czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 24

~Jennifer~

Zamglonym wzrokiem śledziłam chodzącego w kółko chłopaka. Byłam tak bardzo zdezorientowana, jak on. Collin Fray. Wrócił. On wrócił, do tego ranny. To jego widziałam podczas wigilii w wizji. Teraz wszystko stało się jasne. Odkryli go, musiał uciekać, ale go znaleźli i postanowili zgładzić, jednak... ten napis na jego ręce
Rasa należąca do wieczności...
Odrębna rasa? Kolejne tajemnice zostały odkryte, lecz dalej nie wytłumaczone. Szukaliśmy czegokolwiek w księdze Upadłych, ale nic na ten temat nie wiadomo. Postanowiliśmy jednak utrzymać to tylko pomiędzy nami. Gdyby ktokolwiek z rady się o tym dowiedział... nie byłoby łatwo. Przesłuchania, badanie pierścieniem, a na końcu sąd - wolałabym tego uniknąć. Jedyną naszą nadzieją na poznanie prawdy pozostał Collin, choć nie mieliśmy do niego dostępu. Sztylet, którym został zraniony nie dość, że był złoty, na dodatek nasączono eliksirem snu. Pogrążony w śpiączce nie dawał nam szans na jakikolwiek kontakt. Musieliśmy czekać, ale ja czułam, że już nie mamy na to czasu.
- Jego rana się goi, co dziwne w szybkim tempie... bynajmniej szybszym niż u normalnego anioła. - usłyszałam głos pani Cynthie.
- Możliwe, że kiedyś się wybudzi? - spytał Dan.
- Są duże szansę, wystarczy mieć nadzieję. - odparła z pocieszającym uśmiechem, następnie się oddalając.
Blondyn schował twarz w dłonie ciężko wzdychając. Jego też to przerastało, miał dość. Czułam to... emanowało od niego dziwnym niepokojem. Sama pewnie nie byłam lepsza. Wiecznie przerażona przyszłością...
~ Boję się Jen...
~ Ja też Dan... ten dzień...
~ Proszę, nie kończ, nie chcę o tym myśleć.
~ Wybacz, ale musimy pogodzić się z rzeczywistością...
~ Zostało nie wiele czasu... wiem.


~Dan~

Bezczynnie patrzyłem w okno. Od kilku minut siedziałem na parapecie czekając na wschód słońca. Wszystko wokół mnie się waliło. Nie myślę tu teraz wyłącznie o tym dniu, ale o dosłownie wszystkim. Więź z Rose coraz bardziej mnie przytłaczała, ale ciekawe, że tylko mnie. Ją praktycznie nie dotykała lub nie zwracała na nią szczególnej uwagi. Kolejny z moich problemów to Jennifer. Niby się przyjaźniliśmy, ale te conocne spotkania przy tym cholernym źródle na mnie podziałały. Ona na szczęście opanowała sytuację, jedynym tego minusem było ignorowanie mojej osoby. Bez niej odczuwałem taką pustkę. Oczywiście kochałem Olivię, i to bardzo. Była, jest i zawsze będzie dla mnie niesamowicie ważna, gdyby jej zabrakło, mojego słońca... 
~ Dlaczego tak się wszystkim przejmujesz? - usłyszałem głos Rose.
Od kilku dni nie komunikowaliśmy się ze sobą. Ogólnie po jej powrocie mało rozmawialiśmy, a ja chciałem utrzymać nasze relację - jednym z głównych powodów była nasza więź. Ale ona zawsze mówiła, że jest za bardzo zajęta. 
~ Nie mam innego wyboru, to mnie przytłacza, wiesz?
~ Czuję. Mnie też, i to bardzo.
~ Może to przez moje zmęczenie, ale chcę się tego pozbyć.
~ Czego?
~ Nas. Naszej więzi. 
Cisza. Zaskoczyłem ją, zdaję sobie z tego sprawę, ale mam tego po dziurki w nosie! Mam gdzieś tą cholerną pseudo więź, która mnie tylko doprowadza do szału. 
~ To powoli robi z nas jedną osobę w dwóch ciałach, problem w tym, że to ja w większości zanikam...
~ A ja przejmuję nad tobą kontrolę.

***

Gdy tylko Rose wraz z Zayn'em wróciła zaczęliśmy poszukiwania jak pozbyć się naszej więzi. Trochę to potrwało, przez co mój wujek... Collin odzyskał trochę sił, a jego rana zniknęła na dobre. Nadal pozostawał jednak w śpiączce i nic nie wskazywało na jego wybudzenie się. Powracając jednak do tej przeklętej więzi znaleźliśmy w księdze coś co załagodziło jej pogłębienie się. Rose próbuje odszukać czegoś wraz z Stefan'em, ale na razie nie przynosi to efektów, a czas się kończy. Mój czas się kończy.

