sobota, 20 września 2014

Rozdział 15

~Rose~

Czuję jak moja głowa mocno pulsuje. Delikatnie otworzyłam oczy i kilka razy zamrugałam, aby przyzwyczaić się do światła. Rozejrzałam się dookoła. Nie rozpoznawałam tego miejsca. Czułam ból w okolicach nadgarstków, wyczułam sznury oplatające moje dłonie. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, spojrzałam w tamtym kierunku. Do pomieszczenia wszedł, jeszcze, nie znany mi mężczyzna.
- Rose, wreszcie się obudziłaś - uśmiechnął się półgębkiem.
- Gdzie ja jestem? - zapytałam.
- U nas skarbie, ale nie musisz się martwić, zajmiemy się tobą jak należy - poczułam silny ból w okolicach brzucha. Po chwili moja bluzka zaczęła zmieniać kolor na szkarłatny. Syknęłam. Z całych sił próbowałam go zaatakować, jednak to nic nie dawało.
- Nie wysilaj się, te sznury są nasączone lawendą, która skutecznie blokuje zdolności. W twoich żyłach też płynie.
- Sprytnie - przyznałam - I co masz zamiar teraz zrobić?
- Kochanie, wiesz doskonale, że nam na tobie zależy. Gdyby nie to, teraz byłabyś już martwa - podszedł do mnie i chwycił mój podbródek tak, że patrzyłam w jego oczy. - To dopiero początek - w następnej kolejności poczułam silny ból głowy, a następnie zobaczyłam ciemność. Jednego byłam pewna - zostałam zdradzona.

~Liv~

- Rose, obierz wreszcie ten cholerny telefon. Dzwonię do ciebie już od kilku godzin, gdzie ty jesteś? - od kilku dni nie ma żadnego kontaktu ani z Rose, ani z Zaynem.
- Może powyłączali telefony, bo chcą się sobą nacieszyć? - zapytał mnie Dan przytulając się do moich pleców.
- To nie to, Rose mimo zmiany, jest starą, poczciwą Rose, która zawsze stawia innych nad siebie - mruknęłam.
- Będzie dobrze, zobaczysz - pocałował mnie we włosy. Wstaliśmy z miejsca i skierowaliśmy się w stronę budynku szkoły. W jednym momencie chłopak upadł na ziemię, trzymając się za brzuch. Na jego koszulce szybko zaczęła powstawać plama krwi. Przerażona doskoczyłam do niego i podniosłam materiał do góry. Jednak tam nie było nic.
- Dan, co się dzieje? - zapytałam, jego twarz była wykrzywiona w bólu.
- Idź po Victoriusa, szybko - powiedział ledwie słyszalnie. Szybko pokiwałam głową i pobiegłam do gabinetu dyrektora.
- Profesorze, szybko Dan potrzebuje pomocy - powiedziałam zaraz po otworzeniu drzwi. Mężczyzna zerwał się z miejsca i podążył zaraz za mną. Kiedy przybyliśmy na miejsce, chłopak siedział już na ziemi i nie było śladu po wcześniejszym ataku bólu. Jedynym dowodem była plama z krwi na koszulce.
- Co się dziej, dzieje, Dan? - zapytał John.
- Nie wiem, ale to chyba Rose. Ma kłopoty - powiedział i już po chwili leżał nieprzytomny na ziemi.
Zabraliśmy go do skrzydła szpitalnego.
- Co z nim? - zapytałam kiedy ułożyli go na łóżku.
- Możliwe, że to Rose doznaje tych obrażeń. Tak działa bliźniacza więź. - mówi spokojnie.
- Boże, Rose co się dzieje - szepczę. Wiem jedno, coś się dzieje. Coś niedobrego.

