piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 13

~Rose~

Obudziłam się jeszcze przed budzikiem. Spojrzałam na zegarek 6.00. Dziwne. Nigdy nie budziłam się o tak wczesnej porze, a zwłaszcza o równej godzinie. Zmarszczyłam brwi i położyłam się z powrotem. Zamknęłam oczy, kiedy usłyszałam jakiś dźwięk. Jakby ktoś jeszcze był w pokoju. Szybko otworzyłam oczy, usiadłam i spojrzałam  tamtym kierunku. Stanęłam na równych nogach i patrzyłam na osobę, która znajdywała się w moim pokoju. Chciałam go już zaatakować, kiedy zabrał głos.
- Zaczekaj - spokój jego głosu była dziwna. Wyszedł z cienia. - Jestem Collin. Collin Fray.
- Czego chcesz? - zapytałam wciąż gotowa do ataku.
- Pogadać. Przyrzekam. - opuściłam rękę, jednak nadal byłam czujna.
- Co cię sprowadza? - usiadłam na łóżku a on zajął miejsce przy biurku.
~Dan! Dan! - wołałam chłopaka
~ Rose? Jest 6.00 rano.
~ Gówno mnie to obchodzi, jest u mnie Collin. 
~ Czekaj, co? Co on tam robi? 
~ Chce pogadać, przyjdź, ale przez okno. 
~ Dwie minuty. - spojrzałam na mężczyznę, który mi się przyglądał.
- Chcę wam pomóc - mówi w końcu. marszczę brwi.
- Jaki jest twój cel w tym? Nie powinieneś swoim pomagać?
- Powinienem - przyznaje, jednak przerywa mu pojawienie się Dana. Chłopak podszedł do mnie i usiadł obok. - Witaj Dan, jak miło, że wpadłeś.
- O tobie nie mogę powiedzieć tego samego - mówi, na co Collin zaczyna się śmiać.
- Do rzeczy - mruczę.
- Tak, tak. Przychodzę do ciebie, teraz to do was, bo jest pewna sprawa. Jak wiecie próbują zdobyć kogoś z was. Coraz to kolejnych uczniów z waszej szkoły przeciągają na swoja stronę. Chcę, abyście nie mówili i nie pokazywali nikomu co potraficie. Tylko we własnych kręgach. Często osoby, które są najbliżej potrafią skrzywdzić najbardziej. - powiedział, a po chwili już go nie było. Co to miało znaczyć? Czy nie możemy ufać już nawet naszym najbliższym?

~Zayn~

- Cześć - Rose obdarzyła mnie uśmiechem dzisiejszego poranka.
- Cześć, Rosie - przyciągnąłem ją do siebie i musnąłem jej usta, na co dziewczyna lekko zachichotała. Była urocza.
- Jak tam? - czasem jej beztroska jest zabawna, ponieważ potrafi żyć normalnie w trudnych chwilach.
- Hmm... mam propozycję - mruknąłem obejmując ją w talii.
- Brzmi ciekawie - wtuliła plecy w mój tors.
- Co powiesz, żebyśmy gdzieś dzisiaj razem wyskoczyli? To znaczy pewnie nas za bramę nie wypuszczą, ale nie szkodzi.
- Proponujesz mi randkę? - zapytała odwracając się do mnie przodem i podnosząc głowę do góry.
- Yhym - mruknąłem i potarłem nosem o jej nos. Cichy śmiech wydobył się z tych malinowych ust, które tak kochałem.
- Z przyjemnością - musnęła moje usta, kiedy usłyszeliśmy dzwonek. Jęknąłem niezadowolony. Zaczęła się śmiać i pociągnęła do klasy. Cóż uleczanie mam w małym palcu, jednak to na pewno nie jest ulubiony przedmiot mojej dziewczyny.
- Dzisiaj będziemy w parach robić wywary lecznicze. Proszę o samodzielne podzielenie się na dwójki. - odezwał się profesor, spojrzałem na dziewczynę, która uśmiechnęłam się do mnie słodko. Podobno jestem asertywny, podobno.
- Tak, Rose będę z tobą. - powiedziałem, na co dziewczyna zaczęła się śmiać.
- To brzmiało, jakbyś właśnie powiedział mi, że zgadzasz się ze mną być. - powiedziała i znów zaczęła się śmiać.
- Czasem się zastanawiam, czy ty taka głupia to serio jesteś. - mruknąłem, na co ta dmuchnęła mi powietrzem prosto w twarz. Spojrzałem na nią rozbawiony. Odwróciła się w stronę okna.
- Obraziłaś się? - zapytałem, jednak odpowiedzi nie uzyskałem - Rosie, kochanie - znów nic. Podszedł do nas profesor. Postawił przede mną składniki.
- W porządku? - zapytał dziewczyny, która jedynie lekko się uśmiechnęła i pokiwała głową. Odwrócił się i poszedł dalej. Póki zdążyłem złapałem dziewczynę w pasie i przyciągnąłem do siebie wpijając się w jej słodkie usta. Na początku nie chciała odwzajemnić, kiedy chciałem się już odsunąć przyciągnęła mnie bliżej odpowiadając na każdy pocałunek. Poczułem coś dziwnego jakby parę wodą. Oderwałem się od dziewczyny i zobaczyłem, że przed nami się owa tworzy.
- Przepraszam - spojrzała w moje oczy z iskierkami, które kocham najbardziej. Nic nie mówiąc uśmiechnęła się i znów wpiła w moje usta. Po kilku chwilach oderwaliśmy się od siebie. Ta szybko usunęła parę i usiadła prosto. Wiele par oczu wpatrywało się w nas. Cóż musieliśmy wyglądać co najmniej dziwnie. Rose miała słodkie rumieńce na twarzy i roześmiane oczy. Ja pewnie nie wyglądałem lepiej.
Zabraliśmy się do pracy i pod koniec lekcji oddaliśmy napar.
- Znakomity - powiedział profesor, na co uśmiechnąłem się lekko.
Wyszliśmy z klasy trzymając się za ręce. Kiedy tylko spotkaliśmy przyjaciół moja dziewczyna została przez nie dosłownie porwana. Stanąłem z chłopakami przy parapetach, gdzie często siedzieliśmy.
- Czy tylko z moją dziewczyną jest dzisiaj coś nie tak? - zapytał Liam, a ja pokręciłem głową.
- Rose też się dziwnie zachowuje, trochę jak nie ona. - mruknąłem.
- Ale nie żeby mi to przeszkadzało - zaśmiał się przyjaciel. Lekko się uśmiechnąłem potwierdzając to co on ma na myśli.

~Rose~ 

- To kretyństwo - mruknęłam - Zayn powiedział, że zastanawia się czy ja serio taka głupia jestem.
- Ale źle nie było co? - Jen zaczęła się śmiać, tak to jej kretyński pomysł. Wymyśliła, żeby być dla chłopaków jak typowe dziewczyny takie słodkie idiotki. Przynajmniej przekonamy się co o nas myślą, a my będziemy mieć radochę.
- Ale ja już wiem co on o mnie myśli - warknęłam - po za tym idę z nim dzisiaj na randkę, muszę się jakoś zachowywać.
- To doskonały czas - powiedziała pewnie.
- Czegoś ty się naćpała? - zapytała Liv.
- Albo czegoś naczytała? - dodałam.
- Albo ileś tego się naczytała? - dorzuciła dziewczyna. Ta jedynie uśmiechnęła się nieznacznie. Pokręciłam głową i wyszłam z łazienki, skierowałam się w stronę chłopaków. Przewróciłam oczami, kiedy zobaczyłam TEN uśmiech mojego chłopaka. Objął mnie w talii i cmoknął w skroń. Westchnęłam. Kto mi kazał się zachowywać jak idiotka? Jen. Czemu się na to zgodziłam? Nie mam pojęcia.
*po lekcjach*
Za dwie godziny idę na randkę z Zaynem. Stanęłam przed szafą i patrzyłam na moje ubrania. Zagryzłam wargę i szukałam czegoś odpowiedniego. Wysłałam dziewczynom SMSa żeby zjawiły się zaraz u mnie. Wyciągnęłam sukienkę, którą jeszcze nigdy nie miałam na sobie. Weszłam do łazienki, gdzie wzięłam prysznic, zrobiłam makijaż i pokręciłam włosy. Założyłam wybranie ubranie. Wyszłam z pokoju gdzie były już moje przyjaciółki.
- WOW! - wydobyło się z ust Liv.
- Rose, jak ty wyglądasz? - zapytała Jen z szeroko otwartymi oczami.
- Źle? To ja się pójdę przebra...
- Oszalałaś? Wyglądasz zniewalająco. Zaynowi szczęka opadnie. - przerwała mi z wielkim bananem na twarzy.
- Tylko jeszcze buty - podała mi parę Liv, którą szybko założyłam. Były to zwykłe balerinki. Dziewczyny życzyły mi powodzenia, kiedy rozległo się pukanie do moich drzwi. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam.

