowany rozglądał się po pokoju, myśląc gdzie może znajdować się jego zguba. Odwrócił wzrok w kierunku drzwi, w których stałam mała ja. Trzymałam w rękach ciężką księgę. Podszedł do mnie zabierając mi przedmiot. W jego dłoniach książkę optudł zamek.
- Gdzie ją znalazłaś?-zapytał.
- Sama do mnie przyszła.
Po tych słowach poczułam dźganie w w ramie, a obraz stołówki powrócił.
- Hej, Jen! Niebo do Jennifer!-wrzasnęła mi do ucha Rose.- Odpłynęłaś?
Nie zważając na nią, wyciągnęłam z plecaka szkicownik i zaczęłam rysować. Biały papier zaczął wypełniać się kreskami, tworzącymi widzianą wspomnieniu księgę. Dziewczyny patrzyły się na mnie w skupieniu. Kiedy skończyłam podsunęłam kartkę Rose.
- Co to jest?-zapytała Liv.
- To czego szukam.-odpowiedziała.- Gdzie ją widziałaś?
- W moim wspomnieniu, mój tata jej szukał, a ja ją miałam.
- To księga upadłych, czarna księga.-powiedziała szeptem.
Czarna księga, nie skończy się to dobrze...


~Rose~


- Rose? Dlaczego ty jej szukasz? - pytanie Liv odbiło się w mojej głowie. Dlaczego?
- To długa i skomplikowana historia - westchnęłam. Jen przyglądała mi się podejrzliwie.
- Spotkajmy się wszyscy wieczorem, wtedy nam opowiesz - pokiwałam głową. Bez słowa wstałam od stolika i skierowałam się w stronę sali magicznych stworzeń. Zajęłam swoje miejsce, co dziwne Jennifer nie pojawiła się na zajęciach.
- Otwórzcie podręczniki nas stronie 86 - spojrzałam w kierunku, jednej z moich ulubionych nauczycielem. Miałam wrażenie jakby czas był dla niej łaskawy, albo to ona specjalnie się nie starzeje. Wyglądała wręcz kwitnąco. Cóż... taki żywot. Otworzyłam książkę na właściwej stronie, a w oczy rzucił mi się napis " niebezpieczne połączenia". Ze zmarszczonymi brwiami czytałam kilka pierwszych wersów.
"Od kilku stuleci łączenie się w pary dwóch różnych istot jest zakazane. Pochodzące z tych związków istoty są niebezpieczne a zarazem nieszkodliwe." To nie miało najmniejszego sensu, skoro są nieszkodliwe, to dlaczego starają się ich zlikwidować.
- Jak wiecie, każda rasa dąży do osiągnięcia pozycji w całym świecie. Cóż nie każdemu się udaje, dlaczego właśnie bardzo często powstają pary, które tworzą te istoty.
- Pani profesor mówi, jakby to były jakieś szkarady, a są to dzieci. Rada zabija je, bo myśli, że są niebezpieczne. Nieszkodliwe, jednak niebezpieczne. Przecież one nie są niczemu winne. - powiedziałam, czym zwróciłam uwagę całej grupy.
- Posłuchajcie mnie uważnie. Istoty te są niebezpieczne i łaknące władzy...
- Dlaczego pani wygaduje takie bzdury? Już większe niebezpieczeństwo stwarzają Upadli niż oni - warknęłam - może jeszcze pani powie, że Jennifer jest niebezpieczna i powinna zginąć?
- Owszem, jednakże rada podjęła w tej sprawie decyzje - już jej nienawidzę, cofam poprzednie słowa.
- Właśnie przez takie myślenie mamy wojnę na głowie - wstałam z miejsca i ruszyłam w kierunku drzwi. Zatrzymałam się w pół kroku i odwróciłam co całej grupy.
- Jeżeli, zobaczę, bądź usłyszę, że mojej przyjaciółce coś się stało. Przysięgam, ukatrupię własnymi rękami - otworzyłam drzwi, po czym głośnym trzaśnięciem obwieściłam swoją złość. Weszłam do łazienki i stanęłam przed umywalką, na której oparłam się rękoma. Spojrzałam w lustro wiszące nad nią. Moje oczy znów były róże, jedno błękitne, drugie zaś brązowe,
Znowu to robisz, a czas leci. Zajmij się wreszcie czym należy . 
Napis na lustrze podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody. Starłam go szybko, wzięłam parę głębokim oddechów na uspokojenie. Znów spojrzałam w lustro i odetchnęłam z ulgą moje oczy znów były naturalnie brązowe.
Czas, leci... a przecież mamy go niewiele.
 ***
- Możesz powiedzieć wreszcie o co chodzi? - zapytała Jennifer, patrząc prosto w moje oczy.
- Okey... emmm... pamiętacie dzień, w którym pokłóciłyśmy się z Jen przez moje zachowanie w stosunku do Fabiana? - zgodnie pokiwali głowami - to był pierwszy raz kiedy skontaktował się ze mną.
- Kto? - przerwał mi Dan.
- Stefan Apollo
- To niemożliwe - powiedział Zayn - przecież on nie żyje od lat.
- Nie pamiętasz, że część jego mocy przeszła na mnie? Już wiem, że nie tylko mocy ale także i duszy.
- Możesz to jakoś udowodnić? - zapytała Jennifer, spojrzałam na nią z niedowierzaniem
- Nie wierzysz mi - nie zapytałam - stwierdziłam.
- Mam chyba podstawy, żeby ci nie wierzyć - mruknęła. Zacisnęłam zła dłonie, aż pobladły mi kłykcie. Zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na nią.
- Rose. Twoje oczy... - spojrzałam na Malika i spuściłam głowę w dół. Podszedł do mnie i podniósł mój podbródek.
- Mi tam się podoba - szepnął, uśmiechnęłam się lekko.
- Dobra i co z tą całą księgą? - zapytał Dan.
- Jest ona swego rodzaju bronią, muszę ją znaleźć za nim zrobią to Upadli - powiedziałam po czym przytuliłam się do Zayna.

Leżąc w ramionach ukochanego czujesz się bezpiecznie, jakby to było twoje schronienie na całe zło.
- Co się dzieje? - podniosłam się na rękach i położyłam głowę na jego klatce piersiowej, tak, że z łatwością mogłam patrzeć w jego oczy.
- Nic, wszystko gra - odpowiedział i musnął ustami mą dłoń.
- Nie kłam, przecież widzę - szepnęłam.
- Po prostu się boję. Boję się, że mogę cię stracić - uśmiechnęłam się ciepło w jego stronę.
- Nie stracisz - powiedziałam pewnie.
- Rosie... - zagarnął kosmyk moich włosów za ucho - wojna wisi w powietrzu.
- Być może, ale ja wiem co mówię, nie stracisz mnie - usiadłam na nim okrakiem uśmiechając się, pochyliłam się na jego twarzą i złożyłam na ustach pocałunek. Jeden, drugi, trzeci...

**************************
Witajcie <3 
Jest taka sprawa, mówiłyśmy, że rozdziały będą co dwa tygodnie, jednak czas nie jest dla nas łaskawy i nie mogłyśmy znaleźć chwili na napisanie czegokolwiek. Postaramy się zrehabilitować :* 
Little Lies and Avelen Xx

wtorek, 23 grudnia 2014

Trochę świątecznie





Święta, święta... hmm... niby wolne, a człowiek wciąż zajęty. 
Aż chce się zaśpiewać: "I don't want a lot for Christmas
There's just one thing, I need I don't care about the presents, Underneath the Christmas tree, I don't need to hang my stocking, There upon the fireplace, Santa Claus won't make me happy, With a toy on Christmas day..." 
Cóż... dzisiaj chciałybyśmy Wam złożyć życzenia świąteczne. Mamy nadzieję, że spędzicie je z najbliższymi, Mikołaj o Was nie zapomni, a babcia nie będzie kazała "jeść jeszcze troszkę, bo tak marnie wyglądasz." Mamy nadzieję, że za bardzo Nam wszystkim to w biodra nie pójdzie i nie będziemy musiały się toczyć. :D 
Tak przy okazji, to chciałybyśmy Was przeprosić za tak długą nieobecność, ale problemy techniczne i nawał zajęć nie pozwolił nam na napisanie kolejnego rozdziału. Mamy nadzieję, że uda nam się coś naskrobać jeszcze przed Nowym Rokiem. 
Jeszcze raz Wesołych Świąt, smacznej rybki, dobrego barszczyku, przepysznych pierożków oraz innych wyśmienitych potraw.  

Tego i innego, ha, życzą 
Little Lies and Avelen Xx 

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 19

~Zayn~

- Jesteś zazdrosny? - zapytał Dan, kiedy siedzieliśmy w ogrodzie. Obserwowałem Rose, która doskonale się bawiła z tym całym Horanem. Już gościa nie ciepię. 
- Jak cholera - burknąłem na co chłopak zaczął się śmiać. 
- To zamiast tak siedzieć i użalać się od sobą powinieneś coś z tym zrobić, a nie. - poklepał mnie po plecach. 
- Łatwo powiedzieć..
- I łatwo zrobić. Ogarnij się chłopie bo ktoś ci ją sprzed nosa sprzątnie. - już chciałem odpowiedzieć ale podeszła do nas Olivia w towarzystwie Jen. 
- Co tam chłopcy? - zapytała z uśmiechem, całując swojego chłopaka na powitanie. 
- Mam prośbę - zwróciłem się do dziewczyn, które spojrzały na mnie pytająco - pomogłybyście mi z jedną rzeczą? - pokiwały ochoczo głowami, a ja zabrałem się za opisywanie szczegółów.

~Rose~

- Brown, jak miło cię wreszcie widzieć - mruknął sarkastycznie Salvador.
- Pana też miło widzieć - posłałam mu fałszywy uśmiech. Hmm... obrona przed czarną magią. Lepszej lekcji nie było, a dlaczego? Podpowiem, że tu wcale nie chodzi o nauczyciela. Już z daleka widziałam Sue, która zajmowała moje miejsce obok Zayna. Dobra wiem, że to głupie ale ja nie będę ustępować. Podeszłam do nich i posłałam dziewczynie fałszywy uśmiech.
- To moje miejsce, skarbie - skierowałam się do niej. Mój głos był przepełniony jadem, na co dziewczyna się wzdrygnęła.
- Z tego co wiem to już nie - odpowiedziała po dłuższej chwili.
- Tak? A kto ci takich głupot nagadał? - uniosłam jedną brew do góry.
- Zayn - odpowiedziała szybko, za szybko. Chłopak cały czas przypatrywał się mojej osobie, nawet nie reagował na swoja blondynki.
- Jazda, za nim przestanę być miła - warknęłam. Dziewczyna z oburzeniem podniosła się z miejsca i oddaliła. Usiadłam na krzesełku, które zawsze było tak samo niewygodne.
- Dlaczego mi się  przyglądasz? - zapytałam i spojrzałam na chłopaka.
- Zmieniłaś się - powiedział.
- Mam to uznać za komplement, jeśli tak to bardzo dziękuję. - posłałam mu słodki uśmiech. Bolało mnie to, że był tak blisko. Czułam jakby wciąż wymykał mi się z rąk.
- Unikasz mnie - kontynuował, jakby nie usłyszał mnie chwilę wcześniej.
- Takie życie - wzruszyłam ramionami - ale widzę, że dajesz sobie radę.
- Jesteś zazdrosna?  - zauważyłam w jego oczach błysk.
- Oczywiście - sarknęłam, mimo, że była to absolutna prawda. Reszta  lekcji minęła mi troszkę niespokojnie przynajmniej dla mnie. Co raz przez przypadek dotykaliśmy swojej dłoni bądź uda. To było bardzo stresujące. Kiedy usłyszeliśmy dzwonek oznaczający koniec lekcji, chciałam jak najszybciej wyjść, jednak uścisk, który poczułam na nadgarstku uniemożliwił mi to. Czułam jakby miejsce, w którym moja skóra i jego się zetknęła zaczęła palić. Odwróciłam się i utonęłam w jego intensywnym spojrzeniu. Czułam jakby czas się zatrzymał, byliśmy tylko my. Z każdej miłej i przyjemnej chwili musi nas ktoś wyrwać. Spojrzałam przez ramię, stał tam Niall. Horan... nie żyjesz. Czułam jakby czas się zatrzymał, byliśmy tylko my. Z każdej miłej i przyjemnej chwili musi nas ktoś wyrwać. Spojrzałam przez ramię, stał tam Niall. Horan... nie żyjesz.
- Rose, musimy porozmawiać - zaczął - to ważne - dodał kiedy zobaczył morderczy wzrok mojego towarzysza. Pokiwałam głową. Znów spojrzałam na Mulata po czym uwolniłam swą dłoń z jego. Kiwnęłam głową w stronę przyjaciela i razem opuściliśmy salę. 

~Niall~ 

- Przepraszam - mruknąłem kiedy usiedliśmy w jej pokoju. 
- Już ci mówiłam, że to nawet lepiej, że przyszedłeś - odpowiedziała i wygodnie umieściła się na łóżku. 
- Ale.. - przerwałem, kiedy spotkałem się z jej morderczym wzrokiem. 
- O co chodzi? - zapytała, po dłuższej chwili. 
- Przez ten czas kiedy my...um... zajmowaliśmy się szukaniem księgi, byłem na "sprawdzeniu czy wszystko idzie tak jak ma iść". Wiesz, że mam wysoką pozycję u Upadłych, a nie zrezygnowałem. 
- Może to i lepiej - odezwała się po chwili - wiesz, możemy mieć wgląd w to co oni, a przy okazji będziemy wiedzieć na czym stoją. 
- Ciągniemy to? - zapytałem. Pokiwała głową. 
- Musimy być po prostu ostrożni. Będziesz udawał, że to wszystko to tylko gra. Wrabiasz mnie abym wyjawiła ci wszystko. Oczywiście będziemy karmić ich fałszywymi informacjami. 
Zaczyna się ...

