~Jenny~
Gdzie ja jestem? Podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Białe ściany, biała podłoga, biały fotel stojący w rogu i białe łóżko wraz z pościelą na, którym siedziałam.
Dlaczego wszystko jest takie białe? Dlaczego nic nie pamiętam? Czy... ja... umarłam?
Nagle do pomieszczenia ktoś wszedł. Mężczyzna był ubrany na biało. Białe buty, marynarka, spodnie i koszula.
-Dzień dobry.-przywitał się-Widzę, że jednak przeszłaś test...
-Jaki test?-zapytałam zdziwiona
-Test czystości Jenny.
-Aha? A jak ja się tu znalazłam?
-Jenny, zginęłaś...-przerwałam mu
-Jak to zginęłam?!-uniosłam się
-Spokojnie, dasz mi dokończyć?-skinęłam głową-Jechałaś z bratem na motorze, pewien pijany kierowca próbował was wyprzedzić, ale stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w was. Razem z bratem zostałaś zawieziona do szpitala, ty w stanie krytycznym, a twój brat również lecz bardziej stabilnym. Po operacjach jakie przeszłaś lekarze nie dawali ci dużych szans i umarłaś. Przez czas twojego pochówku przeszłaś test czystości, czyli czy jesteś człowiekiem bez skazy czy masz coś na sumieniu. Skoro jesteś w tym pomieszczeniu to znaczy, że przeszłaś test pomyślnie, więc zapraszam cię do mojego gabinetu.-odszedł ode mnie na kilka kroków.
Wstałam i podeszłam do mężczyzny. Razem wyszliśmy z pokoju i przeszliśmy przez również biały korytarz. Mężczyzna otworzył mi drzwi. Weszłam pierwsza. Gabinet nie był jakiś szczególnie ogromny.
I znowu wszystko białe! Ten kolor zaczyna mnie dobijać!
Usiadłam na fotelu naprzeciwko biurka. Mężczyzna zajął miejsce po drugiej stronie.
-A więc tu jest twój plan zajęć.-podał mi kartkę-Twój numer komnaty to 169, na drzwiach będzie tabliczka z twoim imieniem i nazwiskiem...
-Proszę pana.
-Tak?
-Ale o co chodzi? Plan zajęć, numer komnaty?
-Zostałaś przyjęta do akademii anioła.
-Jak to "anioła"?!
-Drogie dziecko, przeszłaś test i stałaś się aniołem.
-Jestem aniołem...?-szepnęłam do siebie
-W sumie nie do końca, można powiedzieć iż jesteś człowieczym aniołem czyli człowiekiem bez skazy.
-Ah tak?
-Tak, ja jestem John Victorius dyrektor akademii, a teraz weź te ubrania.-podał mi rzeczy-Musisz się przebrać z tych brudnych ubrań, które miałaś na sobie podczas wypadku.
Spojrzałam na siebie. Czarna podziurawiona koszulka, czerwono-czarna koszula w kratę cała podarta, jeansowe niebieskie spodnie z dziurami na kolanach i białe convers'y, ale teraz raczej szare. Wzięłam ubrania od dyrektora i wyszłam. Przed moimi oczyma ukazał się napis: "Schodami do góry, później korytarzem w prawo, drugie schody i komnata numer 169". Poszłam tak jak nakazała mi wskazówka najprawdopodobniej od dyrektora. Pchnęłam drzwi od mojej komnaty. Była pusta tylko dwie pary drzwi i wyjście na balkon. Otworzyłam drugie drzwi.
Hmm... łazienka jest, ale co z resztą?
Łazienka była naprawdę niesamowita. Ubrała komplet, który dał mi dyrektor, białe spodnie, białą koszulę, błękitną koszulkę z krótkim rękawkiem i białe convers'y. Spojrzałam w lustro.
Jak zwykle śliczna! Ale czy anioł nie powinien być ładny, a nie być taki brzydki jak ja?
Przeczesałam ręką włosy i wyszłam z łazienki. Gdy ujrzałam mój pokój szczęka mi opadła.
Przecież przed chwilą tu nie było nic! I było tu mniej miejsca! Moje ulubione kolory? To się nazywają czary...
Spojrzałam na plan leżący na biurku. Pierwsza lekcja to "Magiczne stworzenia". Podeszłam do szafki z książkami. Wyciągnęłam odpowiedni podręcznik. Przekartkowałam go i zatrzymałam się na stronie 135, tytuł ''Wampiry".
To one istnieją?! Myślałam, że to tylko fikcja!
Ponownie przekartkowałam książke, strona 156, tytuł "Czarownice: Ich słabe punkty". Zamknęłam książke i odłożyłam na biurko. Wzięłam kartkę z planem do ręki i zaczęłam wyjmować poszczególne podręczniki. Odłożyłam je wszystkie na biurko i zaczęłam rozglądać się za czymś gdzie mogłabym je włożyć. Mój wzrok padł na purpurowofioletowej torbie. Wzięłam przedmiot i pakowałam książki do niej. Spojrzałam na zegar... 7:50. Zajęcia zaczynały się od ósmej, więc miałam jeszcze kilka minut. Z ciekawości podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Same białe i niebieskie ubrania wisiały na wieszakach, a wszystkie buty były białego koloru. Zamknęłam szafę. Zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z pokoju.