~Jenny~

Kiedy opuściłam pokój Rose od razu skierowałam się do mojego. Weszłam i położyłam się na łóżko. Odetchnęłam przymykając oczy. Nagle zaczęłam słyszeć jakieś głosy. Wstałam i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Spojrzałam w lustro, które wisiało nad biurkiem. Zauważyłam kogoś za sobą. Gwałtownie się obróciłam, aby to sprawdzić. Na szczęście nikogo nie było. Odwróciłam się do lustra. Przed oczami miałam różne urywki wydarzeń. 5 czy 6 mężczyzn szło w stronę wielkich drzwi. W środku znajdował się tron. Widziałam także jaskinie oświetloną jedynie blaskiem księżyca. W głębi skały znajdowała się korona z gablotą. Na dnie oceanu, niedaleko jakiegoś zamku było wbite berło, czy coś w tym stylu. Na skale stał jakiś człowiek. Niestety nie widziałam jego twarzy, ponieważ miał na sobie kaptur. Otrząsnęłam się słysząc pukanie do drzwi. Po cichym "proszę" Liam wszedł do środka. Na przywitanie przytuliłam go.
-Cześć kochanie.-cmoknął mnie w czubek głowy.
-Hej.-uśmiechnęłam się uroczo.-Co cię do mnie sprowadza?
-Sama twoja osoba.-zaśmiał się, po czym czule pocałował.
-Kręcisz coś Payne, mów.
-Może lepiej usiądziesz?
-Niby dlaczego? To co chcesz mi powiedzieć jest tak zniewalające?-uniosłam brew.
-Możliwe...-mruknął.
-Powiesz w końcu? Czy mam zawołać Dan'a albo wyciągać Rose z randki?
-Okej...-westchnął i wtopił wzrok w ścianę.-Moi rodzice chcą cię poznać.-podrapał się po karku.
-Że co? Jak to chcą poznać?
-No normalnie. Chcą wiedzieć czy... jesteś dla mnie odpowiednia?
-A ty jak uważasz? Jestem dla ciebie odpowiednia?-oplotłam ręce wokół jego szyi.
-Jak najbardziej.-pocałował mnie.
-Hmm...-mruknęłam kiedy się od siebie oderwaliśmy.-Polubią mnie?
-Ja jakoś polubiłem, a nawet pokochałem.-zaśmiał się.
-Co jeśli im się nie spodobam?
-Zakarzą mi się z tobą spotykać.-uśmiechnął się.-Co się nigdy nie stanie.
-Trochę się boję...
-Nie masz czego. Moi rodzice jak na archaniołów z rady są bardzo wyluzowani. Poza tym może poznasz moje siostry.
-Masz siostry?!
-Oczywiście! Obie są ode mnie starsze. Rzadko kiedy bywają w domu, rozumiesz praca i te sprawy. A Ruth jest w ciąży!
-Aż 3 informacje w jednej wypowiedzi.-zachichotałam.
-Jeszcze trochę do pobicia rekordu.-uśmiechnął się cwaniacko.
Wtuliłam się w niego i zaciągnęłam się jego zapachem. Zapachem mięty, męskich perfum i grejpfruta.

~Dan~

Napisałem do Olivii SMS'a o treści:
-"Chcesz się spotkać?"
-"Pewnie, kiedy?"
-"Za 5 minut w tej mniejszej szklarni?"
-"Okej zaraz będę!"
Oczywiście pisząc z nią siedziałem na ławeczce przy owej szklarni. 
Liv jest naprawdę fajną dziewczyną. Nie wiem dlaczego wcześniej jej nie zauważałem. Po tym co powiedziała mi Rose... mam całkiem inne podejście do niej.
Rozejrzałem się dookoła. Niedaleko zobaczyłem jak brunetka zmierza w moim kierunku. Wstałem i przytuliłem ją na przywitanie. Bez słowa pociągnąłem ją w stronę szklarni. Usiedliśmy na schodach, które prowadziły na drugie piętro.
-Chcesz coś zobaczyć?-zapytałem z uśmiechem.
-Jasne.-uśmiechnęła się słodko.
Wziąłem do ręki liść pokrzywy i ścisnąłem ją w dłoni. Wypowiedziałem ciche słowa pod nosem, a w dłoni poczułem mrowienie. Otworzyłem pięść i zamiast pokrzywy była biała róża. Liv uśmiechnęła się z zachwytu. Podałem jej kwiat, a ona spytała:
-Jak ty to zrobiłeś?
-Victorius mi pokazał.
-Jest piękna...-zaciągnęła się zapachem róży.
-Tak jak ty...-szepnąłem, jednak na tyle głośno, aby usłyszała.
Na moje słowa zarumieniła się i wyglądała jeszcze piękniej. Chciałem wykorzystać moment, więc zbliżyłem twarz do niej, a ona zrobiła to samo. Kiedy nasze usta miały się połączyć usłyszałem trzask, jakby ktoś nadepnął na suchą gałąź. Odwróciłem się w kierunku dźwięku, a do moich uszu dobiegło westchnięcie zrezygnowanej Olivi.

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 12

~Jenny~

Usiadłam na ławce blisko ścieżki. Schowałam twarz w dłonie, a przed oczami nadal miałam ich, jak są razem, śmieją się. Poczułam jak ktoś siada obok mnie i kładzie rękę na ramieniu. Spojrzałam na mojego towarzysza. 
Liam...
-Jen, mogę wiedzieć dlaczego się tak zachowałaś przed akademikiem?-zapytał łagodnym tonem.
-Musiałam po prostu powiedzieć coś ważnego Dan'emu...-westchnęłam.
-I? Powiedziałaś?-dopytywał zaciekawiony.
-Nie, nie chce mu przeszkadzać...
-A no racja, on jest na randce z Olivią. Tym jesteś tak przybita? Że umówił się z Liv?
-Co? Nie!-zaprzeczyłam, choć sama nie byłam pewna.
-Dobrze. Kocham cię.-objął mnie ramieniem.
-Ja też cię kocham.-wtuliłam się w jego tors.
-A może powinnaś powiedzieć tą ważną sprawę John'owi?
-Tak, też o tym myślałam, ale zrobię to później...-usiadłam mu na kolanach, a ręce oplotłam wokół jego szyi.
-Jak wolisz tak, to spoko.-uśmiechnął się.
Cmoknęłam go w policzek, a później w usta. Ponownie przytuliłam się do niego.
~Dobrze, że cię mam, mój aniołku...-usłyszałam w głowie, przez co zalałam się rumieńcem.

~Dan~

Olivia była naprawdę cudowna. Jej gadulstwo sprawiało, że praktycznie nie mogłem dojść do słowa, ale nie przeszkadzało mi to. Siedzieliśmy razem na kocu piknikowym gdy nagle głowa zaczęła mnie strasznie boleć.
Ktoś próbuje przedrzeć się przez moją blokadę...
~Dan!-usłyszałem dziwnie znajomy mi głos.
Natychmiast zniosłem barierę chroniącą moje myśli. Kiedy ból zniknął odetchnąłem z ulgą.
-Dan co się dzieję?-zapytała Liv.
~Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam do ciebie ważną rzecz.-usłyszałem ponownie ten sam głos.-Stoję niedaleko was za krzewami, chodź muszę dać ci coś bardzo ważnego.
-Mogę gdzieś pójść? Zaraz wrócę, obiecuję.-spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem.
-Skoro musisz...-mruknęła, najwyraźniej niezadowolona.
Spojrzałem na nią mówiąc bezgłośne "dzięki" i pobiegłem w stronę krzaków. Stanąłem na przeciwko Collin'a... albo wujka?
-Psujesz mi randkę! O co się stało?
-Oj przepraszam, że przeszkodziłem, ale to jest ważniejsze niż jakaś tam randeczka dzieci, to sprawa życia i śmierci!-warknął nieźle wkurzony.
-No dobrze...-powiedziałem trochę zmieszany.
-Trzymaj.-podał mi mały, granatowy diameńcik, który wziąłem.
-Co to jest?-przyglądałem się uważnie diamentowi.
-To kamień sprawiedliwości, musisz go dać John'owi. Jest ważnym elementem pierścienia.
-Skąd go masz?
-Nie mogę ci odpowiedzieć.-rozłożył swe czarne skrzydła.-Do zobaczenia Dan, i życzę udanej randki.-odleciał.
Szybko schowałem diament do kieszeni, po czym powróciłem do Olivii.

