niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 20

~Jennifer~


Wskazałam na łóżko, aby usiadł, po czym sama to zrobiłam. Spojrzałam na niego i chciałam coś powiedzieć, ale Dan mnie uprzedził:
- Chciałem pogadać o tym co się między nami stało...-westchnął pocierając kark.
- Przecież obiecałam, że nikomu nie powiem.-wzruszyłam ramionami.
- Nie o to mi chodzi... po prostu czuję, że między nami jest niezręcznie po tej sytuacji... 
- Może faktycznie tak jest, ale masz jakiś pomysł, aby to zmienić?
- Tak, pomyślałem, że mogę użyć perswazji żebyś o tym zapomniała.
- Ale co w takim razie z tobą? Ty nie chcesz zapomnieć?
- Poproszę Rose, ale martwi mnie jedno...
- A mianowicie?
- Czy w momencie, w którym wiesz do czego doszło, ona nie robiła czasem czegoś ważnego i może o tym zapomnieć.
- Może tak się nie stanie, to mało prawdopodobne, odczuwacie tylko więź fizyczną.
- Właśnie, nie. W tym tkwi problem. Wczuwamy też więź emocjonalną, często jest tak, że ja jestem szczęśliwy i ona także, ale tego nie chcę. Potrafimy czytać sobie w myślach, nawet z barierą. Rozumiemy się bez słów...
- Jesteście jakby jedną osobą w dwóch ciałach.
- Tak, chyba można tak powiedzieć.
- Czyli jak cię kopnę to Rose też poczuje ból?
- Tak, ale nie rób tego.-uśmiechnął się promiennie.
- Okay...-zachichotałam.- To trochę dziwne...
- Nie wiesz co jest jeszcze dziwniejsze. Prawdopodobnie ta więź się pogłębia.
- Jak to pogłębia?!
- Jakiś czas temu czuliśmy tylko wspólny ból, a teraz prawie wszystko.
- Da się to jakoś zatrzymać?
- Nie mam pojęcia.
Na jego słowa zamarłam. Co się stanie kiedy będą odczuwali to samo? Czy da się to zatrzymać? Czy da się to zniszczyć? Jeśli tak to w jaki sposób? Następne pytania bez odpowiedzi przedostały się do mojej głowy.

*następnego dnia*

Delikatne promienie słoneczne próbujące wydostać się z ciemnego nieba, obudziły mnie. Podeszłam do okna, otworzyłam je szeroko. Przywitał mnie rześki, ale jakże zimny powiew wiatru. Zaciągnęłam się porannym powietrzem.
Zamrugałam kilkukrotnie, a przed oczami nie miałam już widoku na kampus i budynek akademii, lecz ogród, którego nigdy wcześniej nie widziałam, a zdawał się być taki znajomy. Niedaleko przede mną stało drzewo, zaraz za nim przykucnęła mała dziewczynka. Miała śliczne karmelowe włosy, opadające kaskadami na ramiona, czerwone, a wręcz szkarłatne oczy, małe usteczka wykrzywiające się w uśmiechu oraz delikatnie różowe policzki. Nagle do dziewczynki podeszła kobieta. Miała takie same włosy jak ona, lecz jej tęczówki były złote. Dziewczynka wzięła do ręki niebieski kwiat i pokazała kobiecie.
- Patrz mamusiu! Robi się czerwony!-zachwycała się.
- Widzę skarbie.-uśmiechnęła się delikatnie.
Nagle do ogrodu przybiegł mężczyzna. Był ubrany w biel, włosy miał rozczochrane, a twarz wyrażającą niepokój. 
- Affie, nie jest dobrze.
Affie? Moja mama! A ten facet to mój tata! Czyli... tą małą dziewczynką jestem ja?
- Oni już wiedzą.-dodał zaciskając dłonie w pięści.
Mama zerwała się gwałtownie, zabierając 'małą' mnie ze sobą. Obraz się rozmazał.
Poczułam dłoń na ramieniu oraz słyszałam coraz głośniejsze wołanie mojego imienia. Widok stawał się wyraźniejszy.
- Jen! Halo! Powrót do nieba!-blondyn lekko mną potrząsnął.
Mruknąwszy cicho, zabrałam jego ręce z ramion.
- Już myślałem, że odpłynęłaś.-zaśmiał się.
- Po części.
- Znowu miałaś przepowieść albo wizję?
- Lepiej! Dan! Widziałam swoich rodziców!-rzuciłam mu się na szyję.
- To znaczy, że odzyskujesz wspomnienia?-spojrzał mi w oczy z uśmiechem na ustach.
- Tak! Właśnie to znaczy!-wtuliłam się w niego.
- Cieszę się.-objął mnie niepewnie.
***

