sobota, 6 września 2014

Rozdział 14

~Dan~

Rozejrzałem się dookoła. Ponownie ktoś nadepnął na gałąź. 
-Chodź.-chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem w stronę hałasu.
Przykucnąłem i zacząłem szukać kogokolwiek wzrokiem. Postanowiłem wykorzystać to czego nauczyłem się od Victorius'a. Zamknąłem oczy i wypowiedziałem zaklęcie. Otworzyłem oczy, po czym wytężyłem wzrok. Widziałem każdą część szklarni. Podniosłem głowę i w rogu drugiego piętra zobaczyłem jak ktoś tam stoi. 
-Liv, idź do dyrektora. Szybko.-powiedziałem szepcząc.
-Dlaczego?-zapytała zaniepokojona.
-Ktoś jest na górze. Idź, sprowadź kogoś do pomocy.
-Nie zostawię cię samego.
-Musisz, poradzę sobie.
-Sprowadź Rose, razem dacie mu popalić.-uśmiechnęła się.
-Dobrze.-odwzajemniłem jej gest.
Wstała i ruszyła w stronę wyjścia. 
-Poczekaj.-chwyciłem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie.-Czegoś nie skończyliśmy.-uśmiechnąłem się, a ta spojrzała na mnie pytająco.
Wpiłem się w jej usta. Na początku Olivia była zaskoczona, ale później odwzajemniła pocałunek. Nie wiem jakim cudem, ale połączyłem się z Rose:
~Dan? Coś się stało?
~Przyjdź do szklarni, tej mniejszej szybko. Przeteleportuj się tu czy coś...
~Okej zaraz będę!
Rozmawiając z nią nadal całowałem się z Liv. 
-Po to miałam tu przyjść?-zapytała roześmiana patrząc na nas.
Szybko odsunąłem się od Olivii. Brunetka wybiegła z szklarni wymijając Rose.
-Powiedziałam coś nie tak?-obejrzała się za siebie.
-Nie, poszła po Victorius'a. Chodź na górę, tylko cicho. A i lepiej jak będziemy ze sobą rozmawiać w myślach.
-Dobra?-uniosła brew.
Bez słowa pociągnąłem ją w stronę schodów. Jak najciszej mogliśmy weszliśmy na górę. Zatrzymaliśmy się gdy ujrzeliśmy jakiegoś mężczyznę z... chyba był to Louis z drugiego roku. 
-Wolniej się nie dało?-zapytał mężczyzna ubrany na czarno.
-Oj dało.-ach ten Louis zawsze sarkastyczny.
-Nie podskakuj, mam gdzieś kim jest twój ojciec, w każdej chwili mogę cię zabić.
-Do rzeczy. Zastanowiłem się i...
-No?
-Zgadzam się.
-Fantastycznie.-zaśmiał się.-Daj rękę.-nakazał.
Chłopak podał rękę, a mężczyzna podwinął rękaw od jego bluzy. Przyłożył dłoń na ręce chłopaka i odchylił głowę. Pod dłonią mężczyzny przedarł się blask. 
~Dan zaśpiewaj! Musimy ich złapać.-rozkazała.
Otworzyłem usta, a słowa same zaczęły wypływać. Rose nie zatkała uszu, ponieważ nasza "bliźniacza więź" na to nie pozwalała. Obydwoje pod wpływem czaru słów upadli na podłogę zasypiając. Szybko podszedłem do Louis'a i spojrzałem na jego rękę. Wyglądało to jak jakiś tatuaż. Czarne skrzydła otaczające koronę. Wydawało mi się, że gdzieś już widziałem ten symbol czy też znak. Zobaczyłem, że Victorius wraz z Olivią i panią Cynthią weszli do szklarni. Liv rzuciła mi się na szyję, a ją przytuliłem. Pani Cynthia zabrała Louis'a i mężczyznę, a Rose wyszła razem z dyrektorem. Spojrzałem brunetce w oczy i pocałowałem.
~Czy to znaczy, że jesteśmy razem?-zapytała nie przerywając.
~Na to pytanie powinnaś znać już odpowiedź...