~Jenny~

*następnego dnia*
Jak co ranek obudził mnie dźwięk mojego budzika. Pełna sił wstałam z łóżka. Podeszłam do szafy i otworzyłam. Po dokładnym przeczesaniu jej wnętrza, wybrałam niebieską koszulę na nią założyłam biały sweter, fioletowe spodnie i białe converse'y. Poszłam do łazienki i wzięłam ciepły prysznic. Po wysuszeniu włosów, wytarciu ciała, ubrałam wybrany zestaw. Spakowałam książki do czarno-białego plecaka i wyszłam z pokoju. Postanowiłam po lekcjach udać się do Victorius'a. Przed wejściem na stołówkę zostałam przywarta do ściany. Spojrzałam na napstnika. 
Vanessa 
-Czego chcesz?-warknęłam w jej stronę.
-Masz go zostawić! Nie masz się do niego zbliżać!-krzyknęła mi prosto w twarz.
-Ty się dobrze czujesz?-zadrwiłam z jej słów.-Co ty wygadujesz?-odepchnęłam ją i uwoliniłam się z jej uścisku.-Czy ty nie wiesz, że jesteśmy razem? A ty i on już nie? Czy ten twój pusty łeb tego nie przetwarza?
-Zamknij się!-wrzasnęła.
-To ty się zamknij i mnie słuchaj! TY masz go zostawić! TY masz się do niego nie zbliżać!
Nagle zaczęłam słyszeć jakieś szepty. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Upadłam na kolana i złapałam się za głowę. Zaczęłam wrzeszczeć z bólu. Ness patrzyła się na mnie jak na wariatkę. Przez moją głowę przechodziły różne wydarzenia nie wiem skąd. Widziałam jak kilka mężczyzn stoi przy wielkim stole. Na nim leżał plan szkoły. Słyszałam urywki rozmów.
- Główne wejście przez bramę będzie pełne strażników.
-Nie możemy dostać się przez bramę, a więc pójdziemy górą.
-Gdy jest cisza nocna bariera ochronna zostaje włączona.
-Czy koniecznie musimy to robić w nocy? Dlaczego nie popołudniu?
-Masz rację James... zaatakujemy kiedy będą odbywały się zajęcia... [nie słychać]... kiedy będziemy gotowi.
-[nie słychać] to miejsce będzie bezpieczne.
-[nie słychać]... musimy jeszcze wykraść koronę... [nie słychać]... Michała Anioła......
Nic więcej nie słyszałam oprócz mojego wrzasku i nic więcej nie widziałam tylko ciemność. Czułam jakbym traciła wszystkie siły. Jakby ktoś zabierał całą energię z mojego ciała.

~Dan~

Szedłem właśnie na stołówkę kiedy zobaczyłem krzyczącą Jenny. Szybko do niej podbiegłem i powstrzymałem przed upadkiem. Rozejrzałem się dookoła, ale nikogo nie było.
-Jen, spokojnie.-po moich słowach ucichła.-Co się dzieję?-powiedziałem bardziej do siebie.
 Jenny mamrotała coś pod nosem. Przez cały czas powtarzała; "korona, zamek, berło, tron, potomek". Zacząłem wołać o pomoc. Po kilku minutach pojawiła się Rose razem z Zayn'em. Zayn pomógł mi w zabraniu Jen, a Rose pobiegła do Victorius'a. Jenny wylądowała w tej samej sali co wczoraj. Poszedłem do gabinetu dyrektora. Zapukałem kilka razy, a po cichym "proszę" wszedłem do środka. 
-Dan, wiesz co się stało z Jenny?-zapytał kiedy usiadłem na krześle.
-Jak ją znalazłem krzyczała.-powiedziałem szukając diamentu po kieszeniach.-A, to dla pana.-podałem mu kamień.
-To jest kamień sprawiedliwości... ale skąd go masz?
-Dostałem od wujka Collin'a...
-Poczekaj. Collin'a Fray'a?
-No tak, tak sądzę. Dlaczego pan pyta?
-Collin Fray to jeden z dowódców upadłych.
-Co? Ale przecież powiedział, że z nimi nie jest. 
-Najwyraźniej kłamał. 
-Ale po co? Po co nam pomaga? Po co miał kłamać?
-Nie wiem. Może ma w tym jakiś interes?
-Możliwe, ale tego nikt nie wie oprócz jego samego.

~Rose~

- Dan, musimy porozmawiać i to szczerze - powiedziałam kiedy siedzieliśmy na stołówce. Widziałam, że od jakiegoś czasu coś przede mną ukrywa. W dodatku ta sytuacja z Jenny.
- O czym? - mruknął nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Warknęłam. Podgrzałam jego ławkę, przez co aż podskoczył do góry.
- Skoro już wstałeś i za mną - powiedziałam tonem nie znoszącym sprzeciwu. Przewrócił oczami i skierował się w stronę wyjścia a ja zaraz za nim. Podążyliśmy w kierunku ogrodu, gdzie usiedliśmy na ławce.
- Co chcesz wiedzieć? - zapytał, kiedy w końcu na mnie spojrzał.
- Wszystko? Co przede mną ukrywasz? Wiesz coś, czego nie wiem ja, jak i pewnie nikt inny. Pamiętaj, że mieliśmy nie mieć przed sobą tajemnic. - spojrzałam w jego oczy. Westchnął.
- Dobra, moim wujkiem jest Collin Fray, który dostarczył mi kamień sprawiedliwości. Dziwne to jest, ponieważ jest on jednym z przywódców Upadłych. Sam nie wiem czego ode mnie chce, ale się tego dowiem. Teraz naszym priorytetem jest znalezienie naszej wspólnej umiejętności.
- Co do tego to mam kilka sugestii. - uśmiechnęłam się.
- Jakich?
- Jedną z nich była perswazja, która według mnie była najtrafniejsza, jednak...
- hmmm?
- Czułeś kiedyś, że jak byłeś obok mnie to działała na nas taka jakby ochrona? Nie wiem jak to się nazywa? Jakaś zdolność obronna?
- Być może, tylko, że sami sobie nie damy rady. Może poprosimy dziewczyny i chłopaków? Wiesz mogą użyć na nas swoich zdolności - pokiwałam głową.
~ Gdzie jesteś? - zapytałam Zayna
~ Siedzimy na kampusie, a wy gdzie jesteście? 
~ Zbierz wszystkich i przyjdźcie do ogrodu, siedzimy na ławce. Potrzebna pomoc. - Po kilku minutach już byli obok nas.
- Co się stało? - zapytał Liam.
- Wiecie, że szukamy z Danem wspólnej umiejętności? - pokiwali głową - no i pomyśleliśmy, że może byście nam pomogli?
- O co konkretnie chodzi? - zapytała Liv.
 - Mamy jakby dwie sugestie, chcemy je sprawdzić. No i nie możemy sami na sobie, więc pomyśleliśmy o was. Pierwsza to perswazja. - uśmiechnęłam się lekko - Ktoś chętny?
- Ja mogę - odezwał się mój chłopak. Pokiwałam głową z uśmiechem. Podszedł do nas, a właściwie do Dana. Stanął przed nim.
- Co mam mu powiedzieć? - wychylił się zza Zayna, a ja strzeliłam face palma, na co reszta zaczęła się śmiać.
- Cokolwiek, np. żeby zapomniał o ostatnich pięciu minutach - zasugerowałam.
- Okey - widziałam jak źrenice Dana się powiększają i zmniejszają. Na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- Udało się - szepnęłam do siebie. Podeszłam do Mulata i stanęłam przed nim. - Wszystko w porządku?
- Gdzie jesteśmy? - zmarszczył brwi, na co jedynie go przytuliłam. Przybiłam z Danem piątkę. Szybko wyjaśniłam chłopakowi sytuację, chodź muszę przyznać, że taki nieporadny był całkiem słodki.
- Dobra to teraz jest coś jeszcze - powiedziałam.
- Chodzi nam o to, że kiedy jesteśmy gdzieś blisko siebie mamy taką jakby ochronę. Chcemy to sprawdzić - odezwał się Dan.
- Dobra, to ja mogę - powiedział Liam - Może spróbujemy przebicia przez blokady?
- Ale Dana, mojej to jeszcze nikt nie przebił - powiedziałam, na co chłopak kiwnął głową. Kiedy zaczął Dan zmarszczył brwi i przymknął oczy. Dotknęłam jego ramienia a Payne odleciał na odległość kilkunastu metrów. Szybko do niego podbiegliśmy.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Liam? - Jen pomogła mu wstać, jednak ten sam ledwo trzymał się na nogach. Wspomógł go Zayn i Dan.
- Co jest? - kolejne pytanie padło z naszych ust, jednak znów nie doczekaliśmy się odpowiedzi. Podeszłam do chłopaka i wzięłam jego twarz w dłonie. Jego wzrok był nieobecny.
- Zayn - zwróciłam się do chłopaka, który jedynie pokiwał głową. Położył dłoń na plecach przyjaciela w okolicach serca. Po chwili Payne był już z nami.
- Okey? - zapytałam. Pokiwał jedynie głową. Usiedliśmy na ławce i spojrzeliśmy wyczekująco na chłopaka.
- Nie wiem co to było, ale w chwili kiedy Rose dotknęła ramienia Dana, coś jakby eksplodowało w mojej głowie. Byłem oszołomiony i jakby otumaniony. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, a głowę rozsadzało mi od środka. - powiedział i spojrzał na nas - Niezłe. - zaczęliśmy się śmiać, przez co Jen zdzieliła go w głowę.
- Martwiłam się - warknęła na niego, a my jeszcze bardziej zaczęliśmy się śmiać. Chłopak jedynie przyciągnął dziewczynę do siebie i mocno przytulił. Od razu na jej twarzy pojawił się uśmiech.