~Zayn~

- Wszystko już gotowe? - zapytałem dziewczyn, które kiwnęły ochoczo głowami. Denerwowałem się, chciałem dzisiaj wszystko wyjaśnić z Rose, a nie było to takie łatwe. 
- Ja idę, zaraz mam się z nią spotkać - powiedziała Liv, na co pokiwałem głową. 
- Teraz albo nigdy - mruknąłem pod nosem i poszedłem na docelowe miejsce. 
 Czekanie to nie jest moje ulubione zajęcie. Zamknąłem oczy, a przed nimi pojawiły mi się obrazy, chwile, które razem spędzaliśmy. Nowa iluzja, której nauczyłem się będąc w domu. Po chwili usłyszałem kroki, a także głos dziewczyn. Wziąłem ostatni, głęboki oddech. 
- Liv, do cholery, o co tutaj chodzi? - warknęła, co było dla mnie sygnałem do ujawnienia się. 

~Rose~ 

- Liv, do cholery, o co tutaj chodzi? - warknęłam na przyjaciółkę, która stała z głupim uśmiechem na ustach. Nie rozumiem dlaczego jeszcze go nie starłam. Poczułam jak ktoś stanął za moimi plecami, doświadczenie kazało mi przygotować się na najgorsze. Kiedy do moich nozdrzy dotarł tak znany zapach perfum rozluźniłam się. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie rozkoszować się chwilą. Poczułam jak dotyka mojego policzka delikatnie go gładząc, czułam jak wzdłuż mojego kręgosłupa przechodził przyjemny dreszcz. Tak bardzo chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie. 
Uchyliłam lekko powieki i spojrzałam w czekoladowe oczy pełne miłości. 
- Wiesz... - zaczął lecz szybko mu przerwałam. 
- Wiem i w pełni rozumiem, tyle tylko, że już sama nie wiem komu mogę wierzyć a komu nie. Bardzo dużo się od tego czasu zmieniło. Ja się zmieniłam. Już nie jestem tą samą nieśmiałą dziewczyną, która straciła rodziców. - wyszeptałam zatapiając się w ciemni jego oczu. 
- Wiem i bardzo chcę poznać tę drugą, ciemną stronę mojej dziewczyny, znaczy... - chyba zauważył jak się zagalopował, jego tłumaczenia były wręcz urocze. Zaśmiałam się cicho. 
- Cieszę się, że chcesz poznać mnie na nowo panie Malik - powiedziałam z szerokim uśmiechem. 
- Cieszę się, że pozwalasz mi cię poznać na nowo, pani Brown - odpowiedział mi tym samym. Przyciągnął mnie do siebie i przybliżył swoją twarz do mojej. Poczułam jak moje policzki płoną, serce przyśpieszyło, a oddech stał się nierówny. Kiedy poczułam jego usta na swoich czułam jakby stado motyli rozproszyło się w moim brzuchu. Może i te wszystkie romantyczne filmy nie kłamią. Miłość jest piękna i doskonała. Trzeba tylko poznać jej prawdziwe oblicze. 
Odsunęliśmy się od siebie z szerokimi uśmiechami na twarzy. 
- Kocham cię - szepnął w moje rozchylone usta. 
- Ja ciebie też kocham - przegryzłam wargę, na co na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a może to na moje słowa. Chwycił moją wargę w palce i wypuścił je z pomiędzy zębów. 
- Nie rób tak - zmarszczył brwi, przez co po między nimi pojawiła się słodka zmarszczka. 
- Dlaczego? - powtórzyłam jego gest, na co się uśmiechnął. 
- Bo to zbyt seksowne, a ja nie zawsze będę miał tyle silnej woli, aby się powstrzymać - zaśmiałam się perliście. 
- Przed czym? - podobała mi się ta zabawa, sprawdźmy kto z nas dłużej wytrzyma. 
- Przed tym  - przybliżył się do mnie, patrzył w moje oczy z dużą intensywnością. W końcu naparł na moje usta, aż z moich ust wydobył się cichy jęk, co skutecznie stłumił pocałunkiem. 
- Teraz mi już nie uciekniesz - przerwał pocałunek. 
- Nie zamierzam - uśmiechnęłam się. 
- Tak, więc panno Brown, zapraszam na część dalszą - ukłonił się niczym XX-wieczny dżentelmen. 
- Z przyjemnością, panie Malik - lekko się ukłoniłam i podałam mu dłoń. 
Był to jeden z najprzyjemniejszych wieczorów w ostatnim czasie. Pozwolił mi chodź na chwilę oderwać się od tej okropnej i niebezpiecznej rzeczywistości. 

~Narrator~

Całą tę scenę oglądał z wysokiej góry, dzięki swoim nadludzkim zdolnością. wiedział, że do tego dojdzie i doskonale wiedział jak to wykorzystać. 
- Ciesz się póki możesz, Rose. Widzimy się już wkrótce, siostrzyczko. - jego szyderczy śmiech rozniósł się po okolicy. Wszyscy już wiedzieli. Wiedzieli, że czas ostatecznej bitwy nadchodzi. 

~Jennifer~

Wyszłam do ogrodu z zamiarem pójścia na spacer. Przeszłam główną dróżką obok wejść do kilku alejek, zatrzymałam się jednak na tej wyjątkowej dla mnie, z niebieskimi i białymi różami, które prowadziły do ławeczki pod murem. Tej samej, na której siedziałam z Liam'em na naszej pierwszej randce. Szłam przez ową alejkę powolnym krokiem. Podeszłam do jednej z niebieskich róż, zaciągnęłam się jej zapachem urywając ją jednocześnie. Usiadłam na ławce, a wspomnienia do mnie wróciły. Spojrzałam na kwiat, a na mojej twarzy malowało się zdziwienie. Jego płatki z niebieskich jak wiosenne niebo stawały się krwistoczerwone. Zmarszczyłam brwi rozglądając się wokoło. Na końcu alejki dostrzegłam bruneta, który szedł w moją stronę uśmiechając się radośnie. Podbiegłam do niego zostawiając róże na ławeczce. Rzuciłam się mu na szyję, a on pozostawił na moich ustach krótki, lecz czuły pocałunek, niestety w mojej głowie pojawił się obraz z poprzedniego dnia. Jednak natychmiast pozbyłam się z myśli tego wydarzenia. Liam splótł nasze dłonie i spojrzał głęboko w oczy.
-Cześć skarbie.-uśmiechnął się.
-Hej.-mruknęłam i cmoknęłam go w usta.
-Kochanie...-zaczął, ale nie skończył, ponieważ ja już doskonale wiedziałam co to jego "kochanie" oznacza.
-Co się stało?-spytałam odsuwając się o kilka centymetrów.
-Oj tam, że od razu coś się stało...
-Nie kręć Payne.-skrzyżowałam ręce na piersi.
-Wyjeżdżam.-powiedział szybko.
-Po co?-uniosłam jedną brew.
-Na egzamin, staram się o miejsce w grupie juniorów w "Złotych Piórach".
-Co to jest "Złote Pióra"?
-Mistrzowie w Angwins z Londynu.-powiedział to tak jakby to było oczywiste.
-Co to jest "Angwins"?
-Coś jak amerykański futbol z dodatkiem tenisa i ragb tylko jeszcze latamy.
-Na ile tam jedziesz?
-Na tydzień, może mniej.
-Mam wytrzymać tydzień bez ciebie? Przecież niedługo czeka mnie najtrudniejsza część przemiany... nie poradzę sobie sama.-westchnęłam czują niepokój.
-Rozmawiałem z Dan'em, on ci pomoże jak będziesz miała problem i nie będziesz mogła zapanować nad pragnieniem.-uśmiechając się pocieszająco, ale mnie to wcale nie pocieszyło.
Na myśl o Dan'ie wzdrygnęło mną. W głowie miałam cały czas ten nasz pocałunek. Nie mogłam o tym zapomnieć, ale nie mogłam też o tym mówić, złożyłam przysięge. Wystarczyło tylko kłamać:
-Fajnie.-mruknęłam z sztucznym uśmiechem.-A kiedy wyjeżdżasz?
-Dzisiaj wieczorem.-powiedział, a mi szczęka opadła.

***
Postanowiliśmy spędzić ten dzień razem aż do czasu wyjazdu mojego chłopaka. Spacerowaliśmy przez ogród, aby dotrzeć do źródełka. Będąc w odległości dobrych kilku metrów dostrzegłam swoim wzrokiem Fabian'a oraz Monic. Siedzących razem. Na kocu piknikowym. Śmiejących się do rozpuku. Przy źródełku. Który ma magiczną moc. Moc przyciągania do siebie miłości. Osoby, z którą tam jesteś. A tam był Fabian. Z Monic. Podsumowując: Cholernie mnie to wnerwiło. Podbiegłam do nich z szybkością wampira, a zdezorientowany Liam próbował mnie dogonić. Stanęłam przed nimi z wściekłością w oczach.
-Nie przeszkadzam gołąbeczki?-uśmiechnęłam się sztucznie jak i złośliwie.
-No właśnie trochę przeszkadzasz.-mówiąc to spojrzał na mnie zirytowany.
-Daj spokój Fabian.-Monic wstała razem z moim bratem.-Pójdę już.-cmoknęła go w policzek.-Do zobaczenia Fabi, cześć Jen.-odeszła machając radośnie.
-O! Słyszę, że już sobie ksyweczki dajecie! Ty masz Fabi, a ona?-wrzasnęłam kiedy zniknęła mi z oczu.
-Co cię to obchodzi?!
-Jestem twoją siostrą, martwię się.
-Jenie, ale o co tu się martwić? Monic jest...
-Wredna, arogancka, złośliwa... mam dalej wymieniać?
-W ogóle jej nie znasz! Nie wiesz jaka jest!
-Znam ją na tyle długo, aby wiedzieć jaka jest Fabi.-jego skrót od imienia wypowiedziałam z nadmierną słodkością.-Jeśli jest miła to wtedy kiedy coś kombinuje.
-Każdy może się zmienić.
-Ale nie ona.
-Dobrze, że ty się wcale nie zmieniłaś.-warknął odchodząc w tym samym kierunku co Monic.
Stałam tak jeszcze pięć minut. Analizowałam to co powiedział. Jego słowa były tak bardzo bolesne jak i denerwujące, ale jakże prawdziwe.

***
-Będę tęsknić.-szepnęłam wprost do jego ucha kiedy trwaliśmy w uścisku.
-Skarbie, to tylko tydzień.-uśmiechnął się delikatnie.
-Wiem.-mruknęłam całując go w policzek.
Odsunęłam się od niego, aby dać innym się pożegnać. Pierwszy podszedł Zayn i uścisnął jego rękę.
-Trzymaj się stary.-poklepał go po ramieniu.
-Powodzenia.-Liv uścisnęła bruneta.
-Połamania skrzydeł.-Rose zrobiła to samo co Olivia.
-Baw się dobrze.-Dan z uśmiechem przytulił "po męsku" Liam'a.
-Obyś się dobrze spisał.-powiedzieli Niall i Fabian jednocześnie, a później się roześmiali.
-Dzięki wszystkim, trzymajcie kciuki! Pa!-pomachał nam i przeszedł przez bramę.
Gdy straciliśmy go z pola widzenia rozeszliśmy się w swoje strony. Nagle usłyszałam wołanie swojego imienia. Sekundę później Dan był już przy mnie.
-Jennifer, jak się...?-nie dokończył ponieważ mu przerwałam.
-Dobrze, ale jestem trochę przygnębiona tym, że go nie będzie.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Niedługo twoja najgorsza część przemiany, dasz sobie radę? Bo jak nie wiesz, że jestem do twoich usług.-uśmiechnął się.
-Wiem.-wymusiłam z siebie uśmiech.
-Jen?-spytał niepewnie.
-Tak Dan?
-Chciałbym z tobą pogadać na osobności, ale później, okej?
-Okej.-wzruszyłam ramionami.
-Przyjdę do ciebie.-poklepał mnie po ramieniu, po czym odszedł.
Postanowiłam przyśpieszyć moje dojście do pokoju. Pobiegłam z wampirzą prędkością do niego.

***
Wróciłam do swojej komnaty. Usiadłam na łóżku. Nagle coś mi się przypomniało. Wyciągnęłam z pod materaca notes z rysunkiem. Usiadłam na podłodze nie odrywając wzroku z kartki. Rozmyślałam o co w tym wszystkim chodzi. Co jest w tej gablocie? Czy to co tam jest ma jakieś znaczenie? Jeśli tak, to jakie? Jest to do czegoś potrzebne? Nawet jeśli to jak to zdobyć? Co ważniejsze, jak się tam dostać? Przejechałam palcami po zarysowanej kartce i olśniło mnie. Przypomniałam sobie jak kiedyś podczas jednego z ataku przepowiedni widziałam tą jaskinię, która znajdowała się w skale na plaży. Przestraszyłam się słysząc pukanie, a raczej straszne walenie do drzwi. Podeszłam do nich by po chwili otworzyć je. Przez uśmiech blondyna sama się uśmiechnęłam

**********************************

Witajcie drodzy czytelinicy <3 Taka mała informacja: prawdopodobnie rozdziały będą dodawane co dwa tygodnie
Pozdrowienia od:
Avelen Xx i Little Lies


 P.s. Dziękujemy za ponad 10 tyś. wejść!!! 

