~Rose~
Poranek był dla mnie niezwykle przyjemny, mimo tego wszystkiego co zaszło w nocy. Czułam się jakoś inaczej, tak... dobrze. To chyba dobre słowo, nie?
Wstałam z łóżka, po czym z wielkim ociąganiem weszłam do łazienki. Wzięłam piżamę, po czym weszłam pod prysznic. Pozwoliłam aby ciepłe strumienie wody spływały po moim ciele, odpowiednio je rozbudzając. Zastanawiałam się jak to teraz będzie. Pokręciłam głową. Mamy święta, nie czas na to wszystko - pomyślałam. Zakręciłam wodę, ściągnęłam ręcznik z drzwi kabiny, a następnie owinęłam się nim. Wyszłam zostawiając mokre ślady na podłodze. Wyszłam do pokoju skąd zabrałam
ubrania, które planowałam dziś założyć. Wróciłam do łazienki, gdzie wykonałam wszystkie poranne czynności.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Byłam w stu procentach pewna, że to Zayn, tylko on jeszcze nie pojechał do rodziców.
- Rose? - usłyszałam jego głos.
- W łazience - odpowiedziałam, nie przerywając nakładania makijażu na twarz.
- Mam dla ciebie propo... WOW.. Rose? To ty? - zdziwienie jakie malowało się na jego twarzy, wywołało uśmiech na mojej - co ci się stało?
- Nic mi nie jest, Zayn - odłożyłam kosmetyki na swoje miejsce, po czym chwyciłam chłopaka za rękę, prowadząc go do pokoju, gdzie zajęliśmy miejsca naprzeciwko siebie, siadając na łóżku.
- Jakiś czas temu opowiadałam ci o mojej przemianie, o moim naznaczeniu - pokiwał głową - myślałam, że będzie ono wyglądało jak to Jenny, jednak jak widzisz, wyglądało o inaczej. To wszystko działo się w mojej głowie... ugh... brzmię jak wariatka, co? - zapytałam.
- Hej, posłuchaj, rozumiem, że to wszystko jest dla ciebie trudne, dla nas wszystkich jest. Szczerze to się nawet cieszę, że przeszłaś ją bezproblemowo - uśmiechnęłam się do niego szeroko. Podniosłam się z miejsca, po czym usiadłam na jego udach, mocno wtulając się w jego ciało. Odwzajemnił uścisk, chowając głowę w moich włosach.
Odsunęłam się lekko patrząc w cudowne czekoladowe tęczówki.
- Kocham cię - powiedziałam z ustami przy jego.
- Ja ciebie też maleńka - szepnął, po czym połączył nasze usta w długim, gorącym i pełnym uczuć pocałunku.
- Na jakiej zasadzie nastąpiła ta przemiana? - bawiłam się palcami Zayna, leżąc w jego ramionach, mimo że on powinien już być w domu.
- Jako, że byłam po jakiejś części po stronie Upadłych, ale i Aniołów, musiałam dokonać wyboru poprzez naznaczenie.
- To nielogiczne - zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- Chodzi tu o moje korzenie, sama tego nie rozumiem, ale postaram się dowiedzieć wszystkiego od Stefana. Teraz jestem w połowie Archaniołem, a w połowie...
- Upadłym Demonem?
- Skąd wiesz? - spojrzałam na niego, z zaciekawieniem.
- Czytałem kiedyś o tym, w notatkach mojego ojca.
- Rozumiem, ale co w nich było?
- Nie do końca pamiętam, ale możemy je przejrzeć, wieczorem.
- Wieczorem?
- Tak, chciałbym żebyś te święta spędziła razem ze mną.
- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł - spojrzałam na niego.
- A ja myślę, że jak najbardziej. Nikt nie powinien świąt spędzać sam - pogładził mnie po policzku, a ja wtuliłam twarz w jego dłoń - proszę.
- Okey - pokiwałam głową, lekko się uśmiechnęłam.
- Dobra, to idź się przygotuj - pocałował mnie w czoło i wstał z łóżka.
- Okey? - mruknęłam bardziej od siebie, niż do niego. Podążyłam jego śladem, stając przed szafą, aby wybrać odpowiednią sukienkę na wieczór.
