~Rose~
Otworzyłam oczy czego po chwili pożałowałam. Mianowicie oślepiły mnie promienie słoneczne. Ponowiłam próbę i tym razem kilkakrotnie zamrugałam. Rozejrzałam się dookoła. Gdzie ja jestem? Nie poznawałam tego miejsca. Dopiero teraz poczułam czyjś dotyk. Odwróciłam się w ową stronę i spotkałam te czekoladowe tęczówki, które tak uwielbiam.
- Gdzie ja jestem? - zapytałam marszcząc brwi.
- To skrzydło szpitalne. Jak się czujesz? - zapytał.
- Jakby mnie coś przeżuło i wypluło. - mruknęłam na co chłopak się zaśmiał.
- Nie dziwne.
- Co ty tutaj tak w ogóle robisz? - warknęłam w jego stronę.
- No nie wiem siedzę? - sarknął.
- Skoro już skończyłeś to możesz sobie pójść, nie mam ochoty na twoje towarzystwo. - odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Rose przestań zachowywać się jak egoistka. Nie rozumiesz, że robiłem to dla ciebie? - oj, chyba Zayn się zdenerwował
- Dla mnie? - odwróciłam się gwałtownie - dla mnie? Nie wiem co robisz, z kim robisz i twierdzisz, że to dla mnie? - wstałam i byłam na poziomie chłopaka.
- Grozi ci niebezpieczeństwo! Nie zastanowiło cie dlaczego twoi rodzice zostali zamordowani? Dlaczego masz inne skrzydła? Dlaczego jesteś o wiele potężniejsza niż ci się wydaje?
- To dlaczego mi nie powiedzieliście? Tak lepiej planować za moimi plecami co dotyczy właśnie mnie. - warknęłam - po co to wszystko robisz, co?
- Bo cię kocham! - krzyknął, a mnie zamurowało - ale jesteś taką egoistką, że nawet tego nie zauważasz - dodał i opuścił pomieszczenie. Zszokowana usiadłam na łóżku i z szeroko otwartymi oczami patrzyłam przed siebie. Brawo Rose. Spieprzyłaś wszystko. Chyba każdego denerwuje ten mały głosik w głowie. Opadłam na materac i wypuściłam powietrze ze świstem.
- Witaj Rosie - usłyszałam gdzieś z boki. Podniosłam się i spojrzałam w kierunku wejścia.
- Damon, czego tutaj szukasz? - warknęłam.
- Oj kochanie, nie spinaj się tak. Słyszałem co ostatnio zrobiłaś? - uśmiechnął się półgębkiem.
- Nie wiem o czym mówisz - zmarszczyłam brwi.
- Och Rose, tylko mi nie mów, że nikt cię nie poinformował..
- O czym? - przerwałam mu.
- Ty na prawdę i niczym nie wiesz - bardziej stwierdził niż zapytał - Nie bez powodu jesteś tak potężna. Słyszałaś zapewne o wojnie między Aniołami a Upadłymi. Chodzi mi o tę ostatnią. Wiesz, kiedy twój ojciec zabił potomka Thomasa a naszego przywódcę, część jego mocy przeszła na ciebie. Ostatnim tchnieniem wypowiedział regułkę, którą otrzymał od zaprzyjaźnionej czarownicy. W ten sposób potomek twojego ojca, w tym miejscu to ty, odziedziczył znaczną część jego mocy, co może doprowadzić do końca wojny, na naszą bądź ich korzyść. Rozumiesz?
- To dlatego mnie chronią - szepnęłam do siebie.
- Tak dlatego, chociaż szczerze mówiąc ta ich ochrona jest strasznie słaba, bo jak widzisz jestem tutaj.- zaśmiał się.
- I co chcesz mnie teraz porwać? Trzymać w lochach? Torturować, aż biedna i wycieńczona wreszcie zgodzę się do was przyłączyć? Jesteś jeszcze głupszy niż mi się wydawało. Wolę zginąć niż brać w tym wszystkim udział. - prychnęłam.
- NIe ładnie. - powiedział, a ja poczułam jak płonę od środka. Krzyknęłam głośno. Poczułam łzy pod powiekami, jednak zacisnęłam oczy i nie pozwoliłam aby chodź jedna łza spłynęła po moim policzku.