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 18

~Jennifer~

Otworzywszy oczy spojrzałam na zegarek... 7:45. Wstałam leniwie i podeszłam do szafy. Moja garderoba zmieniła się, ze względów na przepisy muszę nosić coś czerwonego, a nie niebieskiego. Wystrój mojego pokoju jak i łazienki również uległ zmianie. Wzięłam czerwoną bluzę z czarnym nietoperzem, czyli tzw. znakiem Batman'a, czarną spódnicę i białe adidas'y na koturnie i komplet czystej bielizny. Po ubraniu się w wybrany zestaw spakowałam książki do białego plecaka. Rozczesałam włosy, umyłam zęby i zabrałam plecak wychodząc z pokoju. Wyszłam na kampus, a na pierwszej ławce dostrzegłam Dan'a, który grał na gitarze. Mój czuły słuch wyłapał słowa piosenki, którą śpiewał:
-Darlin' I will be lovin' you
Till we're seventy, baby my heart
Could still pull as hard at twenty three
I'm thinkin' bout how
People fall in love in mysterious ways
Maybe just a touch of a hand
Me I fall in love with you every single day
I just wanna tell you I am...
-Piękne.-dosiadłam się do niego.
-Dziękuję.-odłożył gitarę na bok.
-Podoba mi się fragment "Me I fall in love with you every single day". Chciałabym to kiedyś usłyszeć.
-Wysyłam tą piosenkę do Ed'a Sheeran'a, takie tam moje, ale jego natchnienie...
-Dlaczego? Przecież to twoja piosenka.
-Ale to ludzie będą słuchać jego, a nie mnie. Taka rola anioła, dawać ludziom to co możemy.-uśmiechnął się ukazując tym swoje dołeczki i patrząc mi prosto w oczy.-Nadal nie mogę się przyzwyczaić do twoich oczu, są tak intensywnie czerwona, a kiedyś były niebieskie.
-Musisz się też przyzwyczaić do tego, że niedługo będę blada jak trup, bo przestanę oddychać.
-Bym zapomniał!-zaczął grzebać w plecaku.-Proszę, Liam kazał przekazać od pana dyrektora.-podał mi torebeczkę z czerwoną cieczą.
-Nie mógł mi tego dać sam?
-Nie, jechał wcześnie na zawody.
-To, to jest prawdziwa krew? Czy ten sok?
-Nie wiem, spróbuj.-wzruszył ramionami.
Otworzyłam woreczek, a metaliczny zapach dotarł do moich nozdrzy.
-Prawdziwa, chyba ludzka.-wychrypiałam czując suchość w gardle.
-Nawet nie spróbowałaś, a już wiesz?
-Czuję.-powiedziałam szybko i upiłam kilka łyków.-Jednak zwierzęca.-otarłam pewnie zabrudzone usta.
-Zostaw sobie trochę na później.-zaproponował zarzucając torbę na ramię.
-Okej.-mruknęłam i zrobiłam to samo.

***

Szłam w stronę ogrodu, aby spotkać się z Fabianem. Nagle usłyszałam wołanie mojego imienia, więc odwróciłam się w stronę 'wołacza'.
-Monic? O co chodzi?-spytałam niezwykle zdziwiona.
-Chciałam ci podziękować, za uratowanie mi życia.
-Wiesz... gdyby nie moje pragnienie na twoją krew to bym cię nie znalazła.-uśmiechnęłam się niepewnie i zaczęłam iść dalej w kierunku miejsca spotkania.
-Mimo to i tak dziękuję, bo powstrzymałaś się i nie wyssałaś ze mnie reszty krwi.-dołączyła do mnie podbiegając.
-Nie no spoko, jestem przecież pół aniołem, mam we krwi pomaganie innym.
-Trochę za dużo mówimy o krwi...-zachichotała.
-Teraz gdy wiem kim jestem niestety owa krew będzie mnie dotyczyła do... właściwie zawsze, przecież będę żyła wiecznie.-prychnęłam, ale później uśmiechnęłam się widząc mojego brata.
Podbiegłam do niego i rzuciłam się mu na szyję. Fabian obrócił się ze mną wokół własnej osi, po czym postawił na ziemię.
-To ty już nie jesteś z Liam'em?-zapytała zdezorientowana Monic.
-Jestem! To jest mój przyrodni brat, Fabian.-wskazałam na chłopaka.-Fabian to Monic Richardson, Monic to Fabian Richardson.
-Mamy to samo nazwisko?-uniósł zagadkowo brew.
-Zbieżność osób i nazwisk jest przypadkowa.-odpowiedziałam poważnym tonem, a później roześmiałam się na głos.
-Nie sądziłem, że wszystkie twoje przyjaciółki są takie ładne.
-Mój kochany, Monic nie jest moją przyjaciółką, tylko "ciekawą" znajomą i każda anielica jest piękna.-sprostowałam i przewróciłam oczami.
-Em... mimo twojej uwagi dziękuję.-uśmiechnęła się wesoło.
-Ech drobiazg.-zaśmiał się.
-Miło było cię poznać.
-Mnie również.
Zapadła cisza, ale oni wymieniali pomiędzy sobą spojrzenia i uśmiechy. Na szczęście Vanessa zawołała swoją przyjaciółeczkę i ta sobie poszła. Kiedy zniknęły mi z oczu walnęłam Fabiana w ramię jak najmocniej mogłam.
-Zgłupiałeś do reszty!-krzyknęłam wściekła.
-Raczej ty! To bolało!-chwycił się za bolące miejsce.-O co ci chodzi?!
-Mając na myśli "ciekawa" chodziło mi o przymiotniki takie jak: wredna i złośliwa, czubku!
-Mnie się wydaję całkiem miła...-mruknął uśmiechając się szelmowsko.
-Puknij się człowieku!
-Nie jestem człowiekiem, jestem aniołem.-zaśmiał się.
Warknęłam zła rzucając w jego kierunku wściekłe spojrzenie.

***
Patrzyłam na zachodzące słońce siedząc na dachu budynku akademika. Wieczory stawały się coraz zimniejsze z powodu nadchodzącej zimy. Wcześniej przebrałam się w ciepłą, białą bluzę i czerwone spodnie. Naciągnęłam rękawy do koniuszków palców. Gdy poczułam podmuch wiatru odwróciłam się. Ujrzałam Dan'a, który właśnie chwał swoje białe skrzydła.
-Wszędzie cię szukałem!-powiedział dosiadając się do mnie.
-I w końcu udało ci się znaleźć...-westchnęłam.
-Co jest?-zapytał spoglądając na moją twarz.
-Ty też czujesz się tak... inaczej?
-W sensie, dziwnie i czuję taki niepokój?
-Czyli tak... nadchodzi coś niebezpiecznego i...
-Grubego.-zaśmiał się.
-Miałam na myśli strasznego, ale twoje też może być.-wzruszyłam ramionami.
-Nie chcę wyjść na nie miłego, bo możesz to źle odebrać, ale zmieniałaś się...
-Czyli?
-Jesteś jakaś inna.
-Czy bycie innym jest złe?
-Oczywiście, że nie, ale ty taka nie byłaś. Byłaś radosna, uśmiechnięta, szalona i lekkomyślna. Teraz jesteś taka spokojna, rzadko się uśmiechasz, jesteś cicha i smutna. Co cię tak zmieniło?
-Prawda o mojej rodzinie.-mruknęłam przyciągając kolana bliżej brody.
-Tak bardzo źle się czujesz z tym, że jesteś pół wampirem?
-Tak, tak! Nie wiesz jak to jest! Teraz jak obok mnie siedzisz czuję jak w twoich żyłach płynie krew i mam ochotę ją z ciebie wyssać!-łzy powoli spływały po moich policzkach.-Niedługo będę martwa... już nic nie będzie szczęśliwe w moim, wiecznym życiu.-oparłam głowę o jego ramię, a ten opiekuńczo mnie przytulił.
-Wcale nie...
-Właśnie, że tak, po przemianie będę zimnym krwiopijcą...
-Nie, mylisz się. Życie wampirów wcale nie musi tak wyglądać. Niektórzy żyją tak jak my, tylko żywią się krwią zwierząt lub tej specjalnej rośliny. Wampiry mogą być szczęśliwe, tylko muszą tego chcieć, a ty chcesz prawda?
-Chcę, ale to dla mnie trudne.-spojrzałam w jego błękitne tęczówki.
-Wiem, ale masz przecież nas.-cmoknął mnie w czoło.
Długo wymieniliśmy się spojrzeniami aż w końcu coś nas tknęło, przez co się pocałowaliśmy. Poczułam na swojej wardze jego zimny, metalowy kolczyk, ale absolutnie mi to nie przeszkadzało. Chwycił moją twarz w dłonie i pogłębił pocałunek. Był on długi i namiętny, ale kiedy się od siebie odsunęliśmy poczułam ukłucie w sercu.
-Przepraszam.-wyszeptałam i wstałam.
-Gdzie idziesz?-spytał robiąc to samo co ja przed chwilą.
-To nie powinno się wydarzyć.-powiedziałam olewając jego pytanie idąc przed siebie.
-Poczekaj!-złapał mnie za nadgarstek.
Siłą szarpnięcia wylądowałam przy jego torsie, patrząc w jego błękitne jak woda oczy. Były one jak z kamienia, nie wyrażały żadnych uczuć.
-To był błąd.-szepnęłam ledwie słyszalnie.
-Dobrze o tym wiem.
-To dlaczego mnie nie puścisz?
-Bo chcę, abyś mi obiecała, że nikomu o tym nie powiesz.
-Obiecuję.-gdy wypowiedziałam to słowo wokół nas pojawił się błękitny pył.-Anielska przysięga?
-Tak dla pewności.-uśmiechnął się lekko, ale ukazał tym swoje dołeczki.

***
Siedziałam na podłodze opierając tył głowy o krawędź łóżka, oczy miałam przymknięte. Przed sobą miałam białą kartkę, na której właśnie sunęłam ołówkiem. Nie wiedziałam co rysuję, ponieważ ręka sama się ruszała. Spojrzałam na zarysowaną kartkę i ujrzałam wnętrze jaskini, a w skale była mała gablotka. Przejechałam opuszkami palców po gablotce, po czym poczułam szturchnięcie i powiew wiatru. Przed oczami miałam ową jaskinię, a dłoń położoną na drzwiach gabloty. Przejechałam ręką po szybie i natknęłam się wzrokiem na kłódkę zabezpieczającą gablotę. Chwyciłam kłódkę, ale szybko ją puściłam, ponieważ oparzyła moją dłoń. Na zabrudzonej szybie pojawił się napis:
"Czysta dusza, to czyste serce, 
tylko ten kto wie jak żyć,
może osiągnąć wszystko."
W środku coś zabłyszczało. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam ścierać brud z szyby. Zanim cokolwiek zobaczyłam byłam już w swoim pokoju. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, po czym schowałam kartkę do zeszytu i włożyłam go pod materac. W głowie miałam słowa, które widniały na szybie.