Wzięłam czarną, której plecy były wykonane z koronki oraz czarne szpilki. Weszłam do łazienki, po szybkim prysznicu ubrałam wybrane ciuchy, po czym nałożyłam makijaż. Pokreśliłam oczy kredką, a rzęsy tuszem. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, założyłam buty i wyszłam z pomieszczenia. W pokoju stał już Zayn w białej koszuli i czarnych spodniach, co razem świetnie się komponowało. Biel doskonale podkreślała czarny tusz, który zdobił jego ręce. Na mój widok uśmiechnął się, a w oczach pojawił się tajemniczy błysk. Odwzajemniłam gest podchodząc do niego i podając mu swą dłoń. Pocałował ją, jak przystało na dżentelmena, co skwitowałam śmiechem.
- Madame, czy zgodzi się pani mi towarzyszyć? - ukłonił się. Z uśmiechem przytaknęłam po czym razem skierowaliśmy się do wyjścia. Od razu znaleźliśmy się pod posiadłością Malików, tak przypuszczałam. Otworzył drzwi i pozwoliłam mi pójść przodem, co z chęcią uczyniłam, wiedziałam, że chce popatrzeć na moje pośladki, przez co z premedytacją nimi zabujałam. Usłyszałam jak wciąga powietrze, a następnie obejmuje mnie w talii.
- Zayn! Rose! - spojrzałam w stronę skąd dochodził głos, w drzwiach prowadzących, jak mi się wydaje, salonu stanęła pani Malik, ze swoim szerokim uśmiechem i otwartymi ramionami.
- Dobry Wieczór - przywitałam się, uśmiechając mimowolnie.
- Rose? Kochanie, jak się zmieniłaś, nie mogę uwierzyć, że wyrosłaś aż na tak piękną kobietę - zarumieniłam się na jej słowa, przez co kobieta zaśmiała się lekko, chwytając mnie w ramiona.
- Dziękuję bardzo, cieszę się, że znów mogliśmy się spotkać - odpowiedziałam beztrosko, starając się opanować moje rumieńce.
- Nie ma za co. Zayn! Skarbie, jak ja cię dawno nie widziałam - podeszła do syna po czym przytuliła go, zostawiając na jego policzku ślad po szmince.
Po burzliwym przywitaniu z resztą rodziny, usiedliśmy do stołu, gdzie pani Malik, podała kolację. Atmosfera, jak i jedzenie była doskonała. Natomiast towarzystwo doborowe. Uwielbiałam każdą z sióstr mojego chłopaka, za sposób być, za podejście do życia. Muszę przyznać, że nie wiele różniły się od brata. Kiedy słuchałam opowieści o nim, oczywiście z dzieciństwa, nie mogłam uwierzyć, że był on takim narwańcem.
Kolacja minęła szybko, za szybko jak dla mnie. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi, po czym udaliśmy się na górę, gdzie mieścił się pokój chłopaka. Mimo to, nie weszliśmy do niego, a skierowaliśmy się do pomieszczenia położonego na samym końcu korytarza, gdzie, jak się okazało, znajdował się stary gabinet ojca Zayna, w którym trzymano wszystkie dokumenty i tym podobne.
Pomieszczenie nie było duże, aczkolwiek na tyle, aby pomieścić wszystkie ważne przedmioty. Na środku stało biurko, z fotelem obitym skórą, pod ścianą biblioteczka, a naprzeciwko półka z papierami. Pierwsze gdzie podeszłam to biblioteczka. Przejechałam dłonią po twardych okładkach ksiąg, starając się odczytać to, co było zapisane językiem Upadłych. Zmarszczyłam brwi, widząc tytuł jednej z nich...
prapoczątek. Sięgnęłam po nią ręką i wyciągnęłam z pomiędzy dwóch innych. Wypadła z niej kartka oraz zdjęcie. Widniał na nim Stefan, jak przypuszczam z baratem. Zdawało się jakby wykonane niedawno. Odwróciłam je, jednak na odwrócie nic nie było. Spojrzałam na kartkę, której treść zmieniła światło, padające na tę przygodę.
On jest bliżej niż myślisz. Spojrzałam raz jeszcze na zdjęcie, jednak widniał na nim mężczyzna. Jego twarz była jakby demoniczna, a oczy płonęły ogniem. Były czarne, jak bezgwiezdna noc. Na ustach widniał lekki, aczkolwiek złowieszczy uśmiech. Nagle, jakby magicznie, pojawił się na nim napis :
już niedługo się spotkamy.
