poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział 1

~Rose~

- Hej, Rose, co z tobą? Jesteś jakaś nieobecna. - powiedziała Liv i spojrzała na mnie. Popatrzyłam na nią kiwając głową. Wiecie jakie to uczucie, kiedy jakiś chłopak w pewnym sensie cie ratuje, a później nie możesz go znaleźć, jakby zniknął? Tak, własnie tak teraz mam. Siedzę i patrzę się przez okno w moim pokoju.  Jest to specjalna wizualizacja. Kocham patrzeć na nocne niebo, cieszę się,że docenili to oraz uszanowali. Zastanawiam się jak to wszystko będzie dalej.
- Olivia, nie obraź się ale nie mam ochoty na rozmowę. Jestem zmęczona, chciałabym się już położyć. - przerwałam jej wywód, na temat zachowania Monic.
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku? - spojrzała na mnie podejrzliwie. Posłałam jej sztuczny uśmiech i pokiwałam głową. Dziewczyna z westchnieniem wyszła z pokoju zostawiając mnie samą.

Siedziałam na łóżku pogrążona w lekturze, kiedy do drzwi ktoś zapukał. 
- Proszę - powiedziałam odkładając książkę na miejsce. Do pokoju weszli rodzice. 
- Chcieliśmy z tobą porozmawiać. - powiedziała mama. Tak, dzisiaj skończyłam 17 lat. Urodziny, jak urodziny, nic nadzwyczajnego. Otrzymałam prezenty od rodziców oraz koleżanek ze szkoły. 
- O co chodzi? - zapytałam, poprawiając się i podkulając nogi. 
- Musimy ci o czymś bardzo ważnym powiedzieć. Tylko musisz obiecać, że zachowasz otwarty umysł. - kiwnęłam głową. Tata westchnął. 
- Chodzi o to, że nie jesteśmy do końca normalną rodziną. A szczególnie ja i ty. Posłuchaj na świecie żyją inne stworzenia niż tylko ludzie. Są też anioły, prawdziwe anioły. To one sprawują pieczę nad każdym z ludzi, chyba, że sam nim jesteś. Tak jak my. Posłuchaj Rosie jesteś pół aniołem, pół człowiekiem. Mama jak wiesz jest istotą ludzką. Jednak ja pochodzę z innego świata. Jestem aniołem. Tak jak i ty skarbie. 

Pamiętam te słowa, jakby to było wczoraj. Nie rozumiem dlaczego ukrywali to wszystko przede mną.