- Przestań - warknęłam, ten jednak zaśmiał się i wzmocnił tortury. Zacisnęłam pięść i cały płomień, który był we mnie przeniosłam w dłonie. Skierowałam je w jego stronę. Płomień z wielką mocną uderzył w niego. Odleciał na kilka metrów i uderzył w ścianę. Zakręciło mi siew głowie, jednak dałam radę stanąć na nogach.
- Jesteś waleczna, podoba mi się. - powiedział kiedy zbierał się z podłogi. Spiorunowałam go wzrokiem. Schowałam jedna dłoń za siebie, z której zaczęły wydobywać się pnącza, które schwytały go za ręce i nogi. Uniósł się do góry.
- No dalej maleńka, na tylko tyle cie stać. - dmuchnęłam w niego silnym powietrzem, po czym oblałam go lodowatą wodą. - Kiepsko - prychnął. Prowokował mnie i udawało mu się to.
- Jesteś jak wrzut nie da się ciebie pozbyć - syknęłam.
- Taki mój urok, kochanie. - uśmiechnął się perfidnie.
- Przyznaj, kto cię informuje? Kto spowiada się z tego co tutaj się dzieje? Kto wam pomaga? - zapytałam.
- Kojarzysz dziewczynę o imieniu Sue? - zapytał, a ja zdziwiona trochę otworzyłam szerzej oczy. Tak szybko się poddał.
- Dlaczego miałabym ci wierzyć?
- Bo wiem, że i tak ktoś mnie za niedługo załatwi. - wzruszył ramionami - A po za tym to podobasz mi się.
- Och proszę cie bo się rozczulę - mruknęłam.
- Jesteś całkiem seksowna, naprawdę. Ale nie tak jak twoja mamusia. - spojrzałam na niego.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że twoja ukochana mamusia spała ze mną. - zrobił niewinną minę.
- Kłamiesz - warknęłam zacieśniając więzła.
- Nawet nie wiesz jak było pięknie, te jej och i ach. I to jak krzyczała moje imię. Muzyka dla moich uszu. Szkoda, że musiałem ją tak perfidnie przebić.
- To ty? - bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
- Tak Rosie, to ja. Tatusia też przebiłem nawet mnie nie zauważył. Za dużo czasu jednak był wśród ludzi. - zaśmiał się. Poczułam jak krew we mnie zawrzała.
- Co ty na to abym cie przebiła, tak samo jak ty ich? - uniosłam jedna brew do góry i nie czekają na odpowiedź przebiłam go ostrym soplem lodu, który wytworzyłam. Oprzytomniałam i przestraszona odskoczyłam wypuszczając chłopaka z uwięzi. Oparłam się o ścianę i zaczęłam płakać.
- Nie, to nie może być prawda - powtarzałam jak mantrę. Pokręciłam głową i pociągnęłam za swoje włosy.
- Rose - usłyszałam w następnej chwili poczułam silny uścisk.
- Cynthio zabierzcie stąd ciało. - spojrzałam na Victoriusa. - Co się ze mną dzieje?
~Zayn~
Jakim ja jestem kretynem. Teraz pewnie nie będzie chciała mnie znać.
- Co się z nią dzieje? Od ostatniego "wypadku" nie poznaję jej? Nigdy nie widziałem, aby ktokolwiek się tak zachowywał, jakby to nie była ona. - powiedziałem zmartwiony, kiedy całą paczką siedzieliśmy u dyrektora w gabinecie.
- To wszystko przez tę cząstkę, która zasila serce Rose. Jeżeli dziewczyna nie zacznie z tym walczyć. Zawładnie nią w całości, a wtedy będziemy mieli dopiero problemy. - stwierdził.
- Jak to możliwe? Myślałam, że już w dzieciństwie wybieramy drogę, którą chcemy podążać. Przecież wpływają na nas rodzice, wszystkie normy moralne mamy przez nich wpojone. To jak to możliwe, że Rose tak się zmienia? - zapytała Olivia.