~Jennifer~
Wieczór stawał się coraz zimniejszy, a ja nawet tego nie czułam nadal siedząc na dzwonnicy akademii. Wpatrywałam się w purpurowe niebo, które robiło się stopniowo ciemniejsze. Z każdym dniem spędzałam tu większą ilość czasu. Czy oddalałam się od przyjaciół? Nie, wcale, ale czasem wolałam pobyć sama. Pomyśleć, analizując każdy szczegół z dnia i wyciągając wnioski. Potrzebowałam tego, chciałam czuć się dzięki temu bezpieczniejsza, ponieważ narastał we mnie niepokój. Bałam się o kolejny dzień, o to co po nim nastanie. Czy dalej spokojnie będę uczęszczała na zajęcia i dzieliła wolne godziny z przyjaciółmi, czy może Upadli zaatakują szkołę i rozpocznie się wojna. Ścisnęłam w dłoń w pięść, a do moich oczu napłynęły łzy. Z minuty na minutę bałam się coraz bardziej, traciłam siły przez starch. Wzięłam głęboki oddech, spojrzałam w niebo. Dwie gwiazdy obok siebie zamigotały, a moją rękę oblał biały blask. Poczułam delikatne obciążenie w dłoni. Otworzyłam ją i ujrzałam kamień, ale z kawałkami kolorowych diamentów. Pod skałą poczułam pieczenie, które przerodziło się w napis: "Oto klucz do wszystkiego, korzystaj z niego córeczko, tata xx". Wstrzymałam oddech. Obróciłam w palcach niewielki kamyczek ze łzami w oczach.
Oni mnie widzą... obserwują każdego dnia? Kontaktują się ze mną nawet tam, po drugiej stronie?
Nagle usłyszałam trzepotanie skrzydeł, a następnie poczułam dłoń na ramieniu. Szybko schowałam kamień. Nie chciałam, aby ktoś wiedział o nim oprócz mnie. Moim towarzyszem okazał się Dan. Ostatnio dużo go ignorowałam, niestety musiałam, źródło przy którym przesiadywaliśmy mogło na nas zadziałać, a na to nie mogłam pozwolić. Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy usiadł obok mnie.
- Znowu doskwiera ci bezsenność? - spytałam patrząc w błękit jego oczu.
- Tobie będzie doskwierać przez wieczność, więc tak. - zaśmiał się ponuro. - Mam straszne koszmary, nie mam ochoty na ich ciąg dalszy. - przewrócił oczami.
- Często je miewasz. - stwierdziłam podliczając w myślach którą noc spędza nie przespaną. - Wykończysz się bez snu przez ponad 2 tygodnie, jak nie więcej.
- Spokojnie, kiedy przechodziłaś przemianę spałem w nocy aż 5 dni. - zapewnił szturchając mnie lekko w ramię.
- Ach, czyli to moja wina? - zachichotałam.
- Ja tego nie powiedziałem, ale kto wie... - udał zamyślonego, przez co oberwał ode mnie w ramię. - Okay, okay! Nie bij więcej! Bo to naprawdę boli. - trzymał się za bolące miejsce z grymasem na twarzy.
- Oj bez przesady... - przewróciłam oczami.
- Moja droga, najwidoczniej muszę cię uświadomić, że nie jesteś już taka słaba i jak przywalisz porządniej to ktoś może pofrunąć bez pomocy skrzydeł. - odparł poważnym tonem, a później się roześmiał.
- Więc lepiej mnie nie wkurzać. - skwitowałam z zwycięskim uśmiechem.
Blondyn westchnął ciężko, a ja oparłam głowę o jego ramię, którym sekundę później mnie przytulił. W jego uścisku czułam się bezpieczna, a to uczucie przestało mi od jakiegoś czasu towarzyszyć. Choć kryłam w sobie niezwykłą siłę fizyczną, byłam słaba psychicznie. Jeden błąd mógł mnie zniszczyć doszczętnie.
Nagle do moich uszu dotarł dźwięk trzepotania skrzydeł z akompaniamentem jęków wypełnionych bólem. Wstałam z miejsca i spojrzałam w niebo. Nic nie dostrzegłam, a odgłosy były coraz bardziej słyszalne.
- Jen, co się dzieje? - spytał wstając.
- Słyszę coś, jakby ktoś ranny leciał w naszą stronę. - odpowiedziałam lekko przestraszona.
Weź się w garść! Nie bój się wszystkiego na każdym kroku!