Westchnęłam i wstałam z łóżka. Jeśli tutaj zostanę, zabije się własnymi myślami. - pomyślałam i zakładając bluzę wyszłam z pokoju. Udałam się do ogrodu. Spacerowałam alejkami między krzewami pięknych kwiatów i innych roślin. Gwiazdy błyszczały na bezchmurnym niebie, a blask księżyca oświetlał moją drogę. Na końcu ścieżki zobaczyłam dwie postaci, która zawzięcie o czymś dyskutują. Podeszłam bliżej i skryłam się za drzewem.
- Musicie jeszcze poczekać, to za szybko. Spokojnie mam wszystko pod kontrolą. - powiedział chłopak, na oko w moim wieku. Miałam wrażenie, że skądś go znam, ale nie miałam pojęcia skąd.
- Jeśli się nie uda, to wiesz co cie czeka? - zapytał starszy mężczyzna, starszy oczywiście pojęcie względne, na pewno od tego chłopaka.
- Tak - powiedział.
- Masz kilka dni na przekazanie nam konkretów. - warknął i zniknął. Ledwo mrugnęłam, a jego już nie było. Otworzyłam oczy ze zdumienia. Chłopak spojrzał w moją stronę a ja usiłowałam się wtopić w to cholerne drzewo! Na szczęście ten przeszedł obok mnie, nawet nie spoglądając w moja stronę. Odetchnęłam z ulgą i w szybkim tempie znalazłam się w moim pokoju. Wskoczyłam pod prysznic, po czym zanurkowałam w poduszce odpływając do krainy Morfeusza.
*następnego dnia*
"Cause trying not to love you, Only goes so far, Trying not to need you, Is tearing me apart" - rozbrzmiał dźwięk mojego budzika. Wyłączyłam go i przeciągnęłam się. Wstałam z łóżka kierując się do szafy. Wyciągnęłam zielone rurki i białą koszulę, do tego białe baleriny. Powędrowałam pod prysznic, aby rozbudzić swoje ciało. Po wykonaniu porannej toalety wciągnęłam na siebie przygotowane wcześniej ubrania. Zrobiłam lekki makijaż, a włosy związałam w roztrzepanego koka. Wyszłam z pomieszczenia i spakowałam potrzebne rzeczy na dzisiejszy dzień nauki. Na szczęście tylko 5 lekcji i czas wolny. Wyszłam z pokoju i udałam się na stołówkę. Wzięłam sobie croissanta z dżemem i sok pomarańczowy. Usiadłam do stolika i zaczęłam konsumować posiłek.
* 3 lekcja *
Z odwagą mogę stwierdzić, że uwielbiam naukę o magicznych istotach. Są wspaniałe, każde różni się od siebie diametralnie, jednak potrafią razem żyć. Bez niepotrzebnych potyczek.
- Rose Brown - usłyszałam swoje imię i odwróciłam się w stronę nauczycielki - będziesz w parze z Jenny Richardson. - spojrzałam na dziewczynę i posłałam jej lekki uśmiech. - Macie 3 tygodnie na oswojenie się ze swoim zwierzęciem i poznaniem go. Jeśli wam zaufa, otworzy swoją duszę. Jest to największy sukces.
Po dzwonku wyszłam z sali w kierunku sali od lecznictwa, gdzie miałam następną lekcję.
- Rose! - usłyszałam za sobą i odwróciłam się. Przede mną stała Jen. - Hej - uśmiechnęła się niewinnie.
- Hej - posłałam jej słaby uśmiech.
- Chciałam tylko zapytać kiedy pójdziemy zapoznać się z naszym stworzeniem?
- Może dzisiaj po szkole, sprawdzimy co mamy. Może akurat trafi nam się jakieś mniej skomplikowane zwierzę. - powiedziałam.
- Owszem. - przytaknęła - Co masz teraz?
- Lecznictwo, a ty? - sama nie wiem czemu o to zapytałam.
- To samo, to może pójdziemy razem? - pokiwałam głową na znak zgody i razem ruszyłyśmy w kierunku odpowiedniej klasy.
- Czemu nie słyszę twoich myśli? - zapytała.
- Wytwarzam barierę, przez którą nikt się raczej nie przedostanie, chyba, że mu na to pozwolę. - uśmiechnęłam się lekko.
- Myślałam, że tylko prawdziwe anioły mają taką zdolność. - myślała głośno.
- Mam to po tacie, on też tak potrafił. - wzruszyłam ramionami.
- Jesteś dziwna, ale interesująca, wiesz? Twoja tajemniczość, też cecha wrodzona? - zapytała, a ja wybuchnęłam śmiechem. Po raz pierwszy od dawna, tak prawdziwym i szczerym.
- Już cię lubię. - odpowiedziałam jej, na co posłała mi piękny uśmiech. Nawet ona jest ładniejsza ode mnie. Ugh.. wszyscy są.
Na lekcji usiadłyśmy razem i rozmawiałyśmy przez większą jej część, zaraz za nami siedział Dan, jeśli dobrze zrozumiałam, jakiś kolega Jen. Spojrzałam przez okno, gdzie na boisku zajęcia sportowe mieli chłopcy. Moją uwagę przykuł przystojny Mulat i czekoladowych oczach, które w tym momencie lustrowały moją osobę.

