poniedziałek, 16 czerwca 2014

Prolog

~Jenny~

Otworzyłam powoli oczy, czego żałowałam gdyż fala białego światła oślepiła mnie na kilka sekund.
Gdzie ja jestem? Podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Białe ściany, biała podłoga, biały fotel stojący w rogu i białe łóżko wraz z pościelą na, którym siedziałam.
Dlaczego wszystko jest takie białe? Dlaczego nic nie pamiętam? Czy... ja... umarłam?
Nagle do pomieszczenia ktoś wszedł. Mężczyzna był ubrany na biało. Białe buty, marynarka, spodnie i koszula.
-Dzień dobry.-przywitał się-Widzę, że jednak przeszłaś test...
-Jaki test?-zapytałam zdziwiona
-Test czystości Jenny.
-Aha? A jak ja się tu znalazłam?
-Jenny, zginęłaś...-przerwałam mu
-Jak to zginęłam?!-uniosłam się
-Spokojnie, dasz mi dokończyć?-skinęłam głową-Jechałaś z bratem na motorze, pewien pijany kierowca próbował was wyprzedzić, ale stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w was. Razem z bratem zostałaś zawieziona do szpitala, ty w stanie krytycznym, a twój brat również lecz bardziej stabilnym. Po operacjach jakie przeszłaś lekarze nie dawali ci dużych szans i umarłaś. Przez czas twojego pochówku przeszłaś test czystości, czyli czy jesteś człowiekiem bez skazy czy masz coś na sumieniu. Skoro jesteś w tym pomieszczeniu to znaczy, że przeszłaś test pomyślnie, więc zapraszam cię do mojego gabinetu.-odszedł ode mnie na kilka kroków.
Wstałam i podeszłam do mężczyzny. Razem wyszliśmy z pokoju i przeszliśmy przez również biały korytarz. Mężczyzna otworzył mi drzwi. Weszłam pierwsza. Gabinet nie był jakiś szczególnie ogromny.
I znowu wszystko białe! Ten kolor zaczyna mnie dobijać!
Usiadłam na fotelu naprzeciwko biurka. Mężczyzna zajął miejsce po drugiej stronie.
-A więc tu jest twój plan zajęć.-podał mi kartkę-Twój numer komnaty to 169, na drzwiach będzie tabliczka z twoim imieniem i nazwiskiem...
-Proszę pana.
-Tak?
-Ale o co chodzi? Plan zajęć, numer komnaty?
-Zostałaś przyjęta do akademii anioła.
-Jak to "anioła"?!
-Drogie dziecko, przeszłaś test i stałaś się aniołem.
-Jestem aniołem...?-szepnęłam do siebie
-W sumie nie do końca, można powiedzieć iż jesteś człowieczym aniołem czyli człowiekiem bez skazy.
-Ah tak?
-Tak, ja jestem John Victorius dyrektor akademii, a teraz weź te ubrania.-podał mi rzeczy-Musisz się przebrać z tych brudnych ubrań, które miałaś na sobie podczas wypadku.
Spojrzałam na siebie. Czarna podziurawiona koszulka, czerwono-czarna koszula w kratę cała podarta, jeansowe niebieskie spodnie z dziurami na kolanach i białe convers'y, ale teraz raczej szare. Wzięłam ubrania od dyrektora i wyszłam. Przed moimi oczyma ukazał się napis: "Schodami do góry, później korytarzem w prawo, drugie schody i komnata numer 169". Poszłam tak jak nakazała mi wskazówka najprawdopodobniej od dyrektora. Pchnęłam drzwi od mojej komnaty. Była pusta tylko dwie pary drzwi i wyjście na balkon. Otworzyłam drugie drzwi.
Hmm... łazienka jest, ale co z resztą?
Łazienka była naprawdę niesamowita. Ubrała komplet, który dał mi dyrektor, białe spodnie, białą koszulę, błękitną koszulkę z krótkim rękawkiem i białe convers'y. Spojrzałam w lustro.
Jak zwykle śliczna! Ale czy anioł nie powinien być ładny, a nie być taki brzydki jak ja?
Przeczesałam ręką włosy i wyszłam z łazienki. Gdy ujrzałam mój pokój szczęka mi opadła.
Przecież przed chwilą tu nie było nic! I było tu mniej miejsca! Moje ulubione kolory? To się nazywają czary...