 ***

- Co będzie teraz z Sue? - zapytałam kiedy siedzieliśmy w gabinecie naszego dyrektora.
- Chcemy ją przesłuchać - odpowiedział - możliwe, że wie o czymś o czym my nie wiemy.
- Sama nic nie powie - zauważył Zayn
- To  może ja albo Dan ją zahipnotyzujemy? - zapytałam.
- Dan? - dyrektor spojrzał to na mnie, to na niego.
- Tak, ja też posługuję się perswazją. Dzięki Rose to odkryliśmy - posłał mi uśmiech, odwzajemniłam go. Poczułam jak Zayn ściska moją dłoń. Zazdrośnik.
- To nie wszystko - jego wzrok powędrował na mnie - kiedy jestem w pobliżu Dana wytwarzamy taki jakby rodzaj obrony. Sprawdziliśmy to na Liamie, co niestety dobrze się dla niego nie skończyło - zaśmiałam się. Chłopak opowiedział Johnowi co czuł i jak to wyglądało. Ten zamyślił się na chwilę, ciągle kiwając głową.
- To zdolność bliźniacza. - powiedział. Zmarszczyłam brwi.
- Jaka zdolność bliźniacza? - zapytałam.
- Chodzi o to, że kiedy dwie osoby są obok siebie potrafią wytworzyć silne tarcze i przeciw zaklęcia ochronne. Tylko coś mi tutaj nie pasuje.
- Co takiego? - zapytała Jenny.
- Bo to nie jest zdolność Braci Apollo. To jest zdolność sióstr Salvadore. Może rozpocznę od początku.
~*~
Niklaus Salvadore miał córki ze swoją żoną Rebeccą, czarownicą. Kiedy na świat przyszły Isabelle i jej siostra Francesca nikt nie wiedział jakie będą one posiadały zdolności. Były pół Aniołami, pół Czarownicami. Jednak już po kilku dniach zauważono ich dar. Mianowicie dziewczynki potrafiły wytwarzać tarczę na tyle silną, aby mogły złamać nawet najsilniejszego i najstarszego z Aniołów. Oczywiście spotkało się to z wielką wrzawą ze strony Rady. Chcieli unicestwić rodzeństwo, według nich zagrażało istnieniu naszej rasy. Rebecca wykorzystała całą swoją siłę, aby rzucić zaklęcie na swoje dzieci. Miało ono chronić siostry aż do momentu, w którym będą w stanie same stanąć przeciwko Radzie. Tak się stało, kilkanaście lat po śmierci kobiety Isabelle wraz z Francescą były gotowe aby pokazać, że nie są żadnym zagrożeniem dla wszystkich Aniołów. Same stawiły się przed Radą, która w dalszym ciągu była nieugięta. Po długiej walce rozdzielili siostry. Isabelle została zabita na oczach siostry i ich ojca, który był jednym z rady. Przez cały ten czas myślał, że córki nie żyją. Żona nigdy nie wyjawiła mu co się stało z dziewczynkami. Wściekła Francesca całą swą moc skierowała w stronę własnego ojca, który nic nie robił kiedy mordowano jej siostrę. Mimo zabicia dziewczyny umierał w okropnych męczarniach. 
~*~
- Nikt nie wie, czy dziewczyny miały jakiegokolwiek potomka. Nigdy nikogo nie znaleźli. Jeżeli postanowiły wam pomóc, oznacza to, że czeka nas największa ze wszystkich dotychczasowych bitew. Być może to teraz będziemy w stanie zakończyć tę wojnę. - spojrzałam na Zayna i zagryzłam wargę. Czy jestem gotowa aby stanąć przed tak ważnym zadaniem? 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 11

~Rose~ 

Siedziałam na dachu jednego z największych budynków dzięki teleportacji, której nauczyłam się od Victoriusa. Widok na miasto opadające w mroku pozwalał mi na chwilę wytchnienia. Teraz kiedy potrafię się już w pełni kontrolować jest lepiej. O wiele. Rozmawiałam z Danym, niedługo zaczniemy szukać naszej wspólnej umiejętności, która nie jest nabyta. Ostatnie lekcje, na których John uczył mnie kolejnych przydatnych w walce i nie tylko umiejętności miałam wspólnie z chłopakiem. Mam wrażenie, że Zayn jest o niego zazdrosny. Jest jedyną osobą, który przy tym wszystkim mnie rozumie i nie naciska, na to abym mówiła co się dzieje. Po prostu jest, a to dla mnie wiele znaczy.
- Tutaj jesteś, wszędzie cię szukałem - spojrzałam obok i zobaczyłam Dana. Uśmiechnęłam się lekko kiedy chłopak zajął miejsce obok mnie. - Rozmawiałaś z nim? - pokiwałam głową przecząco. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Nie przyzwyczajaj się - mruknęłam, na co zaśmiał się.
- Gdybym cię kiedykolwiek całował to jak jakbym całował siostrę, niewykonalne - powiedział, a ja zrobiłam smutną minkę.
 - A już miałam nadzieję. - powiedziałam, na co obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Mam propozycję - powiedział kiedy skończyliśmy się chichrać jak potłuczeni.
- Słucham
- Jeżeli ja umówię się z Liv i spróbuję dzięki niej zapomnieć, ty porozmawiasz z Zaynem. Umowa stoi? - wyciągnął w moją stronę dłoń z której wydobywał się błękitny pył. Chciał anielskiej przysięgi.
- Stoi - po długim namyśle uścisnęłam jego dłoń. - Mamy na to 2 dni, okey? - tym razem ja postawiłam warunek. Pokiwał głową i przytulił mnie do siebie.

*następnego dnia*
Obudziłam się dzisiaj w dość dobrym humorze, który nie towarzyszył mi już od dłuższego czasu. Zwlekłam się z łóżka i udałam do łazienki. Weszłam pod prysznic w głowie układając jak przebiegnie moja rozmowa z Zaynem. Mam przeczucie, że coś pójdzie nie tak. Przecież zawsze może nie chcieć ze mną rozmawiać. Zwłaszcza po tym jak go potraktowałam. Pokręciłam głową i wyszłam spod prysznica. Zrobiłam lekki makijaż i wyprostowałam włosy. W samej bieliźnie stanęłam przed szafą i lustrowałam ją w poszukiwaniu ubrań na dziś. W końcu wyciągnęłam czarne rurki, białą bokserkę, na którą włożyłam zieloną bluzę z napisem "Fuck You Very Much". Na nogi założyłam białe conversy. Na szczęście ten okres kiedy musimy chodzić wyłącznie na biało się skończył, mimo to i tak niewielu nosi swoje zwyczajne ubrania. Spakowałam torbę na dzisiejszy dzień i opuściłam mój azyl. Zeszłam na dół i po raz pierwszy od bardzo dawna miałam zamiar zjeść śniadanie w towarzystwie moich przyjaciół. Mam nadzieję, że wciąż mogę tak o nich mówić. Kiedy miałam już wejść na stołówkę zauważyłam Monicę ze swoją świtą, a wśród nich była... Jenny. Podeszłam bliżej i zobaczyłam jak dziewczyna zwija się z bólu. Szybko rzuciłam dziewczynami o najbliższą ścianę. Podbiegłam do przyjaciółki i pomogłam jej wstać.
- W porządku? - zapytałam, na co tylko skinęła głową. Spojrzałam w stronę dziewczyn i widziałam jak podnoszą się z ziemi.
- Mała głupiutka Rose, chyba coś ci się pomieszało - zawarczała Monic. Stanęłam z nią twarzą w warz.
- Masz jakiś problem Monic? - zapytałam przekrzywiając głowę.
- Ty nim jesteś - prawie, że wypluła te słowa. - Odkąd zjawiłaś się w tej szkole sprawiasz jedynie problemy. Nikt cię tu nie chce, nie jesteś nikomu potrzebna. Jesteś nikim, wiesz? No oczywiście jaka matka taka córka - przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Otworzyłam je gwałtownie, od razu rzuciłam nią o ścianę. Sue próbowała na mnie swojego talentu, jednak szybko przekierowałam ją na Monic, proste - one sprawia ból za pomocą wzroku, wystarczy go odwrócić. Vanessa spróbowała na mnie swoich iluzji. Znów brak jakiejkolwiek reakcji z mojej strony. Podniosłam Monic do góry i stanęłam na przeciwko niej.
- Posłuchaj skarbie, zbliż się jeszcze raz do kogokolwiek z moich przyjaciół, bądź kogokolwiek ze szkoły, a przysięgam, że własnoręcznie sprawię, że będziesz cierpiała, długo, wręcz będziesz błagać o litość. - wypowiedziałam te słowa patrząc prosto w jej oczy. Usłyszałam jak przełyka ślinę, po czym skinęła głową. Wypuściłam je i jak gdyby nigdy nic weszłam na stołówkę, oczywiście wszystkie oczy były zwrócone w moją stronę. Wzięłam sobie musli i sok pomarańczowy. Nie zwracając uwagi na szepty usiadłam do stolika, przy którym siedziała już Jen, Dan, Liam i Zayn. Brakowało jedynie Liv.
- Hej - powiedziałam i usiadłam na moich stałym miejscu.
- Cześć - powiedzieli nieźle zdziwieni.
- Jednak o nas pamiętasz? - zakpił Zayn, odwróciłam w jego stronę głowę i spojrzałam w te czekoladowe tęczówki, za którymi tak strasznie tęsknię. Nie było już w nich tych radosnych iskierek, tej miłości, były puste, jakby wyprane z uczuć. Poczułam ukucie w pobliżu serca.
- Zawsze pamiętałam - odpowiedziałam normalnym tonem.
- Zwłaszcza przez ostatnie tygodnie - prychnął na co kąciki moich ust powędrowały do góry.
- Wiesz uczyłam się jak w takich momentach jak przed chwilą nie oderwać komuś głowy. Jak widzisz idzie mi doskonale - warknęłam i z powrotem zajęłam się konsumpcją mojego śniadania.
- Jesteś okropną egoistką - warknął.
- Dziękuję i dobrze mi z tym - fuknęłam. Wstał od stołu i tak po prostu opuścił stołówkę. Spojrzenie moje i Dana się spotkało przez co zostałam spiorunowana.
- Jak ty to tak chcesz rozegrać, to wieki minął nim się dogadacie - mruknął, na co westchnęłam.
- Nie pchaj nosa, tam gdzie cię nie chcą - warknęłam i wykonałam tę samą czynność co Malik kilka chwil temu.
Odkąd tu jestem uwielbiam chodzić do sadu gdzie można przez chwilę pomyśleć, odpocząć, dojść do pewnych wniosków. Jest to taką moją malutką oazą, która pozwala na odcięcie się od obecnej chwili. Przy stawie zobaczyłam znajomą sylwetkę, chciałam zawrócić, jednak coś mi kazało tam podejść. Zajęłam miejsce obok niego i wpatrywałam się w przestrzeń przede mną.
- Wiesz, że nie żałuję - usłyszałam głos z boku.
- Czego?
- Tego, że dowiedziałaś się prawdy. Mimo, że teraz czuję się jak nic nie warty śmieć, przynajmniej dowiedziałem się jaki masz do tego wszystkiego stosunek.
- To nie tak - przerwał mi.
- Nie musisz naprawdę, to nic. Jakoś dam sobie radę, upadłym już się stać nie mogę co prawda, ale ... - wzruszył ramionami. Podniósł się, widziałam jego oddalającą się sylwetkę. Nie mogłam po raz kolejny pozwolić aby odszedł. Szybko poderwałam się z miejsca i ruszyłam biegiem za nim, chwyciłam jego dłoń, przez co odwrócił się. Spojrzałam znów w te piękne czekoladowe tęczówki i widziałam w nich płomyki nadziei. Nadziei, którą chciałam wykorzystać.
- Ja ciebie też kocham, Zayn - przyciągnęłam chłopaka do siebie wpijając się łapczywie w jego usta. Człowiek też może być narkotykiem.