Ale gdzie są zajęcia?
Jak na zawołanie przede mną pojawił się napis: "W lewo, schodami do góry, korytarzem prosto, znów schodami do góry, przechodzisz przez kampus, wchodzisz do budynku i wyszukujesz odpowiedniej sali." Zgodnie z wskazówką dotarłam do budynku akademii. Zajęcia z istot magicznych odbywały się w sali 29. Na korytarzu nikogo nie było.
Czyżbym pierwszego dnia się spóźniła?
Westchnęłam i udałam się w kierunku prawym. Odnalazłam salę nr. 29. Pchnęłam drzwi. W środku także nikogo nie było. Usiadłam w trzecim rzędzie obok okna. Położyłam torbę na podłogę i wyciągnęłam z niej książki. Otworzyłam na stronie 5, tytuł "Rozdział I - Wilkołaki i wilkopodobni, czyli klątwa wilka".
Emm ciekawy tytuł? Już czuję, że nie będę z tego najlepsza.
Nagle po całej szkole rozbrzmiał dzwonek. Zamknęłam książkę, a do klasy zaczęli wchodzić uczniowie. W ławce obok usiadł wysoki blondyn.
Ale ciacho! Wszyscy chłopcy są tu tacy ładni?! Oj brałabym!
Chłopak obok zaśmiał się cicho.
~Ty też jesteś niczego sobie...-usłyszałam w mojej głowie
Na te słowa zrobiłam wielkie oczy.
~Jestem Dan, ten co siedzi obok, a gdzie byś mnie brała?
~Skąd się wziąłeś w moich myślach?!
~Jesteś pierwszoroczna co? Każdy sobie nawzajem czyta w myślach, tylko niektórzy potrafią wytworzyć barierę ochronną.
~Tak jestem pierwszoroczna, na serio?A ty umiesz?
~Oczywiście, tylko moja jest trochę słaba...
~A nauczyłbyś mnie też?
~Chętnie, ale widzę, że twoja bariera też będzie słaba.
~Dlaczego?
~Nie jesteś prawdziwym aniołem.
~Skąd to wiesz?
~Bo masz coś niebieskiego, a ludzie bez skazy muszą mieć coś niebieskiego.
~Ty masz niebieską kurtkę, czyli też nie jesteś prawdziwym aniołem.
~Weź mi lepiej nie przypominaj...
~Okej? A ta dziewczyna? Ma zielone spodnie, dlaczego?
~To pół człowiek pół anioł, musi mieć coś zielonego.
~A są jeszcze jakieś inne odznaczenia?
~Aniołowie z zwykłych rodzin są ubrani cało na biało, pół anioły muszą mieć coś zielonego, ludzie bez skazy coś niebieskiego, a anioły z szlacheckiej rodziny jakiś złoty dodatek np. naszyjnik, sznurówki, złote paski na bluze itp...
~Mhm... to kiedy się spotkamy na nauce tworzenia bariery?
~Co masz na 3 lekcji?
~Uleczanie, a co?
~Po niej spotkajmy się w mojej komnacie, bo jest dłuższa przerwa.
~Okej, to umówieni?
~Umówieni, a jak się nazywasz?
~Jenny.
~Ładnie, mogę ci mówić Jen?
~Pewnie.
Do klasy weszła nauczycielka. Nie wyglądała na jakoś szczególnie przyjazną, więc nie będzie łatwo.
*1 godzinę później*
Jeszcze tylko 2 minuty do końca drugiej lekcji. Magiczne istoty nie były takie złe w porównaniu do eliksirów.
Najdłuższe 90 sekund mojego życia! Jeżeli mogę to nazwać życiem.
-Dziś była pierwsza lekcja, więc nie ma zadań domowych, do widzenia.-zabrała książki i wyszła z klasy.
Jakie do widzenia?! Ja nie chcę cię już więcej widzieć!
Zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z pomieszczenia. Czas na lunch.
Em, a gdzie jest stołówka?
"Mój przewodnik" znowu się ukazał! "W prawo, prosto, schodami w górę i duże drzwi." .Zrobiłam tak. Otworzyłam duże drzwi od stołówki. Pełno ludzi, a może raczej aniołów? Panował tam wielki chaos. Przeszłam niezauważenie obok stolików i podeszłam do kolejki. Wzięłam tacę i nałożyłam sobie sałatki. Zabrałam jednego czekoladowego batonika i czerwone jabłko. Zauważyłam koktaj. Chwyciłam go, ale ktoś również go chwycił. Spojrzałam na tą osobę. Wysoki, ciemnooki brunet.
-Panie przodem.-oddał mi napój
-Dziękuję.-uśmiechnęłam się do niego
-Jestem Liam.-podał mi ręke do uścisku
-Jenny.-uścisnęłam jego dłoń
-Nie blokujcie kolejki!-usłyszałam głos za sobą
Trochę się speszyłam i odeszłam z tacą od lady uwalniając kolejkę.
-Może usiądziemy razem?-zaproponował
-Dobrze.-udałam się za nim
I nagle wszystkie oczy zwrócone były na mnie. Co jest grane?! To tylko zwykły anioł... chwila! Ma złote buty! To anioł z szlacheckiej rodziny!