Spojrzałam na plan leżący na biurku. Pierwsza lekcja to "Magiczne stworzenia". Podeszłam do szafki z książkami. Wyciągnęłam odpowiedni podręcznik. Przekartkowałam go i zatrzymałam się na stronie 135, tytuł ''Wampiry".
To one istnieją?! Myślałam, że to tylko fikcja!
Ponownie przekartkowałam książke, strona 156, tytuł "Czarownice: Ich słabe punkty". Zamknęłam książke i odłożyłam na biurko. Wzięłam kartkę z planem do ręki i zaczęłam wyjmować poszczególne podręczniki. Odłożyłam je wszystkie na biurko i zaczęłam rozglądać się za czymś gdzie mogłabym je włożyć. Mój wzrok padł na purpurowofioletowej torbie. Wzięłam przedmiot i pakowałam książki do niej. Spojrzałam na zegar... 7:50. Zajęcia zaczynały się od ósmej, więc miałam jeszcze kilka minut. Z ciekawości podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Same białe i niebieskie ubrania wisiały na wieszakach, a wszystkie buty były białego koloru. Zamknęłam szafę. Zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z pokoju.
Ale gdzie są zajęcia?
Jak na zawołanie przede mną pojawił się napis: "W lewo, schodami do góry, korytarzem prosto, znów schodami do góry, przechodzisz przez kampus, wchodzisz do budynku i wyszukujesz odpowiedniej sali." Zgodnie z wskazówką dotarłam do budynku akademii. Zajęcia z istot magicznych odbywały się w sali 29. Na korytarzu nikogo nie było.
Czyżbym pierwszego dnia się spóźniła?
Westchnęłam i udałam się w kierunku prawym. Odnalazłam salę nr. 29. Pchnęłam drzwi. W środku także nikogo nie było. Usiadłam w trzecim rzędzie obok okna. Położyłam torbę na podłogę i wyciągnęłam z niej książki. Otworzyłam na stronie 5, tytuł "Rozdział I - Wilkołaki i wilkopodobni, czyli klątwa wilka".
Emm ciekawy tytuł? Już czuję, że nie będę z tego najlepsza.
Nagle po całej szkole rozbrzmiał dzwonek. Zamknęłam książkę, a do klasy zaczęli wchodzić uczniowie. W ławce obok usiadł wysoki blondyn.
Ale ciacho! Wszyscy chłopcy są tu tacy ładni?! Oj brałabym!
Chłopak obok zaśmiał się cicho.
~Ty też jesteś niczego sobie...-usłyszałam w mojej głowie
Na te słowa zrobiłam wielkie oczy.
~Jestem Dan, ten co siedzi obok, a gdzie byś mnie brała?
~Skąd się wziąłeś w moich myślach?!
~Jesteś pierwszoroczna co? Każdy sobie nawzajem czyta w myślach, tylko niektórzy potrafią wytworzyć barierę ochronną.
~Tak jestem pierwszoroczna, na serio?A ty umiesz?
~Oczywiście, tylko moja jest trochę słaba...
~A nauczyłbyś mnie też?
~Chętnie, ale widzę, że twoja bariera też będzie słaba.
~Dlaczego?
~Nie jesteś prawdziwym aniołem.
~Skąd to wiesz?
~Bo masz coś niebieskiego, a ludzie bez skazy muszą mieć coś niebieskiego.
~Ty masz niebieską kurtkę, czyli też nie jesteś prawdziwym aniołem.
~Weź mi lepiej nie przypominaj...
~Okej? A ta dziewczyna? Ma zielone spodnie, dlaczego?
~To pół człowiek pół anioł, musi mieć coś zielonego.
~A są jeszcze jakieś inne odznaczenia?
~Aniołowie z zwykłych rodzin są ubrani cało na biało, pół anioły muszą mieć coś zielonego, ludzie bez skazy coś niebieskiego, a anioły z szlacheckiej rodziny jakiś złoty dodatek np. naszyjnik, sznurówki, złote paski na bluze itp...
~Mhm... to kiedy się spotkamy na nauce tworzenia bariery?
~Co masz na 3 lekcji?
~Uleczanie, a co?
~Po niej spotkajmy się w mojej komnacie, bo jest dłuższa przerwa.
~Okej, to umówieni?
~Umówieni, a jak się nazywasz?
~Jenny.
~Ładnie, mogę ci mówić Jen?
~Pewnie.
Do klasy weszła nauczycielka. Nie wyglądała na jakoś szczególnie przyjazną, więc nie będzie łatwo.