~Dan~

Dzisiaj miałem umówić się z Olivią. Zawarłem anielską przysięgę tylko po to, aby Rose i Zayn wreszcie się pogodzili. Sam także chciałem zapomnieć Jenny. Ona jest szczęśliwa z Liam'em i tylko to się liczy. Nie chcę im wchodzić w drogę. Są moimi przyjaciółmi.
Po tym co się stało na stołówce chciałem im jakoś pomóc. Wyszedłem zaraz za nimi. Rozłożyłem skrzydła i wzniosłem się do góry. Chciałem odszukać Zayn'a i jakoś go zachęcić do rozmowy z Rose. Po chwili zobaczyłem ów szatyna na ławeczce blisko muru. Parę kroków od niego wylądowałem. Siedział z twarzą schowaną w dłoniach. 
-Ej stary, nie załamuj się.-powiedziałem, a ten raptownie przeniósł swój pełen zdziwienia wzrok na mnie.
-Jak mam się nie załamywać? Nie mogę przestać o niej myśleć...-powiedział płaczliwym tonem.
-Weź się w garść.-usiadłem obok niego.-Musicie ze sobą porozmawiać, unikanie siebie nawzajem tylko was niszczy.-położyłem dłoń na jego ramieniu.
-Kiedy ona nie chce ze mną na ten temat rozmawiać...-mruknął gwałtownie wstając. 
-Chce, tylko... nie wie jak się za to zabrać.
-A co ty? Jej przedmówca jesteś, czy co?-prychnął.
-Nie, ja wam tylko próbuję pomóc.
-Nie potrzebuję twojej pomocy, sam sobie poradzę!-warknął odchodząc.
-Gdzie idziesz!?-krzyknąłem nadal stojąc w miejscu.
-Jak najdalej od ciebie!-odkrzyknął nawet się nie odwracając.
Chciałem dobrze, a wyszło jeszcze gorzej...
Postanowiłem, że pójdę do Liv i zaproszę ją na randkę. Musiałem przecież wywiązać się ze swojej części umowy...

~Jenny~

*Czwarta lekcja*
Jak zwykle zapominałam książki, więc musiałam wrócić po nią do pokoju. Przechodząc przez próg pomieszczenia do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka, oznaczającego koniec przerwy. Szybko wpakowałam podręcznik do zielarstwa do torby i upewniłam się czy mam wszystko na następną lekcje. Wyszłam z budynku wcześniej zamykając komnatę na klucz. Przeszłam przez kampus i skręciłam w lewo, aby dostać się do szklarni gdzie odbywały się zajęcia. Zanim ponownie skręciłam usłyszałam jakiś znajomy mi głos. Zatrzymałam się i schowałam za ścianą budynku akademii. Wyjrzałam delikatnie zza rogu. Kilka metrów ode mnie Sue prowadziła rozmowę z jakimś mężczyzną. Był on ubrany cało na czarno, tylko jego włosy były koloru blond. Natychmiast przybrałam niewidzialny wygląd i przeszłam parę kroków w ich kierunku. 
-Co dalej? Wiesz gdzie jest?-zapytał mężczyzna, o dziwo spokojnym tonem.
-Nie wiem, ale się domyślam.-odpowiedziała.-Najprawdopodobniej trzymają go w katakumbach pod szkołą. 
-Cholera, mogli go już przesłuchiwać pierścieniem...
-Ale przecież nie mogą tego zrobić. Pierścień jest uszkodzony, pamiętasz? Nie ma diamentu sprawiedliwości, który wy macie. Bez niego nic z Harry'ego nie wyciągną.
-Sue, diament został wykradziony z krypty...-blondyn nie zdążył dokończyć.
-Co?!-krzyknęła, że prawie słuch straciłam.
-Zamknij się!-skarcił ją.-Chcesz, aby ktoś usłyszał?
-Jak to został skradziony?!-krzyknęła tym razem o wiele, wiele ciszej.
-Normalnie. Nikt w krypcie nie widział żadnego anioła... to znaczy, że to ktoś od nas.
-Zdrajca?
-Tak, chyba myśli, że jak im pomoże to znów stanie się świętoszkiem.-zaśmiał się.
-Masz już jakieś podejrzenia?
-Wiesz myślałem nad James'em, ale ostatnio Collin zrobił się jakiś dziwny...
-Nie, to nie on. Jest jednym z dowódców. Jest w to wszystko za bardzo zaangażowany...
-Nie byłbym tego taki pewien...to przecież wuj naszego potomka Jeremy'ego, on by zrobił dla niego wszystko i... poczekaj.... słyszysz to?
-Pieśń! Szybko uciekaj!-krzyknęła, a blondyn rozłożywszy skrzydła odleciał.
Słowa pieśni zaczęły docierać także do mnie. Powieki stawały się coraz cięższe, jednak próbowałam powstrzymać ich opadanie. Pogrążyłam się bez opamiętania w głosie, jak zapewne mniemam Dan'a, lecz nadal nie dawałam za wygraną. Chciałam poczekać aż Sue zaśnie i wtedy dopiero się poddać. Dziewczyna szybko upadła na ziemię. Zobaczyłam jak Dan, Rose i Victorius podchodzą do blondynki. Przybrałam widzialny wygląd, jednak wyczerpanie po walce ze słowami dawały o sobie znać. Zanim straciłam przytomność, udało mi się wykrzyknąć imię mojej przyjaciółki.

*Kilka godzin później*
Delikatnie podniosłam powieki, czego od razu pożałowałam. 
Durne białe światło! Oślepnąć można!
Ponowiłam próbę, ale tym razem intensywnie mrugając. Po przyzwyczajeniu się do światła rozejrzałam się po pomieszczeniu. Rose i Zayn siedzieli na dwóch krzesłach przy ścianie, a Liam na podłodze obok drzwi.
Wszystkie wydarzenie sprzed 4 godzin do mnie powróciły. Musiałam coś powiedzieć Dan'owi. Zerwałam się z łóżka i wyszłam z pomieszczenia, nie zważając na ich wołania. Chciałam wyjść z budynku akademika, ale ucisk w nadgarstku mi w tym przeszkodził. Spojrzałam się na bruneta.
-Gdzie ty idziesz?!-warknął surowo.
-Do Dan'a.-powiedziałam beznamiętnie i próbowałam się uwolnić.
-Po co?-mocniej ścisnął mój nadgarstek.
-Muszę mu coś powiedzieć.-mruknęłam ze złością.
-Powinnaś odpoczywać, straciłaś dużo siły.
-Puść mnie! Muszę mu to powiedzieć!-wrzasnęłam i uwolniona z jego uścisku pobiegłam do ogrodu.
Nie wiem dlaczego akurat do ogrodu, ale coś kazało mi tam go szukać. Pomyślałam, że może być przy źródełku. Pobiegłam w tamtym kierunku. Nie myliłam się, ale... nie był sam. Razem z Liv siedział na kocu piknikowym cały roześmiany. Nie chciałam niszczyć im tak pięknej chwili, więc odbiegłam z tego miejsca jak najszybciej. Widząc ich takich szczęśliwych, razem poczułam ukłucie w sercu, ale nie miałam zielonego pojęcia dlaczego...  