Usiedliśmy przy pustym stoliku w rogu. Zajęłam miejsce, a Liam usiadł naprzeciwko mnie.
-Nie widziałem cię tu wcześniej, jesteś pierwszoroczna?
-Mhm, tak. A ty?
-Już drugi rok tu siedzę.-uśmiechnął się
Ale on ma boski uśmiech!
-Dziękuję.-zaśmiał się-Brak bariery się kłania.
-A no tak, racja...
-Widzę, że masz niebieską bluzkę, jak zginęłaś?
-Jechałam na motorze i samochód uderzył we mnie.
-Um... nieciekawie, Dan miał gorzej, umarł w katastrofie lotniczej.
-Był w samolocie?
-Nie, samolot wleciał na ulicę i przygniutł go.
-Oj...-skrzywiłam się lekko-A ty? Nie widzę nic niebieskiego ani zielonego, jesteś zwykłym aniołem?-trochę udawałam głupią
-Nie, pochodzę z czystej rodziny.
-Czystej czyli jakiej?
-Nigdy nie miałem w rodzinie człowieka bez skazy, pół anioła czy upadłego.
-Kim jest upadły?
-To anioł tyle, że nie jest on święty.
-Aha. W akademii są upadli?
-Nie, przynajmniej narazie, tutaj nigdy nic nie wiadomo.
-Mhm...-mruknęła biorąc pierwszy kęs batonika.
*3 lekcja*
Liam to całkiem miły chłopak. Myślałam, że anioły z czystej rodziny są przemądrzałe i aroganckie, ale na szczęście się myliłam.
Nauczyciel od uleczania to całkiem przyjazny facet. Może nie jest najmłodszy i najpiękniejszy, ale jest miły i wesoły.
Na pewno polubię ten przedmiot. Jest dość prosty... i nie będę musiała się dużo uczyć!
-Aby uleczyć człowieka z bardzo wysokiej gorączki należy...-tłumaczył, ale przerwał mu dźwięk otwierających się drzwi
W progu stał przystojny chłopak. Wyglądał na dobrze zbudowanego. Aby rozpoznać z jakiej rodziny pochodzi spojrzałam na jego ubranie. Wszystko białe, ale koszulkę miał czarną.
-W czym mogę panu służyć?-zapytał podchodząc do chłopaka
Ten tylko spojrzał się na nauczyciela i chwile tak stał.
-Dobrze...-poprawił swoje okulary-Usiądź tam...-wskazał na miejsce obok mnie
Ciemnooki spojrzał się w moim kierunku. Spuścił wzrok i podszedł do ławki. Usiadł nie odrywając wzroku od podłogi. Zerknęłam na niego kątem oka.
~Jestem Zayn, a ty się na mnie nie patrz, bo nie masz po co...
~Nazywam się Jenny i o co ci chodzi? Przecież patrzenie się to nic złego, chciałam się tylko tobie przyjrzeć, ale skoro sprawia ci to dyskomfort to przestane.
~Mam nadzieję...
~My się chyba nie zaprzyjaźnimy.
~Jak mnie będziesz dalej wkurzać to raczej nie zostaniemy przyjaciółmi.
~Zawsze jesteś taki wredny?
~Tylko dla wyjątkowych osób.
-Panno Richardson i Panie Malik jeśli chcecie sobie pogadać to proszę po lekcjach.-skarcił nas nauczyciel
Czy tu już nikt nie może mieć własnych myśli?!
-Dobrze, proszę pana.-powiedziałam cicho, a nauczyciel kontynuował
Do dzwonka zostało jeszcze 5 minut. Przez całą lekcję Zayn się na mnie gapił, a sam miał do mnie pretensję!
-Na dziś to tyle, zadanie domowe, poćwiczyć na manekinach osłabianie gorączki. Do widzenia!-pożegnał się i wyszedł z sali.
Zayn jako pierwszy opuścił klasę. Założyłam torbę i wyszłam. Miałam na tej przerwie spotkać się z Dan'ym. Na podręczniku było napisane: "Wychodzisz z budynku, przechodzisz przez kampus, schodami w dół, prawo i znów schody, a później komnata 78. Dan xx". Przeszłam przez schody i byłam już na kampusie. Nagle na kogoś wpadłam. Książka spadła mi wraz z torbą na ziemie. Spojrzałam na osobę stojącą na wprost mnie. Dość wysoka brunetka. Była pół aniołem, ponieważ miała na sobie zieloną kamizelkę. Podniosłam swoją torbę i pomogłam jej pozbierać książki.
-Proszę.-powiedziałam cicho podając jej ostatnią z książek
-Dzięki...-odpowiedziała równie cicho
-Jestem Jenny, miło mi.-uśmiechnęłam się w jej stronę
-Rose...-posłała mi blady uśmiech
-Jestem tu pierwszy dzień, a ty?
-A ja muszę już iść, przepraszam.-wyminęła mnie
Hmm.. jakaś dziwna... nie ważne, pewnie i tak się już nie spotkamy...
Poszłam w stronę schodów.
Kolejny dzień, kolejna noc, a ja wciąż nie przyzwyczaiłam się do tego wszystkiego. Do bycia pół aniołem.