Wzięłam do ręki miseczkę z owocami, po czym udałam się w stronę naszego stolika. Liv trzymała kurczowo dłoń Dan'a, Horan siedział na przeciw zamyślonej Rose, którą obejmował Zayn. Brakowało mi Fabian'a oraz Liam'a, ale bardziej mojego chłopaka.  Minął zaledwie jeden dzień, a ja już czułam pustkę. Usiadłam obok Niall'a witając się z wszystkimi. Zajęłam się jedzeniem. Uniosłam wzrok, po czym zaczęłam dławić się truskawką. Zaskoczony blondyn poklepał mnie po plecach aż przestałam się krztusić.
- Jen, okay?-spytał Zayn.
- Tak.-mruknęłam ponuro wpatrując się w stolik niedaleko nas.- Dlaczego Fabian siedzi z tą wywłoką?
- Wiesz... nie chciałem cię denerwować, bo nie wiadomo co byś zrobiła, ale oni spotykają się od kilku tygodni.-odpowiedział niepewnie Dan.
- Świetnie, cały dzień zniszczony...-warknęłam.
- Oj przesadzasz! Nie jest aż tak źle! Chyba naprawdę się lubią! Monic nie jest już taka sama,  jej uśmiech nie jest już wredny oraz jest całkowicie miła!-Liv próbowała mnie przekonać.
- Ona czegoś chce, nie zmieniła by się od tak.-ciągnęłam dalej swoje.
- Niall, Zayn, musimy się zbierać trening nie poczeka.-powiedział po chwili Dan.
- Racja.-przytaknęli i poszli.
Rose dalej trwała w bezruchu i milczeniu. Przeniosłam wzrok na stolik, przy którym siedzieli Fabian i Monic, ale obraz zaczął się rozmazywać.
Przed oczami miałam jakiś gabinet. Pełno papierów było porozrzucanych na podłodze, sterta książek leżała w kącie. Nagle klamka poruszyła się gwałtownie, a do środka wszedł... tata. Zrzucił kolejne papiery na ziemie, które znajdowały się na biurku, ale najwyraźniej nie znalazł tego czego szukał. Podszedł do biblioteczki, przeglądał dokładnie każdą książkę, a nie właściwe zrzucał. Zdenerwowany rozglądał się po pokoju, myśląc gdzie może znajdować się jego zguba. Odwrócił wzrok w kierunku drzwi, w których stałam mała ja. Trzymałam w rękach ciężką księgę. Podszedł do mnie zabierając mi przedmiot. W jego dłoniach książkę optudł zamek.
- Gdzie ją znalazłaś?-zapytał.
- Sama do mnie przyszła.
Po tych słowach poczułam dźganie w w ramie, a obraz stołówki powrócił.
- Hej, Jen! Niebo do Jennifer!-wrzasnęła mi do ucha Rose.- Odpłynęłaś?
Nie zważając na nią, wyciągnęłam z plecaka szkicownik i zaczęłam rysować. Biały papier zaczął wypełniać się kreskami, tworzącymi widzianą wspomnieniu księgę. Dziewczyny patrzyły się na mnie w skupieniu. Kiedy skończyłam podsunęłam kartkę Rose.
- Co to jest?-zapytała Liv.
- To czego szukam.-odpowiedziała.- Gdzie ją widziałaś?
- W moim wspomnieniu, mój tata jej szukał, a ja ją miałam.
- To księga upadłych, czarna księga.-powiedziała szeptem.
Czarna księga, nie skończy się to dobrze...