~Rose~

"Każdego dnia zmieniałem się coraz bardziej. Księga zmienia każdego ze swoich czytelników, sami musimy naznaczyć się po jasnej, bądź ciemnej stronie" - kolejna strona, kolejne słowa, kolejne zapiski. Westchnęłam. Wszystko jest trudniejsze niż mi się na początku wydawało, chodź nie obstawiałam banału.  Podniosłam się z łóżka i powędrowałam do szafy. Wybrałam parę czarnych rurek, do których dobrałam zieloną mgiełkę, na górę narzuciłam skórzaną kurtkę. W łazience wzięłam prysznic i zrobiłam makijaż. Dobrałam czarne lity z drewnianym słupkiem. Zabrałam swoją torbę i wyszłam z pokoju. Skierowałam się w stronę stołówki. Na miejscu wzięłam sobie sałatkę i sok, podeszłam do stolika zajmowanego przez naszą paczkę.
- Cześć - mruknęłam, po czym westchnęłam - cóż, Jen? Chciałabym cię przeprosić - wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w szkarłatne oczy brunetki. Uniosła lekko kąciki ust do góry i podniosła się. Podeszła do mnie i tak bez słowa przytuliła. Odetchnęłam z ulgą i odwzajemniłam uścisk.
- Usiądziesz z nami? - zapytał Liam uśmiechając się do mnie serdecznie. Pokręciłam głową.
- Zaraz muszę lecieć..umm... mam ważną sprawę do załatwienia. - mruknęłam niechętnie.
- To coś ważnego? - zapytał Dan.
- E... muszę pomóc Niallowi - uśmiechnęłam na samą myśl o przyjacielu.
- Rozumiem - pokiwał głową i wrócił do swojego śniadania.
- Mimo wszystko możesz usiąść z nami na chwilę, wiesz, przynajmniej zjesz - wyszczerzył się Li. Niepewnie pokiwałam głową, kątem oka zerkając na Zayna, który intensywnie wpatrywał się w moją osobę. Usiadłam na jedynym wolnym miejscu, które znajdowało się właśnie obok Mulata. Usiadłam na miejscu i po prostu starałam się ignorować jego osobę.
- Co o tym myślisz? - zapytał mnie Dan. Spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi. Mówili coś?
- O czym?
- Wiedziałem, że nie słuchasz. Powinnaś mniej bujać w obłokach. - zaśmiał się.
- Albo mniej myśleć o blondynie z cudownie niebieskimi oczami - wtórowała mu Olivia. Spuściłam głową śmiejąc się cicho.
- Doba, mów, co tam było napisane? - po raz pierwszy od dawna usłyszałam jego głos. Tylko, że był taki jakby wyprany z uczuć. To już nie ten głos, który zapamiętałam wraz z każdym Kocham cię.
- "Czysta dusza, to czyste serce, 
tylko ten kto wie jak żyć,
może osiągnąć wszystko." - wyrecytowała Jen. Zmarszczyłam brwi.
"Tylko dziedzic o czystym sercu potrafi tam trafić, inni po prostu giną" - przypomniały mi się słowa zapisane w dzienniku.
- Tylko dziedzic o czystym sercu potrafi tam trafić, inni po prostu giną - powiedziałam przez co spojrzeli na mnie zaciekawieni.
- Co to znaczy? - zapytała Jen.
- Jest tylko jedna osoba, która potrafi odnaleźć i jak otworzyć to co jest zawarte w tej pozornej gablotce. - wytłumaczyłam.
- Kto to?
- Ten kto był fizycznie ich, jednak mentalnie wciąż nasz - mruknęłam i zerwałam się z miejsca. Już wiem. Szybko skierowałam się w stronę wyjścia z budynku, jednak zamiast drzwi wyczarowałam portal. Znalazłam się w pokoju Horana, który smacznie spał. Bez zbędnych ceregieli wskoczyłam na niego, przez co zaczął krzyczeć. Wybuchnęłam śmiechem.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał zaspany robiąc mi miejsce. Położyłam się obok niego.
- Chyba wiem, gdzie i co zrobić aby otworzyć przejście - pisnęłam i zaczęłam się śmiać.
- A ty co taka radosna? - zapytał już obudzony.
- Cóż jestem kompletną kretynką - westchnęłam.
- Kochasz go - bardziej stwierdził niż zapytał.
- A czy kiedykolwiek przestałam? - zapytałam retorycznie.
- Walcz - powiedział po czym pocałował mnie w czoło i wstał z łóżka.
- Gdzie idziesz? - zapytałam.
- Ja wiem, że podoba ci się to co widzisz, ale wiesz... muszę się ubrać. - powiedział i skazał na siebie. Przyjrzałam się jego sylwetce. Przegryzłam wargę. Stał w samych spodenkach, jego nagi i umięśniony tors unosił się i opadał pod wpływem jego oddechów. Zaspana twarz i rozczochrane włosy..
- Gdyby nie Malik... brałabym - zaczęłam się śmiać, na co przyjaciel mi wtórował.
- Zrób śniadanie - powiedział nim zniknął za drzwiami łazienki. Westchnęłam i niechętnie podniosłam się z miejsca. Skierowałam się do kuchni, gdzie otworzyłam lodówkę.
- Co by tutaj zrobić na śniadanie... - zapytałam samą siebie. Postawiłam na naleśniki, wzięłam potrzebne składniki i zabrałam się do pracy.
- Co tutaj tak ładnie pachnie? - zapytał blondyn wchodząc do kuchni.
- Naleśniki, siadaj już kończę. - wskazałam mu miejsce przy stole. Po chwili postawiłam przed nim talerz pełen placków, w tym czasie Horan zdążył postawić na stole nutellę, dżem, bitą śmietanę i owoce.
- Pyszota - powiedział z pełną buzią, zaczęłam się z niego śmiać.
- Najpierw przełknij później mów - powiedziałam między kolejnymi salwami śmiechu.
- Czepiasz się - mruknął.
- Niall? - zaczęłam
- Hmmm...
- Dlaczego tak właściwie ty nie chodzisz do akademii?
- To znaczy teoretycznie jestem na liście uczniów, jakbym się tam pojawił to przyjęliby mnie bez problemu. - wzruszył ramionami.
- To genialnie - powiedziałam zadowolona.
- Dlaczego?
- No bo będę tam też ja? A po za tym łatwiej byłoby nam pracować nas księgą. - powiedziałam szczerze.
- Mam chodzić do szkoły? - mruknął i napił się soku. Zacisnęłam pięść na owy napój wypłynął mu nosem - dzięki.
- Proszę bardzo, to jak?
- Od kiedy?
- Natychmiast - powiedziałam, wstałam od stołu i pociągnęłam go za rękę. Przed nami pojawił się portal przeszliśmy przez niego i znaleźliśmy się w gabinecie Victoriusa. Nie tutaj chciałam przejść. Zmarszczyłam brwi.
- Co do... - mruknęłam, ale przerwało mi znaczące odchrząknięcie. Odwróciłam się i spotkałam pełen zdziwienia wzrok dyrektora.
- Jak miło cie widzieć Rose. - powiedziałam uśmiechnięty. Przewróciłam oczami.
- Przyszłam z Niallem, on...
- Przyszedł aby uczyć się w naszej akademii, rozumiem. - pokiwałam głową.
- A więc... - zapytałam a przed nami pojawił się klucz do komnaty. Niall chwycił go do reki i spojrzał na numer. Zrobiłam to samo. 170. Pokój obok Jen. Zabraliśmy się stamtąd i udaliśmy się do odpowiedniej komnaty. Otworzyliśmy drzwi a naszym oczom ukazał się wspaniały pokój.
***
- Myślisz, że to dobry pomysł? - zapytał, na co pokiwałam ochoczo głową.
- Jak najbardziej, przydałaby ci się dziewczyna - powiedziałam.
- No ale po co mi ona? Mam przecież ciebie - mruknął i rzucił się na mnie łaskocząc.
- Niall... prze...stań.... - krzyczałam między salwami śmiechu. Po dobrej chwili przestał, jednak nadal na mnie siedział.
- I co teraz? - zapytał z cwanym uśmiechem.
- Wypuścisz mnie? - zapytałam słodko się uśmiechając.
- Nie? - zapytał, po czym zmarszczył brwi. Odsunął się ode mnie i usiadł obok.
- Niall? Co się dzieje? - zapytałam przejęta.
- Nie wiem, czuję mnóstwo bólu - szepnął. Rozejrzałam się dookoła, nie wiedziałam kto odczuwa aż tak silne emocje.
- Niall spokojnie, oddychaj, pamiętasz co masz robić? Zablokuj to, spokojnie, po prostu zablokuj - powiedziałam spokojnym głosem, ale również stanowczym.
- Nie, nie, nie ... - szeptał jak w amoku. Złapałam go za rękę i teleportowałam koło stołówki.
- Hej, Niall? Już lepiej? - zapytałam. Chłopak po chwili otworzył oczy i spojrzał na mnie. Wyrażały mnóstwo bólu, ale również i ulgi - co to było?
- Ja sam nie wiem, te emocje, one były zbyt silne. Ktoś cierpi, wykańcza się psychicznie. - powiedział ściszonym głosem. Przytuliłam go do siebie.
- Dasz radę - szepnęłam. Po dość długiej chwili odsunęliśmy się od siebie i weszliśmy do pomieszczenia. W końcu była pora kolacji.
- Jestem głodny - mruknął, zaśmiałam się.
- Horan, ty zawsze jesteś głodny - powiedziałam, na co ten się tylko uśmiechnął i objął mnie ramieniem przygarniając do siebie.
- A i tak mnie uwielbiasz - zaśmiał się, co uczyniłam i ja.

"Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo męstwa wymaga wierność przyjaciołom."

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 17

~Rose~ 

- Rose? Wszystko w porządku? - szybko starłam napis na lustrze.
- Tak - odwróciłam się do dziewczyny - Idziemy?
- Tak - powiedziała niepewnie przyglądając mi się. Olivia wyszła pierwsza, a ja zaraz za nią. Skierowałam się na stołówkę, gdzie zabrałam tylko mus jabłkowy. Ruszyłam w kierunku wyjścia i w jednym momencie stanęłam jak wryta. W drzwiach pojawił się Zayn. Przez chwilę staliśmy i patrzyliśmy na siebie. Czułam jakby czas się zatrzymał. Wpatrywałam się w jego oczy, które mimo odległości doskonale widziałam. Nawet nie wiem, w którym momencie mus wypadł mi z dłoni. Dzięki czemu oderwałam się od chłopaka. Szybko podniosłam opakowanie i skierowałam się w stronę wyjścia ze stołówki. Kiedy przechodziłam obok spojrzałam w jego oczy, które ukazywały ból. Mimo to, szybko oddaliłam się z miejsca nie odwracając się.

~Zayn~

Cóż, to chyba nie był dobry pomysł. Westchnąłem i skierowałem się w stronę stolika z moimi przyjaciółmi, o ile jeszcze mogę ich tak nazywać. Stanąłem przed nimi i uśmiechnąłem się niepewnie.
Pierwsza podeszła do mnie Liv, która przytuliła mnie z całych sił.
- Miło cię widzieć - wyszeptała do mojego ucha, przez co mocniej ją objąłem.
- Ej, ej kolego. To moja dziewczyna - zaśmiał się Dan. Podszedł do mnie i przytulił "po męsku".
- Cześć Zayn - podszedł do mnie Liam i po raz kolejny się przywitaliśmy. Spojrzałem na Jen, której oczy były barwy czerwonej.
- Jen? - zapytałem, na co ta się jedynie szeroko uśmiechnęła. Podeszła do mnie i właściwie to rzuciła mi się na szyję. Zaśmiałem się i mocno przytuliłem brunetkę do siebie. Odsunęliśmy się od siebie. Dopiero teraz zauważyłem jeszcze jednego chłopaka, który bacznie mi się przyglądał.
- Zayn, poznaj Fabiana - mój brat. Fabian, to Zayn nasz przyjaciel - przedstawiła nas Richardson. Uścisnąłem brunetowi dłoń i skinąłem głową.
***
Siedzieliśmy w ogrodzie nad stawem. Mieliśmy wolne popołudnie przez co mogliśmy spokojnie porozmawiać.
- Co się z tobą działo? - zapytała Olivia, wszyscy spojrzeli na mnie wyczekująco.
- Po tym jak, hmm... Po tym co się wydarzyło nie miałem odwagi się z wami spotkać. - wyznałem.
- Nikt się tego nie spodziewał - przyznała Jen - Jednakże to nie jest twoja wina. Każdy z nas by postąpił tak samo - na jej słowa wszyscy pokiwali głowami.
- Mimo wszystko to niczego nie zmienia - odezwał się Dan - my może byśmy tak właśnie zrobili, ale nie Rose. Ona wolała by żeby już ją skrzywdzili niż żeby miała zdradzić kogokolwiek z nas.
- Rose i jej pieprzone bohaterstwo - prychnęła Jennifer.
- Nie wiesz jak to jest stracić tych, którzy byli dla ciebie najważniejsi. - odezwałem się - Nawet nie wyobrażacie sobie ile razy chciała się poddać, tak po prostu. Kiedy to wszystko na nią spadło, wcale nie było jej łatwo, zapewne nadal nie jest. Jest zamieszana w coś czego nie chce.
- Ale nie powinna zrobić z siebie takiej pokrzywdzonej - upierała się przy swoim.
- Jen ma rację - usłyszeliśmy za plecami - Jak mogę robić z tego wszystkiego taki kłopot. Przecież to normalne, że ktoś każdego dnia próbuje cie zabić. Macie racje, ja bym za was własne życie oddała. Szkoda tylko, że to nie działa w drugą stronę. - Za nami stała Rose, we własnej osobie.