~Jenny~

*trzy dni później*
Wzięłam do ręki torebkę pasującą do mojej sukienki. Dziś miałam spotkać się z rodzicami Liam'a. Westchnęłam i ostatni raz spojrzałam w lustro. Przed oczami pojawił mi się obraz dwóch aniołów. Mężczyzna ubrany na biało i kobieta ubrana na czarno. Przetarłam oczy. Usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam mojego chłopaka. 
-Łał, wyglądasz pięknie.-złapał mnie za rękę.
-Dziękuję.-zarumieniłam się delikatnie.-Idziemy?
-Oczywiście.-uśmiechnął się.
Przenieśliśmy się pod dom, a właściwie rezydencję rodziny Payne. Przed wejściem czekali na nas rodzice chłopaka.
-Witaj synku!-mama Liam'a przytuliła go.
Za to ojciec przywitał bruneta uściśnięciem ręki.
-Ty pewnie jesteś Jenny, dziewczyna Liam'a?-uśmiechnęła się w moją stronę.
-Tak proszę pani, Jenny Richardson.-uścisnęłam jej dłoń.
-Jestem Karen, a to mój mąż George.
-Miło mi cię poznać.-mężczyzna ukłonił się lekko.
-Mi również.-uśmiechnęłam się radośnie.
-Ooo... niebieska torebka?-zapytała patrząc na mój dodatek.
-Tak, coś nie w porządku?-zapytałam z grzecznością.
-Nie jesteś anielicą od urodzenia?-spytał tym razem ojciec.
~Nie powiedziałeś im?-wysłałam do jego głowy.
~Nie, bo... oni zakazali mi spotykać się z "nieczystymi"...
~"Nieczystymi"? Czyli jestem gorsza?
~Ależ nie, kochanie. Moi rodzice tak uważają...
-Jestem anielicą od urodzenia, tylko... dopasowałam tą torebkę. Kolor nie jest ważny.-odpowiedziałam, i na szczęście uwierzyli mi.
-Aha. Jak rodzice się nazywają?-kolejne pytanie padło ze strony matki chłopaka.
-Amy i Morgan Richardson. Zginęli podczas wojny.-co prawda skłamałam i czułam się z tym naprawdę źle.
-Chyba kojarzę. Ale dobrze to nie ważne. Zapraszam do środka.

~Rose~
- WOW... - tylko tyle usłyszałam od mojego chłopaka otwierając drzwi. 
- Dziękuję - podeszłam delikatnie go całując. 
- Pięknie wyglądasz - pokazał swoje uzębienie.
- Powiedz mi coś czego nie wiem - pokazałam mu język na co odpowiedział mi śmiechem. Razem udaliśmy się do ogrodu, gdzie był ułożony koc, na którym stał koszyk.
- Zapraszam - usiadłam na materiale, a chłopak zajął miejsce obok mnie. Zajadaliśmy się przygotowanymi przysmakami śmiejąc się do rozpuku.
- Wiesz, że tak bym chciała zawsze? - zapytałam, kładąc się na kocu.
- Tak będzie, obiecuję - zapewnił i przytulił mnie do swojego boku.
~Dan coś się stało? - zapytałam przyjaciela.
~Przyjdź do szklarni, tej mniejszej szybko. Przeteleportuj się tu czy coś...
~Okej zaraz będę! - szybko wstałam na równe nogi, przez co spotkałam się z zdziwionym spojrzeniem chłopaka.
- Dan ma kłopoty, muszę mu pomoc - wyjaśniłam pośpiesznie. 
- Oczywiście - lekki grymas pojawił się na jego twarzy.
- Przepraszam - szybko musnęłam jego usta i teleportowałam się do szklarni.
~*~
Kiedy już schwytaliśmy Louisa wraz z jak się później okazało, Stylesem. Czekaliśmy, aż ten drugi wreszcie się obudzi. W końcu nastąpił ten moment. Usiadł i przetarł twarz. Pierwsze co zobaczył, to moją osobę. Lekki uśmiech wpełzł na jego twarz.
- Kogo moje piękne oczy widzą. Czyż to nie nasza wspaniała Rose? - zapytał z kpiną. Prychnęłam.
- Mogłabym to samo o tobie powiedzieć. Jednak, tego nie zrobię - uniosłam jeden kącik ust do góry.
- Co cię, słoneczko, tutaj sprawdza? - zapytał.
- Wiesz, nie lubię, kiedy ktoś mi zaczyna pod nosem coś knuje - przekręciłam głowę lekko w bok.
- I co z tym zrobisz? - zapytał. Podeszłam do niego bardzo blisko, tak, że prawie stykaliśmy się nosami.
- Powiesz mi wszystko co wiesz - jego źrenice się rozszerzyły i zwężyły, po czym rozpoczęliśmy przesłuchanie.
~Liv~ 

- Ty i Dan - to coś poważnego? - zapytała Rose, kiedy obserwowałyśmy lekcje latania. 
- Tak sądzę - uśmiechnęłam się lekko. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone. 
- Oooo... Liv, ty się rumienisz - zagryzła wargę, żeby się nie roześmiać. 
- Przestań - mruknęłam i lekko ją pchnęłam. 
- Drogie panie, tylko bez przemocy - zaśmiał się Zayn, który jak widać jednak raczył zaszczycić nas swoją obecnością.  Prychnęłam. 
- Oj Liv, sytuacja w jakiej was zastałam była całkiem urocza - powiedziała Rose i trąciła mnie ramieniem.
- Daj spokój. - mruknęłam.
- Smith, twoja kolej - usłyszeliśmy głos nauczycielki. Podeszłam do niej i wzięłam się za wykonywanie ćwiczenia.

~Rose

- Co powiesz na małą wycieczkę? - zapytał mnie Zayn.
- Zależy, gdzie, kiedy ... - chciałam dalej wymienić, jednak przerwał mi pocałunkiem.
- Ufasz mi? - szepnął patrząc prosto w moje oczy.
- Oczywiście - odpowiedziałam pewnie.
- Po prostu się zgódź - skinęłam głową i lekko musnęłam jego wargi.

... nasze dłonie splecione zaufaniem,
usta łączące się pocałunkiem szczerości,
dusze wrażliwość znające,
nie licząc czasu . szczęście z sobą dzieląc!
serca nasze ... pachnące czystością . kwitnącej w Nas miłości ....

~*

- Zayn, gdzie ty mnie zabierasz? - zapytałam, kiedy byłam prowadzona z zakrytymi oczami. 
- Jeszcze kawałek - usłyszałam przy uchu, przez ciało przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Poczułam pod stopami piasek, w uszach słychać było szum wody. Po kilku chwilach moje oczy zostały odsłonięte. Zamrugałam kilkakrotnie, gdyż słońce świeciło prosto w moje oczy. Oniemiałam. Przede mną rozciągał się piękny widok na zachodzące słońce. Wyglądało to jakby woda pochłaniała słońce. Usiedliśmy na jednym z przygotowanych leżaków, pod wspaniałym słomianym daszkiem.
- Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś - powiedziałam i spojrzałam na twarz chłopaka. Idealne proporcje twarz, ciała. Piękne, hipnotyzujące oczy, w których tonę za każdym razem. Kilkudniowy zarost zdobił policzki, tak przyjemnie łaskotał skórę mojej twarzy. Perfekcja - to słowo, które zawsze go opisuje. Poczułam jego dłonie oplatające mą talię.
- Przepraszam - spojrzałam na niego zdziwiona. Za co? - Kocham cię - dodaje, a czuję jak ogarnia mnie senność, ostatnie co czuje to jego usta na swoich. Ostatnie co słyszę to " Mam nadzieję, że wybaczysz mi to Rose". Ostatnie co widzę to czekoladowe tęczówki, pełne bólu, miłości i smutku. W tym momencie ogarnęła mnie ciemność.

- Bolało? 
- Tak.. 
- Przepraszam 
- I tak niczego to nie zmieni. 

----------------------------------------------
Wybaczcie przede wszystkim mnie, że tak długo nic nie było, ale czekam na nowego laptopa. W dodatku to blogger się ostatnio się zbuntował i miałam ciągłe problemy z nim. Ale teraz postaram się szybciej napisać moją część. Little Lies 

4 komentarze:

  1. Rozdział po prostu genialny!
    Szkoda mi Jenny :( musi tak oszukiwać :/ to nie jest miłe. Jenny pewnie będzie zła na Liama.
    Kurde ale z drugiej strony to Liam też ma przerabane... Co on potem powie rodzicom? Ciekawa jestem jak zareaguja jak się dowiedzą. Pewnie zadowoleni nie będą.
    Kurde co on jej zrobił! Mam nadzieje że nic złego bo jak tak to mu nogi z tylka powyrywam!
    Z niecierpliwością czekam na następny!
    Kocham :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O J A P I E R D O L E ! !
    Tego to się w ogóle nie spodziewałam...
    Ten rozdział podobał mi się STRASZNIE !!
    Troszkę krótki, ale zajebisty :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No supeeer! czekam na rozwinięcie akcji !

    OdpowiedzUsuń
  4. O boże co się teraz dzieje Chcę dalej jak najszybciej

    OdpowiedzUsuń