~Zayn~

Wciąż nie rozumiem dlaczego znalazłem się w tej chorej szkole. Na prawdę, mało mnie obchodzi to co tutaj się dzieje i co oni wszyscy potrafią. Jednak mamy coś na wzór obowiązku szkolnego. Każdy anioł, pod jakąkolwiek postacią musi do niej uczęszczać. Nie lubię wzbudzać sensacji, jednak te wszystkie dziewczyny ją robią. Z jednej strony to fajne, bo jedzą mi z ręki, jednak jest też ta gorsza strona, a mianowicie pałętają się ciągle koło mnie.
Przechodziłem właśnie korytarzem, kiedy zobaczyłem dość interesującą scenę. Dość wysoka brunetka własnie wylała całą zawartość puszki na niejaką Monicę, na moje nieszczęście miałem okazję ją poznać. Kiedy dziewczyna odwróciła się i chciała odejść nagle upadła na kolana. Spojrzałem po zgromadzonych i zauważyłem, że blondynka stojąca obok nie spuszczała z dziewczyny wzroku. Nie wiem dlaczego, ale szybko podbiegłem do brunetki ochraniając ją przed atakiem. Teraz to ja odczuwałem ten sam ból co ona. Zacisnąłem szczękę i szybko sprawiłem, że rozproszyła sie i zaprzestała ataku. Spojrzałem w oczy dziewczyny.
~Dziękuję - usłyszałem w głowie głos dziewczyny. Skinąłem głową i nie puszczając jej z objęć przysłuchiwałem się słowom dziewczyny i jednego z nauczycieli. Po chwili podąłem jej dłoń i razem z nią wstałem z podłogi. Ulotniłem się stamtąd szybko. Podążyłem w kierunku sali gdzie miałem następną lekcję. Cały dzień zleciał mi na obijaniu się, a wieczorem wyszedłem na spacer. Zobaczyłem brunetkę, która zmierzała w tę samą stronę co ja, tylko kilka metrów dalej. Zakradła się pod drzewo, gdzie przysłuchiwała się rozmowie dwójki ludzi. Zaśmiałem się cicho. Urocza jest.
Po chwili, kiedy dwa osobniki zakończyły swoją wymianę zdań, dziewczyna wyszła z ukrycia i odeszła w kierunku, jak myślę, swojego pokoju. Postanowiłem zrobić to samo.
*następnego dnia*
Po porannym treningu, wziąłem prysznic i przebrany w czarne jeansy i biały podkoszulek, udałem się na lekcje. Śniadanie ominąłem, bo nie miałem zwyczaju go jeść. Wpadłem do sali gdzie odbywały się zajęcia z magicznych stworzeń. Dostaliśmy za zadanie opiekę nad jakimś stworzeniem. Na moje szczęście na zajęciach mieliśmy nieparzystą liczbę osób i byłem sam. Kiedy zadzwonił dzwonek wyszedłem z klasy i udałem się do zagrody, gdzie przebywało większość stworzeń. Spojrzałem na listę, przy moim nazwisku widniał napis Gryf. Wywróciłem oczami i zajrzałem do odpowiedniej zagrody, uprzednio zabierając ze sobą jabłko. Spokojnie i z opanowanym głosem podszedłem do wielkiego stworzenia, skinąłem wolno głową i wystawiłem rękę z owocem. Stworzenie nieufnie popatrzyło na mnie, jednak pomału podchodząc i odbierając podarunek. Pierwszy krok już za mną. Zrobiłem malutki krok w jego stronę, jednak ten rozłożył skrzydła, cofając się gwałtownie. Odsunąłem się i lekko skinąłem głową odchodząc z jego zagrody.
Nawet nie zorientowałem się a minęła już kolejna lekcja, więc teraz czekały mnie zajęcia sportowe.
Przebrałem się w czarny podkoszulek i białe spodenki. Po krótkiej rozgrzewce, którą zarządził trener, mieliśmy podzielić się na drużyny i rozegrać jeden mecz w piłkę nożną. Poczułem na sobie czyjś wzrok, który był mimo wszystko bardzo przyjemny. Spojrzałem w kierunku szkoły, a moje spojrzenie skrzyżowało się z głębią brązu poznanej wczoraj brunetki.