*1 godzinę później*
Jeszcze tylko 2 minuty do końca drugiej lekcji. Magiczne istoty nie były takie złe w porównaniu do eliksirów.
Najdłuższe 90 sekund mojego życia! Jeżeli mogę to nazwać życiem.
-Dziś była pierwsza lekcja, więc nie ma zadań domowych, do widzenia.-zabrała książki i wyszła z klasy.
Jakie do widzenia?! Ja nie chcę cię już więcej widzieć!
Zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z pomieszczenia. Czas na lunch.
Em, a gdzie jest stołówka?
"Mój przewodnik" znowu się ukazał! "W prawo, prosto, schodami w górę i duże drzwi." .Zrobiłam tak. Otworzyłam duże drzwi od stołówki. Pełno ludzi, a może raczej aniołów? Panował tam wielki chaos. Przeszłam niezauważenie obok stolików i podeszłam do kolejki. Wzięłam tacę i nałożyłam sobie sałatki. Zabrałam jednego czekoladowego batonika i czerwone jabłko. Zauważyłam koktaj. Chwyciłam go, ale ktoś również go chwycił. Spojrzałam na tą osobę. Wysoki, ciemnooki brunet.
-Panie przodem.-oddał mi napój
-Dziękuję.-uśmiechnęłam się do niego
-Jestem Liam.-podał mi ręke do uścisku
-Jenny.-uścisnęłam jego dłoń
-Nie blokujcie kolejki!-usłyszałam głos za sobą
Trochę się speszyłam i odeszłam z tacą od lady uwalniając kolejkę.
-Może usiądziemy razem?-zaproponował
-Dobrze.-udałam się za nim
I nagle wszystkie oczy zwrócone były na mnie. Co jest grane?! To tylko zwykły anioł... chwila! Ma złote buty! To anioł z szlacheckiej rodziny!
Usiedliśmy przy pustym stoliku w rogu. Zajęłam miejsce, a Liam usiadł naprzeciwko mnie.
-Nie widziałem cię tu wcześniej, jesteś pierwszoroczna?
-Mhm, tak. A ty?
-Już drugi rok tu siedzę.-uśmiechnął się
Ale on ma boski uśmiech!
-Dziękuję.-zaśmiał się-Brak bariery się kłania.
-A no tak, racja...
-Widzę, że masz niebieską bluzkę, jak zginęłaś?
-Jechałam na motorze i samochód uderzył we mnie.
-Um... nieciekawie, Dan miał gorzej, umarł w katastrofie lotniczej.
-Był w samolocie?
-Nie, samolot wleciał na ulicę i przygniutł go.
-Oj...-skrzywiłam się lekko-A ty? Nie widzę nic niebieskiego ani zielonego, jesteś zwykłym aniołem?-trochę udawałam głupią
-Nie, pochodzę z czystej rodziny.
-Czystej czyli jakiej?
-Nigdy nie miałem w rodzinie człowieka bez skazy, pół anioła czy upadłego.
-Kim jest upadły?
-To anioł tyle, że nie jest on święty.
-Aha. W akademii są upadli?
-Nie, przynajmniej narazie, tutaj nigdy nic nie wiadomo.
-Mhm...-mruknęła biorąc pierwszy kęs batonika.

*3 lekcja*
Liam to całkiem miły chłopak. Myślałam, że anioły z czystej rodziny są przemądrzałe i aroganckie, ale na szczęście się myliłam.
Nauczyciel od uleczania to całkiem przyjazny facet. Może nie jest najmłodszy i najpiękniejszy, ale jest miły i wesoły.
Na pewno polubię ten przedmiot. Jest dość prosty... i nie będę musiała się dużo uczyć!
-Aby uleczyć człowieka z bardzo wysokiej gorączki należy...-tłumaczył, ale przerwał mu dźwięk otwierających się drzwi
W progu stał przystojny chłopak. Wyglądał na dobrze zbudowanego. Aby rozpoznać z jakiej rodziny pochodzi spojrzałam na jego ubranie. Wszystko białe, ale koszulkę miał czarną.
-W czym mogę panu służyć?-zapytał podchodząc do chłopaka
Ten tylko spojrzał się na nauczyciela i chwile tak stał.
-Dobrze...-poprawił swoje okulary-Usiądź tam...-wskazał na miejsce obok mnie
Ciemnooki spojrzał się w moim kierunku. Spuścił wzrok i podszedł do ławki. Usiadł nie odrywając wzroku od podłogi. Zerknęłam na niego kątem oka.
~Jestem Zayn, a ty się na mnie nie patrz, bo nie masz po co...
~Nazywam się Jenny i o co ci chodzi? Przecież patrzenie się to nic złego, chciałam się tylko tobie przyjrzeć, ale skoro sprawia ci to dyskomfort to przestane.
~Mam nadzieję...
~My się chyba nie zaprzyjaźnimy.
~Jak mnie będziesz dalej wkurzać to raczej nie zostaniemy przyjaciółmi.
~Zawsze jesteś taki wredny?
~Tylko dla wyjątkowych osób.
-Panno Richardson i Panie Malik jeśli chcecie sobie pogadać to proszę po lekcjach.-skarcił nas nauczyciel
Czy tu już nikt nie może mieć własnych myśli?!
-Dobrze, proszę pana.-powiedziałam cicho, a nauczyciel kontynuował