~Rose~

- Jen ma rację. Jak mogę robić z tego wszystkiego taki kłopot. Przecież to normalne, że ktoś każdego dnia próbuje cie zabić. Macie racje, ja bym za was własne życie oddała. Szkoda tylko, że to nie działa w drugą stronę. - wszyscy odwrócili się gwałtownie w moją stronę. Już mi nawet nie było przykro z tego powodu. Miałam wrażenie, że z dnia na dzień ci ludzie stają się mi coraz bardziej obojętni.
- To nie tak... - zaczął Dan.
- Wiesz, kiedy tutaj się zjawiłam po raz pierwszy obawiałam się, że będę sama. Nikt nie nie zaakceptuje. Jednak, gdy stanęliście na moje drodze cieszyłam się. Miałam wrażenie, że wreszcie ktoś jest podobny do mnie - inny. Jednak nawet tutaj muszę się wyróżniać. Szkoda tylko, że już nie ma nikogo kto byłby w stanie sprawić żebym czuła się inaczej. Szkoda tylko, że myliłam się w tak wielu rzeczach - mówiąc ostatnie zdanie patrzyłam w czekoladowe oczy, kiedyś powiedziałabym, że moje.Teraz są mi zupełnie obce.
***
- Czego my tak właściwie szukamy? - zapytał mnie Niall.
- Takiej wielkiej czarniej książki, którą jeśli dotkniesz to cie pierdolnie - warknęłam. Usłyszałam śmiech chłopaka, przez co na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Oj uważaj bo się przestraszę - wiedziałam, że przewrócił oczami. Usłyszałam, jakby strzał i odwróciłam się szybko. Zaczęłam się śmiać z tego co tutaj zobaczyłam. Blondyn leżał pod jednym z regałów, trzymając się za głowę. Podeszłam pod przeciwległą ścianę i podniosłam księgę, której szukaliśmy. Starłam z niej kurz i przyjrzałam się uważnie. Niby taka niepozorna a posiadała wielką moc. Podeszłam do chłopaka i podałam mu dłoń. Wstał na równe nogi, obrzucił mnie spojrzeniem.
- No co? - zapytałam.
- Ja myślałem, że ty żartujesz. - warknął, na co zaczęłam się śmiać.
- Poważnie mówiłam, a teraz co ty na to aby posiedzieć tu ze mną, szukając jakiś szczegółów na jej temat? - powiedziałam radośnie, na co spojrzał na mnie jak na idiotkę. - No proszę - zrobiłam minę szczeniaka. Westchnął.
- Dobra - mruknął za co przytuliłam go mocno.
- Dziękuję - zaśmiałam się i usiadłam przy stoliku. Zaczęliśmy przeglądać wszystkie dzienniki i tym podobne w poszukiwaniu jakiś głębszych informacji.
Po kilku godzinach trafiłam na coś ciekawego.
" Księga Upadłych to klucz do Księgi Archaniołów." - nagłówek wyglądał mniej więcej tak.
" 12 października 1659 r. 
Po raz kolejny rozmawiałem ze Stefanem, po raz kolejny nie usłyszałem nic co sprawiłoby, że posunę się dalej z poszukiwaniami. Księga Archaniołów została ukryta przez samego Gabriela. Wiedział, że znajdzie się ktoś kto będzie chciał ją odnaleźć. Nie jestem sam. Co druga istota próbuje ją odnaleźć. Jednak mam coś, czego nie ma nikt inny. Mam księgę Upadłych" 
- Masz coś? - zapytał mnie.
- Nie, raczej nie - odpowiedziałam po chwili. Szybko schowałam dziennik do torby.
- Jest już po północy, może sobie na dziś odpuścimy? - zapytał z nadzieją w głosie. Wstałam z siedzenia i z uśmiechem podeszłam do niego.
- Mam już dość, ledwo na oczy widzę - mruknęłam na co chłopak się zaśmiał. Przetelepotowaliśmy się z biblioteki. Nie była to zwykła biblioteka, wstęp do niej mieli jedynie nie liczni. Sama nie wiem jak tam weszłam ale ważnie się się udało.
- A powiedz mi dlaczego jej tak po prostu nie otworzysz i nie przeczytasz? - zapytał.
- Bo widzisz Horanku, jeśli bym to robiła, to tak szybko by mnie nie było, jak szybko bym ją otworzyła - powiedziałam.
- To znaczy?
- Tak szybko by mnie zabiła - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
- Uśmiechasz się?  - zdziwienie na jego twarzy jeszcze bardziej mnie rozbawiło.
- Spójrz każdego dnia walczę o przetrwanie, a dzięki niej tak szybko mogłabym przestać martwić się o cokolwiek. - wyjaśniłam
-  To po co to robisz?
- Każdy z nas ma jakiś cel w życiu, do czegoś zostaje powołany. Ja najwidoczniej muszę odnaleźć to na czym każdemu z nich zależy.
- I to właśnie w księdze jest do tego klucz - pokiwałam głową.
- Nic nie jest takie, jakie nam się wydaje.

~Jennifer~

Siedziałam na parapecie w swoim pokoju i spoglądałam w gwiazdy. Tyle rzeczy wydarzyło się w tym miesiącu... nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Przypomniały mi się słowa Rose. Każdego dnia walczymy o życie, a ona kilka dni temu uratowała moje. Nagle do moich nozdrzy dotarł metaliczny zapach. Wyszłam z pokoju i poszłam do ogrodu. Zaciągnęłam się smakowitą wonią i podążyłam za nią. Z każdym krokiem zapach stawał się coraz bardziej intensywny. Zatrzymałam się na chwilę, ponieważ poczułam jak kły wysuwają się z moich trójek. Przejechałam językiem po zębach, a woń się nasiliła. W gardle mi zaschło, a oddech przyśpieszył. Nagle usłyszałam czyjeś krzyki, więc pobiegłam w stronę przeraźliwych wrzasków. Kiedy dotarłam na miejsce zobaczyłam, że Monic leżała na ziemi, a jakiś mężczyzna wbijał w nią srebrny nóż, ale mój zwrok utkwił w ranach, z których sączyła się krew. Odgoniłam jednak coś co mnie do krwi ciągło i podbiegłam do nich. Odepchnęłam mężczyzne, który spanikowany spojrzał na mnie.
- Zostaw. Ją.-warknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Wampiry nie mogą przebywać w niebie!-krzyknął odsuwając się powoli.
- Ja nie jestem wampirem kochany...-chwyciłam za sztylet.- A ty za to nie jesteś żywy.-wbiłam nóż prosto w jego serce.
Słysząc jego ostatni jęk podbiegłam do Monic. Podniosłam jej głowę i położyłam na kolana.
- Spokojnie Monic...-mruknęłam i położyłam dłoń na jednej z ran.
Poczułam na skórzę jej ciepłą krew, a suchość w gardle zwiększyła się trzy krotnie. Zignorowałam fakt, że miałam ochotę wyssać jej krew i wypowiedziałam cicho kilka słów, a z rany przestała się sączyć czerwona ciecz. Nagle usłyszałam wołanie mojego imienia. Odwróciłam się w jego stronę i zawołałam, aby mi pomógł.
- Jen! Jen!-podbiegł do mnie Fabian.- Słyszałem, że nie wiesz co zrobić i prosisz o pomoc...-przyklęknął obok Monic.
- Czekaj... jak to słyszałeś? Przecież mam barierę.
- Mniejsza o to! Zawołam Victorius'a...
- Nie zostawiaj mnie samej... ja... nie mogę... się... opanować...
- Nie mam zamiaru, zawołam go przez myśli.-powiedział i przymknął oczy.
Po sekundzie dyrektor pojawił się z Zayn'em i Liam'em. John spojrzał na mnie z przerażeniem, a Liam odciągnął od rannej. Malik wraz z moim "bratem" przenieśli się do skrzydła szpitalnego. Ujrzawszy swoją ręke pragnienie ponownie wróciło.
- Jennifer, wszystko w porządku?-spytał, a ja pokręciłam głową.- Przenieśmy się do mojego gabinetu.-chwycił nas za dłonie, a po chwili byliśmy już owym pomieszczeniu.- Powiedz, czujesz pragnienie?-skinęłam głową.- Urok słabnie...-wymruczał.- Reszta twojego wampirzego ja będzie się uwolniało z czasem.
- Co to znaczy?-zapytał mój chłopak.
- Umiejętności takie jak latanie, siła, szybkość i doskonały wzrok, tak jak i węch pojawi się, ale pragnienie, które było tłumione przez urok nasili się.
- A czy moje wspomnienia powrócą?-spytałam z nadzieją w głosie.
- Nie wiem tego. Zostały one wymazane lub zapieczętowane i ukryte przez urok. Jeśli pierwsza opcja będzie prawdziwa nigdy nie odzyskasz wspomnień, ale jeśli nie jest to możliwe, po przez złamanie lub zniknięcie uroku, co nastąpi już niebawem.
- Jak pokonać pragnienie?-dopytywał brunet.
- Tak jak to zrobiła dzisiaj Jen, gorzej jeśli nie będzie mogła się opanować, ale nie bierzmy tego pod uwagę. Mam też inną informację, a mianowicie... nie przeszłaś jeszcze przemiany.
- Panie profesorze wampiry przechodzą przemianę w wieku 12 lat.-dodał Liam.
- Tak dokładnie, ale Jen jest jeszcze pół aniołem, a na dodatek jej wampir został uśpiony przez urok, więc przemiana rozpoczeła się od uwolnienia daru, czyli przełamania uroku.
- Co oznacza ta "przemiana"?-spojrzałam po zgromadzonych.
-Przemiane przechodzi każdy nowonarodzony wampir. W przypadku ugryzionych zaraz po obejściu jadu po całej struktórze ciała, a dzieci wampirów 12 roku życia. Dzieci te bardzo szybko rosną i rozwijają się, a w wieku właśnie 12 wyglądają jakby miały 17. Przemniana polega na tym, że przestają oddychać, skóra robi się bledsza, oczy stają się czerwone, a wampirze umiejętności pojawijął się, ale żeby te umiejętności były muszą się żywić krwią.
- To znaczy, że muszę pić krew? Taką ludzką?
- Nie, ale ludzka krew dodaje siły. Masz szczęście, że pani Lawre ma buraczaną roślinę, której soki smakują i mają tą samą odrzywczą działalność co krew ludzka, ale zwierzęca też by się przydała, no i ludzka również.
Na tą wiadomość Liam przytulił mnie do siebie, aby dodać otuchy.