~ Jennifer ~

Kolejną noc spędzam na poszukiwaniach księgi w najróżniejszych bibliotekach każdego wymiaru. Robię to sama, dodatkowo w nocy, aby inni mogli zregenerować siły i chociaż trochę odwlec się od tej chorej sytuacji. Nikt na szczęście nie zwracał na mnie szczególnej uwagi, więc mogłam spokojnie wykonywać powierzone mi zadanie. Dzięki moim zdolnością bez problemu przeszukiwałam kolejne półki, a to, że jestem mieszańcem ułatwia sprawę jeszcze bardziej. Bez zbędnych formalności mogę przemieszczać się przez wymiary. Dziś postanowiłam zejść na ziemię, do San Valentino we Włoszech. W jednym z kościołów, a właściwie w jego podziemiach znajduje się biblioteka średniowiecznych aniołów z czasów panowania cesarza Ottona I. Z tego co mówiła Rose można tam znaleźć księgi w pradawnym języku. Bez żadnego oświetlenia przemierzałam przez kolejne alejki wąskich półek z książkami. Z zachwytem przeglądałam się każdej książce obitej w skórzaną okładkę. Stały idealnie ułożone nie tknięte nawet najdrobniejszą warstwą kurzu. Złote tytuły na brzegach lśniły ukazując swoją potęgę zawartej w nich wieczystej historii. Choć zdecydowana większość napisana była w archaicznym języku, rozumiałam wszystko, gdyż w ręce trzymałam mój "klucz do wszystkiego" zamieniony w złote pióro. Nagle gdy przeszłam obok małej szafeczki, stającej pod obrazem archanioła Rafael'a, pióro samo musnęło książkę leżącą na tej szafeczce. Na księdze pojawił się napis: "Wieczność ukryta w ciele", a poniżej ten sam znak co na przedramieniu Collin'a. Przejechałam opuszkami palców po okładce zaintrygowana całą sytuacją. Udało znaleźć mi się coś, co choć trochę pomogło by nam w uchyleniu rąbka tajemnicy. Nareszcie jeden z problemów rozwiązałby się, a my mielibyśmy trochę mniej na głowie. Szybko pochwyciłam książkę w dłoń i schowałam do torby. Gdy zmierzałam do wyjścia usłyszałam jak ktoś ląduje na dachu kościoła. Nerwowo założyłam kosmyk włosów za ucho, aby lepiej słyszeć. Kolejna osoba stanęła, jednak tym razem na wierzy budowli. Po chwili ktoś ciężko wylądował na jednej z dachówek, która z łoskotem odbiła się od innych i zatrzymując się na krawędzi. Metaliczny zapach, delikatnie stłumiony dotarł do moich nozdrzy. Trzeci osobnik został raniony, ale kilka godzin temu, ponieważ był opatrzony. Szybko przybrałam niewidzialną postać oraz próbowałam nawiązać z kimś kontakt. Na szczęście udało mi się dostać do umysłu Liam'a.
~ Liam! Liam! Payne! - krzyczałam w jego głowie.
~ Co jest Jen?! - jego głos był pełen obawy o najgorsze.
~ Otwórz mi bramę albo przeteleportuj! Natychmiast! 
~ Okay, poczekaj chwilę...
Poczułam delikatny wstrząs, a po sekundzie obok mnie pojawił się portal. Nie czekając na jakąkolwiek informacje o możliwości bezpiecznego przejścia wskoczyłam w mieniącą się ścianę. Wiedziałam, że postąpiłam zbyt pochopnie, ale nie miałam innego wyjścia. Wiązało się to z ryzykiem zdrowotnym dla mnie. Niestety podjęłam je i przez to straciłam przytomność zaraz po wyjściu z portalu. Jedyne co usłyszałam przed pochłonięciem przez ciemność nieświadomości to wołanie mojego imienia.