Wstałam leniwie z łóżka i powlokłam się do łazienki. Wzięłam ciepły prysznic, po wysuszeniu się owinięta ręcznikiem wyszłam z pokoju. Jak zwykle zapomniałam zabrać ubrań. Przestraszyłam się na dźwięk czyjegoś głosu.
- No, no.. nie powinnaś się ukrywać pod tymi wszystkimi - usłyszałam za plecami.
- Liv, czy ty nigdy nie nauczysz się, co to prywatność? - mruknęłam w jej stronę i zajrzałam do szafy w celu znalezienia odpowiednich ubrań. Wszędzie tylko biel i zieleń, biel i zieleń.
- No, ale spójrz na to z innej strony, powinnaś pokazać to ciało i te nogi, dziewczyno, chłopcy oszaleją. - powiedziała i podeszła do mnie.
- Nawet o tym nie myśl - warknęłam na nią. Ja wiedziałam doskonale o co jej chodzi. Chciała mi zrobić remanent w szafie, na pewno nie. Wybrałam czarne rurki, białą bokserkę i zieloną kamizelkę. W tej chorej szkole panuje taki zwyczaj, że każdy powinien się czymś wyróżniać. Dlatego pół ludzie, pół anioły muszą mieć na sobie coś zielonego, ludzie bez skazy - coś niebieskiego, a anioły całe nas biało, jedynie te ze szlachetnych rodzin muszą mieć jakiś złoty dodatek. Podobno tylko na początku karzą nosić białe ubrania, później możemy chodzić jak chcemy, tylko z dodatkami odpowiednich kolorów.
Z przygotowanymi ubraniami podążyłam do łazienki, gdzie wsunęłam je na siebie, rozczesałam moje poplątane włosy i zrobiłam lekki, ledwo widoczny makijaż.
Wyszłam z pomieszczenia, zawiesiłam na ramie torbę i wyszłam wraz z Olivią na śniadanie.
Stołówka jak każda inna, różni się tylko tyle, że my zamawiamy sobie to co chcemy. Wybrałam naleśniki z nutellą i owocami oraz moją ulubioną latte. Usiadłyśmy przy stoliku i zabrałyśmy się za jedzenie. Przez cały czas Liv coś do mnie mówiła, jednak zgubiłam się między "widziała" a "uśmiechnął się". Cóż odkąd ją poznałam tak robię, a jest to całe 3 dni. Jest jedyną osobą, która do mnie podeszła i została. Przynajmniej nie jestem sama.
Po zjedzonym śniadaniu udałyśmy się na lekcje, ja miałam zielarstwo, a Liv magiczne istoty. Pożegnałyśmy się i każda udała siew swoją stronę. Kiedy zadzwonił dzwonek weszłam do klasy i zajęłam miejsce w ostatniej ławce pod oknem. Jedyny plus tego wszystkiego jest fakt, że mam strasznie silną barierę i nikt z uczniów nie może przez nią przejść, chyba, że ja tego chcę. Wpatrywałam się w widok za oknem, nie zważając na to, co mówi nauczyciel. Po skończonej lekcji wyszłam na korytarz jako jedna z pierwszych. Podążałam na następne lekcje, mianowicie lewitacja. Na moje nieszczęście po drodze minęłam Monicę, która mnie zauważyła.
- E ty, crossbreed! - krzyknęła w moją stronę. Crossbreed to duża obraza dla kogoś kto nie jest pełnym aniołem. Oznacza to, że ma cię za osobę niższej rangi i kogoś kto nie powinien istnieć. Zacisnęłam pięść. Zobaczyłam napój w dłoni jakiegoś chłopaka. Machnęłam ręką i cała zawartość puszki znalazła się na jej twarzy oraz ubraniach. Uśmiechnęłam się sztucznie odwracając się napięcie i ruszając przed siebie. Zatrzymałam się kiedy poczułam ogromny ból przechodzący przez moje ciało.
Sue - pomyślałam. Padłam na kolana i krzyknęłam z bólu. Zacisnęłam szczękę i miałam zamiar zetrzeć ten jej parszywy uśmieszek z twarzy. Ktoś chwycił mnie w ramiona zasłaniając całym swoim ciałem, jednocześnie sprawiając, że cały ból na niego przeszedł. Spojrzałam na mojego "wybawcę" i zobaczyłam piękne brązowe oczy.
- Co się tutaj dzieje?! - usłyszałam donośny głos Salvadora, nauczyciela, z którym nie warto zadzierać.
- Nic, to ona zaczęła używając na mnie swojego daru i oblewając mnie napojem. - wskazała na siebie Monica.
- Nie kłam - powiedział, tak to właśnie jego dar, potrafi zobaczyć czy ktoś kłamie. - Jak było na prawdę?
- Przecież mówię. - odezwała się oburzona. Chłopak, który mnie uratował, spojrzał na mnie i podał mi rękę wstając.
- Dziękuję- przekazałam mu w myślach. Skinął głową i zniknął, tak szybko jak się pojawił. Zabrałam swoje rzeczy i czym prędzej ulotniłam się z tamtego miejsca.
Kolejne dwie lekcje przesiedziałam w ogrodzie przy szkole. Kiedy zadzwonił dzwonek zabrałam swoje rzeczy i skierowałam się w stronę szkoły. Przechodząc przez kampus wpadłam na niewysoką dziewczynę, ubraną całą na biało, jedynie jej koszulka była niebieska. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Dziewczyna pomogła mi.