niedziela, 5 października 2014

Rozdział 16

~Jennifer~

Wiecie jak to jest być całe życie okłamywanym? Nie. Ja też myślałam, że nie wiem i nie będę wiedziała, a tu proszę, taka niespodzianka! Moi rodzice naprawdę nimi nie są, a ja jestem jakimś pieprzonym pół wampirem! Gorsze od tej wiadomości jest to, że związek osób z wymiaru pod piekielnego i niebiańskiego jest zakazany! Czyli podsumowując...
Po 1 jestem pół wampem.
Po 2 mogę wylecieć ze szkoły.
Po 3 rada ma prawo oderwać mi głowę.
Po 4 i najważniejsze nie mogę być z Liam'em, tylko ze względu na prawo.
Po 5 moja druga połowa [czyt. wampir] może się w każdej chwili odezwać.
Co do sprawy 2 i 3 Victorius powiedział, że jeśli się dowiedzą jaki mam dar możliwe, że darują mi życie. Na szczęście nikt oprócz mnie, Liam'a i John'a o tym nie wie. 
Poczułam dłoń na ramieniu.
-Jesteś tego pewna?-zapytał stojąc przede mną.
-Tak, chodźmy już.-wyminęłam go i przeszłam przez bramę, która miała nas przenieść do mojego domu.
Wylądowaliśmy na przedmieściach. Przeszliśmy obok kilku budynków i stanęliśmy przed drzwiami. Schowałam się za jego plecami. Liam zapukał, a po chwili otworzyła mu... Megan.
-Och, Liam? Co ty tu robisz?-chłopak jej nieodpowiedział tylko odsunął ukazując tym mnie.-O mój Boże...-wyszeptała ze łzami w oczach.-Jenny ty żyjesz?-dotknęła mojego policzka, ale ja strzepnęłam jej dłoń.
Wtargnęłam do środka. Przeszłam do salonu, gdzie siedział Fabian i Tom. Za mną stanął mój chłopak, a przestraszona kobieta podbiegła do swojego męża.
-Jenny?! Ale jak ty... przecież ty nie żyjesz!-wykrzyczał Tom.
-Jak widzisz jestem cała i zdrowa.-powiedziałam spokojnym tonem.
-Jenny siostro...-zaczął brunet, ale mu przerwałam.
-Nie jestem twoją siostrą Fabian, i nie nazywam się Jenny.
-Córeczko o czym ty mówisz?-po jej policzkach spłynęły słone łzy.
-Dobrze wiesz, że nie jestem waszą córką! Nie nazywam się Jenny Richardson tylko Jennifer Wolverwood! Nie jesteście moimi rodzicami! Moi biologiczni rodzice oddali mnie wam, abyście się mną zajęli.-ścieżka łez malowała mokre linie na mojej twarzy.-Wiecie kim jestem i kim byli Andrew i Affie Wolverwood...
-Jen co ty gadasz?!-krzyknął mężczyzna, najwyraźniej nie wiedział o co chodzi.
-Jestem pół aniołem! Myślicie dlaczego umarłam i teraz mnie widzicie? Jestem aniołem i wampirem w jednym.
-Jenny to jakiś absurd!
-Powiedziałam, że nie nazywam się Jenny! Jestem Jennifer! I udowodnię wam, że nie jestem człowiekiem...-zdjęłam z siebie czarną skórzaną kurtkę i podałam ją milczącemu Liam'owi.
Przymknęłam oczy, a z moich ramion wyłoniły się skrzydła. Nie były one już takie białe, na końcach pióra były czarno-czerwone i przeplatane złotymi liniami. 
-Jeszcze mi nie wierzycie?-spytałam podchodząc kilka kroków w ich kierunku.
-Jak to jest możliwe?-odpowiedział pytaniem na pytanie Fabian dotykając delikatnie moich skrzydeł.
-Normalnie.-dodał, dotychczas milczący Liam.-Istnieje pięć wymiarów. Niebiański, ludzki, ponadludzki, piekielny i pod piekielny. Z tego pierwszego pochodzą anioły, z drugiego ludzie, z trzeciego wszystkie inne istoty, łącznie z mieszańcami i upadłymi. Z piekielnego demony, a z pod piekielnego wampiry.
-Dlaczego wampiry są w pod piekielnym?-dopytywał ciekawy Fabian.
-Ponieważ przechytrzyły one demony i oszukały ludzkie życie.
-To znaczy, że Jenny znaczy Jennifer jest pół wampirem, pół aniołem?
-Tak.-odpowiedzieliśmy wspólnie.
-To w ogóle możliwe? W sensie, anioły są w niebie, a wampiry pod piekłem, istoty mogą przemieszczać się między wymiarami?
-Tak, ale do tego potrzebne są specjalne bramy.
-Fabian! Chyba ty w to nie wierzysz?-odezwał się Tom.
-Oczywiście, że wierzę! Tato, mamo Jen ma skrzydła, to nie wystarczający dowód?
-Nie.-warknęli razem.
-Fabian, posłuchaj, ja i Liam możemy cię stąd zabrać. Przejdziesz test czystości i staniesz się aniołem. Będziesz mógł się uczyć w akademii, wystarczy tylko jedno twoje słowo.
Nastała chwila ciszy. Schowałam skrzydła i nałożyłam na siebie kurtkę. 
-Zgadzam się.-uśmiechnął się radośnie.
Nagle białe światło zabłysło nad jego głową, po czym zniknął. Przed wyjściem Liam namieszał w ich umysłach i teraz myślą, że ja wraz z Fabian'em zginęliśmy w tym wypadku. Otworzyłam bramę i po przejściu byliśmy na terenie szkoły. Udaliśmy się do dyrektora, aby dowiedzieć się czy coś przypadkiem nie stało się podczas naszej nie obecności. Kiedy przekroczyliśmy próg gabinetu poczułam jak ktoś mnie łapie. Szarpałam się z tym kimś, ale on mnie obezwładnił. Upadłam na kolana nie mogąc się ruszyć. Moje tęczówki zmieniły kolor na czerwony. Spojrzałam na mojego chłopaka, który również był trzymany. Fotel dyrektora obrócił się w naszym kierunku. Na nim siedział młody mężczyzna o kruczoczarnych włosach i błękitnych oczach, które wpatrywały się we mnie z obrzydzeniem. Nie był on upadłym, lecz członkiem rady. Skąd to wiem? Miał złotą przypinkę w kształcie serca nakłutego na miecz, przypiętą do białej jak śnieg marynarki.
-Mieszaniec anioła i wampira to już rzadkość, jesteś jedynym egzemplarzem, chyba o tym wiesz?-zaśmiał się zuchwale.-Twoja rasa jest tak odrażająca, ale ty za to jesteś piękna.-chwycił mój podbródek.
Rasista się znalazł!
-Szkoda takiej ślicznej buźki... gdybyś nie była nie czystej krwi chętnie bym się z tobą umówił.-przejechał kciukiem po moich wargach.
-Zostaw ją!-wyszarpywał się Liam.
-Och Payne...-stanął przed nim.-Tatuś nie nauczył, że nie wolno zakochiwać się w nieczystych?
-A ciebie nie nauczył mycia zębów, Tobias'ie?-parsknął śmiechem.
-Typowy Payne. Twój ojciec chociaż ma trochę pokory i oleju w głowie. A nie jak ty. Szczerze mówiąc jesteś bardziej podobny do wujka niż ojca.
-Czyli?
-Jesteś do niego podobny, czyli; głupi i miejący gdzieś zasady.
-Dzięki za informację, ale czy teraz możesz puścić mnie i moją dziewczynę?
-Ciebie tak, ale ją nie. Zostaje zaprowadzona przed radę.
-Victorius o tym wie?-zapytałam z wściekłością w głosie.
-Jego zdanie się tu nie liczy.-uśmiechnął się triumfalnie.-Zabrać ją stąd.-rozkazał, a mężczyzna ten rozkaz wykonał.
Przez cały czas myślałam jak wydostać się z ich objęć. Przeszliśmy przez kawałek korytarza, gdy nagle upadłam na kolana i zaczęłam krzyczeć.
Postawiłam na dywersję...
Położyłam się i delikatnie się miotałam. Uniosłam gwałtownie powieki. Mężczyźni patrzyli na mnie z przerażeniem. Wykorzystałam okazję i odepchnęłam ich od siebie. Przywarłam do ściany dwóch "goryli" za pomocą zaklęcia. Tobias'a chwyciłam za szyję i również przywarłam do ściany. Poczułam jak z moich trójek wychodzą wampirze kły. Oczy zmieniły swój kolor na krwisty, a ja poczułam w sobie ogromną siłę.
-Kto ci o tym doniósł?-spytałam przez zaciśnięte zęby.
-Czy to jest ważne?
-Natychmiast odpowiadaj.-warknęłam zaciskając uścisk.
-Nauczyciel zielarstwa podsłuchał rozmowę Payne'a i Victorius'a. Przez to, że ma znak rady jest zmuszony powiedzieć im o wszystkich tajemnicach szkoły.
-Jak znak wygląda?
-Pierścień prawdy niesiony przez gołębice.
-Masz taki?
-Nie.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Obezwładniłam go zaklęciem. Podwinęłam rękawy jego marynarki, ale nic nie znalazłam. Zastanowiłam się przez chwilę i wpadłam na pewien pomysł, ale nie zdążyłam go zrealizować, ponieważ nagle poczułam ból w okolicach skroni.
Rozejrzałam się dookoła. Byłam w jakiejś sali. Wystrój był jak z średniowiecza. Duże okna ozdobione kolorowymi witrażami, bogate zdobienia, wielkie drzwi wejściowe z rzeźbieniami, ogromna przestrzeń. Na przeciwko drzwi znajdowało się podwyższenie z dwoma tronami. Nagle drzwi się otworzyły, a do środka weszły dwie postacie...
-Jen! Jen!-krzyczał Liam trzymając mnie w ramionach.
Wstałam i natychmiast przytuliłam chłopaka.
-Jennifer twoje oczy...-przejechał opuszkami palców po moim policzku.-Są czerwone...
-Wiem, chyba takie pozostaną.-uśmiechnęłam się.
-A te kły też?-zachichotał, a ja poczułam jak ów kły znikają.
-Jak widzisz nie.-powiedziałam i musnęłam jego wargi moimi.
Liam pogłębił pieszczotę. Oplotłam ręce wokół jego szyi i stanęłam na czubkach palców, aby być mniej więcej na tej samej wysokości.
-O tam jest!-usłyszeliśmy kiedy się od siebie oderwaliśmy.
Ojciec Liam'a, jakiś facet i dwóch osiłków szli w naszą stronę. Chciałam uciec, ale czar jak zwykle był pierwszy.
-Och synu! Co ten mieszaniec ci zrobił?!-"ten" facet podszedł do Tobias'a i zaczął odwracać czar.
W tym samym czasie napakowani goście chwycili mnie za ramiona i skuli moje dłonie kajdankami, ale nie takimi zwykłymi, były nasączone lawendą. George spojrzał na mnie, co dziwne z troską, ale jednocześnie z obrzydzeniem.
-Liam, ja od początku wiedziałem, że ona nie jest dla ciebie odpowiednia...
-Co ty w ogóle gadasz?!
-Ona jest nieczysta.-podkreślił ostatnie słowo.
-Co mnie to obchodzi! Ja ją kocham!
-Nie możesz kochać nieczystej, to tylko głupie zauroczenie przejdzie ci...
-Nie! Ja kocham Jen!
-Nie możesz kochać nieczystej!
-Zamknij się! Kocham Jennifer i nie ważne czy jest mieszańcem, czy aniołem czy nawet elfem! Kocham ją i nie zrezygnuję z niej!
Łzy napłynęły mi do oczy kiedy powoli odchodziliśmy. Słyszałam każde słowo.
-Jennifer! Jennifer!-krzyczał próbując się przedrzeć przez dwóch mężczyzn.
Szlochałam pod nosem. Udało mi się obrócić gdy Liam krzyknął:
-Kocham cię!
Spuściłam wzrok i odblokowałam myśli:
~Ja też cię kocham Liam, proszę, nie ważne co się stanie walcz, walcz o swoje szczęście, a jeśli zostanę skazana na śmierć...
~Nie zostaniesz.
~Żyj dalej, ale pamiętaj każdą naszą wspólną chwilę.
~Kocham Cię.
~Ja Ciebie bardziej...


~Rose~

- Okey, jak mam odwrócić te przynależność? - zapytałam Nialla, kiedy przebywał w mojej celi.
- Po prostu, musisz tego chcieć - odpowiedział. Westchnęłam, wzięłam jego rękę i na znaku położyłam dłoń. Zamknęłam oczy. Poczułam delikatny ból w dłoni, który po chwili minął. Podniosłam powieki i spojrzałam na przedramię, na którym nie było już śladu po znaku.
- Udało się? - bardziej zapytałam, niż powiedziałam.
- Tak - posłał mi piękny uśmiech. Odpowiedziałam tym samym. Usiadłam obok chłopaka.
- Co jest? - jego mina mówiła, że coś go gryzie.
- Twoja przyjaciółka Jenny... - zaczął.
- Co z nią?
- .. stanie przed radą. Nastąpiły pewne komplikacje, których teraz są skutki.
- Muszę jej pomóc. - gwałtownie podniosłam się do góry.
- Pomogę ci - zadeklarował i znalazła się na tym samym poziomie co ja.
- Dlaczego to robisz? - zapytałam spoglądając głęboko w jego oczy.
- Tak po prostu, każdy z nas pragnie drugiej szansy, w wielu sytuacjach. - skinęłam głową.
- Co robimy?
- Teraz musisz mnie trochę trochę poturbować i unieruchomić. Następnie wyjdziesz przez te drzwi i teleportujesz się do rady. Dalej już będziesz wiedziała co robić. - skinęłam niechętnie głowa. Lekkim podmuchem wiatru rzuciłam chłopakiem o ścianę. Podniosłam go i przymocowałam do niej za pomocą pnączy. Wybiegłam przed celę i w ekspresowym tempie teleportowałam się do rady. Znalazłam się w wielkim budynku, który wyglądał na jakiś wiekowy zamek. Ściany zdobiły liczne obrazy poprzednich członków rady. Przede mną znajdywały się wysokie drzwi, które jak się domyśliłam, prowadziły do głównej sali. Otworzyłam drzwi i weszłam przez nie, najwidoczniej przerywając proces Jenny.
- Przepraszam, ale chyba zapomnieliście mnie zaprosić - powiedziałam z fałszywym uśmiechem.
- To zamknięty proces - warknął na mnie, Tobias.
- Nie zapominaj z kim rozmawiasz - warknęłam - W takim razie gdzie obrońca, Jen?
- Kontynuujmy - zarządził ojciec Liama, co oznaczała, że teraz ja bronię mojej przyjaciółki.
~ O co chodzi? 
~ O mnie. Nie jestem tym kim wszyscy myśleli. Jestem pół wampirem, pół aniołem. Moi rodzice byli w zakazanym związku. Ukrywali się. 
~ Okey, co potrafisz? 
~ Przepowiednie, znam przepowiednie. 
- Tego typu stworzenia powinny być zgładzone - powiedział wszem i wobec Tobias.
- Tak? A to dlaczego? Bo jest inna? Bo nie znamy tego typu istot? To jest po prostu strach. Zajmujecie się rzeczami, które nie są w tej chwili najważniejsze i nikomu nie zagrażają
- Zaatakowała mnie - przerwał mi Tobias.
- Sama bym to zrobiła, więc usiądź na miejscu i stul twarz - warknęłam - dlaczego oceniamy nieznane? Dlaczego nic nie robimy w związku ze zbliżającą się wojną?
- Żadnej wojny nie będzie - rzekł ojciec Liama.
- To wasze chore wyobrażenie, że macie wszystko pod kontrolą. A ataki na akademię? A zabójstwa? A porwania? To wszystko jest na porządku dziennym , mam rację?
- Dowód - warknął Tobias
- Jestem tu, jeszcze wczoraj byłam więziona przez upadłych. Niech zgadnę, nic o tym nie wiedzieliście. Wy nigdy nie interesujecie się tym czym potrzeba. - warknęłam.
- To nie jest czas i miejsce na tego typu sprawy.
- Okey, jeżeli tkniecie Jen, albo spadnie jej włos z głowy z waszego powodu, przysięgam, że zostaniecie z tym wszystkim sami. Ja i Dan umywamy od tego ręce. Ciekawe jak sobie poradzicie - powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia.
- Czekaj - usłyszałam za plecami. Stanęłam w miejscu i odwróciłam się.
- Zgoda, odstępujemy od wyroku. - powiedział ojciec Liama. Uśmiechnęłam się. Podeszłam do przyjaciółki i mocno ją uścisnęłam.
- Ałł, gnieciesz mi żebra. Wciąż bolą - zaśmiałam się.
- Przepraszam - uśmiechnęła się szeroko - Rose, co się z tobą działo? O mało na zawał nie zeszłam.
- Cóż, czasem ci co się zagubili w najlepszym momencie odnajdują właściwą drogę - posłała na pytające spojrzenie na co tylko lekko się uśmiechnęłam.

~Zayn~

- Co zamierzasz? - zapytała mama, kiedy weszła do mojego pokoju.
- W związku? - usiadłem na łóżku, robiąc kobiecie miejsce.
- Dobrze wiesz o czym mówię. Wiesz, że była dzisiaj na sprawie Jenny? Nie wyglądała najlepiej. Jest o wiele silniejsza niż mi się wydawało.
- Wiem to, jest silna, a zarazem taka delikatna, krucha, niewinna - powiedziałem chodź czułem wielką gulę w gardle.
- Walcz - poklepała mnie po plecach i opuściła pomieszczenie. Wziąłem do ręki zdjęcie, które przedstawiło Rose. Była na nim uśmiechnięta. Przejechałem kciukiem po jej twarzy.
- Kocham - szepnąłem.