Przeszłam obok dzwonu, aby przedostać się na drugą stronę. Spojrzałam w niebo z każdego łuku dzwonnicy, ale nie widziałam nikogo. Gdy Dan słyszał już tak samo wyraźnie te dźwięki jak ja, coś a nawet ktoś uderzył o spiczasty dach i powoli się z niego zsuwając. Zdjęłam swoją kurtkę łapiąc się krawędzi dachu. Sekundę później stałam na pochyłej powierzchni, a ciało nadal bezwładnie spadało. Pochwyciłam mężczyznę za nadgarstek, ale niestety straciłam równowagę w efekcie czego oboje osunęliśmy się po krawędzi. W samą porę Dan złapał nas i wciągnął do środka. Upadłam obok mężczyzny na betonowej podłodze. Na mojej bluzce dostrzegłam krew, a jej zapach drażnił moje nozdrza. Ciężko przełknęłam ślinę próbując opanować żądze krwi.
- Co z nim? - wychrypiałam odchodząc kilka kroków od rannego.
- Ma dużą rozległą ranę, a co gorsze, wcale się nie goi... prawdopodobnie został dźgnięty niejednokrotnie złotym nożem albo srebrnym sztyletem Upadłych, kto wie czy ta broń była czymś nasączona. - ocenił niczym lekarz.
- Upadły czy Anioł? - zapytałam już spokojniejsza.
- Na przedramieniu ma jakiś napis ze znakiem, ale nie wiem co on oznacza. - podeszłam do nich.
- Dan, ale nic tu nie ma. - stwierdziłam siadając blisko chłopaka.
- Jak to nie? No przecież widzę! Erra Menicus Sellsa Cenis Henireria Transekspo Villan Qestriano Archangelus Narenix
- Erra to po prastaremu rasa, Menicus - należący, Sellsa - wieczność, Cenis - pochłonięty albo uwięziony, a Archangelus to po łacinie Archanioł.
- Czyli; Rasa należąca do wieczności uwięziona, coś tam coś tam, Archanioł... tsa, brzmi to naprawdę sensownie. - prychnął.
- Zajmij się tym krwotokiem, ja to jakoś rozszyfruje... - podniosłam przedramie mężczyzny na wysokość mojej twarzy.
Dan twierdził, że jest tu jakiś znak, ale ja go nie widziałam. Może dlatego, że nie jestem do końca aniołem?
Wpadłam jednak na pewnien pomysł. Wyciągnęłam kamień, który dostałam od taty. Zacisnęłam go w dłoni, w której po chwili poczułam mrowienie. Kamień zmienił się w małe złote pióro. Jego puchem przetarłam po przedramieniu, a znak wraz z napisem ukazał się moim oczom. Tym razem tekst był przetłumaczony na współczesny język, a brzmiał on: " Rasa należąca do wieczności utrzymana pomiędzy wybrańcami Archaniołów i Upadłych aniołów, którzy zajmą należne im miejsce ". Sam znak przedstawiał koronę z skrzydłami, a pod nimi dwie róże, jedna czarna, a druga biała.
Wybrańcy? Należne miejsce? Rasa? Wszystko z każdym dniem coraz bardziej się komplikowało. Co to wszystko miało znaczyć?
- Ej, Jennifer... - usłyszałam głos Dan'a.
Przeniosłam wzrok na niego. Jego twarz wyrażała istne przerażenie. Oczy miał skierowane na głowę mężczyzny, więc możliwym było, że strach opanował go gdy spojrzał i rozpoznał szatyna. Podobnie zareagowałam.
Nie... od kilku tygodni nie dawał znaku życia! Jego pojawienie się nie jest przypadkiem... zzwiastuje to tylko jedno. Dzień, którego najbardziej się obawiam nadchodzi, na dodatek wielkimi krokami.
**************
Kolejny rozdział pojawiający się z wielkim opóźnieniem, za co naprawdę przepraszamy. Czas niestety nie jest dla nas łaskawy, a nie wspomnę już o innych rzeczach. Kolejne wymówki typu szkoła, nadal będą się pojawiały, ale niestety jest coś nawet gorszego. Mamy plany na następne rozdziały, ale nie wiemy jak to określić w słowa. Wszystko jest zapalanowane w przyszłość, ale trzeba to jakoś usadowić w rozdziałach. Postaramy się jak najszybciej napisać i dodać nowy wpis, który prawdopodobnie pojawi się na końcu kwietnia i początku maja. Prosimy o wybaczenie za zwlekanie.
Zapraszamy jednocześnie do zagłosowanie na Akademie w blogu miesiąca do której została nominowana!
Avelen Xx & Little Lies
(P.s. rozdział nie sprawdzany, mogą pojawiać się błędy)