- Proszę - powiedziała podając moje książki.
- Dzięki - odpowiedziałam cicho.
- Jestem Jenny, miło mi - posłała w moją stronę uśmiech.
- Rose.. - odpowiedziałam próbując się uśmiechnąć, jednak wyszedł tylko jakiś niewyraźny grymas.
- Jestem tu pierwszy dzień, a ty? - zapytała, spojrzałam na nią.
- A ja muszę już iść, przepraszam. - mruknęłam wymijając dziewczynę i odchodząc w stronę sali lekcyjnej. Weszłam do klasy i usiadłam na miejscu czekając na nauczyciela.
Wstałam i podeszłam do mężczyzny. Razem wyszliśmy z pokoju i przeszliśmy przez również biały korytarz. Mężczyzna otworzył mi drzwi. Weszłam pierwsza. Gabinet nie był jakiś szczególnie ogromny.
I znowu wszystko białe! Ten kolor zaczyna mnie dobijać!
Usiadłam na fotelu naprzeciwko biurka. Mężczyzna zajął miejsce po drugiej stronie.
-A więc tu jest twój plan zajęć.-podał mi kartkę-Twój numer komnaty to 169, na drzwiach będzie tabliczka z twoim imieniem i nazwiskiem...
-Proszę pana.
-Tak?
-Ale o co chodzi? Plan zajęć, numer komnaty?
-Zostałaś przyjęta do akademii anioła.
-Jak to "anioła"?!
-Drogie dziecko, przeszłaś test i stałaś się aniołem.
-Jestem aniołem...?-szepnęłam do siebie
-W sumie nie do końca, można powiedzieć iż jesteś człowieczym aniołem czyli człowiekiem bez skazy.
-Ah tak?
-Tak, ja jestem John Victorius dyrektor akademii, a teraz weź te ubrania.-podał mi rzeczy-Musisz się przebrać z tych brudnych ubrań, które miałaś na sobie podczas wypadku.
Spojrzałam na siebie. Czarna podziurawiona koszulka, czerwono-czarna koszula w kratę cała podarta, jeansowe niebieskie spodnie z dziurami na kolanach i białe convers'y, ale teraz raczej szare. Wzięłam ubrania od dyrektora i wyszłam. Przed moimi oczyma ukazał się napis: "Schodami do góry, później korytarzem w prawo, drugie schody i komnata numer 169". Poszłam tak jak nakazała mi wskazówka najprawdopodobniej od dyrektora. Pchnęłam drzwi od mojej komnaty. Była pusta tylko dwie pary drzwi i wyjście na balkon. Otworzyłam drugie drzwi.
Hmm... łazienka jest, ale co z resztą?
Łazienka była naprawdę niesamowita. Ubrała komplet, który dał mi dyrektor, białe spodnie, białą koszulę, błękitną koszulkę z krótkim rękawkiem i białe convers'y. Spojrzałam w lustro.
Jak zwykle śliczna! Ale czy anioł nie powinien być ładny, a nie być taki brzydki jak ja?
Przeczesałam ręką włosy i wyszłam z łazienki. Gdy ujrzałam mój pokój szczęka mi opadła.
Przecież przed chwilą tu nie było nic! I było tu mniej miejsca! Moje ulubione kolory? To się nazywają czary...
Spojrzałam na plan leżący na biurku. Pierwsza lekcja to "Magiczne stworzenia". Podeszłam do szafki z książkami. Wyciągnęłam odpowiedni podręcznik. Przekartkowałam go i zatrzymałam się na stronie 135, tytuł ''Wampiry".
To one istnieją?! Myślałam, że to tylko fikcja!
Ponownie przekartkowałam książke, strona 156, tytuł "Czarownice: Ich słabe punkty". Zamknęłam książke i odłożyłam na biurko. Wzięłam kartkę z planem do ręki i zaczęłam wyjmować poszczególne podręczniki. Odłożyłam je wszystkie na biurko i zaczęłam rozglądać się za czymś gdzie mogłabym je włożyć. Mój wzrok padł na purpurowofioletowej torbie. Wzięłam przedmiot i pakowałam książki do niej. Spojrzałam na zegar... 7:50. Zajęcia zaczynały się od ósmej, więc miałam jeszcze kilka minut. Z ciekawości podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Same białe i niebieskie ubrania wisiały na wieszakach, a wszystkie buty były białego koloru. Zamknęłam szafę. Zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z pokoju.
Ale gdzie są zajęcia?
Jak na zawołanie przede mną pojawił się napis: "W lewo, schodami do góry, korytarzem prosto, znów schodami do góry, przechodzisz przez kampus, wchodzisz do budynku i wyszukujesz odpowiedniej sali." Zgodnie z wskazówką dotarłam do budynku akademii. Zajęcia z istot magicznych odbywały się w sali 29. Na korytarzu nikogo nie było.
Czyżbym pierwszego dnia się spóźniła?
Westchnęłam i udałam się w kierunku prawym. Odnalazłam salę nr. 29. Pchnęłam drzwi. W środku także nikogo nie było. Usiadłam w trzecim rzędzie obok okna. Położyłam torbę na podłogę i wyciągnęłam z niej książki. Otworzyłam na stronie 5, tytuł "Rozdział I - Wilkołaki i wilkopodobni, czyli klątwa wilka".