Do dzwonka zostało jeszcze 5 minut. Przez całą lekcję Zayn się na mnie gapił, a sam miał do mnie pretensję!
-Na dziś to tyle, zadanie domowe, poćwiczyć na manekinach osłabianie gorączki. Do widzenia!-pożegnał się i wyszedł z sali.
Zayn jako pierwszy opuścił klasę. Założyłam torbę i wyszłam. Miałam na tej przerwie spotkać się z Dan'ym. Na podręczniku było napisane: "Wychodzisz z budynku, przechodzisz przez kampus, schodami w dół, prawo i znów schody, a później komnata 78. Dan xx". Przeszłam przez schody i byłam już na kampusie. Nagle na kogoś wpadłam. Książka spadła mi wraz z torbą na ziemie. Spojrzałam na osobę stojącą na wprost mnie. Dość wysoka brunetka. Była pół aniołem, ponieważ miała na sobie zieloną kamizelkę. Podniosłam swoją torbę i pomogłam jej pozbierać książki.
-Proszę.-powiedziałam cicho podając jej ostatnią z książek
-Dzięki...-odpowiedziała równie cicho
-Jestem Jenny, miło mi.-uśmiechnęłam się w jej stronę
-Rose...-posłała mi blady uśmiech
-Jestem tu pierwszy dzień, a ty?
-A ja muszę już iść, przepraszam.-wyminęła mnie
Hmm.. jakaś dziwna... nie ważne, pewnie i tak się już nie spotkamy...
Poszłam w stronę schodów.