~Rose~

- Dajcie spokój, nie chce o tym rozmawiać - warknęłam.
- No daj spokój, a ty co byś zrobiła na jego miejscu? - zapytała Jen.
- Powiedziałabym mu i razem byśmy coś wymyślili. Z resztą nieważne. - mruknęłam.
- Okey, a Jen opowiedz o swoim braciszku - uśmiechnęła się Liv i puściła mi oczko.
- Co prawda Fabian, nie jest moim prawdziwym bratem, ale razem się wychowaliśmy - powiedziała - Cóż, same możecie go poznać - wskazała głową na chłopaka będącego obok okna. Stanęłam jak wryta. Czy to możliwe..? Zmarszczyłam brwi.
- Rose? Wszystko w porządku? - zapytała Olivia.
- Tak, tak tylko.. nie ważne - lekko się uśmiechnęłam i razem podeszłyśmy do chłopaka.
- Cześć Fabian - Jennifer uściskała brata
- Siemka Jen - posłał jej uroczy uśmiech.
- Poznaj moje przyjaciółki - to jest Liv, a to ...
- Rose - przerwał jej.
- Skąd...? - zaczęłam. Chłopak lekko się zmieszał, ale zaraz po tym uśmiechnął.
- Cała szkoła cię zna, wiesz już od nie jednej osoby słyszałem o tobie - przyznał, na co pokiwałam głową.
- Jak ci się tutaj podoba? - zapytała Liv.
- Jest okey, cieszę się, że mogę tutaj uczęszczać. - nie wiem dlaczego, ale ... coś z nim było nie tak.
- Dlaczego zrezygnowałeś z człowieczeństwa? - zapytałam.
- Po prostu, chciałem tutaj być - odpowiedział, a Jen posłała mi wymowne spojrzenie, które zignorowałam.
- Nie znając tego miejsca? Tak na prawdę nie wiedziałeś w co się pakujesz.
- Rose, daj spokój. - warknęła dziewczyna. Podeszli do nas Liam i Dan. Każdy z nich przywitał się ze swoją dziewczyną.
- Co jest? - zapytał Doncaster.
- Rose widzi we wszystkim problem. - mruknęła Richardson.
- Łatwo ci jest tak mówić, bo to nie ty byłaś przetrzymywana, torturowana i pojona lawendą. - warknęłam.
- Nie rób z siebie takiej poszkodowanej - powiedziała. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.
- Jak przestaniesz być tak pieprzoną egoistką, to może być już za późno...
- Tak, bo nasza kochana Rose, to takie biedne dziecko. Obudź się, nie jesteś sama na świecie.
- Tak? Zobaczymy co zrobisz, żeby ten świat uratować. - prychnęłam, odwróciłam się napięcie i podążyłam przed siebie.
~ Rose... - zaczął Dan.
~ Odwal się - warknęłam na chłopaka.
~ Gdzie idziesz?
~ Jak najdalej - weszłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Odkręciłam kurek z zimną wodą, którą przemyłam twarz. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Zmarszczyłam brwi. Moje jedno oko było błękitne jak niebo, drugie naturalnie brązowe. Zamrugałam kilkakrotnie, aż powróciło do swojego naturalnego koloru. Na lustrze pojawiło się para, jakby ktoś gorącą wodę włączył. Widziałam jakby ktoś na nim rysował. Był to feniks powstający z popiołów. I dopisek:
Każdy z nas ma taki sam ~ Stefan Apollo. 
- Nie, nie, nie... - szepnęłam. Czas na walkę, aż do ostatniego tchu. 

sobota, 20 września 2014

Rozdział 15

~Rose~

Czuję jak moja głowa mocno pulsuje. Delikatnie otworzyłam oczy i kilka razy zamrugałam, aby przyzwyczaić się do światła. Rozejrzałam się dookoła. Nie rozpoznawałam tego miejsca. Czułam ból w okolicach nadgarstków, wyczułam sznury oplatające moje dłonie. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, spojrzałam w tamtym kierunku. Do pomieszczenia wszedł, jeszcze, nie znany mi mężczyzna.
- Rose, wreszcie się obudziłaś - uśmiechnął się półgębkiem.
- Gdzie ja jestem? - zapytałam.
- U nas skarbie, ale nie musisz się martwić, zajmiemy się tobą jak należy - poczułam silny ból w okolicach brzucha. Po chwili moja bluzka zaczęła zmieniać kolor na szkarłatny. Syknęłam. Z całych sił próbowałam go zaatakować, jednak to nic nie dawało.
- Nie wysilaj się, te sznury są nasączone lawendą, która skutecznie blokuje zdolności. W twoich żyłach też płynie.
- Sprytnie - przyznałam - I co masz zamiar teraz zrobić?
- Kochanie, wiesz doskonale, że nam na tobie zależy. Gdyby nie to, teraz byłabyś już martwa - podszedł do mnie i chwycił mój podbródek tak, że patrzyłam w jego oczy. - To dopiero początek - w następnej kolejności poczułam silny ból głowy, a następnie zobaczyłam ciemność. Jednego byłam pewna - zostałam zdradzona.

~Liv~

- Rose, obierz wreszcie ten cholerny telefon. Dzwonię do ciebie już od kilku godzin, gdzie ty jesteś? - od kilku dni nie ma żadnego kontaktu ani z Rose, ani z Zaynem.
- Może powyłączali telefony, bo chcą się sobą nacieszyć? - zapytał mnie Dan przytulając się do moich pleców.
- To nie to, Rose mimo zmiany, jest starą, poczciwą Rose, która zawsze stawia innych nad siebie - mruknęłam.
- Będzie dobrze, zobaczysz - pocałował mnie we włosy. Wstaliśmy z miejsca i skierowaliśmy się w stronę budynku szkoły. W jednym momencie chłopak upadł na ziemię, trzymając się za brzuch. Na jego koszulce szybko zaczęła powstawać plama krwi. Przerażona doskoczyłam do niego i podniosłam materiał do góry. Jednak tam nie było nic.
- Dan, co się dzieje? - zapytałam, jego twarz była wykrzywiona w bólu.
- Idź po Victoriusa, szybko - powiedział ledwie słyszalnie. Szybko pokiwałam głową i pobiegłam do gabinetu dyrektora.
- Profesorze, szybko Dan potrzebuje pomocy - powiedziałam zaraz po otworzeniu drzwi. Mężczyzna zerwał się z miejsca i podążył zaraz za mną. Kiedy przybyliśmy na miejsce, chłopak siedział już na ziemi i nie było śladu po wcześniejszym ataku bólu. Jedynym dowodem była plama z krwi na koszulce.
- Co się dziej, dzieje, Dan? - zapytał John.
- Nie wiem, ale to chyba Rose. Ma kłopoty - powiedział i już po chwili leżał nieprzytomny na ziemi.
Zabraliśmy go do skrzydła szpitalnego.
- Co z nim? - zapytałam kiedy ułożyli go na łóżku.
- Możliwe, że to Rose doznaje tych obrażeń. Tak działa bliźniacza więź. - mówi spokojnie.
- Boże, Rose co się dzieje - szepczę. Wiem jedno, coś się dzieje. Coś niedobrego.

~Rose~

Świadomość, że jedna z najważniejszych osób w naszym życiu sprawia ból. Ból fizyczny, jest o wiele lepszy od psychicznego. Kiedy przekroczy się pewną granicę zabija. Ból psychiczny niszczy nas każdego dnia od nowa.
- To jak Rose podjęłaś decyzję? - zapytał mnie, jak się później dowiedziałam, Niall.
- Już wolałabym żeby mnie wampiry pogryzły, niż bym się do was przyłączyła. - mruknęłam, już nie miałam na nic siły, każdy kawałek mojego ciała bolał niemiłosiernie.
- Wiesz, że z minuty na minutę słabniesz?
- Wiesz, że z minuty na minutę rozmyślam nad sposobami twojej śmierci?
- Co powiesz na umowę? Na porozumienie? - zapytał, co mnie zszokowało.
- Jeśli mnie zainteresujesz to słucham. - co mam innego do wyboru?
- Wypuszczę cię  - powiedział, na co parsknęłam śmiechem.
- Nie no a poważnie? - zapytałam opanowując się.
- To może tak, nie będę ci już podawał lawendy - spojrzał w moje oczy. Widziałam w nich prośbę.
- Dlaczego to robisz?
- Po prostu, nikt jeszcze nie przeżył takich tortur i takiej ilości zioła we krwi. Normalnie powinnaś być nieprzytomna. Wiem, że to będzie trudna wojna, jednak dla nas nie do wygrania. - zakończył, zmarszczyłam brwi.
- Wiesz dlaczego Zayn mnie zdradził? - zadałam pytanie, które już od kilku dni mi chodziło po głowie.
- Mieli jego rodzinę, musiał poświęcić jedno bądź drugie, wiadomo...
- Rodzina jest najważniejsza - dokończyłam.
- Zrobili to, ponieważ wiedzieli, że nie poświęci swojej rodziny. Nawet dla ciebie.
- Skąd...
- Skąd wiemy, że nie zrobi tego dla ciebie? Nigdy nie rozumiałem tego. Ludzie walczą ze sobą, nienawidzą się i kochają. Dla tych, których kochają są w stanie zrobić wszystko, oddać za nich życie, sprawić, żeby nigdy nie czuli się odtrąceni. Widzę to po tobie, boli cię, że zostałaś tak potraktowana. Wyczuwam więzi między istotami, stąd wiem jak się czujesz. Wiem, jak bardzo cierpisz ty i jak bardzo cierpi on. - spojrzałam na niego. Nie wyglądał jak oni wszyscy, nie było w okół niego tej niebezpiecznej aury, wręcz przeciwnie można było wyczuć bezpieczeństwo.
- Jak stałeś się upadłym?
- Nie jestem nim, spójrz - podniósł rękaw bluzki, na przedramieniu zobaczyłam tatuaż w kształcie sztyletu, który oplatuje róża.
- Znak przymierza - szepnęłam
- Może je tylko ściągnąć ten, który założył, bądź ten, który ma przynieść koniec.
- Ten kto ma przynieść koniec? - spojrzałam w jego oczy.
- To ty Rose - odpowiedział z pewnością w oczach i głosie.

~Jenny~

Rose nie było od dobrych kilku dni, a do tego Dan leżał od tylu samu w szkrzydle szpitalnym i słabnął z każdym dniem. Co było najlepsze? Jemu nic nie było! To była ta głupia bliźniacza więź! Oczywiście martwiłam się o Rose, ale bolało mnie to, że Dan tak cierpiał. 
Siedziałam właśnie w jego sali. Olivia poszła się położyć, ponieważ siedziała przy nim całą noc, a Liam był na zajęciach. Nagle poczułam jak Dan rusza ręką. Mruczał coś pod nosem.
-Znak przymierza...-odwrócił głowę w drugą stronę.
-Dan, co ty mówisz?-spytałam zaniepokojona.
-... kto ma przynieść koniec?-wymruczał jeszcze ciszej.
-Dan! Co jest?-potrząsnęłam nim delikatnie.
Wstałam i chciałam iść do gabinetu dyrektora, ale nagle rozbolała mnie głowa. Upadłam na kolana łapiąc się za skronie. Przed sobą miałam morze. Kobieta ubrana w czarną zwiewną sukienkę wyciągała rękę w stronę mężczyzny, który był ubrany na biało. Kobieta miała lekko kręcone, brązowe włosy i lekką opalenizną. Bardziej przypominała dziewczynę, tak samo mężczyzna, chłopaka. Chłopak był blondynem z włosami ustwionymi do góry i śnieżnobiałej cerze. Kiedy złączyli dłonie rozbłysło światło, a ja zaczęłam krzyczeć z bólu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą zmartwionego Liam'a i dyrektora. 

~Liam~

Razem z Victorius'em szedłem do sali Dan. Będąc przy drzwiach usłyszeliśmy krzyki, krzyki Jenny. Czym prędzej otworzyłem drzwi. Zobaczyłem jak moja dziewczyna zwija się z bólu, już nie krzyczy, ale mruczy coś pod nosem. Złapałem ją w ramiona i wsłuchiwałem co mówi:

Przyjdzie taki dzień kiedy słońce i księżyc znajdą się w jednej linii. Morza będą wzburzone, a niebo czarne i oświetlone jedynie złotymi piorunami. W ten dzień do walki staną mroczni, jak i świetliści aniołowie. Po między nimi staną potomkowie, bliźnięta dwóch krwi i tylko oni zdecydują o dalszym losie niebios...

Nagle otwiera oczy. Patrzy na nas z przerażeniem. Victorius spogląda na mnie z zaniepokojeniem w oczach. Przytulam przestraszoną dziewczynę i próbuję jakoś uspokoić.

*kilka minut później*
-Wie pan może co się dzieję z Jen?-spytałem wchodząc do jego gabinetu.
-Tak, tak wiem... usiądź proszę.-wskazał na krzesło.-Posłuchaj mnie teraz uważnie.
-Dobrze.
-Jenny nie nazywa się Jenny Alice Richardson tylko Jennifer Margaret Wolverwood.-rozszerzyłem oczy do granic możliwości.
-Ale, ale jak to możliwe?!-krzyknąłem na całe gardło.
-Jest to możliwe. Jej rodzice to Andrew Morgan Wolverwood, archanioł, który już niestety nie żyję i Affie Lydia Wolverwood, wampirzyca, która zginęła razem z mężem.
-Ale związek wampira i archanioła jest zakazany.
-Oni się ukrywali. Zginęli właśnie przez radę. Wychowywali Jennifer do 8 roku życia i oddali ją pod opiekę Tom'a, który był kuzynem Affie. Richardson'owie mieli jeszcze syna.
-Fabiana.-dokończyłem za niego.
-Tak. Megan nie mogła donosić ciąży, więc Fabiana urodziła jakaś jej kuzynka, oczywiście dziecko było Megan i Tom'a, ale to jest mniej ważne. Andrew wyczyścił umysł córce i zastąpił go sztucznymi wspomnieniami...
-Stop! To znaczy, że Jenny nazywa się Jennifer? I jest pół aniołem, pół wampirem? To jest w ogóle możliwe?-parsknąłem śmiechem.-Przecież anioły są z wymiaru niebiańskiego, a wapiry podpiekielnego. Skrzydła Jen byłby inne!
-Liam, dobrze o tym wiem. Andrew był potężny, mógł wybielić jej szkrzydła.
-Okej, okej, ale nadal nierozumiem dlaczego Jenny... znaczy Jennifer się tak zachowuje?
-Anioły mają dary od Boga, a wampiry od diabła. A kiedy dar anielski i wampirzy się połączy powstaje coś bardzo silnego. Andrew miał dar wykrywania kłamstw, a Affie dar widzenia przyszłości, ale tą przyszłość można zmienić. Jennifer ma niewidzialność od Boga, ale dar mówienia prawdy w połączeniu z widzeniem zmiennej przyszłości daje wynik mówienia przepowiedni.
-Czyli to co mówiła Jen, to przepowiednia?
-Tak.