Emm ciekawy tytuł? Już czuję, że nie będę z tego najlepsza.
Nagle po całej szkole rozbrzmiał dzwonek. Zamknęłam książkę, a do klasy zaczęli wchodzić uczniowie. W ławce obok usiadł wysoki blondyn.
Ale ciacho! Wszyscy chłopcy są tu tacy ładni?! Oj brałabym!
Chłopak obok zaśmiał się cicho.
~Ty też jesteś niczego sobie...-usłyszałam w mojej głowie
Na te słowa zrobiłam wielkie oczy.
~Jestem Dan, ten co siedzi obok, a gdzie byś mnie brała?
~Skąd się wziąłeś w moich myślach?!
~Jesteś pierwszoroczna co? Każdy sobie nawzajem czyta w myślach, tylko niektórzy potrafią wytworzyć barierę ochronną.
~Tak jestem pierwszoroczna, na serio?A ty umiesz?
~Oczywiście, tylko moja jest trochę słaba...
~A nauczyłbyś mnie też?
~Chętnie, ale widzę, że twoja bariera też będzie słaba.
~Dlaczego?
~Nie jesteś prawdziwym aniołem.
~Skąd to wiesz?
~Bo masz coś niebieskiego, a ludzie bez skazy muszą mieć coś niebieskiego.
~Ty masz niebieską kurtkę, czyli też nie jesteś prawdziwym aniołem.
~Weź mi lepiej nie przypominaj...
~Okej? A ta dziewczyna? Ma zielone spodnie, dlaczego?
~To pół człowiek pół anioł, musi mieć coś zielonego.
~A są jeszcze jakieś inne odznaczenia?
~Aniołowie z zwykłych rodzin są ubrani cało na biało, pół anioły muszą mieć coś zielonego, ludzie bez skazy coś niebieskiego, a anioły z szlacheckiej rodziny jakiś złoty dodatek np. naszyjnik, sznurówki, złote paski na bluze itp...
~Mhm... to kiedy się spotkamy na nauce tworzenia bariery?
~Co masz na 3 lekcji?
~Uleczanie, a co?
~Po niej spotkajmy się w mojej komnacie, bo jest dłuższa przerwa.
~Okej, to umówieni?
~Umówieni, a jak się nazywasz?
~Jenny.
~Ładnie, mogę ci mówić Jen?
~Pewnie.
Do klasy weszła nauczycielka. Nie wyglądała na jakoś szczególnie przyjazną, więc nie będzie łatwo.
*1 godzinę później*
Jeszcze tylko 2 minuty do końca drugiej lekcji. Magiczne istoty nie były takie złe w porównaniu do eliksirów.
Najdłuższe 90 sekund mojego życia! Jeżeli mogę to nazwać życiem.
-Dziś była pierwsza lekcja, więc nie ma zadań domowych, do widzenia.-zabrała książki i wyszła z klasy.
Jakie do widzenia?! Ja nie chcę cię już więcej widzieć!
Zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z pomieszczenia. Czas na lunch.
Em, a gdzie jest stołówka?
"Mój przewodnik" znowu się ukazał! "W prawo, prosto, schodami w górę i duże drzwi." .Zrobiłam tak. Otworzyłam duże drzwi od stołówki. Pełno ludzi, a może raczej aniołów? Panował tam wielki chaos. Przeszłam niezauważenie obok stolików i podeszłam do kolejki. Wzięłam tacę i nałożyłam sobie sałatki. Zabrałam jednego czekoladowego batonika i czerwone jabłko. Zauważyłam koktaj. Chwyciłam go, ale ktoś również go chwycił. Spojrzałam na tą osobę. Wysoki, ciemnooki brunet.
-Panie przodem.-oddał mi napój
-Dziękuję.-uśmiechnęłam się do niego
-Jestem Liam.-podał mi ręke do uścisku
-Jenny.-uścisnęłam jego dłoń
-Nie blokujcie kolejki!-usłyszałam głos za sobą
Trochę się speszyłam i odeszłam z tacą od lady uwalniając kolejkę.
-Może usiądziemy razem?-zaproponował
-Dobrze.-udałam się za nim
I nagle wszystkie oczy zwrócone były na mnie. Co jest grane?! To tylko zwykły anioł... chwila! Ma złote buty! To anioł z szlacheckiej rodziny!
Usiedliśmy przy pustym stoliku w rogu. Zajęłam miejsce, a Liam usiadł naprzeciwko mnie.
-Nie widziałem cię tu wcześniej, jesteś pierwszoroczna?
-Mhm, tak. A ty?
-Już drugi rok tu siedzę.-uśmiechnął się
Ale on ma boski uśmiech!
-Dziękuję.-zaśmiał się-Brak bariery się kłania.
-A no tak, racja...
-Widzę, że masz niebieską bluzkę, jak zginęłaś?
-Jechałam na motorze i samochód uderzył we mnie.
-Um... nieciekawie, Dan miał gorzej, umarł w katastrofie lotniczej.
-Był w samolocie?
-Nie, samolot wleciał na ulicę i przygniutł go.