~Rose~

- Co będzie, jeżeli na czas nie uda nam się przerwać tej chorej więzi? - chwyciłam kolejną z ksiąg do ręki i sprawdzając jej zawartość.
- Przestanie samodzielnie funkcjonować, będziesz miała wpływ na wszystko co robi oraz na wszelakie decyzje, które podejmie. Bez ciebie nie będzie w stanie nic zrobić. Właśnie ta więź zniszczyła siostry. - Stefan ściągnął kurz z księgi, po czym zaczął się jej przypatrywać.
- A co jeśli...
- Mam - szepnął, przez co szybko odwróciłam się w jego stronę. Podeszłam do mężczyzny przyglądając się księdze. To Księga Nieumarłych. Otworzył ją, a mym oczom ukazała się cała gama pięknych kolorów. - Tu nic nie ma - mruknął, na co zmarszczyłam brwi.
- Jest... jest wszystko - wyrwałam mu księgę z ręki i zaczęłam ją przeglądać. Czułam jej siłę, która tak słodko i przyjemnie wypełniała mój umysł, duszę i ciało.
- Rose.. - wyciągnął w moim kierunku dłoń, na co prychnęłam rozzłoszczona.
- Zostaw - warknęłam, uniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich opanowanie i ... niepewność?
- Oddaj mi ją Rose - warknął groźnie.
- Niby dlaczego? Nawet nie wiesz co w  niej jest, a uwierz mi jest wiele - pokręciłam głową uśmiechając się.
- Posłuchaj mnie, ta księga ma urok, pod którym teraz jesteś. Skoncentruj się Rose i złam go - mówił spokojnie, opanowanie, z troską. Gdzieś zobaczyłam promyk w moim umyśle, jakby promyk nadziei. Zamknęłam oczy, jednak poczułam jakby moje ciało płonęło, tyle, że to było całkiem przyjemne uczucie.
- Rose, no dalej maleńka - poczułam jego oddech na twarzy. Otworzyłam gwałtownie oczy.
- Pomóż mi - wyrwało mi się nim targnął mną dreszcz. Niepewnie podszedł do mnie. Dotknął mej twarzy, chwycił ją w obie dłonie. Spojrzałam w jego oczy, a w następnej chwili poczułam jego usta na swoich!? Zszokowana poczułam jak przejmuję kontrolę nad moim ciałem, a moje oczy z każdą chwilą stawały się coraz większe. Co!?
- Co tu się, do cholery, dzieje? - przerażona spojrzałam na Stefana. W jego oczach panował spokój. Jednak wiedziałam, że osoba, która za mną stała chciała mnie rozszarpać.

~Niall~ 

Siedziałem na jednej z ławek w ogrodzie przyglądając się oczku wodnemu położonemu w jego centrum. Nie mogę uwierzyć, jak wielkim kretynem jestem.
- Horan! - spojrzałem w kierunku, skąd dobiegał tak znajomy mi głos.
- Aaron - mruknąłem w jego kierunku, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Ty mały przebrzydły, karaluchu!!! Gdzieś ty się podziewał tyle czasu? - warknął, po czym, jak gdyby nigdy nic, uderzył mnie pięściom w twarz. Pociągnąłem za wargę, z której jak poczułem zaczęła się sączyć krew.
- Ja w porównaniu do ciebie przynajmniej coś robię - warknąłem - jak jeszcze raz podniesiesz na mnie rękę, przysięgam, że własnoręcznie cię ukatrupię - splunąłem.
- Przestań się bawić w podchody, bo ja też tu mam swoich ludzi - posłał mi piorunujące spojrzenie.
- Nie bądź śmieszny, wiesz, że oni i tak nie są ci do nieczego potrzebni. Marne namiastki Aniołów, myślące, że są kimś, co w rzeczywistości nie jest prawdą.
- Uważaj, obserwujemy cię, jeszcze jeden zły ruch, a zobaczysz...
- Grozisz mi? - zaśmiałem się ironicznie.
- Myślisz, że kim ty jesteś? - podszedł do mnie kilka kroków. Uśmiechnąłem się gorzko.
- Twoim największym koszmarem - zobaczyłem jak wzdryga się pod naporem mojego spojrzenia i jakby kuli w sobie.
- Wybacz, panie. Wszyscy mówią, że straciłeś siebie, przez tą dziewczynę. Wiedz, że nie możesz jej ufać, ona to wykorzysta, pewnie już wie kim jesteś...
- Zamilcz i nie mów mi co mam robić.
- Ktoś musi, panie. Pan Apollo ciebie oczekuje - wyznał.
- Powiedz mu, że na razie nie mogę. Musi czekać.
- Nie każ mu zbyt długo czekać - powiedział, po czym zniknął z moich oczu szybciej niż się pojawił.
- Co teraz? - szepnąłem do siebie, siadając na ławce i chowając twarz w dłonie.

------------------------------------------------------------------------------------------------
Najdrożsi Czytelnicy!!!!
Chciałybyśmy Was bardzo przeprosić, za tak długą nieobecność. Jednakże natłok obowiązków nie pozwalał nam na napisanie kolejnej części historii.
Oczywiście obiecujemy poprawę xDD
PS. Pamięta ktoś jeszcze o nas?? Jeżeli tak, to prosimy o krótki komentarz, że jednak jesteście z nami :D
Kochamy,
Little Lies i Avelen Xx