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 10

~Dan~

Spojrzałem w taflę wody. Była idealnie czysta. Spuściłem wzrok, poczułem coś mokrego na policzku. Otarłem nieproszoną łze.
Boże Dan, czym ty się przejmujesz? Przecież Jenny to tylko twoja przyjaciółka! Kochasz ją tylko i wyłącznie jako siostrę... piękną, mądrą, zabawną, szaloną... STOP! Alarm! Ona cię i tak nie pokocha... jest z Liam'em, twoim kumplem. Powinieneś się cieszyć, że są razem szczęśliwi... to dlaczego nie skaczę z radości?
-Nie wiem Dan, ale chyba warto się zastanowić.-usłyszałem za plecami.
Szybko się odwróciłem, ale nikogo nie ujrzałem. Przebiegłem wzrokiem wokół siebie. Gdy byłem pewien, że nikogo prócz mnie nie ma, ponownie wbiłem spojrzenie w wodę źródełka. 
Wyobraźnia płata mi niezłe figle...
-Nie byłbym taki pewien czy to wyobraźnia...-w tafli ujrzałem jakiegoś mężczyznę.
Odsunąłem się gwałtownie i zatrzymałem się przez czyjeś nogi. Wstałem nie spuszczając wzroku z tajemniczego mężczyzny.
-Kim jesteś?-zapytałem niepewnie.
-W tej chwili to mało istotne, Dan.-uśmiechnął się cwaniacko.
-Skąd mnie znasz?-zadałem kolejne pytanie trochę pewniej.
-Wszyscy cię znają.-podszedł do mnie o krok na co się cofnąłem.
-Niby skąd?-zapytałem z drwiną.
-Każdy już wie kim jesteś, Dan'ie Jeremy Doncaster'ze, myślisz skąd wzięło się twoje drugie imię?-zaśmiał się.-Po twoim prapradziadku. Jesteś tak samo potężny jak on, chyba o tym wiesz? Czy może Victorius ci nie mówił?
-Czego ode mnie chcesz?-powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
-Nie unoś się tak, spokojnie. Nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy.
-Nie boję się ciebie.
-Oczywiście.-zaśmiał się zuchwale.-Przejdźmy może do czegoś innego... do ciebie.
-Słucham?-zadrwiłem.
-Dlaczego jesteś taki smutny? Czyżby dziewczyna cię rzuciła? Albo jeszcze lepiej... kochasz ją, ale ona jest z twoim przyjacielem?-podszedł i spojrzał mi w oczy.-Zapewne to drugie.-zaśmiał się.
-Tobie nic do tego.-warknąłem.-Gadaj lepiej kim jesteś i kto cię przysłał.-chwyciłem go za gardło i podniosłem delikatnie do góry.
Miałem ochotę go udusić. Spojrzałem w jego oczy. Jego źrenice rozszerzyły się i powróciły do normalnej formy.
-Nazywam się Harry Styles i zostałem wysłany przez wodza upadłych.-jego tęczówki z zielonych stały się czarne.
-Po co tu przyszedłeś?
-Miałem rozzłościć Dan'a Doncaster'a potomka Jeremy'ego i sprowadzić go do kryjówki upadłych.-mówił jak zaczarowany.
-Odpowiesz na resztę pytań gdy cię zaprowadzę do Victorius'a, dobrze?
-Dobrze.
Otworzyłem usta i zacząłem śpiewać pieśń. Po kilku sekundach zasnął. Zawiesiłem jego ramię na swoich barkach. Przeszedłem kilka kroków kiedy poczułem, że ktoś za mną jest upuściłem Harry'ego. Odwróciłem się momentalnie i zobaczyłem za sobą jakąś postać. Zaczął podchodzić w moją stronę. Rzucił czymś we mnie i to coś, konkretnie srebrny nóż wylądował w moim ramieniu. Syknąłem z bólu i wyjąłem broń z ciała. Krew powoli sączyła się z rany spływając po mojej białej koszuli. Spojrzałem w stronę mężczyzny. Kilkanaście podobnych noży leciało w moim kierunku. Przejechałem ręką w powietrzu tworząc barierę. Dokładnie siedemnaście noży wybiło się w powłokę tarczy. Ciche "woow!" wyrwało mi się z ust. Zniosłem barierę, a srebrna broń uderzyła o ziemię z hałasem. Mężczyzna się nie poddał i zaczął ciskać we mnie kulami ognia, a ja zgrabnie ich unikałem. Zatrzymałem jedną z nich i rzuciłem w jego kierunku. Gdy dostał odsunął się delikatnie i jęknął głośno. Niespodziewanie dostałem czymś w klatkę piersiową blisko serca. Nie mogłem oddychać. Zakręciło mi się w głowie. Przed utratą świadomości poczułem jak ktoś mnie łapie. Podniosłem ciężkie powieki i ujrzałem zapłakaną twarz Jenny. W tle słyszałem odgłosy walki. Z trudem chwyciłem jej dłoń, po czym zamknąłem oczy.

~Jenny~

Pobiegłam za Dan'em. Niestety on był szybszy. Razem z Liam'em szukaliśmy go po całym ogrodzie. Będąc niedaleko źródełka usłyszałam jakiś hałas. Jakby kilkaset metalowych noży obiło się o siebie...? Ruchem ręki nakazałam Liam'owi podejść do mnie.
~Słyszałeś to?
~Jakbym mógł nie słyszeć?
~Boję się, że tam jest Dan. Liam leć do Victorius'a i sprowadź pomoc.
~Okej.-rozłożył skrzydła i wzniósł się w górę.
~Tylko szybko!
Przybrałam niewidzialny wygląd i pobiegłam w stronę źródełka. Zobaczyłam Dan'a jak walczy z jakimś mężczyzną. Po jego wyglądzie można było stwierdzić, że jest upadłym. Obok blondyna leżał jakiś chłopak, ubrany podobnie do mężczyzny. Spojrzałam ponownie na walczących. Mężczyzna upadł i krzyknął z bólu. Wyjął coś błyszczącego z kieszeni. Dan tego nie zauważył. Chciał już odejść, ale on rzucił w niego małym sztyletem. Wylądował w jego klatce piersiowej. Podbiegłam do niego i powstrzymałam go przed upadkiem. Widząc go z sztyletem w sercu łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Mężczyzna powoli podchodził w naszą stronę, ale odsunął się gwałtownie kiedy dostał od Victorius'a. Teraz to pomiędzy nimi toczyła się walka. Spojrzałam na Dan'a. Otworzył delikatnie oczy, po czym chwycił moją dłoń resztkami sił. Opuszkami palców przejechałam po jego policzku, a on zamknął oczy. Pani Cynthia zabrała go do skrzydła szpitalnego. Poszliśmy razem z nią. Poprosiła nas abyśmy zostali na zewnątrz, aby mogła spokojnie opatrzyć jego rany. 

*Dwie godziny później*
Siedziałam razem z Liam'em pod drzwiami pokoju, w którym leżał, dobre dwie godziny. W między czasie dołączyli do nas Liv i Zayn, ale poszli na razie zobaczyć co z Rose. Dwie tragedie jednego dnia. Najpierw Rose, a później Dan... kto będzie następny? Drzwi od sali się otworzyły, a z nich wyszła pielęgniarka. Wstałam i podeszłam do niej.
-Możemy się z nim zobaczyć?-zapytałam.
-Tak, ale nie wiem czy warto. Nadal się nie obudził i nie wiadomo kiedy to zrobi.
-To coś poważnego?-zapytał nerwowo Liam.
-Jedna rana była całkowicie nie groźna, ale druga? Dostał niedaleko serca. Na szczęście ten kto to zrobił miał kiepskiego cela.-zaśmiała się pod nosem i odeszła.
Weszliśmy do środka. Dan leżał nieruchomo nadal w śpiączce. Monitor pokazywał, że jego serce bije normalnie. Usiadłam na krześle obok łóżka. Ujęłam jego dłoń i mocno ścisnęłam. Poczułam dłoń na ramieniu. Dobrze, że Liam tu był. Potrzebowałam czyjegoś wsparcia.