~Jennifer~

-Liam... to niemożliwe.-zaszlochałam w jego koszulę.
-Niestety, ale to prawda.-cmoknął mnie w czubek głowy.-Wszystko będzie dobrze...
-Co?!-odskoczyłam od niego.-Liam! Nic nie będzie dobrze! Mam fałszywe wspomnienia! Wszystko w moim życiu było jednym wielkim kłamstwem!-rozpłakałam się na dobre, a on ponownie przytulił mnie do siebie.-Przez tyle lat mnie okłamywali... było mi tak strasznie źle jak patrzyłam na ich cierpienie po mojej śmierci... a oni po prostu udawali...
-Jenny...
-Nie nazywam się Jenny Richardson, tylko Jennifer Wolverwood.

sobota, 6 września 2014

Rozdział 14

~Dan~

Rozejrzałem się dookoła. Ponownie ktoś nadepnął na gałąź. 
-Chodź.-chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem w stronę hałasu.
Przykucnąłem i zacząłem szukać kogokolwiek wzrokiem. Postanowiłem wykorzystać to czego nauczyłem się od Victorius'a. Zamknąłem oczy i wypowiedziałem zaklęcie. Otworzyłem oczy, po czym wytężyłem wzrok. Widziałem każdą część szklarni. Podniosłem głowę i w rogu drugiego piętra zobaczyłem jak ktoś tam stoi. 
-Liv, idź do dyrektora. Szybko.-powiedziałem szepcząc.
-Dlaczego?-zapytała zaniepokojona.
-Ktoś jest na górze. Idź, sprowadź kogoś do pomocy.
-Nie zostawię cię samego.
-Musisz, poradzę sobie.
-Sprowadź Rose, razem dacie mu popalić.-uśmiechnęła się.
-Dobrze.-odwzajemniłem jej gest.
Wstała i ruszyła w stronę wyjścia. 
-Poczekaj.-chwyciłem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie.-Czegoś nie skończyliśmy.-uśmiechnąłem się, a ta spojrzała na mnie pytająco.
Wpiłem się w jej usta. Na początku Olivia była zaskoczona, ale później odwzajemniła pocałunek. Nie wiem jakim cudem, ale połączyłem się z Rose:
~Dan? Coś się stało?
~Przyjdź do szklarni, tej mniejszej szybko. Przeteleportuj się tu czy coś...
~Okej zaraz będę!
Rozmawiając z nią nadal całowałem się z Liv. 
-Po to miałam tu przyjść?-zapytała roześmiana patrząc na nas.
Szybko odsunąłem się od Olivii. Brunetka wybiegła z szklarni wymijając Rose.
-Powiedziałam coś nie tak?-obejrzała się za siebie.
-Nie, poszła po Victorius'a. Chodź na górę, tylko cicho. A i lepiej jak będziemy ze sobą rozmawiać w myślach.
-Dobra?-uniosła brew.
Bez słowa pociągnąłem ją w stronę schodów. Jak najciszej mogliśmy weszliśmy na górę. Zatrzymaliśmy się gdy ujrzeliśmy jakiegoś mężczyznę z... chyba był to Louis z drugiego roku. 
-Wolniej się nie dało?-zapytał mężczyzna ubrany na czarno.
-Oj dało.-ach ten Louis zawsze sarkastyczny.
-Nie podskakuj, mam gdzieś kim jest twój ojciec, w każdej chwili mogę cię zabić.
-Do rzeczy. Zastanowiłem się i...
-No?
-Zgadzam się.
-Fantastycznie.-zaśmiał się.-Daj rękę.-nakazał.
Chłopak podał rękę, a mężczyzna podwinął rękaw od jego bluzy. Przyłożył dłoń na ręce chłopaka i odchylił głowę. Pod dłonią mężczyzny przedarł się blask. 
~Dan zaśpiewaj! Musimy ich złapać.-rozkazała.
Otworzyłem usta, a słowa same zaczęły wypływać. Rose nie zatkała uszu, ponieważ nasza "bliźniacza więź" na to nie pozwalała. Obydwoje pod wpływem czaru słów upadli na podłogę zasypiając. Szybko podszedłem do Louis'a i spojrzałem na jego rękę. Wyglądało to jak jakiś tatuaż. Czarne skrzydła otaczające koronę. Wydawało mi się, że gdzieś już widziałem ten symbol czy też znak. Zobaczyłem, że Victorius wraz z Olivią i panią Cynthią weszli do szklarni. Liv rzuciła mi się na szyję, a ją przytuliłem. Pani Cynthia zabrała Louis'a i mężczyznę, a Rose wyszła razem z dyrektorem. Spojrzałem brunetce w oczy i pocałowałem.
~Czy to znaczy, że jesteśmy razem?-zapytała nie przerywając.
~Na to pytanie powinnaś znać już odpowiedź...

~Jenny~

*trzy dni później*
Wzięłam do ręki torebkę pasującą do mojej sukienki. Dziś miałam spotkać się z rodzicami Liam'a. Westchnęłam i ostatni raz spojrzałam w lustro. Przed oczami pojawił mi się obraz dwóch aniołów. Mężczyzna ubrany na biało i kobieta ubrana na czarno. Przetarłam oczy. Usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam mojego chłopaka. 
-Łał, wyglądasz pięknie.-złapał mnie za rękę.
-Dziękuję.-zarumieniłam się delikatnie.-Idziemy?
-Oczywiście.-uśmiechnął się.
Przenieśliśmy się pod dom, a właściwie rezydencję rodziny Payne. Przed wejściem czekali na nas rodzice chłopaka.
-Witaj synku!-mama Liam'a przytuliła go.
Za to ojciec przywitał bruneta uściśnięciem ręki.
-Ty pewnie jesteś Jenny, dziewczyna Liam'a?-uśmiechnęła się w moją stronę.
-Tak proszę pani, Jenny Richardson.-uścisnęłam jej dłoń.
-Jestem Karen, a to mój mąż George.
-Miło mi cię poznać.-mężczyzna ukłonił się lekko.
-Mi również.-uśmiechnęłam się radośnie.
-Ooo... niebieska torebka?-zapytała patrząc na mój dodatek.
-Tak, coś nie w porządku?-zapytałam z grzecznością.
-Nie jesteś anielicą od urodzenia?-spytał tym razem ojciec.
~Nie powiedziałeś im?-wysłałam do jego głowy.
~Nie, bo... oni zakazali mi spotykać się z "nieczystymi"...
~"Nieczystymi"? Czyli jestem gorsza?
~Ależ nie, kochanie. Moi rodzice tak uważają...
-Jestem anielicą od urodzenia, tylko... dopasowałam tą torebkę. Kolor nie jest ważny.-odpowiedziałam, i na szczęście uwierzyli mi.
-Aha. Jak rodzice się nazywają?-kolejne pytanie padło ze strony matki chłopaka.
-Amy i Morgan Richardson. Zginęli podczas wojny.-co prawda skłamałam i czułam się z tym naprawdę źle.
-Chyba kojarzę. Ale dobrze to nie ważne. Zapraszam do środka.

~Rose~
- WOW... - tylko tyle usłyszałam od mojego chłopaka otwierając drzwi. 
- Dziękuję - podeszłam delikatnie go całując. 
- Pięknie wyglądasz - pokazał swoje uzębienie.
- Powiedz mi coś czego nie wiem - pokazałam mu język na co odpowiedział mi śmiechem. Razem udaliśmy się do ogrodu, gdzie był ułożony koc, na którym stał koszyk.
- Zapraszam - usiadłam na materiale, a chłopak zajął miejsce obok mnie. Zajadaliśmy się przygotowanymi przysmakami śmiejąc się do rozpuku.
- Wiesz, że tak bym chciała zawsze? - zapytałam, kładąc się na kocu.
- Tak będzie, obiecuję - zapewnił i przytulił mnie do swojego boku.
~Dan coś się stało? - zapytałam przyjaciela.
~Przyjdź do szklarni, tej mniejszej szybko. Przeteleportuj się tu czy coś...
~Okej zaraz będę! - szybko wstałam na równe nogi, przez co spotkałam się z zdziwionym spojrzeniem chłopaka.
- Dan ma kłopoty, muszę mu pomoc - wyjaśniłam pośpiesznie. 
- Oczywiście - lekki grymas pojawił się na jego twarzy.
- Przepraszam - szybko musnęłam jego usta i teleportowałam się do szklarni.
~*~
Kiedy już schwytaliśmy Louisa wraz z jak się później okazało, Stylesem. Czekaliśmy, aż ten drugi wreszcie się obudzi. W końcu nastąpił ten moment. Usiadł i przetarł twarz. Pierwsze co zobaczył, to moją osobę. Lekki uśmiech wpełzł na jego twarz.
- Kogo moje piękne oczy widzą. Czyż to nie nasza wspaniała Rose? - zapytał z kpiną. Prychnęłam.
- Mogłabym to samo o tobie powiedzieć. Jednak, tego nie zrobię - uniosłam jeden kącik ust do góry.
- Co cię, słoneczko, tutaj sprawdza? - zapytał.
- Wiesz, nie lubię, kiedy ktoś mi zaczyna pod nosem coś knuje - przekręciłam głowę lekko w bok.
- I co z tym zrobisz? - zapytał. Podeszłam do niego bardzo blisko, tak, że prawie stykaliśmy się nosami.
- Powiesz mi wszystko co wiesz - jego źrenice się rozszerzyły i zwężyły, po czym rozpoczęliśmy przesłuchanie.
~Liv~ 

- Ty i Dan - to coś poważnego? - zapytała Rose, kiedy obserwowałyśmy lekcje latania. 
- Tak sądzę - uśmiechnęłam się lekko. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone. 
- Oooo... Liv, ty się rumienisz - zagryzła wargę, żeby się nie roześmiać. 
- Przestań - mruknęłam i lekko ją pchnęłam. 
- Drogie panie, tylko bez przemocy - zaśmiał się Zayn, który jak widać jednak raczył zaszczycić nas swoją obecnością.  Prychnęłam. 
- Oj Liv, sytuacja w jakiej was zastałam była całkiem urocza - powiedziała Rose i trąciła mnie ramieniem.
- Daj spokój. - mruknęłam.
- Smith, twoja kolej - usłyszeliśmy głos nauczycielki. Podeszłam do niej i wzięłam się za wykonywanie ćwiczenia.

~Rose

- Co powiesz na małą wycieczkę? - zapytał mnie Zayn.
- Zależy, gdzie, kiedy ... - chciałam dalej wymienić, jednak przerwał mi pocałunkiem.
- Ufasz mi? - szepnął patrząc prosto w moje oczy.
- Oczywiście - odpowiedziałam pewnie.
- Po prostu się zgódź - skinęłam głową i lekko musnęłam jego wargi.

... nasze dłonie splecione zaufaniem,
usta łączące się pocałunkiem szczerości,
dusze wrażliwość znające,
nie licząc czasu . szczęście z sobą dzieląc!
serca nasze ... pachnące czystością . kwitnącej w Nas miłości ....

~*

- Zayn, gdzie ty mnie zabierasz? - zapytałam, kiedy byłam prowadzona z zakrytymi oczami. 
- Jeszcze kawałek - usłyszałam przy uchu, przez ciało przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Poczułam pod stopami piasek, w uszach słychać było szum wody. Po kilku chwilach moje oczy zostały odsłonięte. Zamrugałam kilkakrotnie, gdyż słońce świeciło prosto w moje oczy. Oniemiałam. Przede mną rozciągał się piękny widok na zachodzące słońce. Wyglądało to jakby woda pochłaniała słońce. Usiedliśmy na jednym z przygotowanych leżaków, pod wspaniałym słomianym daszkiem.
- Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś - powiedziałam i spojrzałam na twarz chłopaka. Idealne proporcje twarz, ciała. Piękne, hipnotyzujące oczy, w których tonę za każdym razem. Kilkudniowy zarost zdobił policzki, tak przyjemnie łaskotał skórę mojej twarzy. Perfekcja - to słowo, które zawsze go opisuje. Poczułam jego dłonie oplatające mą talię.
- Przepraszam - spojrzałam na niego zdziwiona. Za co? - Kocham cię - dodaje, a czuję jak ogarnia mnie senność, ostatnie co czuje to jego usta na swoich. Ostatnie co słyszę to " Mam nadzieję, że wybaczysz mi to Rose". Ostatnie co widzę to czekoladowe tęczówki, pełne bólu, miłości i smutku. W tym momencie ogarnęła mnie ciemność.

- Bolało? 
- Tak.. 
- Przepraszam 
- I tak niczego to nie zmieni. 

----------------------------------------------
Wybaczcie przede wszystkim mnie, że tak długo nic nie było, ale czekam na nowego laptopa. W dodatku to blogger się ostatnio się zbuntował i miałam ciągłe problemy z nim. Ale teraz postaram się szybciej napisać moją część. Little Lies