~Rose~


- Rose? Dlaczego ty jej szukasz? - pytanie Liv odbiło się w mojej głowie. Dlaczego?
- To długa i skomplikowana historia - westchnęłam. Jen przyglądała mi się podejrzliwie.
- Spotkajmy się wszyscy wieczorem, wtedy nam opowiesz - pokiwałam głową. Bez słowa wstałam od stolika i skierowałam się w stronę sali magicznych stworzeń. Zajęłam swoje miejsce, co dziwne Jennifer nie pojawiła się na zajęciach.
- Otwórzcie podręczniki nas stronie 86 - spojrzałam w kierunku, jednej z moich ulubionych nauczycielem. Miałam wrażenie jakby czas był dla niej łaskawy, albo to ona specjalnie się nie starzeje. Wyglądała wręcz kwitnąco. Cóż... taki żywot. Otworzyłam książkę na właściwej stronie, a w oczy rzucił mi się napis " niebezpieczne połączenia". Ze zmarszczonymi brwiami czytałam kilka pierwszych wersów.
"Od kilku stuleci łączenie się w pary dwóch różnych istot jest zakazane. Pochodzące z tych związków istoty są niebezpieczne a zarazem nieszkodliwe." To nie miało najmniejszego sensu, skoro są nieszkodliwe, to dlaczego starają się ich zlikwidować.
- Jak wiecie, każda rasa dąży do osiągnięcia pozycji w całym świecie. Cóż nie każdemu się udaje, dlaczego właśnie bardzo często powstają pary, które tworzą te istoty.
- Pani profesor mówi, jakby to były jakieś szkarady, a są to dzieci. Rada zabija je, bo myśli, że są niebezpieczne. Nieszkodliwe, jednak niebezpieczne. Przecież one nie są niczemu winne. - powiedziałam, czym zwróciłam uwagę całej grupy.
- Posłuchajcie mnie uważnie. Istoty te są niebezpieczne i łaknące władzy...
- Dlaczego pani wygaduje takie bzdury? Już większe niebezpieczeństwo stwarzają Upadli niż oni - warknęłam - może jeszcze pani powie, że Jennifer jest niebezpieczna i powinna zginąć?
- Owszem, jednakże rada podjęła w tej sprawie decyzje - już jej nienawidzę, cofam poprzednie słowa.
- Właśnie przez takie myślenie mamy wojnę na głowie - wstałam z miejsca i ruszyłam w kierunku drzwi. Zatrzymałam się w pół kroku i odwróciłam co całej grupy.
- Jeżeli, zobaczę, bądź usłyszę, że mojej przyjaciółce coś się stało. Przysięgam, ukatrupię własnymi rękami - otworzyłam drzwi, po czym głośnym trzaśnięciem obwieściłam swoją złość. Weszłam do łazienki i stanęłam przed umywalką, na której oparłam się rękoma. Spojrzałam w lustro wiszące nad nią. Moje oczy znów były róże, jedno błękitne, drugie zaś brązowe,
Znowu to robisz, a czas leci. Zajmij się wreszcie czym należy . 
Napis na lustrze podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody. Starłam go szybko, wzięłam parę głębokim oddechów na uspokojenie. Znów spojrzałam w lustro i odetchnęłam z ulgą moje oczy znów były naturalnie brązowe.
Czas, leci... a przecież mamy go niewiele.
 ***
- Możesz powiedzieć wreszcie o co chodzi? - zapytała Jennifer, patrząc prosto w moje oczy.
- Okey... emmm... pamiętacie dzień, w którym pokłóciłyśmy się z Jen przez moje zachowanie w stosunku do Fabiana? - zgodnie pokiwali głowami - to był pierwszy raz kiedy skontaktował się ze mną.
- Kto? - przerwał mi Dan.
- Stefan Apollo
- To niemożliwe - powiedział Zayn - przecież on nie żyje od lat.
- Nie pamiętasz, że część jego mocy przeszła na mnie? Już wiem, że nie tylko mocy ale także i duszy.
- Możesz to jakoś udowodnić? - zapytała Jennifer, spojrzałam na nią z niedowierzaniem
- Nie wierzysz mi - nie zapytałam - stwierdziłam.
- Mam chyba podstawy, żeby ci nie wierzyć - mruknęła. Zacisnęłam zła dłonie, aż pobladły mi kłykcie. Zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na nią.
- Rose. Twoje oczy... - spojrzałam na Malika i spuściłam głowę w dół. Podszedł do mnie i podniósł mój podbródek.
- Mi tam się podoba - szepnął, uśmiechnęłam się lekko.
- Dobra i co z tą całą księgą? - zapytał Dan.
- Jest ona swego rodzaju bronią, muszę ją znaleźć za nim zrobią to Upadli - powiedziałam po czym przytuliłam się do Zayna.