*02:35*
Siedziałam przy jego łóżku. Wszyscy już dawno poszli, ale ja chciałam zostać i czuwać przy nim. Przez cały czas trzymałam jego dłoń w uścisku. Nagle poczułam jak rusza ręką. Uradowana uśmiechnęłam się w jego stronę. Otworzył powoli oczy. Rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym spojrzał na mnie.
-Gdzie jestem?-zapytał niewyraźnie.
-W skrzydle szpitalnym.
-Która jest godzina?
-Niedługo trzecia nad ranem.
-Co się stało z...?-powiedział odzyskując trochę siły.
-Victorius gdzieś go zabrał. 
-Siedziałaś tu tak długo?-uśmiechnął się słabo.
-Tak.-zarumieniłam się nawet nie wiem dlaczego.-Pozwól, że teraz ja zadam pytanie. Jak się czujesz?
-Marnie. Jakby ktoś mnie przedziurawił.-zaśmiał się.
-Nie dziwię się, dostałeś nad sercem.-uśmiechnęłam się.
-Co?-odsłonił swoje ciało leżące pod ciepłą kołdrą.
Górną część klatki piersiowej miał zabandażowaną, mimo to było wyraźnie widać jego wyćwiczony brzuch. -Faktycznie.-zaśmiał się.-Hej, podoba ci się?-zapytał z uśmiechem.
Zdałam sobie sprawę z tego, że gapię się na jego ciało. 
-Tak, znaczy nie, nie znaczy tak...-zarumieniłam się na co się zaśmiał.
-Widzę, że wprawiam cię w zakłopotanie, więc się lepiej zakryję.-uśmiechnął się łobuzersko i zrobił to co powiedział.-Gratuluję.
-Czego?-zdziwiłam się.
-Twojego związku z Liam'em.
-Emm... dzięki.-spuściłam wzrok.
Dan podniósł mój podbródek, tak abym spojrzała mu w oczy.
-Ej Jen, co się dzieję?
-Czuję, że to przeze mnie...
-To nie twoja wina.
-Gdybym w porę cię znalazła nie leżał byś tu, teraz z raną po sztylecie...
-Słuchaj, to jest tylko moja wina, nie twoja. Nie masz się za co obwiniać...
-Ale...
-Nie, ja tam poszedłem i teraz ponoszę tego konsekwencję.
-To nie są żadne konsekwencję! Zostałeś ranny, bo uciekłeś gdy zobaczyłeś, że ja i Liam się całujemy! Właściwie... dlaczego uciekłeś?
-Nie chciałem wam przeszkadzać...-odwrócił twarz w drugą stronę.
-Jesteś pewien?
-Tak, jestem i życzę wam szczęścia.-odpowiedział ze złością?
-Dan, powiedz mi prawdę. Kochasz mnie?
-Tak, kocham, ale jak siostrę.-powiedział nadal patrząc na ścianę.
-Powiedz mi to jeszcze raz, ale spójrz mi w oczy.
-Co ci tak zależy na tym czy cię kocham czy nie?! Przecież jesteś z Liam'em! Oouu...-jęknął z bólu.
-Boże Dan, co się dzieję?!-zdenerwowałam się.
-Spokojnie...-oddychał powoli.-Jest dobrze, to tylko zwykły ból...
-Nie strasz mnie tak więcej...
-Nie straszę.-zaśmiał się.-Nie zrozum mnie źle, ale powinnaś iść już spać.
-Dobrze, ale po szkole przyjdę do ciebie.
-Nie mam nic przeciwko.-uśmiechnął się.-Proszę zapomnijmy o tym.
-Dobrze, dla ciebie wszystko.-odwzajemniłam jego wcześniejszy gest.-Masz świetne mięśnie.-zaśmiałam się i podeszłam do drzwi.
-A ty pupę. Ta sukienka ładnie ją uwydatnia.-powiedział zanim wyszłam.
-Dziękuję.-zachichotałam.
-Ja również.
Roześmiana wyszłam z sali. Udałam się do mojego pokoju.

~Rose~

- Czy teraz... to znaczy od teraz jestem... - męczy mnie ta sprawa już od kilku godzin. Kiedy pierwszy szok minął, a ja znów w pełni mogłam kontrolować własny umysł i ciało, czułam się o wiele lepiej. Nie mam potrzeby odpoczywać, ponieważ nie straciłam dużo siły.
- Nie Rose. Upadłym się stajesz kiedy zabijesz Anioła, a nie Upadłego. - uspokoił mnie Victorius.
- Przynajmniej tyle dobrego - mruknęłam. - Mogę mieć prośbę?
- Oczywiście - spojrzał na mnie wyczekująco.
- Mógłby pan opowiedzieć mi wszystko. Wszystko o co w tym wszystkim chodzi. - sprecyzowałam.
- Od początku? - pokiwałam głową - Jak wiesz pierwsza wojna między Aniołami a Upadłymi miała miejsce kilka tysięcy lat temu. Wtedy to jeszcze brali w nim udział bracia Apollo - Jeremy i Thomas. Jak wiadomo zawsze w rodzeństwie ktoś musiał być tym gorszym. Tak było i tutaj. Jeremy osiągał lepsze wyniki w nauce, gdzie Thomas ledwo ukańczał rok. Kiedy pierwszy z braci poznał anielicę o imieniu Deliah, zakochał się. Ona także pochodziła z potężnej rodziny. Niedługo później wzięli ślub. Na owym ślubie również Thomas znalazł swoją ukochaną, upadłą Ines. Bracia mieli potężny dar, obaj znali pieśń usypiającą. Upadła postanowiła to wykorzystać. Zaciągnęła Thomasa na swoją stronę, niedługo po tym wybuchła pierwsza wojna między Aniołami a Upadłymi. Była to najbardziej krwawa bitwa w naszej historii. Thomas wraz z Ines walczyli najwytrwalej, jednak kiedy Deliah zabiła jego ukochaną rozwścieczony zaśpiewał pieśń z taką nienawiścią, że anielica zasnęła na zawsze. Jeremy zabił swojego brata, zrozpaczony rozczepił swoją duszę i ukrył ją wraz z tekstem dla następnych pokoleń. Było tak przez kilka tysięcy lat. Z czasem owy tekst został odnaleziony a dusza uleciała. Krąży legenda, że Jeremy wraz z żoną mieli dziecko, które ukryli na ziemi. Drugi z braci również miał miał dziecko - córkę. Kilka tysięcy lat później doszło do kolejnej walki, w której na czele Upadłych stanął wnuk Thomasa. Kolejna krwawa wojna w naszej historii. Tam wraz z innymi Archaniołami walczył twój ojciec, Rose. To właśnie jemy udało się zabić jego wnuka. W tym czasie znaczna część jego sił i mocy przeszła na ciebie. Stało się tak, ponieważ kilka dni wcześniej czarownica rzuciła na niego zaklęcie sama umierając. Dziecko osoby, która by go zabiła miała być jego następcą. Pod względem siły, umiejętności, miała stanąć znów na czele Upadłych.
- To dlatego mam tyle mocy? Tylko jednego nie rozumiem, dlaczego mam inne moce niż oni. Przecież powinnam mieć je podobne. A co z dzieckiem Jeremiego? Ona na prawdę żyło?
- Jak wiesz Dan zna pieśń usypiającą. Jest on albo jego prawnukiem, albo kolejnym wcieleniem. Co do twoich mocy to masz je po ojcu. Z wyjątkiem perswazji. To odziedziczyłaś po wnuku Thomasa. Jest coś jeszcze. Jeżeli Dan jest w jakikolwiek sposób spokrewniony z Jeremym to musicie mieć jakąś umiejętność wspólną. Jesteście jakby rodzeństwem z dwóch różnych krwi, jednak wspólnej. Śmierć Dana to nie wypadek, musicie siwe trzymać razem i wzajemnie pilnować.
- Co to za umiejętność? - zapytałam. Mimo natłoku nowych informacji pragnęłam ich znacznie bardziej i więcej.
- Jeszcze nie wiemy, ale już niedługo. Kiedy nauczysz się panować nad swoją ciemną stronę spróbujemy to rozszyfrować. - westchnęłam. Czeka mnie o wiele więcej pracy niż myślałam.
- Ta ciemna strona, to po Thomasie, czy jego wnuku?
- Po Thomasie, kiedy już przeszedł na stronę Upadłych sam się nim stał. Dlatego twoje skrzydła są zarazem białe i czarne, ale również złote. Białe po ojcu, czarne po Thomasie, obydwoje pochodzili ze szlachetnych rodzin. - pokiwałam głową - zaczynamy? - uśmiechnęłam się lekko i wstałam. Czekają mnie ciężkie dni.