- Kiedy odchodzą nasi najbliżsi, to wraz z nimi pewna część nas samych. Zobacz gdyby nie to co Rose czuje do Zayna, zapewne byłaby już teraz w ich rękach i przygotowywała się do kolejnej wojny. Po za tym na dziewczynę działa właśnie ta cząstka w sercu dziewczyny. Walczy, to widać. Jednakże sama nie da sobie rady.
- W takim razie co mamy zrobić? - zapytałem.
- Być przy niej i dbać aby nie wpakowała się w kłopoty. Ja nauczę ją kontrolować swoje moce i emocje. Przez to będzie sprawowała kompletną władzą nad duszą i sercem. - pokiwaliśmy głową i udaliśmy się do swoich pokoi. Czeka nas ciężka praca.
~Jenny~
Ta wściekłość Rose była przerażająca. Jej moc przewyższała ją samą. Bardzo się o nią bałam. To co powiedział Victorius dało nam do myślenia. Musimy pilnować Rosie. Męczy mnie tylko, że musimy mieć przed nią sekrety. To przecież moja przyjaciółka. Po "naradzie" w gabinecie dyrektora wróciliśmy do swoich pokoi. Liam mnie odprowadził, ponieważ sam miał niedaleko. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Nagle poczułam jak brunet chwyta moją dłoń i splata nasze palce. Uśmiechnęłam się pod nosem. Stojąc przy drzwiach mojej komnaty zapytał:
-Spotkajmy się dzisiaj... chciałbym ci coś powiedzieć.
-To dlaczego nie zrobisz tego tu i teraz?
-Ponieważ to nie jest odpowiedni moment...
-Skoro tak ci zależy... o której i gdzie?
-Może u mnie o 18?
-Mi pasuję.
-Dobrze, do zobaczenia.-pocałował wierzch mojej dłoni i odszedł.
Patrzyłam jeszcze przez moment jak odchodzi. Kiedy zniknął z pola mojego widzenia weszłam do środka.
Godzina na szykowanie mi zejdzie...
Westchnęłam cicho. Podeszłam do szafy. Zaczęłam przeglądać poszczególne ubrania. Nie wiedziałam co na siebie włożyć. Czy sukienkę czy może spodnie? Przeszłam do łazienki, aby wziąć prysznic. Wytarłam szybko ciało w miękki, puchaty zielony ręcznik. Wysuszyłam włosy i wyszłam. Ponownie spojrzałam do szafy.
Chce mi coś powiedzieć hmm...
Mój wybór padł na białą sukienkę. Do niej ubrałam szpilki. Włosom pozwoliłam swobodnie opaść na ramiona. Nałożyłam na usta matową różową szminkę i byłam już gotowa.. Spojrzałam na zegarek... 17:50. Postanowiłam spakować się na jutro. Na książce od lecznictwa zauważyłam napis:
-"Cześć :) robisz coś dzisiaj? Strasznie się nudzę... może spotkamy się za pół godziny? ~Liv"
-"Wiesz, nie za bardzo mogę... umówiłam się już z Liam'em..."
-"Uuu! To do zobaczenia jutro w szkole ;)"
-"Pa ;*"
Nasza konwersacja znikła, a ja włożyłam książki do torby. Położyłam ją na podłodze. Wyszłam z pokoju i udałam się do Liam'a. Zapukałam kilka razy i po cichym "proszę" weszłam do środka. Widok jego pokoju totalnie mnie zszokował. Przepraszam, to nie był pokój! To był jakiś las! Przeszłam ostrożnie odgarniając gałęzie. Przed moim oczyma ukazało się jezioro, na którym była malutka wysepka, a na niej kocyk i koszyk piknikowy.
Jak ja niby mam się tam dostać?!
Jak na zawołanie przede mną utworzyła się kamienna droga prowadząca do wyspy. Postawiłam nogę na kamieniu, aby sprawdzić czy jest dosyć stabilnie. Nie było tak źle, ale w szpilkach na pewno bym po tym nie przeszła. Zdjęłam buty i nastąpiłam na kamień. Później na kolejne aż znalazłam się na wysepce. Spojrzałam w górę. Nocne niebo obsypane błyszczącymi gwiazdami było przepiękne. Małe świetliki oświetlały pole widzenia, a grające świerszcze dodawały uroku.