~Jenny~

Wyszłam z pokoju Dan'ego. Wróciłam do swojego pokoju i od razu walnęłam się na łóżko.
Teraz już nikt nie wkradnie się do mojej głowy!
Spojrzałam na zegarek, jeszcze nie było tak późno. Wzięłam torbę i wróciłam do szkoły.

Reszta zajęć nie dłużyła się tak jak pierwsza. Po dźwięku dzwonka wyszłam z klasy. Wyszłam z budynku i udałam się na kampus. Usiadłam na jednej z ławeczek. Rozglądałam się po otoczeniu. Śliczne białe kwiaty, wierzby, kamieniste alejki. Po prostu niebo! Nagle ktoś się do mnie dosiadł.
-Ładny widok, co?-zapytała brunetka
-Tak...-westchnęłam
-Olivia, przyjaciele mówią mi Liv.
-Jenny, możesz mi mówić Jen.
Do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka.
-Uuu muszę iść, co teraz masz?-zapytała z uśmiechem na ustach
-Chyba lewitację, a ty?
-Zielarstwo.
-Mhm..-mruknęłam wstając
-Do zobaczenia!-pomachała w moją stronę i odeszła
Ruszyłam do budynku.

Ten dzień był wykańczający! Dobrze, że to już koniec...
Zeszłam po chodzach i poszłam do mojej komnaty. Rzuciłam torbę na podłogę i usiadłam na łóżku. Westchnęłam cicho i położyłam się. Nagle usłyszałam jakieś szmery i odgłosy łamiących się gałęzi. Podeszłam do okna. Jakieś dwie osoby o czymś rozmawiały. Spojrzałam trochę dalej. Ktoś patrzy się na nich, to raczej kobieta, dziewczyna. 
Okej? Chyba nic strasznego.
Zamknęłam okno i udałam się do łazienki. Przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka.