Leżąc w ramionach ukochanego czujesz się bezpiecznie, jakby to było twoje schronienie na całe zło.
- Co się dzieje? - podniosłam się na rękach i położyłam głowę na jego klatce piersiowej, tak, że z łatwością mogłam patrzeć w jego oczy.
- Nic, wszystko gra - odpowiedział i musnął ustami mą dłoń.
- Nie kłam, przecież widzę - szepnęłam.
- Po prostu się boję. Boję się, że mogę cię stracić - uśmiechnęłam się ciepło w jego stronę.
- Nie stracisz - powiedziałam pewnie.
- Rosie... - zagarnął kosmyk moich włosów za ucho - wojna wisi w powietrzu.
- Być może, ale ja wiem co mówię, nie stracisz mnie - usiadłam na nim okrakiem uśmiechając się, pochyliłam się na jego twarzą i złożyłam na ustach pocałunek. Jeden, drugi, trzeci...

**************************
Witajcie <3 
Jest taka sprawa, mówiłyśmy, że rozdziały będą co dwa tygodnie, jednak czas nie jest dla nas łaskawy i nie mogłyśmy znaleźć chwili na napisanie czegokolwiek. Postaramy się zrehabilitować :* 
Little Lies and Avelen Xx

wtorek, 23 grudnia 2014

Trochę świątecznie





Święta, święta... hmm... niby wolne, a człowiek wciąż zajęty. 
Aż chce się zaśpiewać: "I don't want a lot for Christmas
There's just one thing, I need I don't care about the presents, Underneath the Christmas tree, I don't need to hang my stocking, There upon the fireplace, Santa Claus won't make me happy, With a toy on Christmas day..." 
Cóż... dzisiaj chciałybyśmy Wam złożyć życzenia świąteczne. Mamy nadzieję, że spędzicie je z najbliższymi, Mikołaj o Was nie zapomni, a babcia nie będzie kazała "jeść jeszcze troszkę, bo tak marnie wyglądasz." Mamy nadzieję, że za bardzo Nam wszystkim to w biodra nie pójdzie i nie będziemy musiały się toczyć. :D 
Tak przy okazji, to chciałybyśmy Was przeprosić za tak długą nieobecność, ale problemy techniczne i nawał zajęć nie pozwolił nam na napisanie kolejnego rozdziału. Mamy nadzieję, że uda nam się coś naskrobać jeszcze przed Nowym Rokiem. 
Jeszcze raz Wesołych Świąt, smacznej rybki, dobrego barszczyku, przepysznych pierożków oraz innych wyśmienitych potraw.  

Tego i innego, ha, życzą 
Little Lies and Avelen Xx