~Rose~

Kolejny dzień, kolejna noc, a ja wciąż nie przyzwyczaiłam się do tego wszystkiego. Do bycia pół aniołem.
Wstałam leniwie z łóżka i powlokłam się do łazienki. Wzięłam ciepły prysznic, po wysuszeniu się owinięta ręcznikiem wyszłam z pokoju. Jak zwykle zapomniałam zabrać ubrań. Przestraszyłam się na dźwięk czyjegoś głosu.
- No, no.. nie powinnaś się ukrywać pod tymi wszystkimi - usłyszałam za plecami.
- Liv, czy ty nigdy nie nauczysz się, co to prywatność? - mruknęłam w jej stronę i zajrzałam do szafy w celu znalezienia odpowiednich ubrań. Wszędzie tylko biel i zieleń, biel i zieleń.
- No, ale spójrz na to z innej strony, powinnaś pokazać to ciało i te nogi, dziewczyno, chłopcy oszaleją. - powiedziała i podeszła do mnie.
- Nawet o tym nie myśl - warknęłam na nią. Ja wiedziałam doskonale o co jej chodzi. Chciała mi zrobić remanent w szafie, na pewno nie. Wybrałam czarne rurki, białą bokserkę i zieloną kamizelkę. W tej chorej szkole panuje taki zwyczaj, że każdy powinien się czymś wyróżniać. Dlatego pół ludzie, pół anioły muszą mieć na sobie coś zielonego, ludzie bez skazy - coś niebieskiego, a anioły całe nas biało, jedynie te ze szlachetnych rodzin muszą mieć jakiś złoty dodatek. Podobno tylko na początku karzą nosić białe ubrania, później możemy chodzić jak chcemy, tylko z dodatkami odpowiednich kolorów.
Z przygotowanymi ubraniami podążyłam do łazienki, gdzie wsunęłam je na siebie, rozczesałam moje poplątane włosy i zrobiłam lekki, ledwo widoczny makijaż.
Wyszłam z pomieszczenia, zawiesiłam na ramie torbę i wyszłam wraz z Olivią na śniadanie.
Stołówka jak każda inna, różni się tylko tyle, że my zamawiamy sobie to co chcemy. Wybrałam naleśniki z nutellą i owocami oraz moją ulubioną latte. Usiadłyśmy przy stoliku i zabrałyśmy się za jedzenie. Przez cały czas Liv coś do mnie mówiła, jednak zgubiłam się między "widziała" a "uśmiechnął się". Cóż odkąd ją poznałam tak robię, a jest to całe 3 dni. Jest jedyną osobą, która do mnie podeszła i została. Przynajmniej nie jestem sama.
Po zjedzonym śniadaniu udałyśmy się na lekcje, ja miałam zielarstwo, a Liv magiczne istoty. Pożegnałyśmy się i każda udała siew swoją stronę. Kiedy zadzwonił dzwonek weszłam do klasy i zajęłam miejsce w ostatniej ławce pod oknem. Jedyny plus tego wszystkiego jest fakt, że mam strasznie silną barierę i nikt z uczniów nie może przez nią przejść, chyba, że ja tego chcę. Wpatrywałam się w widok za oknem, nie zważając na to, co mówi nauczyciel. Po skończonej lekcji wyszłam na korytarz jako jedna z pierwszych. Podążałam na następne lekcje, mianowicie lewitacja. Na moje nieszczęście po drodze minęłam Monicę, która mnie zauważyła.
- E ty, crossbreed! - krzyknęła w moją stronę. Crossbreed to duża obraza dla kogoś kto nie jest pełnym aniołem. Oznacza to, że ma cię za osobę niższej rangi i kogoś kto nie powinien istnieć. Zacisnęłam pięść. Zobaczyłam napój w dłoni jakiegoś chłopaka. Machnęłam ręką i cała zawartość puszki znalazła się na jej twarzy oraz ubraniach. Uśmiechnęłam się sztucznie odwracając się napięcie i ruszając przed siebie. Zatrzymałam się kiedy poczułam ogromny ból przechodzący przez moje ciało.
Sue - pomyślałam. Padłam na kolana i krzyknęłam z bólu. Zacisnęłam szczękę i miałam zamiar zetrzeć ten jej parszywy uśmieszek z twarzy. Ktoś chwycił mnie w ramiona zasłaniając całym swoim ciałem, jednocześnie sprawiając, że cały ból na niego przeszedł. Spojrzałam na mojego "wybawcę" i zobaczyłam piękne brązowe oczy.
- Co się tutaj dzieje?! - usłyszałam donośny głos Salvadora, nauczyciela, z którym nie warto zadzierać.
- Nic, to ona zaczęła używając na mnie swojego daru i oblewając mnie napojem. - wskazała na siebie Monica.
- Nie kłam - powiedział, tak to właśnie jego dar, potrafi zobaczyć czy ktoś kłamie. - Jak było na prawdę?
- Przecież mówię. - odezwała się oburzona. Chłopak, który mnie uratował, spojrzał na mnie i podał mi rękę wstając.
- Dziękuję- przekazałam mu w myślach. Skinął głową i zniknął, tak szybko jak się pojawił. Zabrałam swoje rzeczy i czym prędzej ulotniłam się z tamtego miejsca.
Kolejne dwie lekcje przesiedziałam w ogrodzie przy szkole. Kiedy zadzwonił dzwonek zabrałam swoje rzeczy i skierowałam się w stronę szkoły. Przechodząc przez kampus wpadłam na niewysoką dziewczynę, ubraną całą na biało, jedynie jej koszulka była niebieska. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Dziewczyna pomogła mi.
- Proszę - powiedziała podając moje książki.
- Dzięki - odpowiedziałam cicho.
- Jestem Jenny, miło mi - posłała w moją stronę uśmiech.
- Rose.. - odpowiedziałam próbując się uśmiechnąć, jednak wyszedł tylko jakiś niewyraźny grymas.
- Jestem tu pierwszy dzień, a ty? - zapytała, spojrzałam na nią.
- A ja muszę już iść, przepraszam. - mruknęłam wymijając dziewczynę i odchodząc w stronę sali lekcyjnej. Weszłam do klasy i usiadłam na miejscu czekając na nauczyciela.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Weronika ma rację, wciągający. Szczerze? Chyba jeszcze nie czytałam o aniołach, mam nadzieję, że rozdział pojawi się szybko :)

    OdpowiedzUsuń