*Następny dzień*
Otworzyłam powoli oczy. Usiadłam i przeciągnęłam się. Spojrzałam na zegarek... 7:30. Dziś miałam zajęcia na 8:30. Wczoraj nie chciało mi się brać prysznica, więc poszłam się wykąpać. Zdjęłam z siebie ubrania i weszłam pod bierzącą wodę. Umyłam swoje ciało i otuliłam je mięciutkim ręcznikiem. Wyszłam z łazienki i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam niebieską bokserkę, białą spódzniczkę w kwiatki z brązowym dużym paskiem i biało-niebiesko-różową bejsbolówkę. Na nogi wsunęłam białe koturny. Spakowała jeszcze odpowiednie książki do torby i wyszłam. Przechodziłam powoli przez kampus.
-Jej, wyglądasz... ekstra.-powiedział dołańczając do mnie.
-Dzięki, Liam.-uśmiechnęłam się do niego
-Może wyskoczymy gdzieś po lekcjach?
-Randka?
-Można tak to nazwać.
-Okej zgadzam się, a gdzie?
-To już będzie niespodzianka
-Mhm...
-Nie mogę ułyszeć twoich myśli...
-Może dlatego, że wytworzyłam barierę?-zapytałam retorycznie wchodząc na kolejne stopnie schodów
-Kto cię nauczył?-uniósł jedną brew
-Dan...
Nagle ktoś chwycił mnie za ramię i się przestraszyłam.
-Jenny?! Co się stało?!-zapytał zdenerwowany Dan
-Spokojnie, tylko się trochę przestraszyłam...-wzruszyłam ramionami
-Ale Jen, my cię nie widzimy!-powiedział Liam
-Co?-zapytałam zdziwiona
-A teraz już jesteś. O co chodzi?!-zapytał zdezorientowany Dan
-To pewnie jej dar.-rzekł Liam
-Pewnie tak, to całkiem niezłe.
-No raczej, mogę znikać i pojawiać się!
-Tylko nas czymś niezaskocz.
-Pewnie.
-Stary zbieramy się, trener nie lubi czekać.-popędził Liam
-Widzimy się! Pa!
-Pa!-odeszli ode mnie
Ruszyłam w kierunku sali od kontroli.
Jak ja nie znoszę tych zajęć! Nic z tego nie rozumiem!
Lekko zdenerwowana weszłam do pomieszczenia. Usiadłam na w drugim rzędzie po środku. Wyjęłam książki i modliłam się w duchu, aby przeptrwać jakoś tą lekcję. Do klasy zaczęli wchodzić uczniowie. Do mnie podeszła jakaś zgraja.
-Kogo my tu mamy... ludźkiego świętoszka!-zaśmiała się złowieszczo na co wywróciłam oczami-Wiesz iż siedzisz na moim miejscu?
-I co z tego? Usiądź gdzieś indziej, dużo jest miejsca.
-Chyba nie wiesz kim jestem...-warknęła
-Aniołem i uczennicą jak każdy z nas, więc zabieraj tyłek i siadaj gdzieś indziej.
Blondynka po prawej stronie brunetki chciała coś mi zrobić, ale ta powstrzymała ją ruchem ręki.
-Jeszcze mnie popamiętasz larwo...-wysyczała przez zaciśnięte zęby
Nie zrobiło to na mnie wrażenia. Brunetka usiadła dwa rzędy za mną wraz z swoją obstawą. Do klasy wszedł nauczyciel.

*koniec trzeciej lekcji*
Mamy się opiekować jakimś magicznym zwierzakiem?! To chyba jakieś kpiny są! No, ale dobra... wydaję mi się, że Rose lubi te całe istoty, więc mi trochę pomoże. Oby...
Przez większą część lekcji uleczania rozmawiałam z Rose. Gdy nauczyciel zwrócił nam uwagę przestałyśmy. Otworzyłam zeszyt i zaczęłam po nim bazgrać. Nagle moim oczom ukazał się napis:
''Nudzi ci się? - Liam ;)"
"No trochę... a tobie?"
"Mam kontuzję i nie mogę grać przez kilka minut, więc tak. Nie zapomnij, że dziś cię porywam!"
"Zapomniałam... a o której?"
"O 17 może być?"
"Nie będzie już trochę ciemno?"
"Nie, będzie idealnie ;) Obyś ubrała się tak ładnie jak dziś"
"Czyli krótka spódniczka?"
"Oj, tak, tak"
Po klasie rozległ się dzwonek. Zamknęłam zeszyt i włożyłam go do torby. Wyszłam z sali. Po chwili była już przy mnie Rose.
-Spotkajmy się w zagrodzie o 16, może być?-zapytała
-Okej, mi pasuję. Chyba zdąże...
-Nie żebym była dociekliwa, ale na co zdążysz?
-Spotykam się o 17 z kumplem.
-Aha... okej widzimy się o 16, pa!
-Pa!-brunetka skręciła w prawą stronę.
Wyszłam z budynku i udałam się do mojej komnaty. Musiałam zabrać ubrania na przebranie, ponieważ zaraz mam lekcję latania. Szłam spokojnie korytarzem gdy nagle poczułam silny ból w nogach. Oparłam się o ścianę, ale nic to nie dało i upadłam na podłogę. Ból przeniósł się na głowę. Słyszałam tylko śmiechy. Zamknęłam oczy, ale nadal byłam przytomna.

2 komentarze:

  1. Świetne... Chciałabym tak dobrze pisać... Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń