~Jennifer~
Wskazałam na łóżko, aby usiadł, po czym sama to zrobiłam. Spojrzałam na niego i chciałam coś powiedzieć, ale Dan mnie uprzedził:
- Chciałem pogadać o tym co się między nami stało...-westchnął pocierając kark.
- Przecież obiecałam, że nikomu nie powiem.-wzruszyłam ramionami.
- Nie o to mi chodzi... po prostu czuję, że między nami jest niezręcznie po tej sytuacji...
- Może faktycznie tak jest, ale masz jakiś pomysł, aby to zmienić?
- Tak, pomyślałem, że mogę użyć perswazji żebyś o tym zapomniała.
- Ale co w takim razie z tobą? Ty nie chcesz zapomnieć?
- Poproszę Rose, ale martwi mnie jedno...
- A mianowicie?
- Czy w momencie, w którym wiesz do czego doszło, ona nie robiła czasem czegoś ważnego i może o tym zapomnieć.
- Może tak się nie stanie, to mało prawdopodobne, odczuwacie tylko więź fizyczną.
- Właśnie, nie. W tym tkwi problem. Wczuwamy też więź emocjonalną, często jest tak, że ja jestem szczęśliwy i ona także, ale tego nie chcę. Potrafimy czytać sobie w myślach, nawet z barierą. Rozumiemy się bez słów...
- Jesteście jakby jedną osobą w dwóch ciałach.
- Tak, chyba można tak powiedzieć.
- Czyli jak cię kopnę to Rose też poczuje ból?
- Tak, ale nie rób tego.-uśmiechnął się promiennie.
- Okay...-zachichotałam.- To trochę dziwne...
- Nie wiesz co jest jeszcze dziwniejsze. Prawdopodobnie ta więź się pogłębia.
- Jak to pogłębia?!
- Jakiś czas temu czuliśmy tylko wspólny ból, a teraz prawie wszystko.
- Da się to jakoś zatrzymać?
- Nie mam pojęcia.
Na jego słowa zamarłam. Co się stanie kiedy będą odczuwali to samo? Czy da się to zatrzymać? Czy da się to zniszczyć? Jeśli tak to w jaki sposób? Następne pytania bez odpowiedzi przedostały się do mojej głowy.
*następnego dnia*
Delikatne promienie słoneczne próbujące wydostać się z ciemnego nieba, obudziły mnie. Podeszłam do okna, otworzyłam je szeroko. Przywitał mnie rześki, ale jakże zimny powiew wiatru. Zaciągnęłam się porannym powietrzem.
Zamrugałam kilkukrotnie, a przed oczami nie miałam już widoku na kampus i budynek akademii, lecz ogród, którego nigdy wcześniej nie widziałam, a zdawał się być taki znajomy. Niedaleko przede mną stało drzewo, zaraz za nim przykucnęła mała dziewczynka. Miała śliczne karmelowe włosy, opadające kaskadami na ramiona, czerwone, a wręcz szkarłatne oczy, małe usteczka wykrzywiające się w uśmiechu oraz delikatnie różowe policzki. Nagle do dziewczynki podeszła kobieta. Miała takie same włosy jak ona, lecz jej tęczówki były złote. Dziewczynka wzięła do ręki niebieski kwiat i pokazała kobiecie.
- Patrz mamusiu! Robi się czerwony!-zachwycała się.
- Widzę skarbie.-uśmiechnęła się delikatnie.
Nagle do ogrodu przybiegł mężczyzna. Był ubrany w biel, włosy miał rozczochrane, a twarz wyrażającą niepokój.
- Affie, nie jest dobrze.
Affie? Moja mama! A ten facet to mój tata! Czyli... tą małą dziewczynką jestem ja?
- Oni już wiedzą.-dodał zaciskając dłonie w pięści.
Mama zerwała się gwałtownie, zabierając 'małą' mnie ze sobą. Obraz się rozmazał.
Poczułam dłoń na ramieniu oraz słyszałam coraz głośniejsze wołanie mojego imienia. Widok stawał się wyraźniejszy.
- Jen! Halo! Powrót do nieba!-blondyn lekko mną potrząsnął.
Mruknąwszy cicho, zabrałam jego ręce z ramion.
- Już myślałem, że odpłynęłaś.-zaśmiał się.
- Po części.
- Znowu miałaś przepowieść albo wizję?
- Lepiej! Dan! Widziałam swoich rodziców!-rzuciłam mu się na szyję.
- To znaczy, że odzyskujesz wspomnienia?-spojrzał mi w oczy z uśmiechem na ustach.
- Tak! Właśnie to znaczy!-wtuliłam się w niego.
- Cieszę się.-objął mnie niepewnie.
***
Wzięłam do ręki miseczkę z owocami, po czym udałam się w stronę naszego stolika. Liv trzymała kurczowo dłoń Dan'a, Horan siedział na przeciw zamyślonej Rose, którą obejmował Zayn. Brakowało mi Fabian'a oraz Liam'a, ale bardziej mojego chłopaka. Minął zaledwie jeden dzień, a ja już czułam pustkę. Usiadłam obok Niall'a witając się z wszystkimi. Zajęłam się jedzeniem. Uniosłam wzrok, po czym zaczęłam dławić się truskawką. Zaskoczony blondyn poklepał mnie po plecach aż przestałam się krztusić.
- Jen, okay?-spytał Zayn.
- Tak.-mruknęłam ponuro wpatrując się w stolik niedaleko nas.- Dlaczego Fabian siedzi z tą wywłoką?
- Wiesz... nie chciałem cię denerwować, bo nie wiadomo co byś zrobiła, ale oni spotykają się od kilku tygodni.-odpowiedział niepewnie Dan.
- Świetnie, cały dzień zniszczony...-warknęłam.
- Oj przesadzasz! Nie jest aż tak źle! Chyba naprawdę się lubią! Monic nie jest już taka sama, jej uśmiech nie jest już wredny oraz jest całkowicie miła!-Liv próbowała mnie przekonać.
- Ona czegoś chce, nie zmieniła by się od tak.-ciągnęłam dalej swoje.
- Niall, Zayn, musimy się zbierać trening nie poczeka.-powiedział po chwili Dan.
- Racja.-przytaknęli i poszli.
Rose dalej trwała w bezruchu i milczeniu. Przeniosłam wzrok na stolik, przy którym siedzieli Fabian i Monic, ale obraz zaczął się rozmazywać.
Przed oczami miałam jakiś gabinet. Pełno papierów było porozrzucanych na podłodze, sterta książek leżała w kącie. Nagle klamka poruszyła się gwałtownie, a do środka wszedł... tata. Zrzucił kolejne papiery na ziemie, które znajdowały się na biurku, ale najwyraźniej nie znalazł tego czego szukał. Podszedł do biblioteczki, przeglądał dokładnie każdą książkę, a nie właściwe zrzucał. Zdenerwowany rozglądał się po pokoju, myśląc gdzie może znajdować się jego zguba. Odwrócił wzrok w kierunku drzwi, w których stałam mała ja. Trzymałam w rękach ciężką księgę. Podszedł do mnie zabierając mi przedmiot. W jego dłoniach książkę optudł zamek.
- Gdzie ją znalazłaś?-zapytał.
- Sama do mnie przyszła.
Po tych słowach poczułam dźganie w w ramie, a obraz stołówki powrócił.
- Hej, Jen! Niebo do Jennifer!-wrzasnęła mi do ucha Rose.- Odpłynęłaś?
Nie zważając na nią, wyciągnęłam z plecaka szkicownik i zaczęłam rysować. Biały papier zaczął wypełniać się kreskami, tworzącymi widzianą wspomnieniu księgę. Dziewczyny patrzyły się na mnie w skupieniu. Kiedy skończyłam podsunęłam kartkę Rose.
- Co to jest?-zapytała Liv.
- To czego szukam.-odpowiedziała.- Gdzie ją widziałaś?
- W moim wspomnieniu, mój tata jej szukał, a ja ją miałam.
- To księga upadłych, czarna księga.-powiedziała szeptem.
Czarna księga, nie skończy się to dobrze...
- Rose? Dlaczego ty jej szukasz? - pytanie Liv odbiło się w mojej głowie. Dlaczego?
- To długa i skomplikowana historia - westchnęłam. Jen przyglądała mi się podejrzliwie.
- Spotkajmy się wszyscy wieczorem, wtedy nam opowiesz - pokiwałam głową. Bez słowa wstałam od stolika i skierowałam się w stronę sali magicznych stworzeń. Zajęłam swoje miejsce, co dziwne Jennifer nie pojawiła się na zajęciach.
- Otwórzcie podręczniki nas stronie 86 - spojrzałam w kierunku, jednej z moich ulubionych nauczycielem. Miałam wrażenie jakby czas był dla niej łaskawy, albo to ona specjalnie się nie starzeje. Wyglądała wręcz kwitnąco. Cóż... taki żywot. Otworzyłam książkę na właściwej stronie, a w oczy rzucił mi się napis " niebezpieczne połączenia". Ze zmarszczonymi brwiami czytałam kilka pierwszych wersów.
"Od kilku stuleci łączenie się w pary dwóch różnych istot jest zakazane. Pochodzące z tych związków istoty są niebezpieczne a zarazem nieszkodliwe." To nie miało najmniejszego sensu, skoro są nieszkodliwe, to dlaczego starają się ich zlikwidować.
- Jak wiecie, każda rasa dąży do osiągnięcia pozycji w całym świecie. Cóż nie każdemu się udaje, dlaczego właśnie bardzo często powstają pary, które tworzą te istoty.
- Pani profesor mówi, jakby to były jakieś szkarady, a są to dzieci. Rada zabija je, bo myśli, że są niebezpieczne. Nieszkodliwe, jednak niebezpieczne. Przecież one nie są niczemu winne. - powiedziałam, czym zwróciłam uwagę całej grupy.
- Posłuchajcie mnie uważnie. Istoty te są niebezpieczne i łaknące władzy...
- Dlaczego pani wygaduje takie bzdury? Już większe niebezpieczeństwo stwarzają Upadli niż oni - warknęłam - może jeszcze pani powie, że Jennifer jest niebezpieczna i powinna zginąć?
- Owszem, jednakże rada podjęła w tej sprawie decyzje - już jej nienawidzę, cofam poprzednie słowa.
- Właśnie przez takie myślenie mamy wojnę na głowie - wstałam z miejsca i ruszyłam w kierunku drzwi. Zatrzymałam się w pół kroku i odwróciłam co całej grupy.
- Jeżeli, zobaczę, bądź usłyszę, że mojej przyjaciółce coś się stało. Przysięgam, ukatrupię własnymi rękami - otworzyłam drzwi, po czym głośnym trzaśnięciem obwieściłam swoją złość. Weszłam do łazienki i stanęłam przed umywalką, na której oparłam się rękoma. Spojrzałam w lustro wiszące nad nią. Moje oczy znów były róże, jedno błękitne, drugie zaś brązowe,
Znowu to robisz, a czas leci. Zajmij się wreszcie czym należy .
Napis na lustrze podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody. Starłam go szybko, wzięłam parę głębokim oddechów na uspokojenie. Znów spojrzałam w lustro i odetchnęłam z ulgą moje oczy znów były naturalnie brązowe.
Czas, leci... a przecież mamy go niewiele.
- Okey... emmm... pamiętacie dzień, w którym pokłóciłyśmy się z Jen przez moje zachowanie w stosunku do Fabiana? - zgodnie pokiwali głowami - to był pierwszy raz kiedy skontaktował się ze mną.
- Kto? - przerwał mi Dan.
- Stefan Apollo
- To niemożliwe - powiedział Zayn - przecież on nie żyje od lat.
- Nie pamiętasz, że część jego mocy przeszła na mnie? Już wiem, że nie tylko mocy ale także i duszy.
- Możesz to jakoś udowodnić? - zapytała Jennifer, spojrzałam na nią z niedowierzaniem
- Nie wierzysz mi - nie zapytałam - stwierdziłam.
- Mam chyba podstawy, żeby ci nie wierzyć - mruknęła. Zacisnęłam zła dłonie, aż pobladły mi kłykcie. Zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na nią.
- Rose. Twoje oczy... - spojrzałam na Malika i spuściłam głowę w dół. Podszedł do mnie i podniósł mój podbródek.
- Mi tam się podoba - szepnął, uśmiechnęłam się lekko.
- Dobra i co z tą całą księgą? - zapytał Dan.
- Jest ona swego rodzaju bronią, muszę ją znaleźć za nim zrobią to Upadli - powiedziałam po czym przytuliłam się do Zayna.
Leżąc w ramionach ukochanego czujesz się bezpiecznie, jakby to było twoje schronienie na całe zło.
- Co się dzieje? - podniosłam się na rękach i położyłam głowę na jego klatce piersiowej, tak, że z łatwością mogłam patrzeć w jego oczy.
- Nic, wszystko gra - odpowiedział i musnął ustami mą dłoń.
- Nie kłam, przecież widzę - szepnęłam.
- Po prostu się boję. Boję się, że mogę cię stracić - uśmiechnęłam się ciepło w jego stronę.
- Nie stracisz - powiedziałam pewnie.
- Rosie... - zagarnął kosmyk moich włosów za ucho - wojna wisi w powietrzu.
- Być może, ale ja wiem co mówię, nie stracisz mnie - usiadłam na nim okrakiem uśmiechając się, pochyliłam się na jego twarzą i złożyłam na ustach pocałunek. Jeden, drugi, trzeci...
- Jesteście jakby jedną osobą w dwóch ciałach.
- Tak, chyba można tak powiedzieć.
- Czyli jak cię kopnę to Rose też poczuje ból?
- Tak, ale nie rób tego.-uśmiechnął się promiennie.
- Okay...-zachichotałam.- To trochę dziwne...
- Nie wiesz co jest jeszcze dziwniejsze. Prawdopodobnie ta więź się pogłębia.
- Jak to pogłębia?!
- Jakiś czas temu czuliśmy tylko wspólny ból, a teraz prawie wszystko.
- Da się to jakoś zatrzymać?
- Nie mam pojęcia.
Na jego słowa zamarłam. Co się stanie kiedy będą odczuwali to samo? Czy da się to zatrzymać? Czy da się to zniszczyć? Jeśli tak to w jaki sposób? Następne pytania bez odpowiedzi przedostały się do mojej głowy.
*następnego dnia*
Delikatne promienie słoneczne próbujące wydostać się z ciemnego nieba, obudziły mnie. Podeszłam do okna, otworzyłam je szeroko. Przywitał mnie rześki, ale jakże zimny powiew wiatru. Zaciągnęłam się porannym powietrzem.
Zamrugałam kilkukrotnie, a przed oczami nie miałam już widoku na kampus i budynek akademii, lecz ogród, którego nigdy wcześniej nie widziałam, a zdawał się być taki znajomy. Niedaleko przede mną stało drzewo, zaraz za nim przykucnęła mała dziewczynka. Miała śliczne karmelowe włosy, opadające kaskadami na ramiona, czerwone, a wręcz szkarłatne oczy, małe usteczka wykrzywiające się w uśmiechu oraz delikatnie różowe policzki. Nagle do dziewczynki podeszła kobieta. Miała takie same włosy jak ona, lecz jej tęczówki były złote. Dziewczynka wzięła do ręki niebieski kwiat i pokazała kobiecie.
- Patrz mamusiu! Robi się czerwony!-zachwycała się.
- Widzę skarbie.-uśmiechnęła się delikatnie.
Nagle do ogrodu przybiegł mężczyzna. Był ubrany w biel, włosy miał rozczochrane, a twarz wyrażającą niepokój.
- Affie, nie jest dobrze.
Affie? Moja mama! A ten facet to mój tata! Czyli... tą małą dziewczynką jestem ja?
- Oni już wiedzą.-dodał zaciskając dłonie w pięści.
Mama zerwała się gwałtownie, zabierając 'małą' mnie ze sobą. Obraz się rozmazał.
Poczułam dłoń na ramieniu oraz słyszałam coraz głośniejsze wołanie mojego imienia. Widok stawał się wyraźniejszy.
- Jen! Halo! Powrót do nieba!-blondyn lekko mną potrząsnął.
Mruknąwszy cicho, zabrałam jego ręce z ramion.
- Już myślałem, że odpłynęłaś.-zaśmiał się.
- Po części.
- Znowu miałaś przepowieść albo wizję?
- Lepiej! Dan! Widziałam swoich rodziców!-rzuciłam mu się na szyję.
- To znaczy, że odzyskujesz wspomnienia?-spojrzał mi w oczy z uśmiechem na ustach.
- Tak! Właśnie to znaczy!-wtuliłam się w niego.
- Cieszę się.-objął mnie niepewnie.
***
Wzięłam do ręki miseczkę z owocami, po czym udałam się w stronę naszego stolika. Liv trzymała kurczowo dłoń Dan'a, Horan siedział na przeciw zamyślonej Rose, którą obejmował Zayn. Brakowało mi Fabian'a oraz Liam'a, ale bardziej mojego chłopaka. Minął zaledwie jeden dzień, a ja już czułam pustkę. Usiadłam obok Niall'a witając się z wszystkimi. Zajęłam się jedzeniem. Uniosłam wzrok, po czym zaczęłam dławić się truskawką. Zaskoczony blondyn poklepał mnie po plecach aż przestałam się krztusić.
- Jen, okay?-spytał Zayn.
- Tak.-mruknęłam ponuro wpatrując się w stolik niedaleko nas.- Dlaczego Fabian siedzi z tą wywłoką?
- Wiesz... nie chciałem cię denerwować, bo nie wiadomo co byś zrobiła, ale oni spotykają się od kilku tygodni.-odpowiedział niepewnie Dan.
- Świetnie, cały dzień zniszczony...-warknęłam.
- Oj przesadzasz! Nie jest aż tak źle! Chyba naprawdę się lubią! Monic nie jest już taka sama, jej uśmiech nie jest już wredny oraz jest całkowicie miła!-Liv próbowała mnie przekonać.
- Ona czegoś chce, nie zmieniła by się od tak.-ciągnęłam dalej swoje.
- Niall, Zayn, musimy się zbierać trening nie poczeka.-powiedział po chwili Dan.
- Racja.-przytaknęli i poszli.
Rose dalej trwała w bezruchu i milczeniu. Przeniosłam wzrok na stolik, przy którym siedzieli Fabian i Monic, ale obraz zaczął się rozmazywać.
Przed oczami miałam jakiś gabinet. Pełno papierów było porozrzucanych na podłodze, sterta książek leżała w kącie. Nagle klamka poruszyła się gwałtownie, a do środka wszedł... tata. Zrzucił kolejne papiery na ziemie, które znajdowały się na biurku, ale najwyraźniej nie znalazł tego czego szukał. Podszedł do biblioteczki, przeglądał dokładnie każdą książkę, a nie właściwe zrzucał. Zdenerwowany rozglądał się po pokoju, myśląc gdzie może znajdować się jego zguba. Odwrócił wzrok w kierunku drzwi, w których stałam mała ja. Trzymałam w rękach ciężką księgę. Podszedł do mnie zabierając mi przedmiot. W jego dłoniach książkę optudł zamek.
- Gdzie ją znalazłaś?-zapytał.
- Sama do mnie przyszła.
Po tych słowach poczułam dźganie w w ramie, a obraz stołówki powrócił.
- Hej, Jen! Niebo do Jennifer!-wrzasnęła mi do ucha Rose.- Odpłynęłaś?
Nie zważając na nią, wyciągnęłam z plecaka szkicownik i zaczęłam rysować. Biały papier zaczął wypełniać się kreskami, tworzącymi widzianą wspomnieniu księgę. Dziewczyny patrzyły się na mnie w skupieniu. Kiedy skończyłam podsunęłam kartkę Rose.
- Co to jest?-zapytała Liv.
- To czego szukam.-odpowiedziała.- Gdzie ją widziałaś?
- W moim wspomnieniu, mój tata jej szukał, a ja ją miałam.
- To księga upadłych, czarna księga.-powiedziała szeptem.
Czarna księga, nie skończy się to dobrze...
~Rose~
- Rose? Dlaczego ty jej szukasz? - pytanie Liv odbiło się w mojej głowie. Dlaczego?
- To długa i skomplikowana historia - westchnęłam. Jen przyglądała mi się podejrzliwie.
- Spotkajmy się wszyscy wieczorem, wtedy nam opowiesz - pokiwałam głową. Bez słowa wstałam od stolika i skierowałam się w stronę sali magicznych stworzeń. Zajęłam swoje miejsce, co dziwne Jennifer nie pojawiła się na zajęciach.
- Otwórzcie podręczniki nas stronie 86 - spojrzałam w kierunku, jednej z moich ulubionych nauczycielem. Miałam wrażenie jakby czas był dla niej łaskawy, albo to ona specjalnie się nie starzeje. Wyglądała wręcz kwitnąco. Cóż... taki żywot. Otworzyłam książkę na właściwej stronie, a w oczy rzucił mi się napis " niebezpieczne połączenia". Ze zmarszczonymi brwiami czytałam kilka pierwszych wersów.
"Od kilku stuleci łączenie się w pary dwóch różnych istot jest zakazane. Pochodzące z tych związków istoty są niebezpieczne a zarazem nieszkodliwe." To nie miało najmniejszego sensu, skoro są nieszkodliwe, to dlaczego starają się ich zlikwidować.
- Jak wiecie, każda rasa dąży do osiągnięcia pozycji w całym świecie. Cóż nie każdemu się udaje, dlaczego właśnie bardzo często powstają pary, które tworzą te istoty.
- Pani profesor mówi, jakby to były jakieś szkarady, a są to dzieci. Rada zabija je, bo myśli, że są niebezpieczne. Nieszkodliwe, jednak niebezpieczne. Przecież one nie są niczemu winne. - powiedziałam, czym zwróciłam uwagę całej grupy.
- Posłuchajcie mnie uważnie. Istoty te są niebezpieczne i łaknące władzy...
- Dlaczego pani wygaduje takie bzdury? Już większe niebezpieczeństwo stwarzają Upadli niż oni - warknęłam - może jeszcze pani powie, że Jennifer jest niebezpieczna i powinna zginąć?
- Owszem, jednakże rada podjęła w tej sprawie decyzje - już jej nienawidzę, cofam poprzednie słowa.
- Właśnie przez takie myślenie mamy wojnę na głowie - wstałam z miejsca i ruszyłam w kierunku drzwi. Zatrzymałam się w pół kroku i odwróciłam co całej grupy.
- Jeżeli, zobaczę, bądź usłyszę, że mojej przyjaciółce coś się stało. Przysięgam, ukatrupię własnymi rękami - otworzyłam drzwi, po czym głośnym trzaśnięciem obwieściłam swoją złość. Weszłam do łazienki i stanęłam przed umywalką, na której oparłam się rękoma. Spojrzałam w lustro wiszące nad nią. Moje oczy znów były róże, jedno błękitne, drugie zaś brązowe,
Znowu to robisz, a czas leci. Zajmij się wreszcie czym należy .
Napis na lustrze podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody. Starłam go szybko, wzięłam parę głębokim oddechów na uspokojenie. Znów spojrzałam w lustro i odetchnęłam z ulgą moje oczy znów były naturalnie brązowe.
Czas, leci... a przecież mamy go niewiele.
***
- Możesz powiedzieć wreszcie o co chodzi? - zapytała Jennifer, patrząc prosto w moje oczy.- Okey... emmm... pamiętacie dzień, w którym pokłóciłyśmy się z Jen przez moje zachowanie w stosunku do Fabiana? - zgodnie pokiwali głowami - to był pierwszy raz kiedy skontaktował się ze mną.
- Kto? - przerwał mi Dan.
- Stefan Apollo
- To niemożliwe - powiedział Zayn - przecież on nie żyje od lat.
- Nie pamiętasz, że część jego mocy przeszła na mnie? Już wiem, że nie tylko mocy ale także i duszy.
- Możesz to jakoś udowodnić? - zapytała Jennifer, spojrzałam na nią z niedowierzaniem
- Nie wierzysz mi - nie zapytałam - stwierdziłam.
- Mam chyba podstawy, żeby ci nie wierzyć - mruknęła. Zacisnęłam zła dłonie, aż pobladły mi kłykcie. Zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na nią.
- Rose. Twoje oczy... - spojrzałam na Malika i spuściłam głowę w dół. Podszedł do mnie i podniósł mój podbródek.
- Mi tam się podoba - szepnął, uśmiechnęłam się lekko.
- Dobra i co z tą całą księgą? - zapytał Dan.
- Jest ona swego rodzaju bronią, muszę ją znaleźć za nim zrobią to Upadli - powiedziałam po czym przytuliłam się do Zayna.
Leżąc w ramionach ukochanego czujesz się bezpiecznie, jakby to było twoje schronienie na całe zło.
- Co się dzieje? - podniosłam się na rękach i położyłam głowę na jego klatce piersiowej, tak, że z łatwością mogłam patrzeć w jego oczy.
- Nic, wszystko gra - odpowiedział i musnął ustami mą dłoń.
- Nie kłam, przecież widzę - szepnęłam.
- Po prostu się boję. Boję się, że mogę cię stracić - uśmiechnęłam się ciepło w jego stronę.
- Nie stracisz - powiedziałam pewnie.
- Rosie... - zagarnął kosmyk moich włosów za ucho - wojna wisi w powietrzu.
- Być może, ale ja wiem co mówię, nie stracisz mnie - usiadłam na nim okrakiem uśmiechając się, pochyliłam się na jego twarzą i złożyłam na ustach pocałunek. Jeden, drugi, trzeci...
**************************
Witajcie <3
Jest taka sprawa, mówiłyśmy, że rozdziały będą co dwa tygodnie, jednak czas nie jest dla nas łaskawy i nie mogłyśmy znaleźć chwili na napisanie czegokolwiek. Postaramy się zrehabilitować :*
Little Lies and Avelen Xx