-Oj...-skrzywiłam się lekko-A ty? Nie widzę nic niebieskiego ani zielonego, jesteś zwykłym aniołem?-trochę udawałam głupią
-Nie, pochodzę z czystej rodziny.
-Czystej czyli jakiej?
-Nigdy nie miałem w rodzinie człowieka bez skazy, pół anioła czy upadłego.
-Kim jest upadły?
-To anioł tyle, że nie jest on święty.
-Aha. W akademii są upadli?
-Nie, przynajmniej narazie, tutaj nigdy nic nie wiadomo.
-Mhm...-mruknęła biorąc pierwszy kęs batonika.
*3 lekcja*
Liam to całkiem miły chłopak. Myślałam, że anioły z czystej rodziny są przemądrzałe i aroganckie, ale na szczęście się myliłam.
Nauczyciel od uleczania to całkiem przyjazny facet. Może nie jest najmłodszy i najpiękniejszy, ale jest miły i wesoły.
Na pewno polubię ten przedmiot. Jest dość prosty... i nie będę musiała się dużo uczyć!
-Aby uleczyć człowieka z bardzo wysokiej gorączki należy...-tłumaczył, ale przerwał mu dźwięk otwierających się drzwi
W progu stał przystojny chłopak. Wyglądał na dobrze zbudowanego. Aby rozpoznać z jakiej rodziny pochodzi spojrzałam na jego ubranie. Wszystko białe, ale koszulkę miał czarną.
-W czym mogę panu służyć?-zapytał podchodząc do chłopaka
Ten tylko spojrzał się na nauczyciela i chwile tak stał.
-Dobrze...-poprawił swoje okulary-Usiądź tam...-wskazał na miejsce obok mnie
Ciemnooki spojrzał się w moim kierunku. Spuścił wzrok i podszedł do ławki. Usiadł nie odrywając wzroku od podłogi. Zerknęłam na niego kątem oka.
~Jestem Zayn, a ty się na mnie nie patrz, bo nie masz po co...
~Nazywam się Jenny i o co ci chodzi? Przecież patrzenie się to nic złego, chciałam się tylko tobie przyjrzeć, ale skoro sprawia ci to dyskomfort to przestane.
~Mam nadzieję...
~My się chyba nie zaprzyjaźnimy.
~Jak mnie będziesz dalej wkurzać to raczej nie zostaniemy przyjaciółmi.
~Zawsze jesteś taki wredny?
~Tylko dla wyjątkowych osób.
-Panno Richardson i Panie Malik jeśli chcecie sobie pogadać to proszę po lekcjach.-skarcił nas nauczyciel
Czy tu już nikt nie może mieć własnych myśli?!
-Dobrze, proszę pana.-powiedziałam cicho, a nauczyciel kontynuował
Do dzwonka zostało jeszcze 5 minut. Przez całą lekcję Zayn się na mnie gapił, a sam miał do mnie pretensję!
-Na dziś to tyle, zadanie domowe, poćwiczyć na manekinach osłabianie gorączki. Do widzenia!-pożegnał się i wyszedł z sali.
Zayn jako pierwszy opuścił klasę. Założyłam torbę i wyszłam. Miałam na tej przerwie spotkać się z Dan'ym. Na podręczniku było napisane: "Wychodzisz z budynku, przechodzisz przez kampus, schodami w dół, prawo i znów schody, a później komnata 78. Dan xx". Przeszłam przez schody i byłam już na kampusie. Nagle na kogoś wpadłam. Książka spadła mi wraz z torbą na ziemie. Spojrzałam na osobę stojącą na wprost mnie. Dość wysoka brunetka. Była pół aniołem, ponieważ miała na sobie zieloną kamizelkę. Podniosłam swoją torbę i pomogłam jej pozbierać książki.
-Proszę.-powiedziałam cicho podając jej ostatnią z książek
-Dzięki...-odpowiedziała równie cicho
-Jestem Jenny, miło mi.-uśmiechnęłam się w jej stronę
-Rose...-posłała mi blady uśmiech
-Jestem tu pierwszy dzień, a ty?
-A ja muszę już iść, przepraszam.-wyminęła mnie
Hmm.. jakaś dziwna... nie ważne, pewnie i tak się już nie spotkamy...
Poszłam w stronę schodów.
~Rose~
Wstałam leniwie z łóżka i powlokłam się do łazienki. Wzięłam ciepły prysznic, po wysuszeniu się owinięta ręcznikiem wyszłam z pokoju. Jak zwykle zapomniałam zabrać ubrań. Przestraszyłam się na dźwięk czyjegoś głosu.
- No, no.. nie powinnaś się ukrywać pod tymi wszystkimi - usłyszałam za plecami.
- Liv, czy ty nigdy nie nauczysz się, co to prywatność? - mruknęłam w jej stronę i zajrzałam do szafy w celu znalezienia odpowiednich ubrań. Wszędzie tylko biel i zieleń, biel i zieleń.
- No, ale spójrz na to z innej strony, powinnaś pokazać to ciało i te nogi, dziewczyno, chłopcy oszaleją. - powiedziała i podeszła do mnie.