~Rose~

Świadomość, że jedna z najważniejszych osób w naszym życiu sprawia ból. Ból fizyczny, jest o wiele lepszy od psychicznego. Kiedy przekroczy się pewną granicę zabija. Ból psychiczny niszczy nas każdego dnia od nowa.
- To jak Rose podjęłaś decyzję? - zapytał mnie, jak się później dowiedziałam, Niall.
- Już wolałabym żeby mnie wampiry pogryzły, niż bym się do was przyłączyła. - mruknęłam, już nie miałam na nic siły, każdy kawałek mojego ciała bolał niemiłosiernie.
- Wiesz, że z minuty na minutę słabniesz?
- Wiesz, że z minuty na minutę rozmyślam nad sposobami twojej śmierci?
- Co powiesz na umowę? Na porozumienie? - zapytał, co mnie zszokowało.
- Jeśli mnie zainteresujesz to słucham. - co mam innego do wyboru?
- Wypuszczę cię  - powiedział, na co parsknęłam śmiechem.
- Nie no a poważnie? - zapytałam opanowując się.
- To może tak, nie będę ci już podawał lawendy - spojrzał w moje oczy. Widziałam w nich prośbę.
- Dlaczego to robisz?
- Po prostu, nikt jeszcze nie przeżył takich tortur i takiej ilości zioła we krwi. Normalnie powinnaś być nieprzytomna. Wiem, że to będzie trudna wojna, jednak dla nas nie do wygrania. - zakończył, zmarszczyłam brwi.
- Wiesz dlaczego Zayn mnie zdradził? - zadałam pytanie, które już od kilku dni mi chodziło po głowie.
- Mieli jego rodzinę, musiał poświęcić jedno bądź drugie, wiadomo...
- Rodzina jest najważniejsza - dokończyłam.
- Zrobili to, ponieważ wiedzieli, że nie poświęci swojej rodziny. Nawet dla ciebie.
- Skąd...
- Skąd wiemy, że nie zrobi tego dla ciebie? Nigdy nie rozumiałem tego. Ludzie walczą ze sobą, nienawidzą się i kochają. Dla tych, których kochają są w stanie zrobić wszystko, oddać za nich życie, sprawić, żeby nigdy nie czuli się odtrąceni. Widzę to po tobie, boli cię, że zostałaś tak potraktowana. Wyczuwam więzi między istotami, stąd wiem jak się czujesz. Wiem, jak bardzo cierpisz ty i jak bardzo cierpi on. - spojrzałam na niego. Nie wyglądał jak oni wszyscy, nie było w okół niego tej niebezpiecznej aury, wręcz przeciwnie można było wyczuć bezpieczeństwo.
- Jak stałeś się upadłym?
- Nie jestem nim, spójrz - podniósł rękaw bluzki, na przedramieniu zobaczyłam tatuaż w kształcie sztyletu, który oplatuje róża.
- Znak przymierza - szepnęłam
- Może je tylko ściągnąć ten, który założył, bądź ten, który ma przynieść koniec.
- Ten kto ma przynieść koniec? - spojrzałam w jego oczy.
- To ty Rose - odpowiedział z pewnością w oczach i głosie.

~Jenny~

Rose nie było od dobrych kilku dni, a do tego Dan leżał od tylu samu w szkrzydle szpitalnym i słabnął z każdym dniem. Co było najlepsze? Jemu nic nie było! To była ta głupia bliźniacza więź! Oczywiście martwiłam się o Rose, ale bolało mnie to, że Dan tak cierpiał. 
Siedziałam właśnie w jego sali. Olivia poszła się położyć, ponieważ siedziała przy nim całą noc, a Liam był na zajęciach. Nagle poczułam jak Dan rusza ręką. Mruczał coś pod nosem.
-Znak przymierza...-odwrócił głowę w drugą stronę.
-Dan, co ty mówisz?-spytałam zaniepokojona.
-... kto ma przynieść koniec?-wymruczał jeszcze ciszej.
-Dan! Co jest?-potrząsnęłam nim delikatnie.
Wstałam i chciałam iść do gabinetu dyrektora, ale nagle rozbolała mnie głowa. Upadłam na kolana łapiąc się za skronie. Przed sobą miałam morze. Kobieta ubrana w czarną zwiewną sukienkę wyciągała rękę w stronę mężczyzny, który był ubrany na biało. Kobieta miała lekko kręcone, brązowe włosy i lekką opalenizną. Bardziej przypominała dziewczynę, tak samo mężczyzna, chłopaka. Chłopak był blondynem z włosami ustwionymi do góry i śnieżnobiałej cerze. Kiedy złączyli dłonie rozbłysło światło, a ja zaczęłam krzyczeć z bólu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą zmartwionego Liam'a i dyrektora. 

~Liam~

Razem z Victorius'em szedłem do sali Dan. Będąc przy drzwiach usłyszeliśmy krzyki, krzyki Jenny. Czym prędzej otworzyłem drzwi. Zobaczyłem jak moja dziewczyna zwija się z bólu, już nie krzyczy, ale mruczy coś pod nosem. Złapałem ją w ramiona i wsłuchiwałem co mówi:

Przyjdzie taki dzień kiedy słońce i księżyc znajdą się w jednej linii. Morza będą wzburzone, a niebo czarne i oświetlone jedynie złotymi piorunami. W ten dzień do walki staną mroczni, jak i świetliści aniołowie. Po między nimi staną potomkowie, bliźnięta dwóch krwi i tylko oni zdecydują o dalszym losie niebios...

Nagle otwiera oczy. Patrzy na nas z przerażeniem. Victorius spogląda na mnie z zaniepokojeniem w oczach. Przytulam przestraszoną dziewczynę i próbuję jakoś uspokoić.