* tydzień później*

Wszystko szło w dobrym kierunku. Dan na szczęście już nie musiał leżeć na skrzydle i mógł wrócić do normalnego życia. O ile nasze życie można nazwać normalnym. Moja nauka przynosiła coraz to lepsze efekty. W dodatku nauczyłam się kilku nowych sztuczek, dzięki czemu potrafiłam panować nad żywiołami bez użycia rąk. Jedynie za pomocą kontaktu wzrokowego. Czasem to wykorzystywałam, żeby podrażnić przyjaciół. Co do moich stosunków z Zayn, to znacznie się od siebie oddaliliśmy. Boję się zostać z nim sam na sam, ponieważ wiem, że będę w końcu musiała z nim porozmawiać na temat tego co jest między nami. Jak na razie mam mętlik w głowie, a w moim życiu za dużo się dzieje. Wiem, że coś do niego czuje, ale boje się. Boję się tego uczucia, które może wszystko zniszczyć. Nie potrafię zaryzykować.
- Rose? Wszystko w porządku?- zapytała mnie Jenny, kiedy byliśmy w zagrodzie aby można było ocenić naszą pracę.
- Tak, tylko po prostu się zamyśliłam. - uśmiechnęłam się lekko.
- Wiesz, że musisz z nim w końcu porozmawiać - powiedziała całkiem poważnie. Wiedziałam o czym mówi.
- Nic nie muszę - mruknęłam.
- Rose - warknęła - Chłopak wyznał ci miłość a ty go unikasz. To jak cios prosto w serce.
- To nie twoja sprawa - spojrzałam na nią groźnie, zaczynała mnie irytować. To kolejna rzecz, która się we mnie zmieniła to fakt, że nie jestem już spłoszoną, nieśmiałą dziewczynką.
- Oczywiście, najlepiej okłamywać samą siebie - warknęła.
- Jen, proszę. Nie mam na to czasu, ani siły, okey? Ciesz się swoim związkiem z Liamem, a odwal się ode mnie. - to kolejny skutek mojej ciemnej strony. Jestem bardziej opryskliwa, niemiła, chamska, mimo, że tego nie chcę.
- Już nic nie mówię - mruknęła. Westchnęłam przeciągle.
- Jen, przepraszam... - zaczęłam.
- Nie Rose, rozumiem, to twoje życie i nie powinnam siew nie wtrącać, przecież jestem tylko słabiutką istotką dla nikogo nie ważną. - mówiła, a jej głos się łamał. Nie, nie, nie. Ona nie może. Nie znowu. Odwróciła się i chciała odejść, kiedy złapałam ją za ramię.
- Jen proszę, posłuchaj mnie. Błagam - spojrzałam w jej oczy, jednak nic nie robiąc.
- Mamy projekt do przedstawienia. - mruknęła i wyrywając się z mojego uścisku odeszła w kierunku odpowiedniej zagrody. Znów wszystko psuje. Ruszyłam za nią. Kiedy znalazłam się na miejscu bez zbędnych ceregieli weszłam do środka.
- Witaj Kardrig - uśmiechnęłam się, na co koń prychnął przyjaźnie.
~Cześć Rose, dawno cie tutaj nie było. 
~Przepraszam, ale ostatnio strasznie dużo się dzieje w moim życiu. - westchnęłam i pogłaskałam go po głosie.
~Słyszałem, jak ci idzie? 
~Ranie wszystkich na kim mi zależy. Sama już nie wiem nawet, w którym momencie. - wzięłam szczotkę i zaczęłam go czesać.
~Skupiasz się jedynie na aurze, która nigdy nie będzie do końca czysta zważywszy na to, że nie masz poukładanych swoich uczyć. Musisz porozmawiać z tym, który sprawia, że jesteś zagubiona. Musisz się wypłakać, wykrzyczeć, wtedy będziesz potrafiła w pełni nad sobą zapanować. - uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w pysk, na co prychnął.
- Dziękuję - szepnęłam, kiedy podeszła do nas nauczycielka wraz z Jen.
- Dobra dziewczyny, chcę zobaczyć jak sobie poradziłyście z waszym podopiecznym. - powiedziała, na co kiwnęłyśmy głową. Wyprowadziłam go przed zagrodę.
~Zabierzesz nas obie? - prychnął przyjaźnie na co się zaśmiałam. Usiadł na ziemi, dzięki czemu mogłam go dosiąść.
~Jen, dawaj. Czas na przejażdżkę - spojrzałam na nią znacząco. Niepewnie podeszła i usiadła za mną. Objęła mnie w talii, a ja oplotłam ręce w okół szyi Kardriga. Kiedy już siedziałyśmy przygotowane do lotu jednorożec podniósł się do góry. Ruszył przed siebie, żeby po chwili unieść się w powietrzu. Wielki uśmiech wpełzł na moją twarz. Kiedy już utrzymywaliśmy jeden poziom puściłam jego szyję i rozkoszowałam się pięknem dnia i poczuciem wolności.
Po kilku minutach wylądowaliśmy na ziemi. Kardrig znów usiadł, dzięki czemu mogłyśmy z niego zejść. Pogłaskałam go po głowie z lekkim uśmiechem.
- Świetna robota dziewczyny, obie dostajecie po 6 - uśmiechnęłyśmy się. Profesorka odeszła, Jenny chciała pójść w jej ślady, jednak przeszkodziłam jej.
- Przyjdź dzisiaj wraz z Liv do mnie o 8. Czas najwyższy na szczerą rozmowę. Proszę - pokiwała głową i odeszła w stronę szkoły. Jednorożec trącił mnie głową. Uśmiechnęłam się i jeszcze przez jakiś czas głaskałam go.

~Zayn~

- Co się stało? - zapytałem, kiedy siedzieliśmy na stołówce. Wszyscy mieli nie za ciekawe miny. Nie było z nami Rose, która już od dawna nie jada z nami. W ogóle nie wiem czy je cokolwiek. Spojrzeli na mnie znacząco.
- Rose? - zapytałem, na co wszyscy kiwnęli głową. Ostatnimi czasy bardzo się zmieniła, przez co nikt nie może z nią dojść do porozumienia. Mnie to unika jak ognia. Widzę, że nie chce ze mną przebywać sam na sam. Za każdym razem mam wrażenie jakby coraz głębiej wbijała mi nóż w serce.
- Chce się z nami dzisiaj spotkać - Liv wskazała na siebie i Jenny.
- Powiedziała, że najwyższy czas na szczerą rozmowę. - dodała dziewczyna. Zazdrościłem Liamowi, który mógł się cieszyć tym, że dziewczyna nie odrzuciła jego uczuć. Objął ją ramieniem i pocałował w policzek, przez co na twarzy dziewczyny pojawiły się rumieńce oraz wielki uśmiech.
- Muszę lecieć, zapominałem, że miałem pójść do Victoriusa. - Dan zabrał swoje rzeczy i żegnając się cichym "cześć" odpuścił nasze towarzystwo. W ogóle dziwne się ostatnio zachowuj, może to coś podobnego do Rose.

~Rose~

Siedząc nad stawem mogłam wszystko sobie na spokojnie przemyśleć. Już sama nie wiedziałam jak mam to wszystko odkręcić. Ktoś usiadł obok mnie. Spojrzałam na mojego towarzysza, którym okazał się Dan.
- Możesz mi pomóc? - zapytał, na co pokiwałam głową. - Potrzebuję rady w sprawach uczuciowych.
- To chyba źle trafiłeś, ja jedyne co potrafię to wszystkich ranić i nic więcej. - westchnęłam.
- Może jednak? - pokiwałam głową. - Zakochałem się.
- Wiem, ale musisz wiedzieć, że Jen kocha Liama. - powiedziałam od razu.
- Skąd wiedziałaś, że to o nią chodzi? - zaśmiałam się.
- Nie jestem ślepa, Dan. Uważaj na to uczucie, bo przez nie może dojść do na prawdę poważnych rzeczy.
- Wiem o tym, ale ja już sam nie mogę na nich patrzeć. Kocham Jenny i jestem tego w pełni świadomy. - westchnął.
- Znajdź kogoś kto zajmie jej miejsce, ktoś kto sprawi, że twoje serce zabije bez tej wszechogarniającej rozpaczy, która powili niszczy cię od środka. - oparłam się o ramie chłopaka.
- Skąd to znasz?
- Bo kocham, ale się boję. Boję się, że to uczucie wszystko zniszczy. Nie tylko mnie, ale i jego. To jak toksyczny związek.
- Nie rozumiem. - spojrzałam przed siebie.
- Kiedy jesteś w toksycznym związku kochasz, chodź ta miłość cie niszczy. Robisz wszystko dla ukochanej osoby jak wariat, mimo, że masz gdzieś tę świadomość, że ona kiedyś zniknie. Już nie będziesz codziennie się przy niej budził. To cię niszczy - ta świadomość. To ona sprawia, że jesteś mimo, że chcesz odejść.
- Przecież on cię kocha. - odpowiedział pewnie.
- Wiesz nigdy nie mamy pewności, że to nie jest tylko zwyczajne zauroczenie. Nie mogę tego robić, zwłaszcza,że nie panuje nas sobą. Każda jedna kłótnia może skończyć się nie tak jak powinna.
- Zaryzykuj, zawalcz wreszcie o swoje uczucia. Sama mówisz, że to cie niszczy. Czas na uporządkowanie swoich uczuć. - lekko się uśmiechnęłam i wstałam. Podałam dłoń chłopakowi, którą przyjął.
- Liv czuje do ciebie znacznie więcej niż ci się wydaje, może to właśnie ona z czasem zajmie miejsce Jen w twoim sercu - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy. Uśmiechnął się lekko. Odwróciłam się i udałam w kierunku gabinetu dyrektora, czas na moją kolejną lekcję.
--------------------------------------------
Przepraszamy was dziewczyny, ale ostatnio jakoś trudno nam się pisze. Może to przez pogodę, wiecie jak jest gorąco to się nic nie chce. W każdym razie mamy nadzieję, że wam się spodoba.. ~Little Lies