- Nawet o tym nie myśl - warknęłam na nią. Ja wiedziałam doskonale o co jej chodzi. Chciała mi zrobić remanent w szafie, na pewno nie. Wybrałam czarne rurki, białą bokserkę i zieloną kamizelkę. W tej chorej szkole panuje taki zwyczaj, że każdy powinien się czymś wyróżniać. Dlatego pół ludzie, pół anioły muszą mieć na sobie coś zielonego, ludzie bez skazy - coś niebieskiego, a anioły całe nas biało, jedynie te ze szlachetnych rodzin muszą mieć jakiś złoty dodatek. Podobno tylko na początku karzą nosić białe ubrania, później możemy chodzić jak chcemy, tylko z dodatkami odpowiednich kolorów.
Z przygotowanymi ubraniami podążyłam do łazienki, gdzie wsunęłam je na siebie, rozczesałam moje poplątane włosy i zrobiłam lekki, ledwo widoczny makijaż.
Wyszłam z pomieszczenia, zawiesiłam na ramie torbę i wyszłam wraz z Olivią na śniadanie.
Stołówka jak każda inna, różni się tylko tyle, że my zamawiamy sobie to co chcemy. Wybrałam naleśniki z nutellą i owocami oraz moją ulubioną latte. Usiadłyśmy przy stoliku i zabrałyśmy się za jedzenie. Przez cały czas Liv coś do mnie mówiła, jednak zgubiłam się między "widziała" a "uśmiechnął się". Cóż odkąd ją poznałam tak robię, a jest to całe 3 dni. Jest jedyną osobą, która do mnie podeszła i została. Przynajmniej nie jestem sama.
Po zjedzonym śniadaniu udałyśmy się na lekcje, ja miałam zielarstwo, a Liv magiczne istoty. Pożegnałyśmy się i każda udała siew swoją stronę. Kiedy zadzwonił dzwonek weszłam do klasy i zajęłam miejsce w ostatniej ławce pod oknem. Jedyny plus tego wszystkiego jest fakt, że mam strasznie silną barierę i nikt z uczniów nie może przez nią przejść, chyba, że ja tego chcę. Wpatrywałam się w widok za oknem, nie zważając na to, co mówi nauczyciel. Po skończonej lekcji wyszłam na korytarz jako jedna z pierwszych. Podążałam na następne lekcje, mianowicie lewitacja. Na moje nieszczęście po drodze minęłam Monicę, która mnie zauważyła.
- E ty, crossbreed! - krzyknęła w moją stronę. Crossbreed to duża obraza dla kogoś kto nie jest pełnym aniołem. Oznacza to, że ma cię za osobę niższej rangi i kogoś kto nie powinien istnieć. Zacisnęłam pięść. Zobaczyłam napój w dłoni jakiegoś chłopaka. Machnęłam ręką i cała zawartość puszki znalazła się na jej twarzy oraz ubraniach. Uśmiechnęłam się sztucznie odwracając się napięcie i ruszając przed siebie. Zatrzymałam się kiedy poczułam ogromny ból przechodzący przez moje ciało.
Sue - pomyślałam. Padłam na kolana i krzyknęłam z bólu. Zacisnęłam szczękę i miałam zamiar zetrzeć ten jej parszywy uśmieszek z twarzy. Ktoś chwycił mnie w ramiona zasłaniając całym swoim ciałem, jednocześnie sprawiając, że cały ból na niego przeszedł. Spojrzałam na mojego "wybawcę" i zobaczyłam piękne brązowe oczy.
- Co się tutaj dzieje?! - usłyszałam donośny głos Salvadora, nauczyciela, z którym nie warto zadzierać.
- Nic, to ona zaczęła używając na mnie swojego daru i oblewając mnie napojem. - wskazała na siebie Monica.
- Nie kłam - powiedział, tak to właśnie jego dar, potrafi zobaczyć czy ktoś kłamie. - Jak było na prawdę?
- Przecież mówię. - odezwała się oburzona. Chłopak, który mnie uratował, spojrzał na mnie i podał mi rękę wstając.
- Dziękuję- przekazałam mu w myślach. Skinął głową i zniknął, tak szybko jak się pojawił. Zabrałam swoje rzeczy i czym prędzej ulotniłam się z tamtego miejsca.
Kolejne dwie lekcje przesiedziałam w ogrodzie przy szkole. Kiedy zadzwonił dzwonek zabrałam swoje rzeczy i skierowałam się w stronę szkoły. Przechodząc przez kampus wpadłam na niewysoką dziewczynę, ubraną całą na biało, jedynie jej koszulka była niebieska. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Dziewczyna pomogła mi.
- Proszę - powiedziała podając moje książki.
- Dzięki - odpowiedziałam cicho.
- Jestem Jenny, miło mi - posłała w moją stronę uśmiech.
- Rose.. - odpowiedziałam próbując się uśmiechnąć, jednak wyszedł tylko jakiś niewyraźny grymas.
- Jestem tu pierwszy dzień, a ty? - zapytała, spojrzałam na nią.
- A ja muszę już iść, przepraszam. - mruknęłam wymijając dziewczynę i odchodząc w stronę sali lekcyjnej. Weszłam do klasy i usiadłam na miejscu czekając na nauczyciela.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWeronika ma rację, wciągający. Szczerze? Chyba jeszcze nie czytałam o aniołach, mam nadzieję, że rozdział pojawi się szybko :)
OdpowiedzUsuń