*kilka minut później*
-Wie pan może co się dzieję z Jen?-spytałem wchodząc do jego gabinetu.
-Tak, tak wiem... usiądź proszę.-wskazał na krzesło.-Posłuchaj mnie teraz uważnie.
-Dobrze.
-Jenny nie nazywa się Jenny Alice Richardson tylko Jennifer Margaret Wolverwood.-rozszerzyłem oczy do granic możliwości.
-Ale, ale jak to możliwe?!-krzyknąłem na całe gardło.
-Jest to możliwe. Jej rodzice to Andrew Morgan Wolverwood, archanioł, który już niestety nie żyję i Affie Lydia Wolverwood, wampirzyca, która zginęła razem z mężem.
-Ale związek wampira i archanioła jest zakazany.
-Oni się ukrywali. Zginęli właśnie przez radę. Wychowywali Jennifer do 8 roku życia i oddali ją pod opiekę Tom'a, który był kuzynem Affie. Richardson'owie mieli jeszcze syna.
-Fabiana.-dokończyłem za niego.
-Tak. Megan nie mogła donosić ciąży, więc Fabiana urodziła jakaś jej kuzynka, oczywiście dziecko było Megan i Tom'a, ale to jest mniej ważne. Andrew wyczyścił umysł córce i zastąpił go sztucznymi wspomnieniami...
-Stop! To znaczy, że Jenny nazywa się Jennifer? I jest pół aniołem, pół wampirem? To jest w ogóle możliwe?-parsknąłem śmiechem.-Przecież anioły są z wymiaru niebiańskiego, a wapiry podpiekielnego. Skrzydła Jen byłby inne!
-Liam, dobrze o tym wiem. Andrew był potężny, mógł wybielić jej szkrzydła.
-Okej, okej, ale nadal nierozumiem dlaczego Jenny... znaczy Jennifer się tak zachowuje?
-Anioły mają dary od Boga, a wampiry od diabła. A kiedy dar anielski i wampirzy się połączy powstaje coś bardzo silnego. Andrew miał dar wykrywania kłamstw, a Affie dar widzenia przyszłości, ale tą przyszłość można zmienić. Jennifer ma niewidzialność od Boga, ale dar mówienia prawdy w połączeniu z widzeniem zmiennej przyszłości daje wynik mówienia przepowiedni.
-Czyli to co mówiła Jen, to przepowiednia?
-Tak.

~Jennifer~

-Liam... to niemożliwe.-zaszlochałam w jego koszulę.
-Niestety, ale to prawda.-cmoknął mnie w czubek głowy.-Wszystko będzie dobrze...
-Co?!-odskoczyłam od niego.-Liam! Nic nie będzie dobrze! Mam fałszywe wspomnienia! Wszystko w moim życiu było jednym wielkim kłamstwem!-rozpłakałam się na dobre, a on ponownie przytulił mnie do siebie.-Przez tyle lat mnie okłamywali... było mi tak strasznie źle jak patrzyłam na ich cierpienie po mojej śmierci... a oni po prostu udawali...
-Jenny...
-Nie nazywam się Jenny Richardson, tylko Jennifer Wolverwood.

4 komentarze:

  1. Zajeb.... czekam na next. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest po prostu... Cudowny! <3
    Czekam (z niecierpliwoscią) na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow!
    Rozdział rewelacyjny!
    Matko niechcialabym być na miejscu Rose! To jest straszne!
    A ta akcja z Jenny a właściwie z Jennifer to już w ogóle! Dobrze że ma Liama!
    Z niecierpliwością czekam na kolejny!
    Kocham :*
    Weronika Dereń

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej . Znalazłam twojego bloga dzis na spisie i powiem ci ze jest rewelacyjny. Jak widac jest 1.23 i przeczytalam wszystkie rozdzialy ale bylo warto. Blog jest fantadtyczny i bardzo mi sie podoba pomysl ze jest inny niz wsxystkie cos nowego. Wg to super wymyslilas z tymi wiadomosciami na podrecznikach zesxytach i tp. Szkoda ze w rzeczywistosci tak nie mozna . Przez cale opowiadanie najbardziej pozytywna osoba wydawal sie byc dla mn Zayn i lubilam go nahbatdziej ale teraz nwm co myslec . Byl taki slodki i wg ale to co zrb Rose jest okropne ale przeciez nie mial wyjscia. Mam nadzieje ze moj komentarz jakos zacheci cie do pisana nowych rozdzialow bo wkasnie zdobylas nowego czytelnika ktory wiernie bd czekal na nowe rozdzialy. ~Lily :)

    OdpowiedzUsuń