-Podoba się?-powiedział przy moim uchu.
Odwróciłam się w jego stronę. Na jego widok uśmiechnęłam się.
-Bardzo, ale... jak ty to zrobiłeś?
-To zwykła iluzja.
-Jest niesamowicie realistyczna. Potrafisz taką wytworzyć?
-Oczywiście, to banalne.-uśmiechnął się słodko.
Złapał mnie za ręce. Spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki.
-Jenny...ja muszę ci coś powiedzieć...
-Mów, po to tu przyszłam.-uśmiechnęłam się uspokajająco.
-Jest to dla mnie trudne, bo trochę mnie onieśmielasz...-spuścił wzrok.
-Och.-zachichotałam, a na mojej twarzy pojawił się rumieniec.-No mów...
-Słuchaj...-podniósł wzrok i wkuł go w moje oczy.-Odkąd cię poznałem czułem się przy tobie inaczej... tak swobodniej i bardziej radośnie, a gdy się pocałowaliśmy coś mnie drgnęło, ale ty powiedziałaś, że to dla ciebie za wcześnie... i... ehm...-Do czego zmierzasz?
-Dobra...-szepnął do siebie.-Zakochałem się w tobie...
-Co?-zdziwiłam się.
-Jen, ja cię kocham, ale jeśli ty mnie nie...
-To co?-zapytałam zainteresowana.
-Mogę się pogrążyć w smutku i stać się upadłym...
-Liam... nie...-nie wiedziałam co powiedzieć.
-Co "nie''?-zapytał przejęty.
-Nie... nie staniesz się upadłym... też cię kocham.-uśmiechnęłam się.
-O mój Boże...-powiedział ze łzami w oczach.
-Ale...
-Jakie "ale"? Jakie znowu "ale"?
-Vanessa, ona nie da mi spokoju.
-Nią się nie przejmuj.
-A twoi rodzice? Przecież jesteś z czystej rodziny, a jeśli wyjdziesz za człowieka bez skazy...
-To mnie nie obchodzi, ważne jest, że będziemy razem i nikt nas nie rozdzieli.-uśmiechnął się.
Odwzajemniłam jego gest. Spojrzałam głęboko w jego czekoladowe oczy. Przerwa pomiędzy nami zmniejszała się z każdą sekundą. Zetknęliśmy czoła. Powoli zbliżałam moje usta do jego. Nagle usłyszałam jakieś chlapnięcie. Odwróciłam głowę w stronę, z której owe chlapnięcie dochodziło.
~Dan~
Nie miałem co robić. Zagrałem na gitarze chyba z 7 piosenek, odrobiłem wszystkie zadania, powtórzyłem materiał na jutro, spakowałem się, a nawet posprzątałem pokój i łazienkę. Tak na marginesie, to ostatnie zajęło mi trochę czasu. Postanowiłem pójść do mojego najlepszego kumpla. Udałem się do jego komnaty. Zapukałem kilka razy. Nic. Kolejny raz. Nic. Zapukałem trochę mocniej. I znowu nic. Otworzyłem drzwi, aby sprawdzić czy na pewno wszystko jest w porządku. Rozejrzałem się po jego pokoju.
Ooo bracie... Iluzja? Całkiem niezła. Czyżby poprawił swoje umiejętności?
Przeszedłem przez las (?) dokładnie patrząc pod nogi. Zatrzymałem się widząc u stóp wodę. Uniosłem wzrok i zobaczyłem jak Liam trzyma za ręce Jenny. Powoli zbliżali się do siebie. Ten widok mnie zabolał, choć nie wiem dlaczego. Próbowałem się wycofać, ale pech chciał abym kopnął jakiś kamyk, a ten wleciał do wody z pluskiem. Jen spojrzała się w moją stronę, a ja uciekłem. Usłyszałem za sobą wołanie mojego imienia. Wybiegłem z budynku i udałem się do ogrodu. Zatrzymałem się przy źródełku. Upadłem na kolana, a wzrok wtopiłem w taflę wody.